1 dzień
24.12.2019 r.
Dotykałam tarczy zegara z czułością, jakby pod nią kryło się serce ukochanego mężczyzny. Opuszkami palców przejechałam po wewnętrznej stronie medalionu, gdzie ktoś kiedyś wykaligrafował: Teraz i zawsze.
– Zatrzyma piękne chwile, tego chciałaś – Robert wyraża moje pragnienie na głos. Zaciska nasze dłonie na upominku, używanym naszyjniku przyniesionym z okazji pierwszych wspólnych świąt. Kupowanie nowości nie jest w stylu tego studenta historii sztuki twierdzącego, że w starociach zaklęte są cząstki przeszłości, które trzeba odnaleźć.
Robert opowiada, jak nabył przedmiot: na pchlim targu, u starca sprzedającego antyczne czasomierze, który zdradził mu, że oglądany egzemplarz jest wyjątkowy.
Niemal straciłby prezent. Dozorca kamienicy zapomniał posypać chodnik piaskiem. Młodzieniec poślizgnął się. Upuszczony zegarek uderzył o lód.
– Na szczęście działa. Sprawdźmy, czy zatrzymuje czas.
– Jak? – Zaśmiałam się. Robert przyciągnął mnie do siebie, poprawił koc, którym okryte były nasze ciała. Czułam jego ciepły oddech na karku, kiedy mnie instruował.
– Przysuń tarczę do ust i wyszeptaj słowa zapisane na medalionie...
1.12.1409 r.
Płatki śniegu wirowały w powietrzu. Część zawiesiła się na drżących rzęsach, inne znikały natychmiast po zetknięciu ze skórą. Ubrana w krótką sukienkę dygotałam z zimna. Zdezorientowana rozglądałam się po miejscu, którego nie rozpoznawałam. Z naprzeciwka, pogrążonego w mroku zaułka nadchodził mężczyzna. Dostrzegł mnie. Nie miałam dokąd uciec.
Wołałam o pomoc, gdy mnie powalił, unieruchomił i próbował rozerwać ubranie. Odwracałam twarz przed pijackimi, obrzydliwymi pocałunkami.
Jeździec na wierzchowcu nadjechał niespodziewanie. Wyciągany z pochwy miecz zaświszczał złowrogo. Szybko nastąpiło cięcie. Zsunęłam z siebie ciężkie truchło napastnika i przekonując się, że cała zostałam umazana krwawą posoką, zemdlałam.
Nie licząc śródtytułów w formie dat, rozdział ma 250 słów.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro