Rozdział 22
Prosimy włączyć tą muzykę u góry w czasie czytania tego rozdziału. Słuchałam jej pisząc to i daje genialny klimat.
_____________________________________________________________________________________
~Your P.O.V~
Stałam w pozycji bojowej, gotowa na to, co może Rosea wymyślić. Demonica wyciągnęła skądś wielki miecz. Nie mogę się poddać, ani zawahać. Ona tylko na to czeka.
- Odsuńcie się i mi nie przeszkadzajcie. - Warknęłam, nie spuszczając wzroku z blondynki.
Wszyscy popatrzyli po sobie, ale wykonali moje polecenie, mimo że dość niechętnie. Nagle dziewczyna przede mną wykonała duży zamach. Uskoczyłam szybko. Już sekundę później miecz był wbity tam, gdzie jeszcze chwilę temu stałam. Szybka jest. Ale ja nie jestem wolniejsza. Nim zdążyłam wykonać jakiś ruch, dziewczyna ponownie zamachnęła się. Tym razem zablokowałam uderzenie moją kosą. Ten miecz... Strasznie ciężki... Napięłam mięśnie i odepchnęłam ją od siebie. Ponownie zaczęłyśmy nacierać na siebie. Po paru minutach, każda odskoczyła w przeciwną stronę. Oparłam się na włóczni, regulując przyspieszony oddech. Moja sukienka była podarta w paru miejscach, na mojej skórze było pełno drobnych ranek i zadrapań, ale niezbyt mnie to teraz obchodziło. Demonica nie była w lepszym stanie. Chwyciłam pewniej broń i wybiegłam w jej stronę. To samo zrobiła ona. Ponownie starłyśmy się na środku dużego placu, gdzie miał się odbywać ślub. W pewnym momencie zostałam brutalnie rzucona na ziemię. Nie miałam już sił by wstać. Ale muszę... Z trudem dźwignęłam się na obolałe nogi. Nie mogę przegrać. Nie mogę się poddać. Jest tu za dużo osób, które na mnie liczą.
Kitsune...
- Skąd ta pewność?
- Bo wiem. Czy to nie proste? Wasza dwójka MUSI być razem! - Wykrzyknęła radośnie. Skinęłam głową, także się uśmiechając.
Wierzyłaś, że mi się uda.
Vanessa...
- Nie jesteś bezsilna. Możesz walczyć.
- Ale jak? Nic nie mogę zrobić.
- Możesz. Możesz dużo. - Milczałyśmy przez pewien czas.
- J-jest jedna rzecz, którą mogę zrobić. -Zawahałam się.
- Wiedziałam, że coś wymyślisz. Nie oczekiwałabym niczego mniej od córki Grella. Przy okazji. Ładniej ci było w długich włosach.
Pomogłaś mi, gdy byłam na samym dnie.
Ron...
- Nie jest ci zimno? - Spytał nagle Ron. Spojrzałam na niego, kręcąc głową.
- Nie. Zimno mi nie przeszkadza. - Blondyn zaczął bawić się moimi krótkimi włosami.
- Dajesz sobie radę? Widziałem co się działo i myślałem, że...
Martwił się o mnie, a ja nawet nie pomyślałam o nim.
Tata...
- Nie strasz mnie tak... - Pogładził mnie kciukiem po policzku. - Nie chcę cię stracić...
- Tato... C-co--? - Ledwo mówiłam, ale musiałam wiedzieć co się stało.
- Sam tego nie wiem. Z tego co powiedziała mi reszta, to leżałaś zakrwawiona w kuchni, ledwo oddychając. Przeraziłaś nas wszystkich.
- Tato... C-co teraz będzie?
- Teraz to zostajesz w łóżku, dopóki nie poczujesz się lepiej. Masz złamane oba nadgarstki oraz parę żeber. Do tego jeszcze nie wykluczamy krwotoku wewnętrznego.
- N-nie musisz się m-martwić... - Szepnęłam, starając się go uspokoić.
- Muszę. Tylko ty mi zostałaś. - Ucałował moje czoło i wstał ze swojego miejsca. - Wrócę za chwilę z czymś do zjedzenia. Spróbuj się trochę zdrzemnąć.
Zawsze był tu dla mnie i się mną zajmował. Bardzo go kocham.
Sebastian...
- Nie myślałem, że masz takie uzdolnienia muzyczne.
- Nie mam... To tylko kołysanka z dzieciństwa. - Odwróciłam od niego wzrok.
- A ta piosenka grana na pianinie? - Poczułam delikatne rumieńce na moich policzkach.
- T-to była ulubiona piosenka mamy... - Dalej na niego nie patrzyłam, ale poczułam jak zbliża się do mnie.
- Grałaś naprawdę ślicznie. - Wyszeptał. Jego ciepły oddech owiał moje ucho, a moje ciało lekko zadrżało.
Pokochałam tego demona i jestem gotowa zrobić wszystko, by tylko wrócił do mnie.
Ponownie starłam się z Roseą. Dziewczyna mocnym ruchem posłała mnie na ziemię i usiadła na moich biodrach.
- Już nie jesteś taka cwana co? - Zaśmiała się szaleńczo. Podniosła swój miecz nad głowę. - Ostatnie życzenie?
- Spieprzaj do piekła szmato... - Warknęłam, wyciągając ukryty sztylet. Teraz wszystko albo nic. Nim demonica zadała ostatni coś, chwyciłam dłonią klingę miecza, a sama wbiła sztylet po rękojeść w jej boku. Jej krzyk rozdarł chwilową ciszę. Zsunęła się ze mnie. Wykorzystałam to i to teraz ja siedziałam na niej. Wyciągnęłam ostrze, złapałam je oburącz i ponownie wbiłam je, tym razem w klatkę piersiową dziewczyny. - To za pomiatanie mną. To za bicie mnie. To za sprawienie, że mój ukochany mnie znienawidził. - Z każdym słowem wbijałam w nią sztylet. W końcu blondynka była cała zakrwawiona. Jej suknia była czerwona, zresztą dół mojej też. - Wiesz... Zasłużyłaś na gorszy koniec niż to. - Wbiłam sztylet w jej dłoń, unieruchamiając ją. - I tak dzisiaj zginiesz... Ale jestem dość miłosierna... Nie jestem tobą. - Podeszłam do swojej włóczni. Po tym jak ją wzięłam wróciłam się do blondynki. Stanęłam na jej przeszytej dłoni, przez co krzyknęła głośno. - Jakieś ostatnie słowo?
- L-litości... P-proszę... - Jęknęła, krztusząc się własną krwią.
- Powiem ci coś w sekrecie. - Pochyliłam się trochę. - Nikt nie będzie cię żałował. Takie osoby jak ty spotka wieczne zapomnienie.
Nim zdążyłam zadać jej ostatni cios, ktoś złapał mnie za ramię. Odwróciłam się powoli. Za mną stał tata, który uśmiechał się smutno.
- Ja się tym zajmę księżniczko. Nie chcę byś już dalej to robiła...
- D-dobrze... - Skinęłam powoli głową. Podeszłam do reszty. Patrzyli na mnie przerażeni. Stanęłam chwiejnie obok Rona. Zaczęła uchodzić ze mnie cała adrenalina i zaczęłam odczuwać rany na ciele. Blondyn objął mnie ramieniem, wtuliłam się w niego. - Nie będzie ci przeszkadzać, jeśli się chwilę zdrzemnę? - Spytałam go cicho.
- Nie. Przyda ci się odpocząć. - Zdjął swój płaszcz i owinął go wokół mnie. Wtuliłam się w niego bardziej i już po chwili odpłynęłam w błogą nieświadomość...
____________________________________________________________________________________
JEJ!!! Koniec z Roseą!!! Ale to jeszcze nie koniec tego aktu. Mam nadzieję, że się podobało. :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro