Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 5

~Your P.O.V~

Cholera. Cholera. Cholera. Inaczej nie da się tego opisać. Przez trzy cholerne lata udawało mi się GO uniknąć i akurat jak mam misję to muszę z NIM współpracować. Zabijcie mnie teraz. Mężczyzna ukłonił się, nie przejmując się moim dziwnym wyrazem twarzy.

- Zgaduję, że macie sprawę do mojego pana. - Odparł. Jego głos nie zmienił się ani trochę.

- Ty jesteś... Sebastian Michaelis? - Zapytał Ron, po czym położył koszyk na ziemi, a sam założył ręce na karku.

- Zgadza się. Co sprowadza tu dwójkę Żniwiarzy?

- Bogów Śmierci. - Blondyn przewrócił oczyma. Sama nie znoszę, kiedy się tak kaleczy naszą rasę. Pochyliłam głowę, pozwalając włosom, które akurat nie były związane w kucyk, zakryć moją twarz. Przy długiej grzywce nawet łatwo to zrobić. - Jesteśmy tu w pewnej sprawie, ale możemy ją przekazać dopiero Cielowi Phantomhive. - Zaskoczyła mnie ta odpowiedź. Musieli mu powiedzieć z kim mamy pracować. A mnie nie...

- Aha... - Odparł bez emocji. W tym momencie jego wzrok wylądował na mnie. Cholera... Błagam tylko nie zobacz mojej twarzy!! - Proszę za mną.

Ron ruszył do przodu, uprzednio podnosząc koszyk ze Snowball'em, a ja dalej stałam w jednym miejscu bijąc się z myślami. Dlaczego on tu jest? Przecież hrabia Phantomhive nie żyje. Przynajmniej z tego co mówił mi tata. Może się pomylił? Nie chcę w to wnikać...

- Idziesz młoda? - Usłyszałam głos Rona. Powoli skinęłam głową i ruszyłam przed siebie.

Szliśmy jakimś długim korytarzem. Po paru takich minutach stanęliśmy przed dużymi, dębowymi drzwiami. Czarnowłosy demon zapukał do nich i po chwili usłyszeliśmy stłumione „Wejść." Weszliśmy całą trójką. Dalej patrzyłam na czubki swoich butów, ale wyczułam coś niepokojącego. Innego demona. Nie NIEGO, tylko kogoś innego.

- A więc? Co robi tu dwójka shinigami? - Zapytał dość młody, chłopięcy głos.

- Zostaliśmy tutaj wysłani, w pewnej sprawie. - Odpowiedział za mnie blondyn.

- Ach tak? A mogę wiedzieć w jakiej to sprawie, bo jakbyście nie zauważyli, sam mam sporo spraw na głowie. Przy okazji. Znalazłeś ją? - Spytał. Kogo znalazł?

- Niestety nie paniczu. - Odpowiedział ON. - Martwi się panicz o nią?

- O-oczywiście, że nie! J-jest tylko m-moją służącą!

- A zmieniając temat... - Wtrącił się Ronald. - Zostaliśmy tu wysłani w sprawie tajemniczych zniknięć--

- Tak wiem. Tajemniczych zniknięć młodych dziewcząt. A raczej prawie wszystkich dziewcząt, w wieku 13-31 lat. Wszystkie o różnych włosach, oczach. W sumie nic wspólnego. Tylko na co mi przy tym Żniwiarze? - Jęknęłam cicho na to, a Ron warknął.

- Zarząd nas wysłał, bo mamy zająć się tym, który je porywa! - Krzyknął blondyn. - TY możesz sobie spokojnie szukać dziewczyn, ale to MY mamy go zabić!

- Ron. Spokojnie. - Odezwałam się po raz pierwszy głosem pozbawionym emocji. Podniosłam głowę i spojrzałam zza okularów na chłopca przede mną. Wyglądał na około 13 lat, miał szaro-niebieskie włosy i szafirowe oko. Drugie musiało być pod czarną przepaską, którą miał. Chłopiec przyglądał mi się z zaciekawieniem. - Nie przyszliśmy tu walczyć.

- Więc po co?

- Powiedział to już mój partner, nie będę się powtarzać. - Wyciągnęłam z kieszeni marynarki zapieczętowaną kopertę. - To może ci jednak trochę rozjaśnić. - Podałam mu kopertę, a sama podeszłam do Rona i otworzyłam koszyk z kotkiem. Wyciągnęłam małą, białą kuleczkę z koszyka i zaczęłam ją drapać za uszkami. Kotek zaczął cicho mruczeć, a ja tylko się uśmiechnęłam do siebie. Cały czas czułam na sobie wzrok pewnego demona. Oberwie się mu za gapienie się na mnie.

- No dobrze. - Odpowiedział po dłuższej ciszy młodszy z demonów, a zaraz po tym kichnął. - Będziecie tu pracować i pomagać nam z tą sprawą. - Ponownie kichnął. - Możesz zabrać stąd tego sierściucha?!

- Oczywiście, że nie! - Oburzyłam się i mocniej przycisnęłam kotka do piersi.

- Niech ci będzie... - Jęknął. - Przy okazji... Jak się nazywasz?

- ______. A ty?

- Ciel Phantomhive.

- To nie jest twoje pełne imię prawda „______"? - Zapytał, bardziej stwierdził, starszy demon. Spojrzałam na niego po raz pierwszy odkąd tu jesteśmy.

- Nazywam się ______ Sutcliff.

- Sutcliff? Znasz Grella? - Dopytał się hrabia.

- Grella? - Przekrzywiłam głowę, pozwalając grzywce odsłonić trochę twarzy. - Mówisz o moim tacie?

- Tak, ta-- - Przerwał na chwilę i popatrzył na mnie z niedowierzaniem. - TO TEN KRETYN MA CÓRKĘ?! - Skrzywiłam się trochę na ten komentarz. - JAK?! KIEDY?! GDZIE?!

- Po pierwsze, nie krzycz. Po drugie, nie będę ci teraz mówić skąd się biorą dzieci, po trzecie, urodziłam się, kiedy się urodziłam. I po czwarte, urodziłam się w szpitalu. Wystarczy?

- T-tak. - Odpowiedział mi niepewnie. - A wracając do tematu... Sebastian zaprowadzi was teraz do waszych pokoi i wprowadzi trochę w pracę. Po tym przyjdziecie tu. Muszę omówić z wami jeszcze parę spraw.

Z tymi słowami wrócił do czytania jakiegoś tam dokumentu. Popatrzyłam na Sebastiana, kiedy ten się ukłonił. Nie przypuszczałam, że spotkam go w takiej sytuacji. Nie przypuszczałam, że w ogóle do tego spotkania dojdzie. Ale co ja na to mogę? Lokaj zaprowadził nas przez jakieś korytarze, mówiąc czym będziemy się tu zajmować i otworzył jakieś drzwi. Pokazał nam nasze pokoje i muszę przyznać, że ładnie to one wyglądały. Duże łóżko z jasną narzutą, jasne ściany i meble z jasnego drewna. Postawiłam koszyk Snowball'a na ziemi, a jego samego położyłam na łóżku. Na narzucie łóżka leżał mój nowy strój do pracy. Była to czarna sukienka do połowy ud z krótkimi, bufiastymi rękawami. Na nią założony był biały gorset i biały fartuch, związany z tyłu dużą kokardą. Na szyi zawiązałam czarną kokardkę, a na głowę założyłam białą opaskę z falbanką. Na nogach miałam czarne pończochy i wysokie, wiązane buty na lekkim obcasie. Stanęłam przed lustrem i stwierdziłam, że wyglądam genialnie. Włosy związałam w wysokiego kitka, ale grzywkę zostawiłam na swoim miejscu. Zmieniłam tylko jedną rzecz w swoim wyglądzie. Moje oczy przestały być żółto-zielone, a przybrały barwę szmaragdów. Ale mimo wszystko, dalej miałam swoje okulary w (f/c) oprawkach. Wyszłam z pokoju tylko po to, by zobaczyć Rona w stroju takim samym jaki nosi Sebastian. Jak tylko jego wzrok spoczął na mnie, jego policzki zaróżowiły się.

- Coś się stało Ron? - Spytałam, przekrzywiając głowę jak małe dziecko.

- N-nie. To nic. - Podrapał się nerwowo po karku.

- Skończyliście dyskutować? - Do rozmowy wciął się demon. Odwróciłam od niego wzrok i ruszyłam przed siebie. Mężczyźni dołączyli do mnie chwilę później. Stanęliśmy ponownie pod drzwiami do gabinetu hrabiego. Czarnowłosy zapukał cicho, a po chwili usłyszeliśmy pozwolenie. Stanęliśmy w jednym rzędzie przed biurkiem. - Paniczu, jakie są twoje rozkazy?

- Sebastian wprowadził was już do pracy? - Skinęliśmy jednocześnie. - Dobrze. Ronald, chcę byś poszedł do kuchni i pomógł szykować obiad.

- Sie robi. - Blondyn puścił mi oczko i ruszył w stronę drzwi. - Zobaczymy się później młoda. - Próbowałam się nie roześmiać, kiedy patrzyłam na miny demonów.

- A co ja mam robić? - Spytałam, kiedy w końcu się uspokoiłam.

- Masz trzy opcje...


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro