Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3 dzień

3.12.1409 r.

Trakt był przejezdny. Końskie kopyta zrobiły ze śniegu i gleby breję. Rycerz i jego giermek podążali przodem. Co chwilę zerkali w moją stronę, spowalniałam ich.

W dzieciństwie brałam lekcje jazdy konnej. Sądziłam, że teraz sobie poradzę. Kilkugodzinna podróż okazała się jednak drogą przez mękę. Czułam, jak od ciągłego siedzenia w siodle palą mnie pośladki, a ból wciąż się wzmagał.

Rycerz nagle zwolnił i poczekał, aż do niego dołączę. 
– Jak panna nie przyspieszy, do świąt nie zobaczym stolicy – powiedział z pretensją, lecz dostrzegając nachodzące mnie z zimna dreszcze oraz cierpienie wypisane na twarzy, zmiarkował się. Ściągnął z barków borsucze futro, mimo protestów zarzucił mi je na już okryte baranim kożuchem ramiona. Stalowe oczy rozbłysły w wyrazie współczucia.
– Jak pannę zwą?
– Anna...

Nie ośmieliłam się podać zmyślonego miejsca pochodzenia.
– Z waćpanny taka szlachcianka jak ze mnie Zawisza Czarny z Grabowa.

Popatrzyłam na jego blond czuprynę, jasną karnację i mimowolnie się uśmiechnęłam.
– Ciekawi mię panna. Sama w drogę się wybrała. Niby bez majętności, a po nocy się błąkała w gieźle z drogiego materiału, na niebezpieczeństwo narażała... 

Spąsowiałam słysząc, że moja najlepsza koktajlowa sukienka została uznana za bieliźnianą część garderoby.
– Panie Dziwigorze! – krzyknął giermek. – Jeźdźcy!

Zjechaliśmy na pobocze, gdy na horyzoncie pojawiła się konnica składająca się z kilku braci-rycerzy. Spływające z ich pleców na zady wierzchowców białe płaszcze zdobiły wielkie, czarne krzyże. Jadący na czele starzec o brodzie długiej i siwej odpowiedział Dziwigorowi na pozdrowienie, ale jego wzrok pozostał chłodny.
– Krzyżacka gadzina, tfu! – splunął na ziemię wzburzony giermek, gdy tamci się oddalili...

(razem z datą rozdział liczy 250 słów)


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro