Dwanaście
W środę w ostatnim momencie udało mi się uchylić przed lecącym w moją stronę pantoflem. Byłem tym zjawiskiem oszołomiony na tyle, że nie poruszyłem żadną częścią ciała, gdy Camilla rzuciła się na mnie z żądzą mordu wypisaną na twarzy.
- Jak mogłeś?! - krzyknęła, wywracając mnie na kanapę. Mebel zaskrzypiał pod naporem naszego ciężaru, a ja wystraszyłem się, że jedna ze sprężyn zaraz wystrzeli do góry.
Mocno wierzyłem, że wszystko to było snem, z gatunku tych dziwniejszych, i że zaraz miałem się obudzić. Jednak Camilla nadal pochylała się nade mną, a moje lędźwie boleśnie odczuły spotkanie z twardym narożnikiem. Mimo to leżałem jak kłoda i nadal nie miałem pojęcia, co powinienem zrobić. Nie rozumiałem, o co Cam chodziło - właśnie wróciła do domu z uczelni i nie wiem, czego się spodziewała - że nagle zacznę gotować, czy posprzątam całe mieszkanie?
Cam była wysoce nieusatysfakcjonowania moim milczeniem i dopiero kiedy uniosła prawą dłoń i rozczytałem jej intencję, krzyknąłem:
- Camilla!
Dziewczyna w tamtym momencie nie wytrzymała. Wybuchnęła tak gwałtownym i histerycznym płaczem, że nie miałem serca się na nią złościć. Skuliła się na podłodze i zakryła twarz włosami.
Potrzebowałem chwili, aby zdać sobie sprawę z tego, co się właśnie wydarzyło. Czułem się jak bohater cholernej powieści (nie żebym teraz nim nie był, ale rozumiecie, że wtedy nawet nie sądziłem, co może mnie czekać za trzy lata).
- Okłamywałeś mnie w najgorszy i najbardziej perfidny sposób, w jaki można okłamywać osobę, którą się kocha. O ile mnie w ogóle kochałeś...
- Przestań.
Nie cierpiałem tego. Nienawidziłem tych chwil, gdy Camilla robiła z siebie największą ofiarę tego świata. Jakby wszystko sprzysięgło się przeciwko niej, a ja najbardziej. Przypuszczam, że wzięło się to z lat, kiedy z siostrą zaciekle rywalizowały. I nawet jeśli Ingrid była jej marną podróbką, to trzeba przyznać, że zdarzało jej się dostawać lepsze oceny z matematyki. Cam była wtedy piekielnie zazdrosna i nie mogła znieść siostry w centrum uwagi. Na początku wszyscy wychwalali Ingrid, ale koniec końców Camilla robiła z siebie taką ofiarę, że każdy użalał się tylko nad jej losem i tym, jak bardzo ma zawsze pod górkę, i puszczał w niepamięć osiągnięcia Ingrid. Za każdym razem, kiedy zwracałem jej na to uwagę, uważała, że przesadzam i jej nie rozumiem. Z początku dawałem się na to nabierać, ale potem zrozumiałem, że to tylko gra.
I tym razem spojrzała na mnie wilkiem, a łzy nagle przestały płynąć, jakby ktoś zakręcił kurek.
- O co ci chodzi? - zapytałem. - Co takiego zrobiłem, że się na mnie zawiodłaś?
- Sprawdziłam listę studentów.
Na początku bezładnie wzruszyłem ramionami. Nie potrafiłem znaleźć połączenia pomiędzy listą studentów, a atakowaniem mnie pantoflem, więc stwierdziłem, że Cam jak zwykle dopisała sobie połowę historii. Albo nawet więcej.
Jednak nagle puzzel wskoczył na miejsce i zrozumiałem, dlaczego lista studentów pierwszego roku mogła wprowadzić Camillę w taki nastrój. Otworzyłem usta, ale potem natychmiast je zamknąłem. Musiałem wyglądać strasznie głupio i dać poznać po sobie, że coś kręcę, ale pewna myśl zaświtała w mojej głowie. Nie byłem studentem uczelni - to fakt - ale nie tylko ze względu na Jonasa. Nie byłem studentem uczelni, bo brałem kurs kreatywnego pisania. Mimo to szybko odrzuciłem pomysł tego kłamstwa. Skoro Camilla mogła przejrzeć listę studentów, lista kursantów nie stanowiłaby dla niej większej trudności.
- Bo nie jestem zwykłem studentem - odpowiedziałem w końcu. Nie wiem, co chciałem zdziałać tym zdaniem, ale skutek na pewno był odwrotny; dziewczyna zmarszczyła gniewnie brwi i skrzyżowała ręce na piersiach. Po łzach nie było już nawet śladu.
- A czym jesteś? Nadstudentem czy może superuczniem? Kenneth, błagam cię, przestań kłamać.
- Ale ja nie kłamię! - Obruszyłem się. - Słuchaj, nie powiedziałem ci o niczym, bo pewnie byś się martwiła.
- Ależ oczywiście, że bym się martwiła, gdybym się dowiedziała, że mój chłopak zamiast chodzić na wykłady, szlaja się nie wiadomo gdzie! Co ty sobie myślałeś, że się nigdy nie dowiem?
Westchnąłem w duchu. Nie sądziłem, że będzie to aż tak trudne. Sam nie wiem, dlaczego nie powiedziałem Camilli o Sophii. To nie tak, że chciałem za wszelką cenę ukryć temat kobiety, czy mieć jakąś tajemnicę przed swoją dziewczyną. Nawet sam byłem zdziwiony, gdy zrozumiałem tego dnia, że Camilla o niczym nie wiedziała. Wydawało mi się, że wspominałem jej co nieco o kursie, ale może mi się to śniło? A może właśnie tego chciałem uniknąć - długiego tłumaczenia i przepraszania za właściwie nic.
Ale w tamtym momencie nie miałem już innego wyboru. Musiałem opowiedzieć całą tę historię od początku. Camilla słuchała mnie z niezadowoleniem wymalowanym na twarzy. Wydawała się nie wierzyć w żadne moje słowo i sam rozpoznałem po jej wyrazie twarzy, jak układała listę argumentów i zdań, które mogła podważyć.
- I to już? - zapytała, gdy skończyłem.
Pokiwałem głową.
Camilla zrobiła zawiedzioną minę i spuściła wzrok. Zapewne zaczęła sobie zdawać sprawę, że nie kłamałem, choć przyznanie się do błędu w jej przypadku nigdy nie nastąpi. Nawet nie miałem zamiaru o to prosić. Wystarczyłby mi sam fakt zrozumienia sytuacji przez dziewczynę.
- Ale dlaczego w takim razie ona? Dlaczego Jonas cię do niej wysłał?
- Bo miała u niego jakiś dług wdzięczności. - Dziewczyna nadal nie wyglądała na przekonaną. - Nie wiem, czy mi się wydaje, czy ty naprawdę jesteś zawiedziona tym, że się z nią nie przespałem?
Camilla rzuciła mi wrogie spojrzenie. Zdawałem sobie sprawę, że powiedziałem o słowo za dużo. Cam nigdy nie lubiła żartów o zdradach i kochankach, które skrzętnie ukrywałem w swojej szafie, ale ja zawsze robiłem na przekór. Lubiłem się z nią droczyć, nie żeby ją zdenerwować, ale po prostu przemawiała przeze mnie zazdrość; miałem oczy i wcale nie byłem taki ślepy, więc doskonale widziałem i zdawałem sobie sprawę z obecności licznych młodszych i na pewno hojniej obdarowanych włosami przez naturę zalotników, którzy nieustannie kręcili się wokół m o j e j dziewczyny.
Zawsze kiedy czułem się zagrożony, a właściwie kiedy czułem, że ktoś przekracza niewidzialną granicę dobrego zachowania, starałem się być jak najbliżej Camilli. Jednym słowem - przylepiałem się do jej boku i wszędzie za nią łaziłem. Z kolei wtedy ona lubiła mi robić na złość i znikała, sam nie wiedziałem jak i kiedy, ale gdy już ją znajdywałem, była otoczona wianuszkiem wielbicieli. Sami rozumiecie, że żarty o moich kochankach były niczym, w porównaniu z jej przewinieniami, i choć odrobinę pomagały mi budować moją pewność siebie.
- Możesz jeszcze raz mi powiedzieć, jak ona się nazywa?
- Sophia Tettey.
Czułem się dziwnie rozmawiając z Camillą o Sophii, jakbym zdradzał sekret kobiety. Ale nigdy nie zakazywała mi o rozmawianiu o niej z innymi. Nie chciała rozmawiać o sobie - dobrze, nie poruszałem tego tematu. Jednak chyba nie sądziła, że uda mi się kompletnie omijać jej temat w rozmowach z najbliższymi.
- I ona niby zdobyła międzynarodową sławę?
Przytaknąłem.
- Dziwne. Nigdy nie słyszałam o takim nazwisku, ale może pisała jakieś biografie albo powieści historyczne. - Wzruszyła ramionami. - Nie wiesz, czego jest autorką?
Zmieszałem się nieco. W trakcie przemowy Jonasa, który wychwalał jej zasługi i dochody, które przyniosła wydawnictwu, nigdy nie powiedział, co tak właściwie napisała. Nie wiem, dlaczego nigdy wcześniej się tym nie zainteresowałem. Cóż, najwyraźniej kobieta wpoiła we mnie niechęć o rozmowie o niej samej tak mocno, że i dla mnie stała się to kompletnie nieważna.
- Nie, nie miałem okazji o to zapytać.
Na twarzy Camilli pojawił się triumfalny uśmiech.
- Cóż, ludzie mają różne priorytety.
Moim na pewno nie jest nauka, hehe :P
PS Napisałam właśnie rozdział (który pojawi się za jakiś czas), na który składa się ponad 2000 słów i mam pojęcia, jak i kiedy to zredaguję. Ech, a mogłam polować na węże w Meksyku.
Miłego dnia!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro