Rozdział 11- W obozie wroga
Thunder POV.
Ciemność. Pustka. Cisza. Po prostu nic. Do cholery! Jak ja tego nie znoszę! Te warunki oznaczają jedno... Nuuda! Emocje sięgają zenitu! Chyba już wolę naparzać się z tym całym Prime'm niż nie robić dokładnie NIC!
Ehh... naprawdę tego nie znoszę. No nic... I znowu NIC! Jak ja nie lubię tego słowa, a przede wszystkim tego co symbolizuje. Pff... Pozostaje mi to przeczekać, bo ten stan nie utrzyma się wiecznie... Prawda?!
No ja mam nadzieję.
Chyba jednak Primus jest mądrzejszy niż myślałem, ponieważ dookoła mnie nastała jasność. Chyba wysłuchał moje żale i aby mi ulżyć spełnił je. Choć zawsze istnieje opcja, że moje biadolenie przyprawiało go o ból głowy i po prostu miał mnie dość. Ale to taki szczegół.
Chociaż czy ja wiem... Przecież to nie Primus mnie stworzył... Jestem klonem. Niby mam iskrę, ale nie jestem Cybertrończykiem, tylko bezwartościową kupą złomu. Nie wiem co mam o tym sądzić. Puki co powinienem skończyć się nad sobą użalać i ogarnąć pozycję w jakiej się znajduję.
Zauważyłem, że chyba mogę otworzyć oczy... Tak. Niestety zamiast znajomego spojrzenia deceptikońskiego medyka zobaczyłem zimne jak lód optyki autobota. Prawdopodobnie lekarza. Wróg najprawdopodobniej zauważył moje odzyskanie przytomności ponieważ zawołał:
-Optimusie! Jeniec się ocknął!
Nie minęła ludzką minuta a nade mną stał Prime z najbardziej złowrogim ze swoich spojrzeń. Na sam jego widok miałem ochotę się w sobie skulić i wtedy zauważyłem istotną sprawę.
Mam przykute do kozetki ręce! Nie no, zajebiście. Z pewnością to podnosi moje szanse na ucieczkę. Tja jasne...
Wracając. Przez chwilę Prime patrzył na mnie bez słowa, a ja miałem wrażenie, że to gorsze niż wszelkie obelgi jakimi mnie obdarzano od moich "narodzin". Ta chwila choć tak naprawdę trwała krótko, dla mnie była dłuższa niż wieki. Zastanawia mnie tylko jedna rzecz.
Dlaczego Prime nie wyrwał mi jeszcze iskry?!
To naprawdę zastanawiające
Prawda?
Tak czy siak Prime wyglądał jakby zastanawiał się nad jakąś zagadką. Tylko mam wrażenie, że to właśnie ja nią jestem.
Dlaczego się tak na mnie lampi? O co mu może chodzić? Tja, niech już zaczną te tortury... Wiem, że są nieuniknione. Niech już nie trzymają mnie w niepewności. To wiadome, że sobie nie odpuszczą. Kątem oka zauważyłem, że pomareńczowo-biały mech mówi coś tam do komunikatora. Zauważyłem gest, ale niestety stał za daleko abym mógł rozróżnić słowa. Nie musiałem się jednak długo zastanawiać nad sensem wypowiedzi.
Nie minęła ziemska minuta, gdy reszta autobotów zjawiła się w pomieszczeniu. O! Jest jakiś nowy! Przypomina trochę mniejszą wersję Optimusa. Ma bardzo poważny wyraz twarzy choć -moim zdaniem- ten sam kompleks przywódcy. Oprócz nowego nie zabrakło żółtka i walniętych rekerów. Nic nadzwyczajnego.
Gdy wszyscy się już wygodnie usytuowali (oczywiście wszyscy oprócz mnie, bo uwieżcie na słowo- moim marzeniem nie są przedwczesne wakacje w autobockiego kurorcie tortur). Prime zaczął swój monolog.
-Jestem Optimus Prime, lider autobotów ostatni Promów, a jak ciebie zwą żołnierzu?
Na określenie Prima wypowiedziane tonem o lekko kpiącym zabarwieniu reckerzy gruchnęli śmiechem. Cóż niektórzy to ameby umysłowe, z wyboru. Bez urazy dla ameb oczywiście. Postanowiłem jednak nie przejmować się tym zbytnio. Równie kpiącym tonem odpowiedziałem na zadane mi pytanie.
-Jestem Thunder.- nic mniej, nic więcej. Idealna odpowiedź. Chodź nie zauważyłem żadnej zmiany w wyrazie twarzy prima w jego lodowato błękitnym spojrzeniu zobaczyłem narastające zdenerwowanie, determinację i pogardę. Aby wspomóc proces załamania nerwowego autobotów dodałem- Nic ze mnie nie wyciągnięcie... Mi się zdaje, czy w waszym towarzystwie kogoś brakuje... Może pewnej botki? Jak ona tam miała... A tak. Arcee? Widzę że szybko znaleźliście zastępstwo. Widać jak bardzo Autoboty troszczą się o s...
Tu przerwał mi odgłos wyciągania broni przez wszystkich zebranych. Okej. Jak już mam zginąć, to z klasą.
-Swoich.- dokończyłem dumnie unosząc podbródek.
Po tym słowie nastało piekło. Nawet nie wiem z której strony nadeszło pierwsze uderzenie, lecz wiem tylko, że ostry ból przeszył moją klatkę piersiową. Weckerzy i Bumblebee rzucili się na mnie, a cała reszta jedynie zamknęła optyki i głęboko oddychała próbując poskromić złość i nienawiść. Tacy łatwi do zmanipulowania. Choć niestety przyznaję. Ich ciosy bolały, a moja twarz krzywiła się od bólu. Jednak aby nie dać im satysfakcji nie krzyknąłem ani razu. I tak porównując to zdarzenie do Megatron'a grzebiącego w moich wspomnieniach, manto które mi sprzedali to zaledwie gilgotki. Nic nie pobije bólu wtedy mi zadanego. Choć też nie mogłem ignorować ich czynów. Czasem gdy w szale trafiali w jakiś delikatniejszy element zbroi, lub jakiś świeżo po urazie syczałem z bólu, ale nie było to nic nie do wytrzymania. Te pseudo "tortury" trwały już dłuższą chwilę, gdy Prime zobaczył co robi jego oddział. Spojrzał na mnie z niechęcią. W środku iskry czułem, że najchętniej przyłączyły się do zabawy moich oprawców, albo przynajmniej im kibicował. Jednak "Prime'owi nie przystoi".
-Koniec, koniec! Dostał za swoje, jeszcze go zgasicie, a wtedy z informacji nici.- spojrzał na mnie z obojętną twarzą, jednak niechęcią widoczną w ruchach i spojrzeniu. Jakby był... Obrzydzony. Dokładnie jak...
Zadrżałem mimowolnie na wspomnienie. Jedno z najstarszych jakie mam i pamiętam w miarę dobrze. Wolę go nie przywoływać.
Następnie Prime zaczął mnie przepytywać. Głównie o położenie statkul, ochronę na nim, umiejscowienie więzienia, aż nawet po godziny zmian przy nim! Oczywiście milczałem niewzruszony gapiąc się w sufit. Choć wewnętrznie kuliłem się z bólu starałem się wyjść na twardego, co musiało wyglądać żałośnie sądząc po politowaniu w optykach oprawcy. miał mnie dość. Ale to taki szczegół.
"Wow! Jaki ten sufit ciekawy! Taki szary... Po prostu wyjątkowy. O! Jakąś ciemniejsza plamka! Ciekawe jak powstała. Każda niedoskonałość, błąd, ma swoją historię to wyjaśnia tą tworzoną przeze mnie..."
Myślałem całkowicie ignorując oprawcę, a krzywiąc się na coraz to nowe fale bólu. Kiedyś się to skończy. Kiedyś.
*Time skip*
Dowódca autobotów mnie zostawił. Cały energoniący od nacięć mieczem i z pancerzem wgniecionym jak po ostrym gradobiciu. Medyk naprawił najpoważniejsze zranienia, jednak nie uzupełnił mi energonu. Bo po co?? Kogo obchodzi, że cierpię z jego niedoboru... Jestem jeńcem! Nic mi się nie należy. Życie...
Mam wrażenie, że wszystkie Autoboty opóściły bazę... Wspaniale. Chyba medyk też odjechał, co jest bardzo nieprawdopodobne. Spróbowałem rozerwać kajdany... Cholera. Trwałe to cholerstwo, jednak... Tak! Udało mu się uwolnić prawą rękę! Prime przez przypadek zaciął więzy swoim mieczem. Ahh idioci mnie nie rozbroili! Wyciągnąłem swoje ostrze i pozbyłem się reszty kajdan. Pomału skierowałem się do wyjścia. Na serio nikogo nie ma! Chodź... Słyszę jakieś kroki... O nie. Ktoś tu idzie. No to pięknie. Rzuciłem się w stronę wyjścia. Mieli most ziemny, ale ja niespecjalnie umiem go używać. No, potrafię go włączyć, ale nie pod presją czasu i wrogów za plecami. Dobra...
Co teraz? Przetrasnformowałem się w auto i jak najszybciej pojechałem do wyjścia, co utrudniały mi zadane wcześniej rany.
Tunel się skończył. No po prostu zajebiście. Za nim nie ma nic. To koniec. Podchodzę do ściany bocznej ściany tunelu. Zza zakrętu wychodzi chudszy wecker.
-Nic już mnie nie powstrzyma- powiedział i wyciągnął miecz. - Nawet Optimus!
Wbił mi swoje katany prosto w iskrę i...
Umarłem.
Nie no. Tak nie było.
I... Poderwałem się do góry, usiadłem?!?!?!? Otworzyłem oczy, a nad sobą zauważyłem czerwonookiego medyka deceptikonów patrzącego na mnie z dezaprobatą. Ja nadal nie mogłem wyjść z szoku.
TO NAPRAWDĘ BYŁ TYLKO JEBANY SEN?!?!?!
***
Troololo!!! Ehh kofam was trolować!! :)
No ten... Rozdział napisany przeze mnie, ja uważam go za jeden ze słabszych, ale mam nadzieję że się podobał.
Rozdział dedykuję @Fajowa za najbardziej wytrwałe czekanie. Powodzenia w testach!
Ok. To tyle informacji... Komentujcie, gwiazdkujcie, ja się żegnam...
Pa!
Magda:D
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro