Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

19 dzień

19.12.1409 r.

Wyszłam z gospody zaraz po śniadaniu. Śnieg chrzęścił pod podeszwami ocieplanych pantofli. Z nieba leciały kolejne śnieżynki, które tworzyły przede mną gęstą firanę. Na zimnym powietrzu chciałam ostudzić głowę i wymyślić, co dalej robić. Czy miałam jakąkolwiek szansę, by wrócić do współczesności? Zaczynałam w to wątpić, ale dopóki nosiłam na szyi medalion, dopóty tliła się w moim sercu nadzieja.
– To ona!

Na początku nie pomyślałam, że to było o mnie. Dopiero gdy uniosłam głowę, zobaczyłam pomarszczoną w złości, znajomą twarz i zaniepokoiłam się. Mężczyzna wskazywał na mnie palcem. Zaczepieni przez niego strażnicy miejscy podążyli wzrokiem w moim kierunku. Zatrzymałam się.

– To na pewno ta kobieta, która przyszła do mojego sklepu i pytała o niedopuszczalne zioła! Stoi przed wami... wiedźma!

Krzyk zielarza zwrócił uwagę przechodniów, a na strażników zadziałał jak rozkaz. Szczęknęła wysuwana przez nich oręż. Spod hełmów łypnęły złowrogie spojrzenia. Instynkt podpowiedział mi, że pora uciekać. Odwróciłam się na pięcie i zaczęłam biec.

– Zatrzymać ją! – wrzasnęli goniący mnie mężczyźni, lecz mijani ludzie tylko oglądali się na nas z zaciekawieniem. Uniosłam długą spódnicę, by nie zaplątały się w nią nogi. Po tym, jak przebiegłam pod arkadami gwarnych sukiennic, skręciłam w boczną uliczkę, by zmylić ścigających. Właśnie wtedy popełniłam błąd.

To był ślepy zaułek. Nie znałam średniowiecznej zabudowy miasta i ta niewiedza zemściła się na mnie w najgorszej z możliwych chwil. Strażnicy dobiegli. Nieustępliwie chwycili mnie pod ramiona oraz zdecydowanie poprowadzili.

– Nie jestem czarownicą. Tamten człowiek kłamie! – zawyłam, starając się wyrwać z uścisku. Bez skutku.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro