Rozdział 2.2
Reszta popołudnia minęła zaskakująco miło. Starałam się nie myśleć o swoich lękach i obawach i po prostu dobrze się bawiłam. Kiedy słońce zaczęło zbliżać się do linii horyzontu, goście powoli szykowali się do wyjścia. Sarah i Tom zniknęli bez pożegnania, więc w zamian za pomoc przy sprzątaniu Alex obiecał, że odwiezie mnie do domu.
Właśnie uruchamiałam zmywarkę, kiedy do kuchni wpadła młodsza siostra Alexa – Lucy.
— Hej, Lili! — przywitała się głośno. — Chciałam z wami posiedzieć, ale rodzice mi nie pozwolili. — Naburmuszona, usiadła na krzesełku barowym.
— I bardzo dobrze. — Starszy brat wkroczył do pomieszczenia, trzymając w ręku przeźroczysty worek ze śmieciami.
Lucy przyjrzała się jego zawartości i szeroko otworzyła oczy.
— Piliście piwo? — zapytała konspiracyjnym szeptem.
— Właśnie o tym mówię. — Alex wzruszył ramionami. — Nie masz co robić?
Dziwnie było słuchać ostrego tonu w jego głosie. Nie pasował do niego. Spojrzałam na Lucy przepraszająco. Znałam ją od lat, ale dopiero teraz uderzyło mnie, jak mocno różni się od brata.
Piętnastolatka była niska i odrobinę przy kości. Czarne włosy sięgały jej ledwo za uszy, a ciekawskie spojrzenie brązowych oczu czujnie śledziło Alexa. Rysy twarzy miała zupełnie inne niż on. Nie wspominając o charakterze: Lucy była przebojowa, głośna i niezdarna.
— Dobra, dobra, już sobie idę... — Zwlekła się z krzesła, machnęła mi na pożegnanie i poszła na piętro, najpewniej do swojego pokoju.
Spojrzałam pytająco na chłopaka. Uśmiechnął się w odpowiedzi, zbierając do kupy resztę worków ze śmieciami.
— Gdybym tylko pozwolił, weszłaby mi na głowę. Bywa nieznośna. I to często.
— Czasem chciałabym przekonać się na własnej skórze, jak to jest mieć rodzeństwo. — Sięgnęłam po płaszcz i narzuciłam go na siebie.
Blondyn uśmiechnął się tylko i ruszył w kierunku wyjścia. Na dworze powoli zaczynało się ściemniać, a powietrze zrobiło się dziwnie ciężkie. Jak przystało na dżentelmena, Alex otworzył mi drzwi po stronie pasażera. Wsiadłam, a on po chwili do mnie dołączył.
Odpalił silnik i powoli wycofał, by wjechać na ulicę. Przyglądałam się jego ruchom. Wszystkie wydawały się pewne i przemyślane, chociaż prowadził auto swobodnie. Mój wzrok spoczął na twarzy chłopaka i od razu coś mi się przypomniało.
— Alex... — zaczęłam niepewnie.
Nie chciałam go przecież urazić. Powoli mieliłam słowa w ustach.
— Tak? — Rzucił mi krótkie spojrzenie i uśmiechnął się zadowolony.
Chyba spodobało mu się, że zwróciłam się do niego po imieniu.
— Ty i Lucy... Nie jesteście do siebie zbytnio podobni, co nie? Właściwie to w og...
— W ogóle nie widać podobieństwa? — Wszedł mi w słowo.
Przez chwilę wydawało mi się, że go zdenerwowałam. On jednak jak zwykle pozostał spokojny.
— Jesteś pierwszą osobą, która mi to mówi...
— Wybacz, jeśli cię...
— ...ale na pewno nie pierwszą, która to zauważyła — dokończył, nie spuszczając wzroku z drogi przed sobą. — Do rodziców też nie jestem podobny. Ani do dziadków — wyliczał.
Zrobiło mi się gorąco ze wstydu. Czyżbym przez głupie pytanie zmusiła go do wyznania być może przykrej dla niego prawdy? Nigdy nie chciałam, aby miał do mnie o coś żal.
Jakież było moje zdziwienie, kiedy na jego ustach zobaczyłam uśmiech.
— I tak prędzej czy później byś się dowiedziała. — W jego głosie czuć było nutę ulgi. — Właściwie dobrze, że o tym wspomniałaś. Chcę, żebyś wiedziała o mnie wszystko.
To zabrzmiało jak wyznanie. Zamrugałam kilka razy i nawet nie zauważyłam, że zatrzymaliśmy się już przed moim domem. Alex mógł w końcu na mnie popatrzeć. Nachylił się nieznacznie i nie spuszczał wzroku z moich oczu.
— Mam nadzieję, że nie zmienisz do mnie nastawienia po tym, co usłyszysz — rzekł z powagą.
Pokręciłam tylko głową w odpowiedzi. Byłam zbyt zaskoczona i ciekawa, by się odezwać.
— Kiedy miałem cztery lata, moi rodzice znaleźli mnie w lesie. Szukali moich opiekunów, ale nic z tego nie wyszło. Nie mieli na mój temat żadnych informacji.
— Nie mogłeś im powiedzieć, jak się nazywasz? Na pewno w spisie ludności któregoś z miast byłoby dziecko o takim imieniu i nazwisku.
— Zrobiłbym to, gdybym tylko potrafił mówić i znał swoje imię — mówił, jakby pozbywał się z barków wielkiego ciężaru.
Patrzyłam na niego jak zahipnotyzowana. Te szmaragdowe oczy skrywały tyle tajemnic. Cała jego osoba nagle stała się... fascynująca. Widziałam, że patrzy na mnie i czeka na jakąkolwiek odpowiedź. Mimo to ja milczałam.
— Może to jednak za dużo informacji, jak na jeden wieczór... — zaczął, przygaszony.
— Zazdroszczę ci — wydusiłam, gapiąc się na swoje kolana. — Jesteś inny. Niezwyczajny. Nie wiesz jeszcze, na co cię stać.
Musiałam zaskoczyć go tymi słowami. Wpatrywał się we mnie z niedowierzaniem.
— Dziękuję — powiedział cicho.
Zerknęłam na niego i poczułam, jak jego palce wplatają się w moje. Spojrzałam na nasze złączone dłonie, które wyraźnie różniły się kolorem. Alex miał wyjątkowo jasną karnację, a ja zawsze byłam rumiana.
— Zjemy jutro razem lunch? — zaproponował.
Znał mnie na tyle, że wiedział, że na więcej w tej chwili nie może sobie pozwolić. Kiedy wspomniał o następnym dniu, przypomniało mi się, co miałam w planach.
— Jutro w porze lunchu mam do załatwienia pewną sprawę z Sarah, wybacz. — Zrobiłam przepraszającą minę.
— Szkoda, ale pojutrze też jest dzień. — Uśmiechnął się. — A cóż to za sprawa niecierpiąca zwłoki?
— Pewnie ci się to nie spodoba... — Zawahałam się.
Wiedziałam, jak duże poszanowanie dla zasad ma Alex, a ja zamierzałam nagiąć reguły. Wstrzymywałam przez chwilę oddech, zastanawiając się, ile mogę mu wyznać.
— Chcemy włamać się do szkolnych kartotek i trochę powęszyć — wydusiłam w końcu.
— Po co?
— Pamiętasz, jak ci mówiłam, że cała sprawa z Selvą wydaje się podejrzana? Milczenie nauczycieli, jego zniknięcie... Postanowiłam, że go odnajdę i nawrócę na dobrą drogę— powiedziałam z dumą.
— Wybacz, ale to nie jest dobry pomysł... — powiedział poważnie. — Nauczyciele muszą mieć powód, dla którego milczą. Gdyby mogli go sprowadzić z powrotem, już dawno temu by to zrobili.
Uśmiech zniknął z mojej twarzy. Alex miał rację. Teoretycznie.
— Być może — zgodziłam się. — Jednak... Powinien być od nas rok starszy, czyli już pełnoletni. Nikt w tym wypadku nie może go do niczego zmusić.
Alex milczał przez chwilę, jakby się nad czymś zastanawiał.
— Nie daj się przyłapać — poradził i zerknął ponad moim ramieniem. — Chyba będziemy musieli się pożegnać — dodał.
Podążyłam za jego spojrzeniem i zobaczyłam twarz mamy zerkającej na nas z okna w kuchni. Na dworze było już ciemno, więc nic dziwnego, że się martwiła. Przeniosłam wzrok na Alexa.
— Późno już — powiedziałam cicho. — Uważaj na siebie.
Nachylił się i przybliżył do mnie. Wiedziałam, co się święci. Nie byłam jeszcze na to gotowa. Przekręciłam głowę i wtuliłam ją w bok jego szyi. Poczułam, że obejmuje mnie w talii, więc postanowiłam się wycofać.
— Dobranoc — szepnęłam tylko i się odsunęłam.
Szybko wysiadłam z samochodu i pognałam krętym chodnikiem, który zaprowadził mnie wprost pod frontowe drzwi. Gdy wchodziłam do domu, usłyszałam samochód odjeżdżający spod bramy. Weszłam do środka i zamknęłam wszystkie zamki.
— Miałaś wrócić przed zmrokiem. — Mama wyszła z kuchni.
Była zdenerwowana.
— Zagadałam się z Alexem — rzuciłam tylko, zdejmując płaszcz i buty. — To raptem pół godziny spóźnienia.
— Na pewno wiesz, że niebezpiecznie jest teraz chodzić w nocy po mieście. — Głos się jej załamywał.
— Nigdzie nie łaziłam. Alex odwiózł mnie pod sam dom. — Wciąż jeszcze byłam dla niej oschła. Nie mogłam pogodzić się z faktem, że ma przede mną tajemnice. — Idę spać — oznajmiłam i ruszyłam po schodach na górę.
Zanim otrząsnęła się z chwilowego szoku i zdążyła powiedzieć coś jeszcze, już siedziałam w swoim pokoju. Mimo dość wczesnej pory postanowiłam wziąć prysznic, położyć się spać i zapomnieć o wszystkim, co działo się tego dnia.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro