Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2.2

     Reszta popołudnia minęła zaskakująco miło. Starałam się nie myśleć o swoich lękach i obawach i po prostu dobrze się bawiłam. Kiedy słońce zaczęło zbliżać się do linii horyzontu, goście powoli szykowali się do wyjścia. Sarah i Tom zniknęli bez pożegnania, więc w zamian za pomoc przy sprzątaniu Alex obiecał, że odwiezie mnie do domu.

Właśnie uruchamiałam zmywarkę, kiedy do kuchni wpadła młodsza siostra Alexa – Lucy.

— Hej, Lili! — przywitała się głośno. — Chciałam z wami posiedzieć, ale rodzice mi nie pozwolili. — Naburmuszona, usiadła na krzesełku barowym.

— I bardzo dobrze. — Starszy brat wkroczył do pomieszczenia, trzymając w ręku przeźroczysty worek ze śmieciami.

Lucy przyjrzała się jego zawartości i szeroko otworzyła oczy.

— Piliście piwo? — zapytała konspiracyjnym szeptem.

— Właśnie o tym mówię. — Alex wzruszył ramionami. — Nie masz co robić?

Dziwnie było słuchać ostrego tonu w jego głosie. Nie pasował do niego. Spojrzałam na Lucy przepraszająco. Znałam ją od lat, ale dopiero teraz uderzyło mnie, jak mocno różni się od brata.

Piętnastolatka była niska i odrobinę przy kości. Czarne włosy sięgały jej ledwo za uszy, a ciekawskie spojrzenie brązowych oczu czujnie śledziło Alexa. Rysy twarzy miała zupełnie inne niż on. Nie wspominając o charakterze: Lucy była przebojowa, głośna i niezdarna.

— Dobra, dobra, już sobie idę... — Zwlekła się z krzesła, machnęła mi na pożegnanie i poszła na piętro, najpewniej do swojego pokoju.

Spojrzałam pytająco na chłopaka. Uśmiechnął się w odpowiedzi, zbierając do kupy resztę worków ze śmieciami.

— Gdybym tylko pozwolił, weszłaby mi na głowę. Bywa nieznośna. I to często.

— Czasem chciałabym przekonać się na własnej skórze, jak to jest mieć rodzeństwo. — Sięgnęłam po płaszcz i narzuciłam go na siebie.

Blondyn uśmiechnął się tylko i ruszył w kierunku wyjścia. Na dworze powoli zaczynało się ściemniać, a powietrze zrobiło się dziwnie ciężkie. Jak przystało na dżentelmena, Alex otworzył mi drzwi po stronie pasażera. Wsiadłam, a on po chwili do mnie dołączył.

Odpalił silnik i powoli wycofał, by wjechać na ulicę. Przyglądałam się jego ruchom. Wszystkie wydawały się pewne i przemyślane, chociaż prowadził auto swobodnie. Mój wzrok spoczął na twarzy chłopaka i od razu coś mi się przypomniało.

— Alex... — zaczęłam niepewnie.

Nie chciałam go przecież urazić. Powoli mieliłam słowa w ustach.

— Tak? — Rzucił mi krótkie spojrzenie i uśmiechnął się zadowolony.

Chyba spodobało mu się, że zwróciłam się do niego po imieniu.

— Ty i Lucy... Nie jesteście do siebie zbytnio podobni, co nie? Właściwie to w og...

— W ogóle nie widać podobieństwa? — Wszedł mi w słowo.

Przez chwilę wydawało mi się, że go zdenerwowałam. On jednak jak zwykle pozostał spokojny.

— Jesteś pierwszą osobą, która mi to mówi...

— Wybacz, jeśli cię...

— ...ale na pewno nie pierwszą, która to zauważyła — dokończył, nie spuszczając wzroku z drogi przed sobą. — Do rodziców też nie jestem podobny. Ani do dziadków — wyliczał.

Zrobiło mi się gorąco ze wstydu. Czyżbym przez głupie pytanie zmusiła go do wyznania być może przykrej dla niego prawdy? Nigdy nie chciałam, aby miał do mnie o coś żal. 

Jakież było moje zdziwienie, kiedy na jego ustach zobaczyłam uśmiech.

— I tak prędzej czy później byś się dowiedziała. — W jego głosie czuć było nutę ulgi. — Właściwie dobrze, że o tym wspomniałaś. Chcę, żebyś wiedziała o mnie wszystko.

To zabrzmiało jak wyznanie. Zamrugałam kilka razy i nawet nie zauważyłam, że zatrzymaliśmy się już przed moim domem. Alex mógł w końcu na mnie popatrzeć. Nachylił się nieznacznie i nie spuszczał wzroku z moich oczu.

— Mam nadzieję, że nie zmienisz do mnie nastawienia po tym, co usłyszysz — rzekł z powagą.

Pokręciłam tylko głową w odpowiedzi. Byłam zbyt zaskoczona i ciekawa, by się odezwać.

— Kiedy miałem cztery lata, moi rodzice znaleźli mnie w lesie. Szukali moich opiekunów, ale nic z tego nie wyszło. Nie mieli na mój temat żadnych informacji.

— Nie mogłeś im powiedzieć, jak się nazywasz? Na pewno w spisie ludności któregoś z miast byłoby dziecko o takim imieniu i nazwisku.

— Zrobiłbym to, gdybym tylko potrafił mówić i znał swoje imię — mówił, jakby pozbywał się z barków wielkiego ciężaru.

Patrzyłam na niego jak zahipnotyzowana. Te szmaragdowe oczy skrywały tyle tajemnic. Cała jego osoba nagle stała się... fascynująca. Widziałam, że patrzy na mnie i czeka na jakąkolwiek odpowiedź. Mimo to ja milczałam.

— Może to jednak za dużo informacji, jak na jeden wieczór... — zaczął, przygaszony.

— Zazdroszczę ci — wydusiłam, gapiąc się na swoje kolana. — Jesteś inny. Niezwyczajny. Nie wiesz jeszcze, na co cię stać.

Musiałam zaskoczyć go tymi słowami. Wpatrywał się we mnie z niedowierzaniem.

— Dziękuję — powiedział cicho.

Zerknęłam na niego i poczułam, jak jego palce wplatają się w moje. Spojrzałam na nasze złączone dłonie, które wyraźnie różniły się kolorem. Alex miał wyjątkowo jasną karnację, a ja zawsze byłam rumiana. 

— Zjemy jutro razem lunch? — zaproponował.

Znał mnie na tyle, że wiedział, że na więcej w tej chwili nie może sobie pozwolić. Kiedy wspomniał o następnym dniu, przypomniało mi się, co miałam w planach.

— Jutro w porze lunchu mam do załatwienia pewną sprawę z Sarah, wybacz. — Zrobiłam przepraszającą minę.

— Szkoda, ale pojutrze też jest dzień. — Uśmiechnął się. — A cóż to za sprawa niecierpiąca zwłoki?

— Pewnie ci się to nie spodoba... — Zawahałam się.

Wiedziałam, jak duże poszanowanie dla zasad ma Alex, a ja zamierzałam nagiąć reguły. Wstrzymywałam przez chwilę oddech, zastanawiając się, ile mogę mu wyznać.

— Chcemy włamać się do szkolnych kartotek i trochę powęszyć — wydusiłam w końcu.

— Po co?

— Pamiętasz, jak ci mówiłam, że cała sprawa z Selvą wydaje się podejrzana? Milczenie nauczycieli, jego zniknięcie... Postanowiłam, że go odnajdę i nawrócę na dobrą drogę— powiedziałam z dumą.

— Wybacz, ale to nie jest dobry pomysł... — powiedział poważnie. — Nauczyciele muszą mieć powód, dla którego milczą. Gdyby mogli go sprowadzić z powrotem, już dawno temu by to zrobili.

Uśmiech zniknął z mojej twarzy. Alex miał rację. Teoretycznie.

— Być może — zgodziłam się. — Jednak... Powinien być od nas rok starszy, czyli już pełnoletni. Nikt w tym wypadku nie może go do niczego zmusić. 

Alex milczał przez chwilę, jakby się nad czymś zastanawiał.

— Nie daj się przyłapać — poradził i zerknął ponad moim ramieniem. — Chyba będziemy musieli się pożegnać — dodał.

Podążyłam za jego spojrzeniem i zobaczyłam twarz mamy zerkającej na nas z okna w kuchni. Na dworze było już ciemno, więc nic dziwnego, że się martwiła. Przeniosłam wzrok na Alexa.

— Późno już — powiedziałam cicho. — Uważaj na siebie.

Nachylił się i przybliżył do mnie. Wiedziałam, co się święci. Nie byłam jeszcze na to gotowa. Przekręciłam głowę i wtuliłam ją w bok jego szyi. Poczułam, że obejmuje mnie w talii, więc postanowiłam się wycofać.

— Dobranoc — szepnęłam tylko i się odsunęłam.

Szybko wysiadłam z samochodu i pognałam krętym chodnikiem, który zaprowadził mnie wprost pod frontowe drzwi. Gdy wchodziłam do domu, usłyszałam samochód odjeżdżający spod bramy. Weszłam do środka i zamknęłam wszystkie zamki.

— Miałaś wrócić przed zmrokiem. — Mama wyszła z kuchni.

Była zdenerwowana.

— Zagadałam się z Alexem — rzuciłam tylko, zdejmując płaszcz i buty. — To raptem pół godziny spóźnienia.

— Na pewno wiesz, że niebezpiecznie jest teraz chodzić w nocy po mieście. — Głos się jej załamywał.

— Nigdzie nie łaziłam. Alex odwiózł mnie pod sam dom. — Wciąż jeszcze byłam dla niej oschła. Nie mogłam pogodzić się z faktem, że ma przede mną tajemnice. — Idę spać — oznajmiłam i ruszyłam po schodach na górę.

Zanim otrząsnęła się z chwilowego szoku i zdążyła powiedzieć coś jeszcze, już siedziałam w swoim pokoju. Mimo dość wczesnej pory postanowiłam wziąć prysznic, położyć się spać i zapomnieć o wszystkim, co działo się tego dnia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro