Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1

~Grell P.O.V~

Ponownie spojrzałem do kołyski obok mnie. Wyjąłem z niej małe zawiniątko i dobrze się mu przyjrzałem. Nie żałuję tego. Nie mam czego żałować. Minęło dopiero pół roku od jej śmierci, a ja zostałem sam ze wszystkimi problemami. Oczywiście, że daję sobie radę, ale czasem czuję, że to wszystko mnie przerasta. Zwłaszcza w noce takie, jak te. Jest ciężko, a perspektywa kolejnych bezsennych nocy niczego nie ułatwiała. Dalej mogę dokładnie powiedzieć co działo się tamtego dnia. Dnia, który miał być dla mnie, dla nas najszczęśliwszym. Chyba już nigdy nie zapomnę zgiełku szpitala, krzyku innych shinigami, oczekiwania na wiadomość, a kiedy ona przyszła, przyszedł też strach, ból, rozgoryczenie. I te słowa lekarza:

„Zrobiliśmy wszystko co mogliśmy. Może pan porozmawiać z żoną. Przykro nam."

Akurat. Przykro. To nie ich świat właśnie się walił. Tak naprawdę nie byliśmy małżeństwem. Byliśmy przyjaciółmi z dzieciństwa i planowaliśmy się pobrać. Tamta rozmowa. Ostatnia jaką przeprowadziłem z Alice. Kazała mi obiecać, że zajmę się naszą córką i, że ochronię ją, by nie zbłądziła tak, jak ona. Następnego dnia już nie żyła. Ale teraz nie mogę sobie pozwolić na wspominki. Uśmiechnąłem się do małej śpiącej w moich ramionach.

- Brakuje mi Alice. - Szepnąłem do siebie, ale moja córka otworzyła oczy. Była taka do niej podobna. - Brakuje mi twojej mamy. Jej pomocy, wsparcia. - Ułożyłem dziewczynkę w kołysce i ucałowałem w czoło. - Śpij dobrze _____.

~Time skip! Przyniesiony przez pięć lat ojcostwa~

- _____! - Wydarłem się, czekając na dziewczynkę. Odkąd skończyła 5 lat jest jeszcze bardziej nieznośna niż, kiedy była mała. Mimo, że jest całym moim światem, nie licząc czerwieni, to doskonale o tym wie, perfidnie to wykorzystując. - Raczysz wreszcie tu zejść?!

- Już idę tato! - Zbiegła po schodach i stanęła przede mną, chwaląc się nową, (f/c) sukienką. Była naprawdę śliczna i strasznie podobna do Alice. Miała takie same (h/c) włosy, na których było czerwone pasemko przez całą długość grzywki, która zasłaniała jej prawą stronę twarzy. Włosy sięgały jej teraz do łopatek, ale związała je (f/c) wstążkami w dwa kitki. Spojrzała na mnie zza okularów. Niedługo będzie zaczynała swój trening. Kiedyś będzie taka, jak Alice i ja. - Tato, możemy już iść?

Uśmiechnąłem się do niej i trzymając za dłoń, wyszliśmy z domu.

~Your P.O.V~

Tata zabrał mnie, zresztą jak co dzień, na ziemię. Jak się go o to spytałam powiedział, że zabiera mnie ze sobą, bo chce mnie dobrze przygotować do mojego późniejszego życia. Też będę zbierać duszę. Nie mogę się już tego doczekać, bo póki co muszę stać przy tacie i patrzeć jak on pracuje. Tak więc usiadłam na jednym z dachów i patrzyłam na ziemię, na tatę. Dziwna jest ta jego kosa śmierci. Będę musiała sobie jakąś wybrać. Może miecz? Nie wiem... Muszę się jeszcze zastanowić. Nagle tata pobiegł gdzieś nie patrząc nawet na mnie. Co się dzieje? Zeskoczyłam z dachu i pobiegłam za nim.

-Tato! Poczekaj na mnie! - odwrócił się i kazał mi zostać tam, gdzie byłam.

Nadęłam policzki, wróciłam na swoje miejsce i oparłam się o ścianę jakiegoś budynku. Po parunastu minutach czekania wkurzyłam się i poszłam jakąś uliczką. I chyba się zgubiłam. Nie znoszę się gubić. Czuję się wtedy jakbym była sama na świecie. A ja nie lubię być sama. I tak mam wyrzuty sumienia, że przeze mnie mama umarła. Gdybym się nie urodziła, mama by żyła. Poczułam jak coś ciepłego spływało mi po policzkach. To były łzy, znowu płakałam. Tata nie lubi, kiedy płaczę. Złości się wtedy na mnie, a to jest okropne. Tata jest wtedy straszny. Usiadłam na ziemi przy jakimś budynku i wytarłam twarz, ale łzy dalej płynęły. Cicho zaszlochałam. Nie dość, że się zgubiłam i nie mam pojęcia, gdzie jestem, to jeszcze na ziemi. W świecie ludzi. Ukryłam twarz w dłoniach i po prostu pozwoliłam łzą płynąć. Nagle poczułam coś na moim ramieniu. Poderwałam się szybko i spojrzałam na osobę przed sobą. Był to mężczyzna, wysoki z czarnymi włosami i brązowymi, prawie szkarłatnymi oczami. Ubrany był w czarny płaszcz, a na dłoniach miał białe rękawiczki.

- Coś się stało panienko? - Kucnął tak, że moje oczy były na poziomie jego.

- Ja... zgubiłam się. - Wyszeptałam, a on tylko się lekko uśmiechnął. - Może mi pan pomóc znaleźć tatę?

- Oczywiście. Gdzie widziałaś go po raz ostatni? - Wstał i podał mi dłoń. Chwyciłam ją z uśmiechem.

- Gdzieś tam. - Wskazałam w stronę, z której przyszłam.

Skinął głową i poszliśmy razem w tamtym kierunku. Po paru minutach rozglądania się, zauważyłam czerwony płaszcz i czerwone włosy. Puściłam rękę nieznajomego i pobiegłam w stronę taty.

- Tato! - Krzyknęłam, a on obejrzał się. Pobiegł w moją stronę z uśmiechem na ustach. Złapał mnie i okręcił, mocno mnie przytulając.

- Tak się bałem o ciebie. - kucnął, nie puszczając mnie. - Nigdy więcej tak nie rób.

-Dobrze tatusiu. - Szepnęłam. - Ten pan mi pomógł. - Odwróciłam, ale mężczyzny za mną nie było. - Gdzie on jest?

- Kto?

- Taki pan. Był wysoki, miał czarne włosy i prawie czerwone oczy. - oczy taty rozszerzyły się w zdumieniu, ale szybko się opanował.

- Później mu podziękujesz. - Wstał i wziął mnie na barana. - Wracajmy już do domu. Przyda się odpoczynek po takim dniu, prawda? - Zgodziłam się i już po chwili szliśmy do domu. Ale dalej zastanawiał mnie ten mężczyzna. Kim on był i czy jeszcze go spotkam? Chciałabym tego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro