Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 34

Zawahał się na sekundę... Złapał mój nadgarstek i pociągnął mnie w swoją stronę. Wylądowałam tyłem do niego. Trzymał moje ręce ciasno a ja nie mogłam się uwolnić. Brandon już chciał reagować.

- Spokojnie - powiedziałam teoretycznie do mojego mate ale również do samej siebie. Wiedziałam jak mój przeznaczony był gotowy się przemienić.

- Myślisz że przekonasz nas w tym momencie? To już się zaczęło. Jesteśmy w różnych krajach. Wystarczy jeden. Jeden ruch z waszej strony. My jesteśmy tu żeby was sprowokować A ty dałaś mi idealną okazje- szeptał mi do ucha.

- Przecież to bez sensu... masz mate i...

- Miałem mate- warkną

- Tak mi p...

- Nie - ścianą mnie mocnej przez co z moich ust wydobył się cichy jęk bólu.

- To wszystko nie ma sensu. Rozumiem wasze powody ale...

- NIC ! Nic już nie mów! Pogarszają tylko swoją sytuację- zaśmiał się
- Co Wielki Alfo nie jesteś w stanie odbić swojej dziwki?- powiedział sarkastycznie . Brandon ruszył do przodu

- Brandon nie ! Uspokój się !

- Cicho mała suko- złapał mnie za gardło i zaczął podduszać

- Chce Cię tylko sprowokować- wydusiłam ledwie

Usłyszeliśmy strzał i jednym momencie wilk który mnie trzymał padł na ziemię.

Wygnańcy zaczęli się przemieniać . Ludzie przerażeni zaczęli uciekać . Policjanci strzelać. Wylądowałam w czyiś ramionach i zostałam podniesiona.
Brandon skupił się na moim bezpieczeństwie i wraz z mną ruszył do samochodu a z tamtą ruszając z piskiem do domu głównego. Już za późno...

- Nie udało mi się...

- Nie możesz się o to obwiniać.

- Ludzie po tym wszystkim wezmą nas za morderców.

- Ludzie nie są dla nas zagrożeniem.

- Mają broń palną.

- Która nas nie zabije jeśli kule nie są srebrne.

- Nie jesteśmy nieśmiertelni

- Jesteśmy silniejsi, szybsi...

- Boję się

- Coś wymyślimy...

Dojechaliśmy do domu głównego. W tym miejscu na razie jesteśmy bezpieczni. Pozostaje nam tylko czekać na rozwój dalszych wydarzeń...



Miesiąc później


Została zwołana rada.
Wraz z innymi Alfami jesteśmy w centrum Rzymu gdzie zawsze prowadzimy obrady.

Od miesiąca ludzie są przerażeni boją się wychodzić z domów. Przeraża ich to iż każdy może być dla nich teraz wrogiem, wilkołakiem . Nie umieją nas odróżnić. Cywilizacja pod umiera a ludzi nie będą zawsze siedzieć w ciszy i strachu.

- Przecież nic się nie dzieje. Nie ma wojny...

- Ludzie się boją. Nie będą siedząc w ciszy zawsze.

- Poradzimy sobie z nimi.

- Przestańcie tak ich materializować . Są tacy sami jak my. Mają rodziny , bliskich , domy nie możemy tak po prostu " poradzić sobie z nimi"! - wstałam

- Więc co takiego proponujesz

- Powinniśmy jakoś przekazać im że nie jesteśmy dla nich zagrożeniem...

- To nie zadziała

- Co innego możemy zrobić?! Przed wszystkim powinniśmy przywrócić Głównego Alfę - cała płeć męska podburzyła się

- Chaos. To się dzieje. Każdy ma odmienne zdanie. Musimy zbierać radę A nie jest to łatwe i jest to czasochłonne. Powinniśmy mieć kogoś kto podejmie decyzję szybko ,rozsądnie i w taki sposób aby nie trzeba było za każdym razem zwoływać rady .

- Jesteś kobietą i do tego dzieckiem .

- Jesteś starszy i jesteś mężczyzną i co z tego? Szanuję to iż masz więcej lat ale wcale nie oznacza to iż masz zawsze rację. Jestem kobietą ale mamy równe prawa , nie jesteśmy u waszego boku aby  rodzić dla was dzieci tylko aby być kochane i doceniane A jeśli mamy coś do powiedzenia nie macie prawa nas uciszyć .

- Kto mógł by być głównym Alfą . W jaki sposób mielibyśmy go wybrać...

- To niedorzeczne. Wszyscy z ich rodu nie żyją. Powinniśmy być równi.

- Rozumiem że każdy z was panowie ma parcie aby być wielkim i najsilniejszym Alfą lecz popieram moją siostrę. - poparła mnie Chris

- Wojny nie ma

- Nie widzicie co się dzieje? Chcecie takiego świata? Przecież możemy żyć w zgodzie z ludźmi. Dajmy sobie na wzajem szansę.

- Zwołamy zebranie , puścimy w telewizji A gdy to nie pomoże wybierzemy głównego Alfe i będziemy czekać na rozwój wydarzeń- zaproponowałam

- To uczciwe - poparł mnie jakiś nie do końca znamy mi z imienia alfa A wraz z nim kilku innych...

...

- Ma być to puszczane na cały świat... - krzyknęli

- Czemu to ja mam mówić- złapała mnie trema

- To był twój pomysł- zaśmiał się

- Pomogłeś- warknęłam

- Posłuchaj- oparł dłonie na moje ramiona i spojrzał mi głęboko w oczy - Od Ciebie teraz zależy czy ludzie nam uwierzą i czy zacznie się wojna. To przełomowy moment...

- Bez presji- zaśmiałam się sarkastycznie

- Masz ściągi- szurnął mnie delikatnie próbując rozluźnić atmosferę

- Wchodzisz- usłyszałam z boku

Weszłam na podwyższenie. Byliśmy w centrum miasta. Takie przemówienie było przez nas zapowiedziane. Dalej znajdowaliśmy się w Rzymie . Gdy byłam mała uczyłam się języków z ojcem dlatego w tym momencie jestem w stanie mówić płynnie po włosku oraz nie jest mi także obcy francuski i hiszpański. Ze względu na to iż jestem w Rzymie posługiwać się będę włoskim natomiast telewizja automatycznie przetłumaczy ludziom oglądającym na całym świecie to co mówię .

Na placu głównym można było dostrzec garstkę ludzi odważnych chcących zadać pytania. Widać było jednak że w każdym wypadku są gotowi uciekać.

Złapałam kartkę z moimi zapisami i wskazówkami starszych. Uznali oni że po mimo tego iż to Alfa powinien przemówić ja będę bardziej spokojna w razie wyzwisk i trudniej mnie będzie  sprowokować. To prawda. Nie jesteś wielkim Alfą z rozbuchanym ego i nie denerwuje się aż tak szybko.

- Witam nazywam się Wanessa Wolf. Jestem przedstawicielką wilkołaków. Jak się domyślacie przybyłam tu aby opowiedzieć wam o nas jak także i udzielić odpowiedzi na wasze pytania. Rozumiem doskonale iż możecie być przestraszeni sytuacją z przed miesiąca jednak zapewniam was iż wilkołaki nie chcą was skrzywdzić. Od lat żyjemy w śród was. Niektórzy z nas nawet wybierają życie pomiędzy ludźmi zamiast stada. Mamy również ludzkie mate. Nigdy żaden wilkołak nie zrobił specjalnie krzywdy jednemu z was. W zasadzie jesteśmy praktycznie jak wy....

- Tylko silniejsi , szybsi, nie chorujecie, zmieniacie się w w czworonogi zawsze kiedy chcecie, możecie nas zabić zanim zdążymy  cokolwiek zrobić.- z grupki wyłonił się mężczyzna w średnim wieku. Nie było po nim widać strachu . 

- Kim jesteś?

- Nie ważne kim jestem ważne kim wy jesteście. Czemu to nie Alfa stoi właśnie przed nami? Czy może boicie się że puszczał im nerwy? Jesteście agresywni, bezlitośni , jesteście mordercami. Czekałem na ten moment tak długo . Mi nikt nie wierzył natomiast wy sami wyszliście z ukrycia...- zaśmiał się

Zeszłam z podestu. Wiedziałam że może to być niebezpieczne lecz musiałam przekonać ich iż nie jesteśmy groźni oraz musiałam dowiedzieć się kim jest ten człowiek.

- Posłuchaj.  Nie wiem kto cię skrzywdził... Ale nie wszystkie wilki są takie same...

- Mamy czekać aż w końcu jakiś zły wilk nas zabije!- krzyknął gdy zbliżałam się niego.  Nie wycofywał się. Za moimi plecami pojawił się mój ukochany . Kamera również podążała za nami.

- Uwierz mi...

- Nie będę wierzył wilkołakowi.

- Dobrze. Nie musisz. Proszę jednak abyś mnie wysłuchał. Nie chcemy wojny. Nie chcemy waśni z wami. To prawda że jesteśmy silni i szybcy ale nie wykorzystamy tego przeciwko wam bez powodów.

- Żaden człowiek was nie zaakceptuje.

- Często zdarza się tak iż mamy ludzkie mate .

- Doskonale o tym wiem. Moja córka była mate jednego z was. Zabił ją...

- To nie możliwe. Chronimy swoje mate. Jesteśmy w stanie oddać za nie swoje życie. - zaprzeczył stojący za mną Brandon

- Zobaczymy- w mgnieniu oka z kieszeni wyją srebrny nóż. Nawet nie zdążyłam zorientować się co się dzieje A przed moje ciało wskoczył Brandon zostając ugodzony . Upadł praktycznie na mnie. Zrozpaczona padłam przy nim biorąc jego głowę na swoje kolana.

- Szlachetnie jak na potwora...

- To nie wilkołaki są potworami tylko ludzie- warknęłam A moje oczy zalśniły. Wysunęłam kły. Miałam ochotę go zabić jednak moją uwagę przyciągnęło jękniecie bólu ukochanego .

- Nawet taką małą istotę tak łatwo sprowokować.  Przyznaj się... masz ochotę mnie zabić.

Zacisnęłam ręce w pięści przecinając swoją skórę pazurami. Bardzo szybko przy mnie znalazły się dwie inne Alfy biorąc na ręce Brandona.


Wstałam podchodząc do mężczyzny i złapałam go za gardło. Wbiłam w nie pazury. Moim ciałem zawładnęła chęć zemsty...

Poczułam czyjąś dłoń na ramieniu.

- Brandon cię potrzebuje. Nie warto...

Rozejrzałam się dookoła. Ludzie patrzyli na mnie z przerażeniem. O to mu chodziło...jednak posunął się o krok za daleko.

Puściłem szyję mężczyzny który upadł starając się złapać oddech. Odeszłam wraz z Christianem w stronę w którą zanieśli mojego mate...

...

Znajdujemy się w szpitalu jednej z najbliższych watah. Od godziny chodzę w kółko z niecierpliwością. Obawiałam się o mojego ukochanego. Wiem jak działa na nas srebro. Nie jesteśmy nieśmiertelni...

Z sali wyszedł lekarz. Bez zbędnych ceregieli zaczął mówić.

- Wyjęliśmy nóż. Znajdował się on bardzo blisko serca był on również nasączony tojadem. S...

____________________________

Do następnego ...👋❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro