Rozdział 21
~Your P.O.V~
Dzień tego cholernego ślubu przyszedł szybciej niż myślałam. Przez ostatnie trzy tygodnie tylko to się działo w tej posiadłości. Wielkie przygotowania... Mam serdecznie dosyć. I tego ślubu i samej panny młodej. Właśnie w tej chwili stałam i pomagałam ubrać się „drogiej" pannie młodej. Próbowałam zapiąć jej suknię. Białą, z koronką przy dekolcie i na ramionach, prosta, dopasowana. Na prawdę ładna suknia. Szkoda, że to nie ja stoję w niej.
- Pośpiesz się. - Warknęła Rosea. - Nie chcę się spóźnić na własny ślub.
- Mhm... - Skinęłam powoli głową, niezbyt jej słuchając.
- Już nie mogę się doczekać naszej nocy poślubnej. - Pisnęła z zachwytem. - Ciekawe, czy doczekamy się dzieci? Na pewno będą tak słodkie jak on. - Posłałam jej mordercze spojrzenie. Uspokój się ______. Jak tylko skończyłam zapinać suknię, wpięłam jej we włosy welon. - No nareszcie. Wolniej się nie dało? - Spytała sarkastycznie.
- Dało się. - Szepnęłam. Nagle do pokoju wszedł Sebastian. Wyglądał niesamowicie przystojnie.
- Wyjdź stąd. - Warknął, nieobdarzając mnie nawet spojrzeniem. Podszedł do blondynki z promiennym uśmiechem.
- Właśnie. To nie ty jesteś panną młodą. Nikt cię tu nie potrzebuje.
Wywróciłam oczami i szybko wyszłam stamtąd. Czy już mówiłam jak bardzo jej nie znoszę? Poszłam do swojego pokoju, przebrałam się w kremową sukienkę do kolan, na nią narzuciłam sweter w tym samym kolorze, zabrałam swoją parasolkę i ruszyłam do drzwi wejściowych do posiadłości. Na zewnątrz stała reszta służby, dziewczyny, Ron, tata, Will, Eric, Alan oraz Ciel i o czymś rozmawiali. Każdy był pięknie ubrany. Uśmiechnęłam się lekko. Mimo, że było trochę chłodno to nie tak bardzo i świeciło słońce. Otworzyłam swoją koronkową parasolkę i podeszłam do całej grupy.
- Jak się czujesz księżniczko? - Spytał tata. Za bardzo się martwi.
- Dobrze, nie trzeba się martwić o mnie. - Machnęłam ręką. Wszyscy wrócili do rozmowy, a ja stanęłam trochę z boku i oglądałam jak promienie słońca roziskrzają śnieg. Wyglądał tak ślicznie...
- Nie jest ci zimno? - Spytał nagle Ron. Spojrzałam na niego, kręcąc głową.
- Nie. Zimno mi nie przeszkadza. - Blondyn zaczął bawić się moimi krótkimi włosami.
- Dajesz sobie radę? Widziałem co się działo i myślałem, że...
- Jest dobrze Ron. - Przerwałam mu szybko. - Nie ma co się smucić. W końcu... Dzisiaj jest najszczęśliwszy dzień dla Sebastiana i Rosei. Nie ma powodu do smutku... - Uśmiechnęłam się lekko, hamując łzy, które napływały mi do oczu.
- Potrafi się usmiechać mimo tego wszystkiego... - Usłyszałam szept Mey-Rin. - Jest naprawdę silną dzieczyną...
- No, nie ma co zwlekać. Lepiej ruszajmy na ten ślub. - Zakręciłam parasolką i ponownie oparłam ją na swoim ramieniu.
~Time skip!~
Usiadłam na ławce obok taty. Wszyscy zajęli swoje miejsca. Wujek, który zgodził się poprowadzić ceremonię, rzucał mi co jakiś czas zmartwione spojrzenia. W końcu zaczęła grać muzyka, wszyscy wstali, a panna młoda zaczęła iść do ołtarza. Kiedy już stanęła obok Sebastiana posłała mi zwycięski uśmieszek. Nie myśl sobie, że tak łatwo wygrałaś... Ponownie usiedliśmy, a wujek zaczął.
- Zebraliśmy się tu dzisiaj, by połączyć węzłem małżeńskim tego mężczyznę i tą kobietę. Jeśli ktoś nie zgadza się na ten związek niech przemówi teraz lub zamilknie na wieki. - Tutaj nastąpiła chwila ciszy. Zacisnęłam zęby i pochyliłam głowę pozwalając grzywce zakryć mi oczy.
- No nie... - Miarka się przebrała. Cała złość, która się we mnie kryła przez cały ten czas, wprawiała moje ciało w drżenie. - No po prostu, no kurwa no nie. - Wstałam ze swojego miejsca, patrząc nienawistnie na Roseę. Cała reszta patrzyła teraz na mnie, co akurat w ogóle mnie nie obchodziło.
- Księżniczko, tylko spokojnie. - Szepnął tata.
- Jestem spokojna. Jestem KUREWSKO spokojna. - Warknęłam przez zaciśnięte zęby. Wyszłam ze swojej ławki i stanęłam na wprost blondynki.
- Jak... Jak śmiałaś?! - Krzyknęła.
- Zaraz ci powiem jak... Z tego co się dowiedziałam wszyscy w tej posiadłości wiedzą o nadnaturalności panicza i Sebastiana. Ale może tylko dwie wiedzą o jeszcze jednym demonie. Demonie, który ukrywał się tu od dwóch miesięcy.
- No brawo. Tylko, że sama ci o tym powiedziałam. - Spojrzała na mnie lekceważąco.
- Tak, ale nie powiedziałaś jakim jesteś demonem.
- Ach tak? Czyli niby ty to wiesz?
- Żebyś chciała wiedzieć. Biorąc pod uwagę twoje zachowanie, budowę ciała i stosunek do kobiet i mężczyzn, wiem dokładnie, że jesteś niczym innym a succubusem. - Przez chwilę milczała, by nagle zacząć klaskać, uśmiechając się sarkastycznie.
- Brawo. Tak, jestem succubusem. I co z tego?
- Przepraszam, ale się zgubiłem... - Jęknął Finny. - Czym są „Succubusy"?
- Succubusy to demony, które żywią się energią mężczyzn, zamiast dusz. Wykorzystujecie mężczyzn, uwodzicie ich, a kiedy nie są już wam potrzebni, zabijacie ich. Ilu już zginęło z twojej ręki?
- Niezbyt liczyłam. - Zrzuciła z włosów welon. Rozdarła suknię na wysokość połowy ud. Na jej głowie pojawiły się dwa, zakręcone rogi, a koło jej nogi zaczął machać ogon zakończony strzałką. - Ale ten demon, - Tu oparła się o Sebastiana. - jest dużo lepszy i silniejszy niż ci, których uwiodłam wcześniej.
- Sebastian. To rozkaz. Chodź tu i nie opuszczaj mojej strony! - Ciel zerwał opaskę z oka, odsłaniając fioletowy pentagram. Czarnowłosy chwilę się zawahał, ale podszedł do hrabiego. - ______... Co zamierzasz zrobić? - Spytał mnie młody demon. Zakręciłam szybko swoją parasolką, która zmieniła się w moją ukochaną kosę – srebrną włócznię, z (f/c) wstążką przy ostrzu.
- Ja? Proste. Zamierzam walczyć. Nie mogę pozwolić, by ta kobieta skrzywdziła jeszcze kogoś. - Demonica się zaśmiała. Dajesz.
NIE
~Rosea P.O.V~
PRZEGRAM
~Your i Rosea P.O.V~
Z NIĄ!!!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro