second promise
Obiecałeś mi, że nigdy nie będę się bała.
- Gdzie jesteś, Harry? Czekam od kilku godzin - nagrywam mu się na pocztę głosową i rzucam telefon na łóżko.
Naprawdę zaczynam się denerwować i nie wiem co mam robić. Miał wrócić po pracy do mieszkania i nadal go nie ma.
Tegoroczna jesień jest dosyć.. zimna i szara. Ciemno robi się już o 16, a temperatury spadają poniżej 0. Wyglądam za okno i mrużę oczy, by zobaczyć cokolwiek, jednak nie udaje mi się. Jest po prostu za ciemno.
Wzdycham głęboko i schowawszy telefon do kieszeni, wychodzę z sypialni. Włączam telewizor w salonie i rozkładam się na kanapie, kładąc nogi na stolik. Na podłodze stoi butelka niedopitego piwa, które wczorajszego wieczoru zostawił tu Harry, ale nie mam siły, by wstać i ją wyrzucić.
Przymykam oczy z zamiarem ucięcia sobie drzemki, gdy nagle rozlega się pukanie do drzwi. Dzięki Bogu.
Leniwie wstaję z kanapy i podchodzę do drzwi wejściowych, przy okazji zaglądając w judasz. To nie Harry.
Dwóch facetów w kapturach stoją przed moim mieszkaniem i cały czas pukają w drzwi. Ogarnia mnie przerażenie i nie wiem, czy zaryzykować i otworzyć. Postanawiam udawać, że nie ma mnie w domu, więc po cichu odchodzę od drzwi i staję przy ścianie.
- Otwórz! - krzyczy jeden i kilka razy uderza w dzwonek.
Co jeśli to ludzie Connor'a? Nie mogę otworzyć. Poczekam na Harry'ego.
- Na pewno tam jest - mówi drugi trochę ciszej.
Gwałtownie wciągam powietrze i powstrzymuję się przed płaczem.
- Otwórz, bo sam, kurwa, wejdę! - krzyczy ponownie i zaczyna kopać w drzwi, które pod wpływem jego siły prawie niezauważalnie się ruszają.
Wyważy je. Na pewno to zrobi. Muszę udawać, że mnie tu nie ma.
Po cichu zaglądam w judasz i przyglądam się każdemu z osobna. Nie znam tych mężczyzn i naprawdę nie wiem jakie mają wobec mnie zamiary.
Nagle mój telefon zaczyna dzwonić i mam wrażenie, że dzwoni dwa razy głośniej niż zwykle, bo faceci wymienili między sobą wzrok.
- Jesteś tam! - wrzeszczy i ponownie uderza w drzwi.
Przeklinam pod nosem tego, kto w tym momencie do mnie zadzwonił.
- Czekaj - mówi cicho wyższy i wyjmuje z kieszeni czarny drucik.
Nie, nie, proszę, nie.
Wkłada go w dziurkę od klucza, a ja sztywnieję. Odsuwam się jak najdalej i upadam na podłogę, z płaczem. Wejdą tu i coś mi zrobią. Naprawdę się ich boję.
- Słyszę ją.
Zanoszę się szlochem i chowam twarz w dłonie.
Nie mam sił nawet pójść i sprawdzić kto do mnie dzwonił.
Czarny drucik działa i przekręca zamek w jedną stronę. Jeśli zrobi to jeszcze raz to wejdzie do domu.
Po chwili coś mocno uderza w drzwi i wywołuje przy tym niemały hałas.
- Czego tu szukasz?! - głos Harry'ego odbija się echem po klatce schodowej, a ja zaczynam płakać z radości - Zabieraj kolegę i wpierdalaj.
Drzwi otwierają się, a do środka wbiega Harry. Kuca przed moim ciałem i bierze w dłonie moją twarz.
- Coś się stało? Kochanie? -szepcze i głaszcze kciukiem mój policzek.
- Tak się bałam - łkam i wtulam twarz w jego dużą dłoń.
- Przepraszam, że wróciłem tak późno. Obiecuję, że już nigdy nie będziesz musiała się bać.
Obietnicy dotrzymałeś.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro