Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

8th floor ☆ clifford

michael clifford nie był pamiętliwy, ale gdy ten loczaty przygłup z parteru ósmy raz z rzędu podebrał mu kupony do pobliskiego baru z chińszyzną, sprawa zaczęła być poważna. nikt nie powinien podkradać sąsiadom kuponów na darmowe sushi od mistrza sushi-mana!

michael clifford nie chciał przyznać, że kupony i tak by się zmarnowały, bo on nie jadał chińszczyzny, ale co moje, to moje, a nie loczatego z parteru. clifford od zawsze był dość skomplikowany, jeśli chodziło o jego własność i doskonale o tym wiedział, ale chyba ma rację, prawda? kupony były jego.

i jeszcze ta parka z małym dzieckiem z trzeciego piętra, klękajcie narody, jak ten bachor się drze po nocach, a wszystko rurami idzie, przecież oszaleć można!

michael clifford może i nie był brytyjczykiem, ale potrafił narzekać jak brytyjczyk i w każdą niedzielę siadał przed komputerem i szukał zawodów w marudzeniu na wszystko, na czym świat stoi, jednak jeszcze nikt na taki pomysł nie wpadł. pewnie, w tym kraju nikomu się nic nie chce, co za nędznie wykształcona nacja, cholera jasna.

- michael słońce, wstawaj - rzuciła delikatnie pani clifford, uśmiechając się do syna, który tylko obrócił się twarzą do ściany i jeszcze mocniej nakrył kołdrą.

- nie mam ochoty, świat mnie dobija - wymamrotał chłopak w poduszkę, na co pani clifford pokręciła głową i wyszła z pokoju.

michael wiedział, że jego mama nie podziela jego wstrętu do świata, ale nie wiedział, dlaczego. przecież świat jest bez sensu.

- michael! - pani clifford ponownie zjawiła się w sypialni swojego ukochanego jedynaka. - przyszedł ten miły chłopiec z dołu.

- niech spierdala - wymamrotał michael, przewracając oczami. hemmings był jak dziwna przylepa, wciąż chciał się kolegować, a michael nie chciał kolegów, chciał się zanurzyć po uszy w beznadziejności i tyle.

- michael, w tej chwili wyłaź - syknęła pani clifford i trzasnąwszy drzwiami, wyszła. michael ociągając się, wyszedł z łóżka, założył pierwsze lepsze spodnie i koszulkę, po czym wyszedł z pokoju.

- cześć mike! - rzucił lucas, uśmiechając się do michaela. - to jak, gramy?

- uhm - mruknął tylko michael, wzruszając ramionami.

świat był beznadziejny i wszystko go denerwowała, ale gitara... gitara jest zajebista.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro