Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2

    Pielęgniarze trzymali mężczyznę z całych sił za ramiona, jednakże on nie poddawał się i dalej próbował im wyrwać. Andy stał jak zamurowany przez wydarzenia, które działy się na jego oczach. Zapomniał o śniegu za oknem, a także o „witaminkach", które spadły na ziemie. Wpatrywał się wyłącznie z zaciekawieniem w szarpaninę między tajemniczym nowym pacjentem, który nie był zbyt chętny do wzięcia udziału w wakacjach w białym pokoju z siatką na oknie.
Mężczyzna na twarzy miał wypisaną wściekłość, z jaką niebieskooki blondyn od dawna się nie spotkał. Był średniego wzrostu, nieco niższym od Andy'ego umięśnionym facetem w białej koszulce na ramiączka, oraz starych znoszonych wojskowych spodniach. Najbardziej w oczy rzucała się jego długa blizna idąca od skroni aż prawie na sam tył głowy, która wyróżniała się na tle jego krótkich brązowych włosów.
Próbując uciec, machał z całych sił nogami na wszystkie strony, przez co przewrócił parę krzeseł, gdy ochroniarze starali się go zanieść dalej w stronę korytarza do pokoju mężczyzny. Niemal wszyscy pacjenci zwrócili wzrok na zaistniałą sytuację. Niektórzy znosili to spokojnie, inni jednak zaczęli wariować. Okazywali to przez rzucanie planszami do gry lub też skacząc i klaszcząc pełni ekscytacji.
- Paul zostaw go! - donosił się gdzieś z pokoju głos Henry'ego wcześniej będącego w kolejce przed Andy'm
- Siostro jedna porządna dawka czegoś na uspokojenie szybko! - krzyknął jeden z pielęgniarzy.
- Zaraz nam się ten sukinsyn wyrwie! - Dodał drugi z pracowników.
Siostra jak najszybciej wstała i poszła do jednej z szafek przeznaczonej na leki. Wyciągnęła z niej strzykawkę oraz płyn w małej buteleczce. Napełniła nim strzykawkę, po czym ruszyła jak najszybciej w stronę wyjścia z biura. Stukanie jej szpilek po panelach pomieszczenia było tak donośne, że Andy miał wrażenie, iż usłyszeć mógłby je z drugiego końca instytutu.
Powoli otrząsając się z szoku, jaki był mu zadany przez zaistniały przypadek, spojrzał na panele w poszukiwaniu swoich leków. W końcu ujrzawszy tabletki, podniósł je z podłogi. W tym samym momencie mężczyzna w spodniach moro krzyknął w jego stronę.
- Gościu! Nie bierz tego gówna! Zaufaj mi. Na tym im zależy! Ja już teraz wszystko wiem skurwysyny! - wrzeszczał, jak najgłośniej potrafił, próbując dalej się wyrwać. Andy jednak nie wziął do serca rady nieznajomego, gdyż był zdania, iż te tabletki są wyłącznie dla jego dobra, aby jak najszybciej wyrwać się z domu wariatów imienia Świętego Mateusza.
W tym samym momencie Diana zdążyła zbliżyć się do mężczyzny i wbić mu strzykawkę w prawe ramię trzymane przez jednego z pracowników szpitala, aplikując środek na uspokojenie. Nowemu pacjentowi najwyraźniej to się nie spodobało, gdyż po tym, jak poczuł igłę, jeszcze bardziej zaczął się rzucać.
- Wiedziałem! Wiedziałem! Wiem o tym od dawna. Chcecie mnie uciszyć, bo wiem o nich co? Kazali wam? - Pytał, rzucając mordercze spojrzenie na każdego z pracowników. - Nie uda wam się. Rozumiecie kurwa!? Nie uda.
Mężczyzna wiercił się tak jeszcze przez kilka chwil, jednak z każdą sekundą próby jego ucieczki wydawały się coraz słabsze. Korzystając z sytuacji, pielęgniarze skinęli głową do Diany w ramach podziękowania i ruszyli dalej korytarzem, z którego wcześniej przyszedł Andy.
- Zapadające w pamięć powitanie nie sądzisz? - zagaił do Diany, która stała obok niego. Kobieta na to odpowiedziała słowami, które miała w zwyczaju powtarzać.
- To miejsce dla zdrowych ciałem chorych duchem.
- Niespokojnych chyba także. - odparł, patrząc na pojedynczych pacjentów, którzy nie byli w stanie się dalej uspokoić po przybyciu nowego pacjenta. Diana zostawiła to bez komentarza, po czym poszła zająć się nimi, pozostawiając go samotnie z myślami na temat tego zdarzenia.

***

Andy zastanawiał się nad tym do samego obiadu, co ten mężczyzna musiał przejść i ubzdurać sobie w głowie, aby mówić takie słowa. Będąc na stołówce i jedząc obiad podawany przez Doris, myślał, aby porozmawiać na ten temat z innym pacjentem. Widząc jednak, jak niektórzy z nich bawili się jedzeniem niczym czterolatkowie niechętni do zjedzenia posiłku podawanego przez rodziców, szybko z ów pomysłu zrezygnował.
Wracając na świetlicę, powiedział sobie w myślach, że pewnie niejeden z wariatów przybywających tu witał się z całym personelem w dużo gorszy sposób. Po przybyciu do głównego miejsca rozrywek w szpitalu zauważył, iż na tablicy lub jak to Diana dziś nazwała „czarnej liście", pojawiło się kilka nowych imion. Prawdopodobnie pielęgniarka nie dała rady uspokoić każdego z pacjentów. Andy żałował, że nie zna imion wszystkich pacjentów na oddziale, gdyż wtedy może mógłby się dowiedzieć, jak brzmi nazwisko nowoprzybyłego. Nie zatrzymując się po drodze, oparł się o ścianę i wyjrzał za okno. Śnieg przestał już padać, ale biały puch zdążył pokryć praktycznie cały plac szpitala. Uśmiechnął się delikatnie i postanowił przestać się zastanawiać nad wszystkim. Tamten mężczyzna to tylko kolejny wariat. Kilka dni na środkach uspokajających i będzie grał w warcaby i cieszył się, jak pies na widok kości, gdy Diana zgodzi się włączyć film. Powiedziawszy sobie to w myślach, skupił się wyłącznie na uspokajającej pogodzie za oknem. Andy stał przy nim przez ponad kwadrans, choć miał wrażenie, że minęła jedynie minuta. Nie zauważył nawet, jak jedna ze starszych pielęgniarek weszła do świetlicy. Zwrócił na nią uwagę dopiero wtedy, gdy swoim donośnym głosem wymieniła imię jednego z pacjentów.
- George Thompson?
- To ja! - wykrzyknął mężczyzna siedzących przy ławce. Był to facet w podeszłym wieku z siwymi długimi włosami.
- Doktor Hamlin Pana prosi.
- Niech Pani mu powie, że już biegnę.
- Sam mu Pan to powie, gdy tam dotrzemy. - odparła pielęgniarka spokojnym głosem, czekając, aż mężczyzna wstanie z krzesła. - Proszę za mną.
Po chwili oboje zniknęli w korytarzu, którym Andy, a także reszta osób potrzebujących pomocy w szpitalu mogła chodzić jedynie raz na miesiąc. Doktor Hamlin był głównym terapeutą wielu pacjentów. Prowadził z nimi rozmowy, a na ich podstawie tworzył diagnozę mówiącą, czy dana osoba potrzebuję dalej pomocy, oraz określał dawki i typy leków dla badanych. Kolej Andy'ego przypadała dopiero jutro.
Mężczyzna postanowił pójść do swojego pokoju i tam w spokoju wyłączyć swoje myśli przy oknie. Nigdy nie stwarzał żadnych problemów, a jego wyniki były coraz lepsze, więc ten przywilej był dla niego możliwy. Idąc w stronę korytarza, który prowadził go do swojego pokoju, machnął ręką siostrze Dianie, mówiąc.
- Idę do swojego pokoju!
Pielęgniarka skinęła głową, co zrozumiał, jako pozwolenie, po czym wyszedł ze świetlicy wolnym krokiem. Na korytarzu panowała kompletna cisza. Jedyne co mógł usłyszeć to swoje kroki i coraz bardziej oddalające się okrzyki pacjentów. Andy podejrzewał, że powodem tego entuzjazmu jest to, iż Diana wystawiła im telewizor i ma zamiar włączyć film, po którym każdy wróci do swego pokoju na czas ciszy nocnej. Andy idąc wolnym krokiem, dotarł w końcu do celu. Na drzwiach widniała tabliczka z napisem „Pacjent 19 Andy Morgan". Mając zamiar już wejść i odpocząć nagle usłyszał z pomieszczenia obok wyraźny głos mężczyzny.
- Ej gościu gościu! Słyszysz mnie?    

___________________________________________________________________________

Mam nadzieje, że drugi rozdział "Teorii Szaleństwa", który miał "małe" opóźnienie przypadnie wam do gustu. Życzę miłej lektury! :)

Muzyka do klimatu to Low Roar - I'll Keep Coming

Pozdrawiam! :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro