Rozdział 2
~Your P.O.V~
- _____ Serenity Sutcliff. Wstawaj w tej chwili. - Ze snu wyrwał mnie głos taty. Jezu... Dajcie mi spać. - Jak zaraz nie zejdziesz na śniadanie, to zjem twoje bułeczki z czekoladą. - Poderwałam się z łóżka, patrząc na tatę, który uśmiechał się promiennie.
- Nie zrobisz tego... - Uśmiechnął się szerzej, pokazując szpiczaste zęby.
- Jesteś pewna? - Przy nim to ja niczego nie mogę być pewna. - Przyjdź zaraz. Will za chwilę przyjdzie po ciebie.
Wyszedł z mojego pokoju. Cicho jęcząc, ponownie położyłam się na łóżku. Na moje nieszczęście tata wyrwał mnie z takiego pięknego snu. Który, swoją drogą, nie śnił mi się po raz pierwszy, ale nigdy o tym nikomu nie powiedziałam. I tak by mi nie uwierzyli. W końcu, kto normalny przez 9 lat śni o przystojnym nieznajomym? Spotkałam go tylko raz, ale dalej moje serce przyspiesza na wspomnienie jego uśmiechu. Boże, czemu mnie to spotyka? Nawet nie miałam możliwości podziękowania mu... Szkoda. Chcę jeszcze raz usłyszeć jego głos.
~Time skip! Przyniesiony przez śniadanie z ojcem i bułeczki z czekoladą~
- Będziesz już szła? - Spytał mnie tata. Stałam do niego odwrócona tyłem i, przeglądając się w lustrze, wiązałam włosy w wysoki kitek.
- Tak. William za chwilę przyjdzie. -Sspojrzałam na niego przez ramię. - Tato?
- Co jest księżniczko?
- Możesz opowiedzieć mi o mamie? - Od paru lat, staram się wyciągnąć coś z taty na temat mamy, ale on cały czas, albo milczy, albo mówi, że jeszcze nie na to czas. To kiedy niby będzie na to czas?!
- Jeszcze jest na to trochę za wcześnie. - A nie mówiłam?
Cicho prychnęłam i szybko się żegnając wyszłam z domu. Nie wiem czemu, ale tata unika ten temat. Chcę wiedzieć jak poznał mamę i chcę poznać jej życie. Po chwili podszedł do mnie William i razem wróciliśmy na ziemię.
~Time skip! Przyniesiony przez parę godzin pracy z szefem~
Mam serdecznie dosyć tej roboty. A nawet jej nie zaczęłam, bo dalej się uczę. Oparłam się o ścianę jakiegoś budynku obok w czasie, gdy William kończył zbierać jakąś tam duszę. Nie, że mam coś przeciwko, w końcu wykonujemy ważną robotę, ale to po prostu jest momentami takie nudne. A niektórzy mówią, że nasza praca jest taka fajna, bo trzeba się z demonami bić. Już to widzę. Jak żyję nie spotkałam ani jednego demona, a tata mówił, że to wielka rzadkość takiego spotkać. Tak czy siak, zostało nam jeszcze parę dusz do zebrania. Ustaliliśmy, że się rozdzielimy i spotkamy w tym samym miejscu. Nie no ogółem spoko, tylko że ja swoją część listy zrobiłam w nie całą godzinę. Dlatego właśnie stoję przed jakąś biblioteką i czekam. To takie nudne...
- Czuję się jakbym miała umrzeć~. - Jęknęłam opierając się o drzwi budynku. I tak nikt tam nie wchodzi, więc co szkodzi.
- Czy tak urocza dziewczyna jak pani, powinna tak tu stać samotnie? - Odwróciłam się gwałtownie i spotkałam szkarłatne tęczówki.
~Sebastian P.O.V~
Spojrzałem na młodą dziewczynę przed sobą. Długa, (h/c) grzywka z czerwonym pasemkiem zasłaniała połowę jej twarzy. Była ładna. To nawet mało powiedziane. Była śliczna. Blada skóra, długie, błyszczące włosy i duże żółto-zielone oczy, patrzące na mnie zza okularów. No tak. Że też musiałem spotkać shinigami. Do tego tak urodziwą. Otrząsnąłem się z myśli i, udając, że nie wiem o jej prawdziwej naturze, wyciągnąłem w jej stronę dłoń.
- Nazywam się Sebastian Michaelis. - Chwilę się zawahała. Przegryzła delikatnie dolną wargę. Nie ładnie jest kusić demona.
- _____. - Krótko uścisnęła moją dłoń, cały czas patrząc na swoje stopy.
- Może byśmy poszli do kawiarni? - Zaoferowałem jej ramię.
- Nie wiem czy powinnam... Bo widzi pan, akurat czekam na znajomego i...
- Ale chyba kawa nie sprawi, że pani „znajomy" ucieknie? - Chwilę się jeszcze wahała, ale w końcu przyjęła moją ofertę.
Poszliśmy do jednej z wielu kawiarni w Londynie i usiedliśmy przy stoliku. Poczekaliśmy aż dostaniemy nasze zamówienia i zaczęliśmy rozmawiać. Interesująca z niej dziewczyna. Chcę ją lepiej poznać.
~Your P.O.V~
Wspaniale mi się rozmawiało z Sebastianem. Oczywiście podziękowałam mu za pomoc sprzed 9 lat. Nawet nie zauważyłam, jak mijał czas. Było wspaniale. A przynajmniej do momentu, kiedy usłyszeliśmy głośny krzyk od drzwi lokalu.
- _____ Serenity Sutcliff!
Odwróciłam się szybko i zobaczyłam tatę. No to pięknie. Spokojnie mogę zacząć planować własny pogrzeb. Podszedł do naszego stolika z morderczym spojrzeniem. O dziwo nie zauważył czarnowłosego, który patrzył na niego szeroko otwartymi oczami.
- G-Grell? - Spytał cicho. Tata w końcu na niego spojrzał i gwałtownie pobladł.
- Seba... - Odkaszlnął cicho. - Michaelis-san. Co za niespodziewane spotkanie. - Powiedział bardziej poważnym tonem niż zwykle.
- To samo chciałem powiedzieć. Co tutaj robisz?
- Przyszedłem po swoją córkę. - Szkarłatne tęczówki znowu się na mnie skupiły. - Zresztą co to obchodzi demona? - Spojrzałam na mężczyznę przed sobą ze strachem i szybko wstałam z krzesła. Stanęłam koło taty. - _____ idziemy do domu. - Szybko skinęłam głową i już mieliśmy wyjść z kawiarni, ale Sebastian złapał mnie za nadgarstek.
- Czy coś się stało proszę pana? - Spytałam zlękniona. Nigdy nie widziałam demona na oczy, ale dość się o nich nasłuchałam i naczytałam, by wiedzieć, że są niebezpieczne.
- Chciałem tylko podziękować za uroczy wieczór. - Ucałował moją dłoń, a moje policzki zaczęły gwałtownie piec.
Zabrałam mu szybko dłoń i, po krótkim ukłonie, wyszłam razem z tatą. No to się wkopałam.
~Grell P.O.V~
Wiedziałem. Wiedziałem, że prędzej czy później dojdzie do tego. Co ze mnie za ojciec. Obiecałem Alice, że ochronię _____ przed koszmarami przeszłości, ale jak widać one i tak dopadły moją córeczkę. Całą drogę do domu milczeliśmy. Najlepsze jest to, że nie byłem zły na _____, dlatego że mnie nie posłuchała. Bardziej na siebie, że do tego wszystkiego dopuściłem. Ale nie ma co już płakać nad rozlanym mlekiem. Kiedy już wróciliśmy i dziewczyna chciała pójść na górę do swojego pokoju, przytrzymałem ją mocno za rękę. Spojrzała się na mnie ze strachem i przeprosinami w oczach. Cicho westchnąłem i mocno ją do siebie przytuliłem. Rozpłakała się, a ja gładziłem ją czule po włosach. Odsunąłem się trochę.
- Musimy porozmawiać księżniczko.
______________________________________________________________________________________
W ramach mojego dobrego humoru macie dziś od razu rozdział 2. Mam nadzieję, że chociaż ktoś się ucieszy. A teraz małe ogłoszenie. Jutro wyjeżdżam na ponad tydzień, więc nie będzie aktualizacji żadnego z moich opowiadań, ale nie martwcie się, będę mieć możliwość pisania, ale nie publikowania. Czyli jak wrócę to zrobię wam maraton i tu, i w one-shot'ach (wrzucę wszystkie zamówienia) oraz wrzucę ostatni rozdział "Nadal lalka?". Wytrzymacie beze mnie ten tydzień? Bo mnie osobiście będzie ciężko bez waszego wsparcia i obecności (mimo, że nie dosłownej) przy mnie. Wielbię was :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro