Imperium Rich
Przymknęłam oczy i czułam, że powoli odpływam. Nie wiem, dlaczego chciało mi się spać, może to przez zbyt intensywne zakupy i lekki głód.
Jimin nic nie mówił, a kołysanie podczas jazdy nie ułatwiło mi podjęcia decyzji o małej drzemce.
- Kochanie śpisz? - zapytał mój chłopak.
- Sama nie wiem. Sen mnie ogarnia, ale ze sobą walczę. - powiedziałam całując go w szyję.
- Opowiesz mi coś o swoim tacie?
- A co chcesz wiedzieć? - zapytałam zdejmując okulary.
Jimin patrzył na mnie przez chwilę.
Byłam trochę zdziwiona i zainteresowana co powie.
- Dlaczego nazwałaś firmę swojego ojca słowem "imperium"?
- Na to pytanie nie mogę dać Ci odpowiedzi, wszystko zrozumiesz jak tylko dotrzemy na miejsce. To naprawdę zbyt skomplikowane byś mógł to pojąć bez obrazu. - uśmiechnęłam się, trącając palcem jego nos.
- Czasami się gubię w twoim życiu - mocniej mnie do siebie przytulił.
Zaczęłam się śmiać.
- Misiu, mam dokładnie to samo, kiedy chodzi o ciebie i twoje kpopowe jestestwo. - zaśmiałam się cicho.
Jimin już chciał mi odpowiedzieć, ale ochroniarz odwrócił się w naszą stronę.
- Pani Kate, za 5 minut będziemy pod holdingiem. Zajechać od zewnątrz czy z tyłu budynku? - spytał.
- Od frontu. - powiedziałam ponownie zakładając okulary.
Po tej krótkiej wymianie zdań, znaleźliśmy się wprost pod drugim domem mojego ojca. Spędzał tam większość swojego czasu. Czasami wydawało mi się, że mama prawie zawsze była bez niego. Pomimo to nigdy się nie skarżyła.
Do naszego auta od razu podszedł jeden z pracowników, by otworzyć drzwi. Pierwszy wyszedł Jimin i podał mi dłoń, bym mogła opuścić samochód.
Cały czas obserwowałam jego twarz by móc wyczytać z niej jakąkolwiek reakcje.
Przez chwilę nie mówił nic po czym spojrzał na mnie zdejmując swoje okulary.
- To jest firma twojego taty? - zapytał.
- A nie mówiłam... - cicho zaczęłam się śmiać.
- Masz rację, to rzeczywiście, jest imperium. - odpowiedział stojąc z lekko rozchylonymi ustami patrząc w niebo.
Co by nie mówić, miał rację. Budynek był wysoki, cały ze szkła i stali. Mieścił 200 pięter, na którym pracowało około 1000 osób. Jeśli mam być szczera to nie znałam nawet połowy ludzi, których zatrudniał mój ojciec.
Złapałam dłoń Jimina i zaczęłam prowadzić go w stronę drzwi wejściowych. Niezmiennie towarzyszyła nam ochrona.
Każdy z nich widział kim jestem toteż nadskakiwali mi na każdym kroku. Nie lubiłam tego, ale nie mogłam nic zmienić. Tak już jest i będzie. Moje myśli przerwał Chimmy.
- Ile osób tu jest?
- Około tysiąca, ale nie wiem dokładnie czy to ostateczna liczba. - powiedziałam patrząc na niego.
Na recepcji powitała nas miła młoda dziewczyna, a kolejny bodyguard wsiadł z nami do windy. Wyjął telefon i napisał do kogoś SMS. Żadne z nas nie powiedziało ani słowa. Zawsze czułam się tu nieswojo i nie lubiłam bywać w firmie.
Gdy tylko drzwi windy zawiozły nas na 200 piętro, od razu powitał nas mój ukochany tato. Stał uśmiechnięty a za nim czaiła się jego asystentka. Williama nigdzie nie było. To zaczęło mnie zastanawiać, gdzie podział się mój brat.
- Witajcie! Jak miło was powitać w moich skromnych progach. - powiedział ojciec po angielsku po czym jego pomoc szybko przetłumaczyła zdanie wypowiedziane przez tatusia na koreański.
Wtedy od razu domyśliłam się dlaczego czekała na nas razem z nim.
- Jimin synu... Kate... Zapraszam was do sali konferencyjnej, zjemy coś razem. - dodał.
Ruszyliśmy w stronę pomieszczenia, jednak ja nie mogłam przeżyć całej tej sytuacji.
Ojciec powiedział do Jimina "Synu". Musiałam to z nim przegadać. Będąc przy drzwiach zatrzymałam go.
- Jimin wejdź do środka, ja mam do pogadania z tatą. - uśmiechnęłam się widząc Williama, który siedział przy stole.
Widziałam, że zostanie w dobrych rękach, kiedy to ja mam zamiar rozmówić się z Panem Stevem.
Jimin pokiwał głową i wszedł do sali zamykając za sobą drzwi.
- Kate co to za zachowanie? - mój ukochany tatuś, mroził mnie wzrokiem.
- Chodźmy na chwilę do twojego gabinetu, musimy coś wyjaśnić. - powiedziałam udając się w stronę centrum dowodzenia imperium.
Pan Rich nie był z tego zadowolony, ale w ciszy i spokoju wszedł z córką do pokoju, zamykając drzwi.
- Słucham... - powiedział.
Usiadłam w jego fotelu, centralnie za biurkiem. Nikt nie mógł w nim siadać, prócz niego. Nawet mój brat. Dla mnie robił ten wyjątek. Byłam i jestem wybrana.
- Co ty odwalasz co? Nazywasz synem Jimina i jeszcze nas tu ściągasz, wiesz, że tego nie lubię. Tato... - westchnęłam.
- Katherine, znowu siedzisz w fotelu.... - szepnął cicho.
- Bo mogę? Jako jedyna? Mama nie może, William też nie, tylko ty i ja. Czyż nie jesteśmy do sobie podobni? Nie zmieniaj tematu. - powiedziałam puszczając mu oczko.
- Ktoś jeszcze kiedyś mógł w nim siedzieć, ale nie o tym jest rozmowa. Zaprosiłem was tutaj, by Jimin zobaczył jak pracuję, byśmy zjedli coś razem i porozmawiali o bankiecie.
- Nie można było załatwić tego w domu?
- Wiesz, że nie pracuje w domu.
- Tak? Od kiedy? - zamknęłam na chwilę oczy.
- Od zawsze, kochanie. Daj już spokój. Chodźmy do chłopaków. Niech nie każą nam czekać.
- A mama?
- Już tu jedzie. Znaczy kierowca ją przywiezie.
Chciałam już coś mu odpowiedzieć gdy ktoś zapukał do gabinetu.
Ojciec odwrócił się w stronę wejścia.
Klamka powoli uniosła się do dołu i ujrzeliśmy twarz jego asytentki.
Spojrzała na mnie ze zdziwieniem na twarzy. Na pewno była nowa i nie znała wszystkich zwyczajów jakie panowały w tym imperium.
- Panie Rich, klient chce z Panem rozmawiać. - powiedziała czekając na odpowiedź.
Ojciec otworzył usta, ale ja byłam szybsza.
- Dlaczego nie czekasz aż ktoś powie proszę? Czyżby mój ukochany tatuś zaczął zaniżać standardy? - zapytałam lekko śmiejąc się pod nosem.
Pan Steve spojrzał na córkę. Wiedział, że ma rację, ale ostatnio sam na to pozwolił.
- Pozwoliłem Rachel wchodzić bez pukania jeśli sprawa jest bardzo pilna. Powiedz mu, żeby chwilę poczekał. - zwrócił się do dziewczyny.
Pokręciłam głową na znak protestu. Nie poznawałam własnego rodzica.
- Panie Rich... On nalega... - cicho westchnęła próbując na mnie nie patrzeć.
- Rozmawiam z córką. Jak skończę to będę do jego dyspozycji. Zostaw nas samych. - wyraz jego twarzy zmienił się na taki jaki znam tylko z pracy.
- Dobrze... - powiedziała wychodząc z pomieszczenia.
Wstałam z fotela. Podeszłam do mojego rodziciela.
- Nie panujesz nad nimi. Za dużo sobie pozwalają. Pomyśl o tym. Pogadamy w domu. - odpowiedziałam zakładając włosy za ucho.
Wyszłam na korytarz i od razu przeszłam do sali konferencyjnej.
Rachel siedziała przy recepcji. Bała się, że zaraz dostanie burę od szefa. Koleżanka obok od razu to zauważyła.
- Nie będzie tak źle...
- Skąd wiesz? Szef miał dziwny wyraz twarzy, a ta jego córka. Zobacz jaka ona jest... Zimna taka...
- Nie mów o niej źle. Pan Rich bardzo tego nie lubi. Pani Kate to jego oczko w głowie. Zrobi dla niej wszystko. Wystarczy, że ta zadzwoni a on już rzuca pracę i zajmuje się sprawą. Nie widziałaś czyje portrety wiszą w jego gabinecie?
- Jego żony?
- Córki także. Nawet syn nie jest tak cenny jak Pani Katherine.
Ich rozmowę przerwał sam Pan Rich wychodząc z gabinetu i od razu przechodząc do lady recepcyjnej.
- Rachel, odwołuje moje pozwolenie. Moja córka ma rację. Następnym razem pukaj. Gdzie ten klient?
- Prosił by Pan zadzwonił...
- Okej, zaraz to zrobię. Jeśli moja żona się pojawi, powiedz, jej, że czekamy na nią w sali konferencyjnej.
Odszedł wyjmując telefon z kieszeni by wykonać połączenie.
W sali czekało już na nas jedzenie, a mój brat i chłopak prowadzili ożywioną rozmowę, po koreańsku. Jimin był szczęśliwy, a ja cały czas myślałam nad zdaniem, które wypowiedział ojciec w gabinecie.
"Ktoś kiedyś jeszcze mógł w nim siedzieć."
To na pewno była jego siostra. Postanowiłam, że zapytam oto mamę gdy nadaży się okazja.
Usiadłam obok Jimina biorąc jego dłoń w swoją.
Uśmiechnął się.
- Na kogo jeszcze czekamy?
- Mama do nas jedzie. A ojciec ma jakiegoś, klienta.
- Steve dostał ochrzan od mojej siostry? - zapytał mój brat.
- Można tak powiedzieć. - powiedziałam śmiejąc się i bawiąc kosmykami włosów.
- Mówicie do taty po imieniu? - spytał Jimin wyraźnie zdziwiony.
- Czasami się zdarza, chociaż nie za często. William robi to zawsze w pracy. W domu nie. Prawda braciszku?
- Zgadza się. W kontaktach biznesowych taka forma jest lepsza. Z resztą i tak każdy wie, że to nasz ojciec. Nawet Ci, którzy nas nie znają osobiście.
Nagle do środka weszła mama dażąc nas ciepłym uśmiechem.
William odsunął jej krzesło by mogła spocząć.
- To co dziś wymyślił Pan Rich? - zapytała zdejmując ciemne okulary.
- Wspólny lunch, a teraz gdzieś sobie zniknął. Jestem już bardzo głodna. William, zadzwoń do niego. - powiedziałam.
Mama puściła mi oczko, widząc, że Jimin uśmiecha się w moją stronę.
Mój brat już wyjął telefon, ale ojciec wszedł do sali.
Na jego twarzy widniał uśmiech tak szeroki, że chciało mi się śmiać.
- Dobrze was tu wszystkich widzieć. Moją rodzinę. - usiadł i pokiwał do kelnera, który stał przy ścianie by zaczął podawać jedzenie.
- Steve, po co tu jesteśmy? - zapytała mama.
- Zjemy i pogadamy o bankiecie. Chciałbym, żeby Jimin na nim zaśpiewał. - powiedział.
Wszystkie oczy zwróciły się w stronę Pana Rich.
Prawie zaksztusiłam się kawałkiem łososia, którego miałam w ustach.
Czy on się dobrze czuje? Dopiero co pogodziłam się z nim, a on chce aby Chimmy zaśpiewał.
- Może to będzie niezbyt grzeczne, ale co ty pieprzysz tato? Jimin nie jest tu zawodowo tylko prywatnie. Nie zgadzam się na to. - powiedziałam.
- Kate... - westchnęła mama.
- Może niech sam zainteresowany się wypowie. - wtrącił mój brat.
Jimin spojrzał na mnie nie bardzo wiedząc co powiedzieć i jak. Złapałam jego dłoń w swoją by czuł moje wsparcie.
- W zasadzie to, ja nie mam nic przeciwko. Mogę zaśpiewać Serendipity. Dla Kate. - powiedział po koreańsku.
Mama nie za bardzo wiedziała co mówił, ale ja kiwnęłam głową, że Jimin się zgadza.
Ojciec jadł w spokoju swój steak patrząc na nas.
Odpowiedź wyraźnie go satysfakcjonowała. Widziałam jak mama bije się z myślami by czegoś nie powiedzieć. W końcu nie wytrzymała.
- Steve, uważam, że za bardzo rządzisz naszym życiem. Wszystko ustalasz sam i jedynie oznajmiasz nam to co zdecydowałeś. Nic nie mówiłam, ale teraz już tego za wiele. Może ten biedny chłopak wcale nie chce śpiewać, ale się ciebie boi i zgodził się tylko dlatego. Nie liczysz się z nami. Nie jesteśmy twoimi pracownikami, tylko rodziną. - mama zakończyła swój monolog, pijąc wodę.
Wszyscy byliśmy w ciężkim szoku. Pierwszy raz, ktoś tak otwarcie powiedział ojcu co o nim myśli. Jimin, może nie wszystko rozumiał, ale chyba z kontekstu pojął o co chodziło mamie.
William patrzył na tatę, który zrobił się cały czerwony na twarzy. Chyba zbyt mocno go to uderzyło, bo wstał i wyszedł z sali zostawiając nas samych...
(Witam Państwa Bardzo Serdecznie. Znowu wracam z nowym rozdziałem, ale też z małą reklamą mojego kanału na YouTube. Zapraszam was do subskrypcji i oglądania filmów a dzisiaj zostawiam film, w którym opowiadam o "Tym Drugim")
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro