Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 11

Ostatnio zauważyłam, że za mało was rozpieszczam jeśli chodzi o rozdziały, więc dzisiaj macie jeszcze jeden :) Plus jest to mały bonus z okazji 7K wyświetleń i 800 gwiazdek. Bardzo wam dziękuję. Dziękuję wam za to, że po prostu jesteście :3 Miłego czytania

~Grell P.O.V~

Siedziałem spokojnie przed białym, oszlifowanym kamieniem. Kamień stał pod sędziwą wierzbą, której długie wąsy sięgały ziemi i tworzyły cichy zakątek. To było jej ulubione miejsce na pikniki. Ty mogłeś obserwować wszystko, a ciebie nikt nie widział. Westchnąłem głośno, usiadłem po turecku i zgarnąłem uschnięte liście z nagrobka.

- Wiesz Alice... Tęsknię. Oboje z ______ tęsknimy za tobą. Mimo, że mała nigdy cię tak naprawdę nie poznała, to dużo jej o tobie opowiadałem. O naszych przygodach i rozmowach, planach na przyszłość, czy o tym jak oboje zakończyliśmy przeszłość, oddzieliliśmy ją grubą kreską. Uwierzysz Ali, że ona powróciła? Że znowu stara się namieszać w moim, w naszym życiu? Gorzej jest, że nie mści się na mnie tylko na naszej córce. Wyrosła na piękną kobietę, tak jak ty. Odziedziczyła po tobie urodę. Też ma piękne, (h/c) włosy i twoje duże oczy. Czasem wydaje mi się, że widzę cię w niej... - Przerwałem na chwilę. Ponownie popatrzyłem na nagrobek. - Ogółem to przepraszam, że tak długo cię nie odwiedzałem, ale miałem tyle spraw na głowie... Samotne ojcostwo nie jest tak łatwe, jak mi się początkowo wydawało, ale daję sobie radę. Daję, bo wiem, że nie byłabyś zadowolona, gdyby _____ coś się stało... Przepraszam. Tak bardzo przepraszam, że jej nie upilnowałem. Że nie było mnie, gdy została porwana. Powinienem być tam i ją uratować, a teraz nawet nie potrafię jej znaleźć. Jeszcze nigdy nie czułem się tak bezsilny... - Westchnąłem głośno i wstałem z ziemi. - Ale wiem jedną rzecz Ali... Gdybyś tu była, byś mi teraz mocno przyłożyła za takie myślenie. Dlatego nie martw się. Znajdę ______ i zabiorę ją do domu, nie bacząc na to ile mi to zabierze i jak bardzo będę musiał się wysilić. - Uśmiechnąłem się do siebie i poprawiłem srebrną obrączkę, którą miałem na palcu. - Muszę już ruszać. A zapomniałbym... Jak już znajdę naszą córkę, to możesz być pewna, że wlepię jej taki szlaban, że pożałuje, że ją uratowałem. Życz nam powodzenia Ali...

Odwróciłem się i wyszedłem z naszego ukochanego zakątka. Przez te 17 lat często tu bywałem. Dobrze czasem jest z kimś porozmawiać... Nawet jeśli jest to tylko kamień. Alice nauczyła mnie tylu rzeczy... Jak cieszyć się z krótkiej chwili lub jak zmienić nawet najgorszy dzień w szczęśliwy. Spojrzałem za siebie na wierzbę i zacząłem nucić.

Lavender's green, dilly, dilly, Lavender's blue

If you love me, dilly, dilly, I will love you

Let the birds sing, dilly, dilly, And the lambs play

We shall be safe, dilly, dilly, out of harm's way

I love to dance, dilly, dilly, I love to sing

When I am queen, dilly, dilly, You'll be my king

Who told me so, dilly, dilly, Who told me so?

I told myself, dilly, dilly, I told me so

Skończyłem śpiewać starą kołysankę. Ile razy ją śpiewałem, by uśpić małą? Ile razy śpiewała ją Alice, kiedy była w ciąży?

-" Takie szczęśliwe momenty pozostaną w naszej pamięci na zawsze"... - Powtórzyłem cicho po narzeczonej. Jeśli chodzi o takie szczęśliwe chwile... Wyjątkowo dobrze pamiętam jedno zdarzenie. To było na miesiąc przed narodzinami ______.

~Początek wspomnienia~

- Alice! Ani mi się waż wychodzić z łóżka! - Krzyknąłem i szybko położyłem narzeczoną do łóżka, kiedy próbowała wstać. - Masz leżeć.

- Grell... - Dziewczyna wywróciła oczami, ale posłusznie się położyła. Usiadłem koło niej. - Ja nie umieram, jestem tylko przeziębiona. To normalne o tej prze roku. Naprawdę nie musisz się aż tak przejmować.

- Ali, jeśli JA nie będę się przejmował, to TY na pewno tego nie będziesz robić.

- Grell na miłość boską! Jestem w ciąży i tylko się przeziębiłam! Nie umieram na śmiertelna chorobę. - Westchnęła i założyła ręce na brzuchu. Za miesiąc ma się urodzić nasze dziecko. Zaczynam się bać tego co ma być. - Jesteś zbyt opiekuńczy...

- Nie chcę by tobie lub dziecku coś się stało...To tyle... - Zacząłem patrzeć na pościel. Nagle poczułem delikatny dotyk miękkich i ciepłych ust Ali na swoim policzku.

- Jesteś cudowny. Będziesz dobrym ojcem dla naszego maluszka. - Uśmiechnęła się szeroko i wtuliła w moje ramię. Objąłem ją ramionami i pogładziłem po włosach. - Jestem taka szczęśliwa... - Szepnęła prawie niesłyszalnie. - A teraz leć do kuchni po ten twój rosół. Dziecko chce czegoś dobrego do zjedzenia. - Zaczęliśmy się razem śmiać. Skinąłem głową i ruszyłem po miskę zupy. Kiedy wróciłem do naszej sypialni Alice leżała na paru poduchach, gładziła brzuch i cicho śpiewała jakąś piosenkę.

Lavender's green, dilly, dilly, Lavender's blue

If you love me, dilly, dilly, I will love you

Let the birds sing, dilly, dilly, And the lambs play

We shall be safe, dilly, dilly, out of harm's way

I love to dance, dilly, dilly, I love to sing

When I am queen, dilly, dilly, You'll be my king

Who told me so, dilly, dilly, Who told me so?

I told myself, dilly, dilly, I told me so

~Koniec wspomnienia~

Alice... Obiecuję, że znajdę ______. I możesz mi wierzyć, że dotrzymam słowa...

~Time skip!~

Otworzyłem drzwi do posiadłości tego dzieciaka i postarałem się wejść cicho i niezauważenie. Niestety trochę mi to nie wyszło, bo ledwo przekroczyłem próg już koło mnie stał Sebastian.

- Coś się stało? - Spytałem zimno, mijając go. - Bo wątpię, że postanowiłeś zachować się jak na lokaja przystało i, chociażby, chciałeś zabrać mój płaszcz i zaprowadzić mnie do mojego pokoju. - Stwierdziłem z ironią w głosie. Demon długo nie odpowiadał, więc odwróciłem się i spojrzałem na niego. Był zaskoczony tym co powiedziałem. I dobrze. O to przecież chodziło.

- Skąd ta nagła zmiana? - Spytał w końcu. Uniosłem pytająco brew, kiedy czarnowłosy podszedł do mnie. Zaczęliśmy iść obok siebie. - Nie, że brakuje mi tego jak na mnie wskakiwałeś, ale muszę przyznać, że nie spodziewałem się po tobie takiego zachowania. - Prychnąłem cicho.

- Oczywiście, że się zmieniłem. Przede wszystkim wydoroślałem. Wiesz, jakbyś został sam z dzieckiem na głowie to też byś się zmienił. Chociaż nie. Ty jesteś demonem, ty byś to dziecko porzucił. - Jak ja kocham używać ironii i sarkazmu.

- Skąd taka myśl? A może byłoby by inaczej. - Stwierdził przez zaciśnięte zęby. Wkurzyć demona. Zrobione.

- Zgaduję. - Wzruszyłem ramionami i ruszyłem do przodu, zostawiając go z tyłu. Po chwili ponownie mnie dogonił. - Co tym razem?! - Warknąłem.

- Kim była matka ______?

- Na co ci ta informacja? Co chcesz zrobić z informacjami o mojej narzeczonej?

- Narzeczonej? - Wywróciłem oczami.

- Ja i matka ______ byliśmy zaręczeni. Ślub miał się odbyć miesiąc po narodzinach małej, więc wszystko już mieliśmy gotowe. Suknia Alice, mój smoking, obrączki... - Dotknąłem niepewnie srebrnej obrączki na palcu.

- Alice? Ostatnio wszyscy powtarzają to imię.

- To imię cudownej kobiety, która zmarła wiele lat temu i która zostawiła tu wszystko...

- Swoją córkę?

- Nie tylko. Swoją córkę, przyjaciół, narzeczonego... Pamiętam, że zawsze była ulubienicą tłumów. Nikt nie potrafił jej w tym dorównać. - Uśmiechnąłem się lekko, przypominając sobie jedną z niewielu imprez, na których byliśmy razem.

- Tęsknicie za nią?

- Też pytanie. - Fuknąłem. - ______ bardzo się w nią wdała. Obie są bardzo podobne do siebie. Prawie jak dwie krople wody. - W końcu to matka i córka.

- Rzeczywiście ______ jest prześliczną dziewczyną. - Stwierdził i od razu uchylił się przed moim ciosem. Miał drań szczęście. - Nie reagujesz trochę za nerwowo? Przecież tylko potwierdziłem to, co powiedziałeś.

- I co z tego?! Nie pozwolę, by spotkało ją to, co jej matkę! - Spojrzał na mnie pytająco. Cicho westchnąłem i zgarnąłem grzywkę z oczu. - Alice została zgwałcona przez demona. - Jego źrenice rozszerzyły się w zdumieniu. - Obiecałem jej, że dopilnuję, by nasza córka była bezpieczna. Dlatego nie pozwoliłem jej się z tobą spotykać. Nie chcę przeżyć tego co lata temu, kiedy zapłakana Alice opowiadała mi o tym co ten pieprzony Faustus jej zrobił.

- Faustus? Claude? - Spytał niedowierzająco.

- A znasz innego Faustusa? - Odpowiedziałem pytaniem na pytanie.

- W sumie to---

- SEBASTIAN! - Nim dokończył rozległ się głośny krzyk tego rozpieszczonego dzieciaka. Czy już wspominałem, jak bardzo go nie lubię i nie toleruję?

- Chyba twój „panicz" cię wola. - Stwierdziłem z dużym, wrednym uśmiechem. Lokaj posłał mi parę wkurzonych spojrzeń i ruszył w stronę gabinetu tego bachora.

~Sebastian P.O.V~

Kiedy już dotarłem do gabinetu bacho--- znaczy panicza, zapukałem cicho. Kiedy otrzymałem pozwolenie wszedłem szybko do środka.

- Wzywałeś paniczu.

- Udało ci się czegoś dowiedzieć? - Spytał z nutą nadziei w głosie.

- Nie paniczu. - O jakże mi przykro, że musiałem ją rozwiać. No co? Także potrzebuję trochę zabawy od tej egzystencji. - Jakie są twoje rozkazy?

- Chyba nie mamy wyjścia... Sebastian, zdobądź cztery zaproszenia na bal u Wicehrabiego. - Rozkazał pewnym głosem. Uklęknąłem na jedno kolano i przyłożyłem prawą dłoń do serca.

- Yes, my lord.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro