Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 21

~Your P.O.V~

Dzień tego cholernego ślubu przyszedł szybciej niż myślałam. Przez ostatnie trzy tygodnie tylko to się działo w tej posiadłości. Wielkie przygotowania... Mam serdecznie dosyć. I tego ślubu i samej panny młodej. Właśnie w tej chwili stałam i pomagałam ubrać się „drogiej" pannie młodej. Próbowałam zapiąć jej suknię. Białą, z koronką przy dekolcie i na ramionach, prosta, dopasowana. Na prawdę ładna suknia. Szkoda, że to nie ja stoję w niej.

- Pośpiesz się. - Warknęła Rosea. - Nie chcę się spóźnić na własny ślub.

- Mhm... - Skinęłam powoli głową, niezbyt jej słuchając.

- Już nie mogę się doczekać naszej nocy poślubnej. - Pisnęła z zachwytem. - Ciekawe, czy doczekamy się dzieci? Na pewno będą tak słodkie jak on. - Posłałam jej mordercze spojrzenie. Uspokój się ______. Jak tylko skończyłam zapinać suknię, wpięłam jej we włosy welon. - No nareszcie. Wolniej się nie dało? - Spytała sarkastycznie.

- Dało się. - Szepnęłam. Nagle do pokoju wszedł Sebastian. Wyglądał niesamowicie przystojnie.

- Wyjdź stąd. - Warknął, nieobdarzając mnie nawet spojrzeniem. Podszedł do blondynki z promiennym uśmiechem.

- Właśnie. To nie ty jesteś panną młodą. Nikt cię tu nie potrzebuje.

Wywróciłam oczami i szybko wyszłam stamtąd. Czy już mówiłam jak bardzo jej nie znoszę? Poszłam do swojego pokoju, przebrałam się w kremową sukienkę do kolan, na nią narzuciłam sweter w tym samym kolorze, zabrałam swoją parasolkę i ruszyłam do drzwi wejściowych do posiadłości. Na zewnątrz stała reszta służby, dziewczyny, Ron, tata, Will, Eric, Alan oraz Ciel i o czymś rozmawiali. Każdy był pięknie ubrany. Uśmiechnęłam się lekko. Mimo, że było trochę chłodno to nie tak bardzo i świeciło słońce. Otworzyłam swoją koronkową parasolkę i podeszłam do całej grupy.

- Jak się czujesz księżniczko? - Spytał tata. Za bardzo się martwi.

- Dobrze, nie trzeba się martwić o mnie. - Machnęłam ręką. Wszyscy wrócili do rozmowy, a ja stanęłam trochę z boku i oglądałam jak promienie słońca roziskrzają śnieg. Wyglądał tak ślicznie...

- Nie jest ci zimno? - Spytał nagle Ron. Spojrzałam na niego, kręcąc głową.

- Nie. Zimno mi nie przeszkadza. - Blondyn zaczął bawić się moimi krótkimi włosami.

- Dajesz sobie radę? Widziałem co się działo i myślałem, że...

- Jest dobrze Ron. - Przerwałam mu szybko. - Nie ma co się smucić. W końcu... Dzisiaj jest najszczęśliwszy dzień dla Sebastiana i Rosei. Nie ma powodu do smutku... - Uśmiechnęłam się lekko, hamując łzy, które napływały mi do oczu.

- Potrafi się usmiechać mimo tego wszystkiego... - Usłyszałam szept Mey-Rin. - Jest naprawdę silną dzieczyną...

- No, nie ma co zwlekać. Lepiej ruszajmy na ten ślub. - Zakręciłam parasolką i ponownie oparłam ją na swoim ramieniu.

~Time skip!~

Usiadłam na ławce obok taty. Wszyscy zajęli swoje miejsca. Wujek, który zgodził się poprowadzić ceremonię, rzucał mi co jakiś czas zmartwione spojrzenia. W końcu zaczęła grać muzyka, wszyscy wstali, a panna młoda zaczęła iść do ołtarza. Kiedy już stanęła obok Sebastiana posłała mi zwycięski uśmieszek. Nie myśl sobie, że tak łatwo wygrałaś... Ponownie usiedliśmy, a wujek zaczął.

- Zebraliśmy się tu dzisiaj, by połączyć węzłem małżeńskim tego mężczyznę i tą kobietę. Jeśli ktoś nie zgadza się na ten związek niech przemówi teraz lub zamilknie na wieki. - Tutaj nastąpiła chwila ciszy. Zacisnęłam zęby i pochyliłam głowę pozwalając grzywce zakryć mi oczy.

- No nie... - Miarka się przebrała. Cała złość, która się we mnie kryła przez cały ten czas, wprawiała moje ciało w drżenie. - No po prostu, no kurwa no nie. - Wstałam ze swojego miejsca, patrząc nienawistnie na Roseę. Cała reszta patrzyła teraz na mnie, co akurat w ogóle mnie nie obchodziło.

- Księżniczko, tylko spokojnie. - Szepnął tata.

- Jestem spokojna. Jestem KUREWSKO spokojna. - Warknęłam przez zaciśnięte zęby. Wyszłam ze swojej ławki i stanęłam na wprost blondynki.

- Jak... Jak śmiałaś?! - Krzyknęła.

- Zaraz ci powiem jak... Z tego co się dowiedziałam wszyscy w tej posiadłości wiedzą o nadnaturalności panicza i Sebastiana. Ale może tylko dwie wiedzą o jeszcze jednym demonie. Demonie, który ukrywał się tu od dwóch miesięcy.

- No brawo. Tylko, że sama ci o tym powiedziałam. - Spojrzała na mnie lekceważąco.

- Tak, ale nie powiedziałaś jakim jesteś demonem.

- Ach tak? Czyli niby ty to wiesz?

- Żebyś chciała wiedzieć. Biorąc pod uwagę twoje zachowanie, budowę ciała i stosunek do kobiet i mężczyzn, wiem dokładnie, że jesteś niczym innym a succubusem. - Przez chwilę milczała, by nagle zacząć klaskać, uśmiechając się sarkastycznie.

- Brawo. Tak, jestem succubusem. I co z tego?

- Przepraszam, ale się zgubiłem... - Jęknął Finny. - Czym są „Succubusy"?

- Succubusy to demony, które żywią się energią mężczyzn, zamiast dusz. Wykorzystujecie mężczyzn, uwodzicie ich, a kiedy nie są już wam potrzebni, zabijacie ich. Ilu już zginęło z twojej ręki?

- Niezbyt liczyłam. - Zrzuciła z włosów welon. Rozdarła suknię na wysokość połowy ud. Na jej głowie pojawiły się dwa, zakręcone rogi, a koło jej nogi zaczął machać ogon zakończony strzałką. - Ale ten demon, - Tu oparła się o Sebastiana. - jest dużo lepszy i silniejszy niż ci, których uwiodłam wcześniej.

- Sebastian. To rozkaz. Chodź tu i nie opuszczaj mojej strony! - Ciel zerwał opaskę z oka, odsłaniając fioletowy pentagram. Czarnowłosy chwilę się zawahał, ale podszedł do hrabiego. - ______... Co zamierzasz zrobić? - Spytał mnie młody demon. Zakręciłam szybko swoją parasolką, która zmieniła się w moją ukochaną kosę – srebrną włócznię, z (f/c) wstążką przy ostrzu.

- Ja? Proste. Zamierzam walczyć. Nie mogę pozwolić, by ta kobieta skrzywdziła jeszcze kogoś. - Demonica się zaśmiała. Dajesz.

NIE

~Rosea P.O.V~

PRZEGRAM

~Your i Rosea P.O.V~

Z NIĄ!!!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro