Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 36

Nad mną stał...mój brat .

- Hej

- Co ty tu robisz?

- Wybierają głównego Alfę... Nie możemy dłużej czekać na Brandona. On może się wcale nie...

- Nie kończ- warknęłam- Obudzi się . Wiem to. Nie zostawił by nas.

- Wan...

- Kiedy będzie głosowanie ?

- Dokładnie za 4 dni. Zarezerwowałem lot dla ciebie .

- Nie pojadę do Rzymu kiedy mój mate leży w śpiączce. Jestem jego siłą. Mate nie powinny być tak daleko od siebie zwłaszcza w takich sytuacjach...

- Od tego zależy kto będzie miał nad nami władze.

- Zostanę...Powinieneś opiekować się swoją watahą. Mogłeś po prostu zadzwonić.

- Zostanę tu na te 3 dni wraz z Lilii.

- Czemu?

- Musimy się tobą opiekować. Masz trudny czas... Brandon...

- Obudzi się... A ja nie jestem kaleką. Daję sobie doskonale radę.

- Wiem mała wiem , jednakże chcieli byśmy zostać.

- Dobra.- jęknęłam - Ale jak będziesz za bardzo opiekuńczy to nie będę zważała na nic i wykopie cię na wycieraczkę

- Żartujesz...

- Skoro już jesteś przydaj się do czegoś i zrób mi naleśniki z czekoladą i masłem orzechowym... o i bananami i lodami...

- To się nazywa wykorzystywa...

- Coś mówiłeś?

- Nie. Nie- zaśmiałam się kiedy opuścił moja sypialnie.


Ubrałam leginsy i niebieski sweter Brandona. Myśl iż nie będę musiała ponownie monotonne spędzić dnia trochę poprawiła mi humor.
Głodna jak wilk ,zeskakując delikatnie i z gracją ze schodów ruszyłam do kuchni.

- Powinnaś uważać na schodach - spojrzał na mnie zatroskany .
Spojrzałam na niego nie zrozumiale. Wtedy wysłał mi porozumiewawcze spojrzenie.
Warknęłam i naburmuszona usiadłam aby odczekać chwilę.                                                                        Po wyjątkowo dłużącym się czasie pod moim nosem wylądował stos naleśników z czekoladą . Na wierzchu było masło orzechowe A obok banan. Chrząknęłam A po chwili w miseczce obok znalazły się lody waniliowe. Tak to ja mogę żyć tylko...

Nagle posmutniałam.

- Ej co jest ?

- Tęsknię za Brandonem. Minął już miesiąc Chris... nie poradzę sobie sama z watahą i...

- Pomożemy Ci- w progu pojawiła się Lilii

- Macie swoją watahę

- Masz rację nie bredzisz prowadzić tej watahy A skoro Brandon ma rodzeństwo...

Wyłączyłam się zupełnie. Przestałam słuchać skupiłam się tylko i wyłącznie na jedzeniu.

Gdy już zjadłam całą swoją porcję nie zostawiając nawet okruszków wrzuciłam naczynia do zlewu.

- Pójdziecie ze mną do Brandona ?

- Jasne

Siedzę od 15 minut trzymając jego rękę. Dalej nic. Dalej nie daje znaków życia.
Poczułam rękę na ramieniu.

- Chodźmy. Zajrzymy do niego jutro dobrze?- ładny głos blondynki odbił się w moich uszach

Nie chciałam z stąd iść. Chciałam zostać przy nim do chwili w której się obudzi.

- Jeszcze 5 min - odpowiedziałam  nawet na nią nie patrząc...


Postanowiliśmy zrobić sobie wieczór filmowy. Chcieliśmy  odciągając wszystko co złe i przykre i choć na chwilę o tym zapomnieć oglądając i jedząc niezdrowe jedzenie.
Przyznam iż nawet się nam to udało dopóki na ekranie nie zaczęły pojawiać się romantyczne sceny. Gdy tylko spojrzałam na wtuloną w mojego brata blondynkę zachciało mi się płakać . Chciała bym wtulić się w bezpieczne ramiona mojego mate...

Z moich oczu zaczęły wpływać pojedyncze słone krople łez. Wiem że muszę być silna lecz czuję wewnętrzną pustkę. Jakby ktoś wyrwał połowę mojego serca pozwalając mi żyć jednak nie całkowicie spełnioną. Brandon jest moja lepszą połową. Silny , kochany,  opiekuńczy, zaborczy,  przystojny , potrafiący rozśmieszyć mnie do łez gdy przed chwilą byłam bardzo smutna. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie świata bez niego obok.

- Wszystko dobrze?- zauważyłam iż mój brat mi się  przygląda. Starałam szybko policzki i pokiwałam twierdząco głową.

- Położę się już- pociągnęłam nosem.

- Potrzebujesz może...

- Nie. Poradzę sobie. Dziękuję- odeszłam zostawiając ich samych .

Następnego ranka wstałam czując się okropnie. Bolała mnie głowa,  brzuch i do tego czułam jak bym miała zwrócić wszystko co zjadłam przez cały tydzień.

Jednakże musiałam zająć się stadem. Do tej pory bardzo pomagał mi Beta główny i ojciec Brandona. Swoją drogą ten również jest zrozpaczony stanem syna. Natomiast jego macocha ma to wszystko w głębokim poważaniu. Dalej uważa iż nie zasługuje na miano Luny lecz nie ma w tej kwestii nic do gadania.
Albert i ona wraz z przyrodnim rodzeństwem wyprowadzili się z domu głównego ale przez czasy w jakich jesteśmy tymczasowo wrócili. Jako luna starałam się zapewnić członkom stada miejsce w domu główny ale po mimo wielkości tego miejsca niektóre osoby musiały zalokować się w najbliżej położonych domkach.


Ubrana się w szare dresy i krótki również szary sweterek wyszłam aby zmierzyć się z wszystkim co szykuje mi los dzisiejszego dnia...


Los okazał się okrutny i leżę na łóżku owinięta kocem czują się okropnie. Prawie zemdlał pomagając jednej kobiecie z dzieckiem i wtedy mój brat zakazał mi ruszać się z dalej niż do toalety. Oczywiście próbowałam mu wyperswadować ten idiotyczny pomysł lecz poparła to moja blond przyjaciółka. Wszyscy przeciwko mnie...

- Jak się czujesz ?

- Wyśmienicie

- Przestań się burzyć robimy to dla twojego dobra .

- Tak wiem ale... Nie byłam dziś w szpitalu.

- Jeden dzień możesz sobie odpuścić.

- A co jeśli się teraz obudzi A ja nie będę przy nim?

- Wan...

- Obudzi się...

- Przyniosłam ci obiad - uśmiechnęła się i podała mi tackę. Sałatka z kurczakiem. Pycha.

- Dziękuję- wzrokiem wróciłam do telewizora. Oglądałam aktualnie 
" Przygody Merlina". Cudowny serial. Zakochałam się w nim.

- Posłuchaj co do rady...

- Mówiłam już że nie jadę.

- Możesz zostać Alfą głównym...

- Przecież jestem kobietą.

- Tak zgodnie z kodeksem możesz zostać Alfą głównym. Jesteś aktualnie jedynym... sprawnym przedstawicielem swojej watahy.

- A  ojciec Brandona?

- Zrzekł się praw do stada i oddał je w ręce syna.

- Nie chce tam jechać bez Brandona- posmutniałam

- Wiem kochanie. Wiem.- usiadła przy mnie głaszcząc mnie po głowie.

Więcej żadna z nas się nie odezwała. Skończyłam swój obiad odstawiając tace na podłogę. Obie natomiast wciągnęłyśmy się w serial.

- Witam moje ulubione Panie.

-Hej

- Wan jak się czujesz ?

- Przysięgam że jak jeszcze ktoś o to spyta to strzelę sobie w łeb.

- Okej zluzuj hormony - zaśmiał się i położył obok swojej mate która leżała obok mnie.

- Chris myślisz że mogę pójść do Brandona?

- Dziś?

- Tak

- Nie sądzę aby to była dobry pomysł .

- Proszę...

- Wan...

- Christian przysięgam że zaraz pozabijam was oboje i sama wyjdę więc proszę jeszcze raz grzecznie. Mogę?

- Tylko na chwilkę jasne?

- Jak słońce- ucieszona zaklaskałam w dłonie i wyskoczyłam z łóżka. Delikatnie zakręciło mi się w głowie ale nie przejmowałam się tym...

Wraz z dwójką zakochanych weszłam do szpitala A następnie ja sama do sali mojego mate.

Złapałam za jego rękę siadając jak najbliżej się dało na łóżku szpitalnym.
W ciszy patrzyłam na jego przystojną, spokojną twarz. Jego idealnie równe brwi , przykryte ciężkimi powiekami , jego przepiękne oczy za którymi tak bardzo tęsknię. Jego dość duży nos,  mała blizna niedaleko ust które są tak pełne i idealnie dopasowane do moich. Kształtna szczęka,  rozczochrane włosy. Wygląda tak spokojnie wręcz uroczo...

Złożyłam delikatny lecz pełen miłości pocałunek na jego ustach p...

_______________________________

Do następnego ...👋❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro