Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2- Pojmanie

Thunder POV.

Wleciałem do zabiegówki niemal wywarzając drzwi.

Pierwsze co zobaczyłem to myjącego się Knockout'a
Mój język zesztywniał jakby odmawiając posłuszeństwa, ale.......

Wydusiłem to.

-Przepraszam..!- wbił wzrok w Knockout'a, który zabijał go wzrokiem.- Prawdziwy przyjacielu!- Knockout otworzył usta aby coś powiedzieć, ale przerwałem mu ruchem reki.- Nic nie mów przegiąłem wynagrodzę ci to! Dziękuje ci za to, że wstawiłeś się za mną abym dostał ten awans!

Wyrzuciłem to tak szybko nie robiąc przerwy na najmniejszy oddech. Knockout musiał chwilę to przetrawić, bo przez szybkość wypowiedzi ledwo dało się wyodrębnić słowa... Pozostało mi tylko czekać...

Knockout POV.

Nigdy nie słyszałem by ktoś nazwał mnie prawdziwym przyjacielem, nie licząc Breakdown'a oczywiście. To dziwne uczucie w środku iskry sprawiło, że gniew na Thunder'a znacznie zelżał.

Zapanowała niezakłócana przez nikogo cisza.

-Spoko ja też przegiąłem, a po za tym tak robią przyjaciele.- wstałem i uśmiechem się nieznacznie skruszonego bota, który obecnie analizował jakże interesującą podłogę.

Na moje słowa ten niepewnie się uśmiechnął i zwrócił w moja stronę przepraszający wzrok. Pod jego wpływem złość opuściła mnie równie szybko, co farba stopniowo znikająca pod ciśnieniem wody.

- Co powiesz na doprowadzeniu ciebie do porządku...-zaproponował wyjątkowy Vehicon.

-Nie wiesz jak bardzo mi to potrzebne.- Pokazałem na siebie rękoma, niezadowolony widząc ciemnoczerwone ślady na dotąd nienagannej krwistej karoserii- Ale potem uciekasz do kopalni, bo mnie Megs na złom przerobi. Nie wierzyłem, że kiedykolwiek to powiem, ale wtedy plama na karoserii będzie moim ostatnim zmartwieniem.

-Widzisz teraz to oboje możemy mieć przejebane.- Po tym stwierdzeniu zaczęliśmy się szczerze śmiać.

Narrator POV.

Młody Vehicon został oprowadzony po kopalni. Poinstruowany co ma robić, czyli stać i okazjonalnie pomagać w przewozie energonu a w razie ataku walczyć dzielnie do zgaśnięcia.

Ale oczywiście nie może używać miecza.
Właściwie nie wiedział czemu. Zawsze mu to zakazują. Z tego co mu powiedział Knockout, to tylko on takie coś ma. Jego zdaniem byłby bardziej efektywny z mieczem, ale co zrobić? Rozkazu nie można tak po prostu zignorować...

Thunder POV.

Stałem na warcie w pięknej grocie wypełnionej energonem. Kopalnia świeżo odkryta, dlatego pracujący górnicy nie zdążyli zepsuć naturalnego piękna niezwykłego miejsca. Kryształy wydzielały jasną niebieskawą poświatę, dzięki czemu światła były zbyteczne.

W spokoju oglądałem pracujących górników, ale nagle, usłyszałem wybuchy, wiec obróciłem głowę w stronę źródła dźwięku. Gdy zobaczyłem co spowodowało anomalię wytrzeszczyłem oczy zdumiony.

Więc to są autoboty.

Kocham moje powalone szczęście!!! Po prostu lepiej być nie mogło! Stoję na pierwszej warcie w dodatku prawie najbliżej miejsca zdarzenia! Czujecie ten sarkazm???

Widziałem jak się zbliżają, więc przygotowałem broń. Oczywiście nie miecz, bo jeszcze ktoś by zobaczył i wynikłaby ogromna afera. Aby się nie kłócić standardowo zamieniłem rękę w blaser i wycelowałem w nadjeżdżającego wroga. Drżałem z podekscytowania a może ze strachu chociaż... nie. To moja pierwsza walka muszę pokazać na co mnie stać!

Wróg jedzie jest bliżej i bliżej.
Vehicony biegną rzucają się do walki.
Czekałem aż wjadą w pole strzału, aby nie strzelać blasterem gdzie popadnie.
Już mierzyłem w iskrę dużego zgniłozielonego bota, ale...

Coś, albo raczej powinienem powiedzieć ktoś uderzył mnie od tyłu. Podniosłem się szybko i obróciłem. W moja stronę biegła niebieska autobotka.

Nie ma szans. Nie poddam się. Nie zgasnę tak po prostu! Nawet jes to juz mój koniec, to umrę z godnością. Nie sam.

Strzeliłem w jej stronę, ale zrobiła unik. Krzyknęła coś o tym, że kobiet się nie bije, ale trudno. Taki live. Razem z wiedzą odnośnie walki nie wgrano mi zasad Savoir-vivre.

Botka także walczyła dzielnie. Wymienialiśmy uderzenia, aż nagle skoczyła i ałłłł... Kopnęła mnie w brzuch. Dokładnie tam gdzie Knocki, cholera. Zachwiałem się, ale utrzymałem pozycję. Gdy chciała ponowić manewr, tyle, że celując teraz w policzek. Na szczęście zanim jej kończyna zderzyła się z moją twarzą złapałem ją i rzuciłem na pobliskie skały. Obróciłem się w jej stronę i szybko wystrzeliłem. Prawie nie celowałem, więc oczywistym było, że zamiast w komorę iskry pocisk trafił femme w udo, na co ta jęknęła, jednak po chwili wróciła do wściekłego atakowania mnie.

Reszta autobotow walczy, ale nikt nie zwraca uwagi na ową femme, która-muszę to przyznać, wygrywała. Jeszcze.

Powaliła mnie. Znowu. Chciałem wstać, ale femme postawiła nogę na mojej klatce piersiowej. Upokarzające. Byłem cały bolały, jednak nie chciałem jeszcze zgasnąć.

Teraz tylko zostaje mi się posłużyć moim asem w przysłowiowym rękawie. Nie mogę zawieść lorda. Ta autobotka nie ma szans! Udowodnię, że nie jestem pomyłką, zdobędę szacunek lorda! Będzie tak zadowolony, że nie ukaże mnie za zignorowanie rozkazu o nie używaniu miecza!

Szybko się podniosłem napędzany nową energią i użyłem więcej siły, niż myślałem, że w ogóle posiadam. Wyciągnąłem miecz z pochwy. Spróbowałem odciąć jedną rękę zdezorientowanej widokiem broni białej w moich rękach femme. Niestety ta odskoczyła w tył.

Odsząsnęła się i przeskoczyła nademną. Zrobiła salto z zamiarem zadania mi ciosu w plecy. Na szczęście przewidziałem ta ewentualność. Momentalnie się odwróciłem i zablokowałem cios mieczem. Udało mi się odciąć jedno ostrze wysuwane z przedramienia. Rzuciłem femme o ścianę. Jednak ta się nie poddała, tylko druga rękę zamieniła w blaster i wycelowała w iskrę. Strzeliła.

Nagle tak jakby świat zwolnił. Wysunąłem moją klingę przed siebie. Instynktownie zablokowałem mieczem strzał odbijając go prosto w brzuch rannej.

Prawdopodobnie trafiłem w czuły punkt, bo jaskinię przeszył rozdzierający krzyk bólu femme. To on zwrócił uwagę autobotów, które z Optimusem na czele biegły do poszkodowanej.

Ocenił swoje szanse. Rozejrzał się po komnacie. Wszędzie leżały ciała martwych Vehiconów.

Może i jesteśmy klonami, ale to barbarzyństwo.

Byłem jedynym żyjącym conem w jaskini. Myśl Thunder. Myśl. Ogłuszyłem femme płazem miecza. Padła nieprzytomna.

Już prawie pogodziłem się z końcem, gdy dostrzegłem wysoko położoną półkę skalną tuż nad korytarzem którym biegły autościerwa.

Zdecydowałem błyskawicznie.

Teraz albo nigdy.
Zmieniłem rękę w blaster, wycelowałem i strzeliłem
Wybuch spowodował częściowe zawalenie stropu, dokładnie nad autościerwami.

Gróz zagroził im drogę.

Zauważyłem, że moja najlepsza koleżanka próbuje wstać. Twarda sztuka.

-Nie radzę seniorita.- przyłożyłem jej klingę do gardła z kamienną twarzą.

-I co zabijesz mnie? Dawaj!- warknęła ostrym i zimnym tonem marszcząc brwi i rozkładając ręce.

-Proszę cię, nie bądź śmieszna.- Prychnąłem, a moje optyki zabłysły.- Taki informator i trofeum.- Ciągnąłem delikatnie podekscytowany. Kto by mi inaczej uwierzył?

-Pora spać, moja droga...-Po tych słowach uderzyłem ją rękojeścią w głowę ogłuszając.

Knocki mi nie uwierzy...

***************

Hejka! To koniec mataronu! Rozdział również autorstwa teczowykarton ,ale tak samo jak ostatnio troszkę przerobiony. Mam nadzieję, że się podobało!

Na dziś tyle...

Gwiazdkujcie, komujcie, ja się żegnam... Pa!

Magda;D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro