Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2. Potrzebny nam plan


Przepraszam za opóźnienie, ale ja również dałam się zaszczepić trucizną :) Zmiotło mnie to z planszy na 2 dni, podczas których mogłam tylko oglądać Sailor Moon.
W każdym razie... W nowym rozdziale puszczam oko do tych, którzy znają „Pusty pokój" (a jeśli nie, to zapraszam).  Poznajemy też bliżej Severa i jego, hm, plan. No i jak zwykle nie lubimy Hunćwoków...



Hotel był obskurny, naprawdę podły. Przybytek z gatunku takich, które wybierają ludzie kompletnie pozbawieni wyboru – czyli dokładnie tacy jak oni. Ponieważ to Severus kierował łączoną teleportacją, Lily nie była nawet pewna, gdzie się znajdują. Wiedziała tylko, że po mugolskiej stronie. Nikt znający czary nie zapuściłby tak bardzo swojej własności. Dyżurujący na portierni dziadyga posłał im obleśny uśmieszek, po czym odprowadził wzrokiem aż do skrzypiących schodów na piętro. Severusa ani trochę to nie ubodło. Rozglądał się uważnie, szukając na drzwiach numeru zgadzającego się z kluczem.

– To tutaj – oświadczył w końcu.

Otworzył odrapane drzwi, zapalił światło, które przez chwilę migotało niepewnie. Najpierw sam skontrolował pokój, zanim pozwolił jej wejść. Lily zobaczyła poszarzałe ściany i brudne okna, pod butami poczuła klejącą się podłogę. Nic ponad standard, za to dużo pod. Wreszcie zatrzymała wzrok na tym najbardziej istotnym elemencie wystroju, unosząc w zdumieniu brew.

– Tylko jedno łóżko?

– Zaledwie na tyle mnie stać. Wybacz, że pośród szalejącej apokalipsy nie zdążyłem skoczyć do banku, żeby wybrać oszczędności. Nie mam przy sobie prawie nic. Ale może ty zdążyłaś zgarnąć z wesela jakieś koperty?

– Niestety nie – wyburczała niezadowolona zarówno z przytyku, jak i tego, że w ogóle rozpoczęła niewygodny temat.

– Możesz z czystym sumieniem zająć łóżko, ja zadowolę się fotelem. Wygląda mniej obleśnie.

– Och, wielkie dzięki.

Severus rzeczywiście nie miał przy sobie prawie nic. Po wejściu do hotelowego pokoju rzucił na stolik jedynie papierową torbę z drobnymi zakupami spożywczymi. Później zajrzał do łazienki.

– Przynajmniej brak karaluchów – usłyszała po chwili jego stłumiony głos.

– Czy nie powinniśmy rzucić podstawowych zaklęć osłonowych?

– Nie wśród mugoli. – Severus ponownie pojawił się w pokoju. Zdjął z siebie lekki prochowiec, strzepnął go. Płaszcz przemienił się w szeroką pelerynę. – Każde zaklęcie zostawia łatwe do wyśledzenia echo, lepiej nie ryzykować bez potrzeby. Dzisiaj musimy się przyczaić, ale do jutra z pewnością wszystko się uspokoi i będziemy mogli zacząć działać.

– Co to konkretnie znaczy?

– Sam chciałbym wiedzieć – westchnął szczerze. – Najpierw muszę zebrać wszystkie środki, jakie mi pozostały w tej linii czasowej. Prawdopodobnie zejdzie mi na tym cały dzień, to nie będzie proste.

– Mogę ci jakoś pomóc?

– Nie powinnaś dzisiaj wychodzić. Zostań tutaj i odpocznij. Na szafce stoi telewizor. Kto wie, może działa?

Wyglądała na nieco naburmuszoną. Lily była energiczną dziewczyną, czasem wręcz choleryczną. Lubiła działać, nie znosiła siedzieć i czekać. Prawdopodobnie właśnie intensywnego działania spodziewała się, gdy opuszczała tego ranka rodzinny dom. Tymczasem Severus zachowywał absolutny spokój, rozkładając swoje nieliczne rzeczy, oglądając pokój i najwyraźniej pilnie coś rozważając. Lily nie odniosła wrażenia, jakby specjalnie jej potrzebował. Mogła go tylko obserwować... I coraz bardziej dziwiło ją to, co widziała.

Ten Severus był inny. Opanowany, pewny siebie. W niczym nie przypominał znerwicowanego nastolatka, którego znała. Nie unikał kontaktu wzrokowego, nie jąkał się ani nie rumienił, gdy coś go przerastało... czyli niemal wszystko. W ogóle nie sprawiał wrażenia, jakby znał to uczucie. Tamten Sev na przemian zamykał się w sobie albo wybuchał, jeśli nie zdołał zapanować nad emocjami. Ten właśnie cofnął się w czasie o dwa lata i nie wyglądał, jakby wywarło to na nim jakiekolwiek wrażenie. Wyglądał też zupełnie inaczej. Zamiast starych, niedopasowanych ciuchów ewidentnie pochodzących z darów miał na sobie zwyczajne mugolskie ubranie: spodnie i koszulkę z krótkim rękawem. Dzięki czemu mogła uważnie się przyjrzeć Mrocznemu Znakowi, który szpecił jego przedramię... Dało jej to dużo do myślenia. No i jeszcze ta peleryna, która musiała kosztować sporo galeonów. Skąd wziął na to pieniądze? Nowy Severus był też znacznie wyższy, niż zapamiętała. W końcu po raz ostatni rozmawiała z nim, gdy mieli po szesnaście lat, a przez kolejne dwa lata nauki w Hogwarcie i po ukończeniu szkoły permanentnie go ignorowała. Nie miała pojęcia, co się przez ten czas wydarzyło w jego życiu. Pamiętała żylastego nastolatka, który poruszał się trochę jak pająk – jakby miał zbyt wiele zbyt długich odnóży i w związku z tym nie do końca wiedział, co z nimi robić. Teraz stał przed nią mężczyzna – zdecydowanie lepiej odżywiony i utrzymany niż dawny Sev, do tego dwa lata starszy.

Ta ostatnia obserwacja nasunęła jej oczywiste pytanie.

– Czym się zajmujesz? – zapytała pod wpływem nagłej ciekawości. – To znaczy... zajmowałeś do tej pory. Zostałeś przy eliksirach?

– Owszem. Uczę... uczyłem w Hogwarcie.

– Ty nauczycielem?! – zaśmiała się wbrew sobie. – Niemożliwe!

– To dobry zawód. A ty? – zwrócił się do niej, krzywiąc wymownie usta. – Nie zapisałaś się do koledżu? O ile dobrze pamiętam, chciałaś się specjalizować w zaklęciach.

Lily zakłopotała się wyraźnie.

– Tak, ale... Zrobiłam sobie rok przerwy. Postanowiłam spędzić trochę czasu z mamą i siostrą.

– Hm.

Nie skomentował tego głośno, ale od razu pomyślał: „Wykręty!". W zasadzie był nią rozczarowany. Gdzie się podziała dawna, ambitna panna Evans? Wszystko wywietrzało jej z głowy, gdy tylko zadała się z bandą przygłupów Pottera.

– Gdzie się uczyłeś? – zadała kolejne pytanie, odwracając uwagę od siebie.

– Zrobiłem kurs zawodowy, a później mistrzowski. Już w Hogwarcie, częściowo korespondencyjnie. Jest cholernie drogi.

– I to wszystko w zaledwie dwa lata?

– Rok – skorygował. – Inaczej nie mógłbym uczyć. Dyrektor i tak zrobił dla mnie wyjątek, nieco naginając przepisy.

Lily nagle poczuła się głupia i nieco zagubiona. Ona też miała plany... A potem o nich zapomniała. Po ukończeniu szkoły marnowała tylko czas.

Severus jakby czytał w jej myślach.

– Nie martw się. Żonie czarodzieja czystej krwi edukacja nie jest potrzebna do szczęścia.

– Jak śmiesz! – Spiorunowała go wzrokiem.

– A mylę się? Siedziałaś rok na tyłku, czekając, żeby wyjść za mąż. Czy tak postępuje zdolna czarownica?

– Nie twoja sprawa. – Odwróciła się od niego i obronnie skrzyżowała ramiona na piersi. – Czy to w Hogwarcie Dumbledore cię zrekrutował?

– Początkowo do szkoły wysłał mnie Sama-Wiesz-Kto, jednak później wiele się wydarzyło. Sądzę, że ogólna odpowiedź brzmi: tak.

Lily nagle zupełnie zapomniała o gorzkich słowach, jakie od niego usłyszała. Ożywiła się, gdy wpadła na nowy pomysł – idealne rozwiązanie problemu.

– Powinniśmy skontaktować się z dyrektorem!

– Ten Dumbledore nie będzie wiedział absolutnie nic o naszym planie. – Snape błyskawicznie zgasił jej entuzjazm. – Nie zna mnie. Nie ma świadomości, jak poważna jest sytuacja.

– Opowiesz mu o tym.

– Nie uwierzy. W tej chwili uważa mnie za mrocznego czarodzieja. Nie zmieni się to jeszcze przez kilka miesięcy.

– No tak. – Posmutniała. – Pewnie tak.

– Chociaż nie wykluczam, że wkrótce zwrócimy się o pomoc do Zakonu. Najpierw jednak muszę porozmawiać z jedyną osobą, która jest w stanie zrozumieć, w jakim bagnie się znajdujemy.

– Kto to?

Chyba spodziewała się tajemniczego maga o niezwykłej mocy. Kogoś, kto jest w stanie przełamywać bariery czasu i przestrzeni. Ta nadzieja musiała znaleźć odbicie w jej twarzy, bo Severus omal nie zaśmiał się w głos.

– Ja sam, naturalnie – wyjaśnił. – Wykorzystam sprzyjający fakt, że dokładnie wiem, gdzie jestem i co będę robił.

– Czy to bezpieczne? Spotkanie z samym sobą łamie podstawową zasadę podróży w czasie.

Snape wzruszył ramionami.

– Jakie to ma teraz znaczenie? I tak już sporo zmieniliśmy, przecież właśnie o to chodziło. A to dopiero początek.

– Mimo wszystko uważaj na siebie, dobrze?

– Co za troska – rzucił kpiąco.

Lily z urazą zmarszczyła nos.

– Po prostu jesteś jedyną osobą, która ma jakiekolwiek pojęcie o tym, co się tutaj dzieje. Musisz wrócić cały i zdrowy.

– Postaram się.

Pokręcił się jeszcze chwilę, po czym narzucił na siebie szeroką pelerynę i wyszedł. Lily wreszcie została sama. Wyjrzała przez okno, żeby zobaczyć, jak Severus znika za zakrętem krótkiej uliczki. Zawróciła i zatrzymała się na środku paskudnego, cuchnącego wilgocią pokoju. Obraz zaczął się jej rozmazywać przed oczami, które szybko wypełniły się łzami. Wielkie krople wypływały z nich niekontrolowanie, zalewając jej twarz. Kapały na bluzkę, a nawet na podłogę. Panowała nad sobą, dopóki Snape znajdował się w pobliżu, teraz już nie musiała. Rzuciła się na łóżko i zaniosła niepohamowanym szlochem.

Co zrobiła?

Co ona najlepszego zrobiła?

James... Och, James!

Czy słusznie postąpiła, słuchając dziwacznej opowieści czynnego Śmierciożercy, z którym ostatni raz rozmawiała trzy lata temu? Który miał do niej żal i nienawidził jej niedoszłego męża? A może popełniła największy błąd w swoim życiu? Nie wiedziała. Ale choć bardzo się starała, nie potrafiła znaleźć w sobie żalu za to, co zrobiła. Nieważne, jak bardzo było to absurdalne. W zapadłym motelu na końcu świata po raz pierwszy od dawna poczuła się...

Wolna.

I to było straszne.

***

Severus spędził pracowity dzień, załatwiając rozliczne sprawunki, które skupiały się głównie wokół gromadzenia funduszy. Spieniężył wszystko, co miał przy sobie, a nie było tego wiele. Tyle, ile w przebłysku nagłego geniuszu zdążył wpakować do kieszeni w gabinecie Dumbledore'a, zanim skoczył w czasie. Robił to nieuważnie, więc specjalnie się nie obłowił. Zebrał różne magiczne błyskotki, ale alchemiczne rurki, dziwaczne amulety i przycisk do papieru, który nosił w sobie ślady jakiejś egzotycznej klątwy, miały szansę znaleźć kupców na Nokturnie.

Następnie odwiedził Bank Gringotta. Znając dobrze rozkład dnia Severusa Numer Jeden wiedział, gdzie może się udać, dlatego nie czaił się po lokalnych filiach, tylko odważnie wparował do głównego gmachu. Westchnął ciężko na widok żałosnej kupki złota – zapomniał, jak tragiczna była wówczas jego sytuacja finansowa – po czym zgarnął jednym ruchem ręki wszystkie oszczędności. Kolejny na liście odwiedzin był jego dom na Spinner's End. Jednak zanim się tam udał, musiał zadbać o odpowiednie przebranie.

Oczywiście w ogóle nie musiał się tym kłopotać. Kojarzył własne zabezpieczenia, mógł rozprawić się z nimi raz, dwa. Zdecydował się tego nie robić. Na tyle znał siebie i swoją paranoję, aby nie być pewnym, jak zachowałby się w sytuacji potencjalnego napadu. Zdesperowany stałby się kompletnie nieprzewidywalny. Dlatego wybrał inny sposób. Owinął się swoją mroczną peleryną i po zmroku stanął na swoim własnym progu ze śmierciożerczą maską na twarzy.

Severus Numer jeden nie wydawał się zdziwiony wizytą. Był jeszcze młody i bardzo, bardzo naiwny.

– Co czeka zdrajców krwi? – zapytał starszy Snape swoim najlepszym głosem z samego jądra ciemności.

– Zagłada – podał odezwę młodszy Snape, a zaraz potem został rażony błyskawiczną Drętwotą.

Ocknął się jakiś czas później z potężnym bólem głowy, w dodatku ciasno spętany magicznymi sznurami i przytwierdzony na stałe do krzesła. Severus Numer Dwa stał przed nim – nadal w masce – i z rozczarowaniem rozglądał się po wnętrzu zapuszczonego domu rodzinnego. Potwornie go zaniedbywał wkrótce po tym, jak go odziedziczył. Dopiero całkiem niedawno, gdy zaczął otrzymywać regularną pensję, zdecydował się na kilka niezbędnych prac remontowych.

Severus Numer Jeden – zapewne uważając, że jest bardzo sprytny – cichaczem testował wytrzymałość więzów, a wściekłość wręcz z niego promieniowała. I tak przeżył ciężki dzień (choć nie aż tak bardzo, skoro Lily jednak nie wyszła za mąż, tylko z jakiegoś powodu zapadła się pod ziemię), więc porwanie we własnym domu nie poprawiło mu humoru.

– Kim jesteś? – zapytał, mierząc przeciwnika złym spojrzeniem zza kurtyny tłustych, rozczochranych włosów.

– Nie domyślasz się? – odpowiedział pytaniem na pytanie starszy Snape. – Co ci podpowiada twoja słynna przenikliwość?

– Słynna? – Dobrze to sobie przemyślał. – A zatem się znamy, tak?

– Najlepiej na świecie.

– Szczerze w to wątpię.

– Jesteś gotowy się przekonać?

Severus nie zamierzał zbyt długo bawić się z samym sobą w kotka i myszkę, nie było na to czasu. Przysunął dla siebie krzesło, po czym usiadł naprzeciwko swojej młodszej, zbuntowanej i obrażonej na cały świat wersji. Odetchnął głęboko, policzył do trzech i... zdjął maskę.

– To wiele wyjaśnia – zauważył drugi Severus rozsądnym, opanowanym tonem, choć bynajmniej się nie rozluźnił. Jego ciało pozostawało spięte. Gotowe do skoku, gdy tylko nadarzy się sposobność.

Severus Numer Dwa ze zdziwieniem przyglądał się samemu sobie. Dzieliły ich zaledwie dwa lata, a jednak zdumiał się, jak bardzo był kiedyś szczurowaty: wychudzony, żylasty, z tą wiecznie urażoną miną zbitego psa. Żałosny po prostu! Udręczony tym, że jedyna dziewczyna, która cokolwiek dla niego znaczyła, wychodzi za mąż za jego największego wroga. Pogrążony w czarnej depresji, dosłownie stojący tuż nad przepaścią. Niechętnie przypominał sobie te czasy oraz ich opłakane skutki. Pamiętał, co miał w głowie ten gówniarz, dlatego ani trochę nie zaskoczyło go pytanie, które padło jako pierwsze:

– Czyli Lily jest z tobą?

Skinął głową. Nie chciał trzymać samego siebie w niepewności.

– Wróciliśmy po nią?

– Owszem.

– Świetnie, jeżeli coś należało zmienić w historii, to właśnie ten element – pochwalił młodszy Snape. – Domyślam się, że w twojej linii czasowej wyszła za tego debila i skończyło się to fatalnie?

– Faktycznie tak było.

– Zdradził ją?

Starszy Snape pokręcił głową, zanim odpowiedział:

– Zabił.

– Potter ją zabił? – W oczach Severusa Numer Jeden błysnęła osobliwa fascynacja wzbogacona o cień tryumfu.

– Nie, Voldemort to zrobił. W Noc Duchów 1981 roku.

Zgodnie z oczekiwaniami młodszy Snape skurczył się niczym robak na dźwięk groźnego imienia. Starszy zdziwił się, z jaką łatwością przyszło mu wypowiedzenie go na głos. W końcu wyzbył się resztek wymuszonego lękiem szacunku.

– Rozumiem – powiedział cicho związany Severus, zaciskając dłonie w pięści. Sznury napięły się i zaskrzypiały.

– Niczego nie rozumiesz – warknął na niego starszy Snape. – Czy nie umówiłeś się dzisiaj przypadkiem na ważne spotkanie? Może pożyczyć ci moją maskę, jeśli chcesz.

– Teraz jeszcze wyglądają inaczej. – Z zainteresowaniem przyjrzał się znakomicie wykonanej masce, która wyglądała niczym zrobiona z prawdziwej tkanki kostnej. – Nosimy takie zwykłe, materiałowe. Nie są zbyt wygodne. Wiesz o spotkaniu, to naturalne – analizował na głos. – Tylko co to dla mnie oznacza?

– Wiem, bo na nie poszedłem.

Starszy Snape podwinął rękaw, ukazując młodszemu Mroczny Znak w pełnej krasie. Młodszy wpatrywał się w znamię z fascynacją rozjaśniającą zapadniętą, ponurą i bladą twarz.

– Wyłącznie najwierniejsi otrzymują Znak.

– Wyłącznie niewolnicy są znakowani – poprawiła go dojrzalsza wersja. – W mojej linii czasowej ten wieczór był koszmarny. Tragiczny w skutkach. Straciłem całą nadzieję i podjąłem wiele złych decyzji. Ty nie masz powodu tego robić... I w związku z tym przeprowadzimy pewien eksperyment.

Starszy Severus zerknął na wiszący na ścianie zegar. Zapomniał, że wtedy jeszcze go nie naprawił. Podszedł do niego z różdżką, mrucząc odpowiednie zaklęcia. Wskazówki poruszyły się, ułożyły na właściwych pozycjach.

– Zbliża się północ – oświadczył.

– Czy to... zdarzyło się wtedy? – chciał wiedzieć młodszy Severus.

– Tak.

– W jaki sposób?

– Nie chcesz wiedzieć.

– Wypróbuj mnie.

– Zostałeś już wypróbowany i poniosłeś porażkę. – Starszy Snape nie uniósł głosu, tylko spojrzał na niego wymownie.

Młodszy z ponurą miną przeżuwał tę gorzką informację. Nadal był przywiązany i unieruchomiony, ale już nie tak bardzo wściekły. Wiedział o Lily, a to zmieniało wszystko. Dwaj Snape'owie byli co do tego zgodni. Gdy jeden próbował poukładać sobie to wszystko w głowie, drugi nie zdejmował wzroku ze swojego przedramienia. W końcu stało się to, co było nieuniknione. Mroczny Znak na jego skórze zaczął blednąć.

– Za dużo zmieniłeś – ocenił fachowo młodszy Snape.

– Trudno.

– Nie powinieneś tu w ogóle przychodzić. To pierwsza zasada: nie wolno zobaczyć samego siebie.

– Lily powiedziała to samo.

– Jest bystra.

– Po roku z Potterem trochę mniej.

Severus Numer Jeden parsknął nerwowym śmiechem, Severus Numer Dwa zaledwie lekko uniósł kąciki ust.

– Jak ją przekonałeś, żeby z tobą odeszła?

– Wyznałem jej prawdę.

– I podziałało? Kiedyś nigdy nie działało.

– Powiedzmy, że nauczyłem... nauczyliśmy się kilku nowych sztuczek.

– Problem w tym, że nie może być żadnych „nas" – zauważył rozsądnie młodszy Snape. – Przyszedłeś, żeby mnie zabić? Ja bym tak zrobił.

– Myślałem o tym.

– Bo to jedyne rozwiązanie – upierał się.

– W normalnych okolicznościach... Tak.

– Nic w tych okolicznościach nie jest normalne.

– Słuszna uwaga – przyznał starszy Snape. – Odpowiednia dla twojego wieku, ale z czasem widzi się więcej i szerzej – dodał enigmatycznie. – Dlatego zmieniłem zdanie. Sytuacja jest skomplikowana, mogę potrzebować pomocy. Pomocy kogoś, komu bezwzględnie ufam.

– Wiesz, że jestem Śmierciożercą?

– Nie. – Kąciki ust drugiego Severusa ponownie się uniosły. – Ja jestem Śmierciożercą, w dodatku znajduję się o wiele wyżej w hierarchii.

– Już nie.

– Kolejna przenikliwa uwaga, brawo. – Rzeczywiście zaklaskał w ręce. – Właśnie udowodniłeś swoją przydatność, Severusie. Czy zatem dostrzegasz również mój punkt widzenia?

Młodszy Snape zamyślił się z bardzo poważną miną, która wygładziła jego rysy, nadając im pewnej szlachetności. Zadziwiające, jak szybko i jak łatwo się zmieniał, i to wszystko na oczach swojej zdumionej starszej wersji.

– Sądzę, że tak – odpowiedział w końcu. – To, co wydarzyło się w przyszłości... To, o czym wspomniałeś... Śmierć – głos zadrżał mu niekontrolowanie – śmierć Lily nas zmieniła. Przedstawiłeś się jako Śmierciożerca, a jednak posługujesz się imieniem Czarnego Pana. Ty... My odeszliśmy od niego, prawda? Zaraz po tym, jak zabił Lily?

– Wcześniej. Już wtedy, gdy po raz pierwszy podzielił się z nami swoim planem.

Młodszy Snape nadal myślał intensywnie.

– I nie udało ci się go przekonać, żeby...

– Nie.

– Skurwysyn – wyrzucił z siebie z pasją Severus Numer Jeden.

I w tym momencie całe jego życie, cała pozornie zdeterminowana przyszłość zmieniły się niczym pod działaniem zaklęcia. Severus Numer Dwa przyglądał się temu z aprobatą.

– To był zły pomysł. Toksyczny. Fantazja zauroczonego szaleńca. Czy jesteś pewien, że chciałbyś... Naprawdę chciałbyś dostać ją z powrotem? Z wyczyszczoną pamięcią i wypranym mózgiem?

– Nie – przyznał. – To już nie byłaby Lily... Raczej początek końca i prosta droga na oddział zamknięty Świętego Munga.

– Zgadza się. Plus, Voldemort i tak złamał umowę. Zabił ją mimo wszystko.

Młodszy Snapa zbladł, przełykając ciężko ślinę. Błędnym wzrokiem spojrzał prosto w jego oczy.

– Widziałeś to?

– Znalazłem jej martwe ciało.

– To nie może się powtórzyć! – zawołał poruszony Severus, szarpiąc się ze sznurami. – Nigdy więcej!

– Wiem.

– Ale co w związku z tym? Co zamierzasz?

– Jeszcze nie wiem... Wiem jednak, że dwóch Snape'ów lepiej poradzi sobie z problemem niż jeden. Tego nam zawsze brakowało: wspólnika, czyż nie? Z tego powodu obejmuję cię aresztem domowym, dopóki czegoś nie wymyślę, a jutro... Jutro wrócę tu z Lily Evans.

Młodszy Snape być może zamierzał protestować, ale wizja Lily pod jego własnym dachem natychmiast zamknęła mu usta.

– Zgadzam się. Dla niej wszystko.

– Nie obiecuj niczego pochopnie – poradził mu starszy Severus. – Sprytni starcy mogą to łatwo wykorzystać.

– Jak rozumiem, to właśnie wydarzyło się w twoim przypadku?

– Owszem.

– A żałowałeś?

– Nie. Ani przez chwilę.

– No właśnie.

Starszy Snape westchnął, wstając z miejsca.

– Jeśli zatem nie masz nic przeciwko temu, pozwól, że się rozgoszczę. Przygotuję twój pokój oraz pokój dla Lily. A potem zobaczymy.

***

Gdy Severus wrócił do hotelu, Lily od dawna spała. Owinęła się w ten sam szlafrok, który zabrała ze swojej dziewczęcej sypialni, i naciągnęła kołdrę po samą szyję. Wyglądała spokojnie, jednak nie dał się nabrać. Zauważył poniewierające się wszędzie jednorazowe chusteczki. Gdyby przyszło mu do głowy skontrolować poduszkę, pewnie odkryłby, że jest cała mokra – co było najbliższym praniu wydarzeniem, jakie kiedykolwiek przydarzyło się tej pościeli.

Severus z westchnieniem skierował się do fotela. Wcześniej w pionie trzymała go adrenalina, teraz zmęczenie uderzyło z niszczącym impetem. Z przyjemnością rozciągnąłby się na wygodnym łóżku, ale szarmanckie odruchy zobowiązywały.

Usiadł w fotelu, owinął się peleryną i w mroku podrzędnego pokoju hotelowego nareszcie spojrzał prawdzie w oczy.

Wszyscy pytali go o plan...

Nie było żadnego. Od samego początku działał pod wpływem impulsu. Musiał ją ocalić. Nie miał pojęcia, co powinien zrobić później.

A nie.

Nieprawda.

Miał plan, ale był zbyt szalony, aby mógł się do niego przyznać nawet sam przed sobą. Wiedział... Od samego początku wiedział, że to on osobiście pchnął Lily prosto w łapy Hunćwoków. Przyjaźnili się przez lata, rozumieli doskonale, pasowali do siebie idealnie. Dlatego zgodnie z wszelkimi rozsądnymi prognozami powinni skończyć jako para. To było przecież oczywiste! Niestety, sam to zepsuł. Z perspektywy czasu widział wszystko wyraźnie. Stał się zazdrosny, zaborczy, zbyt szybko uznał ją za swoją własność i zaczął popełniać błędy. I nawet nie zdawał sobie z tego wówczas sprawy. Biedny, nieśmiały, niewinny idiota pochodzący z dysfunkcyjnego domu i nie radzący sobie z uczuciami. A gdy zaczął przegrywać, stał się agresywny, co tylko pogorszyło sprawę.... Tak samo jak zainteresowanie mrocznymi sztukami. Utknął w błędnym kole.

Wystraszył Lily. Uciekła od niego i dała się zauroczyć Potterowi – największemu debilowi w multiwersum. Jakim cudem? To musiała być czysta rozpacz. Zaćmienie. Chwilowy obłęd.

Gdyby tak się nie stało, gdyby nie miała alternatywy... Gdyby on miał więcej czasu, gdyby dostał drugą szansę, gdyby otrzymał w prezencie jeszcze ten szósty rok Hogwartu... Wtedy na pewno znalazłby się na miejscu Pottera, nie miał co do tego wątpliwości. Jakoś zdołałby ją ponownie do siebie przekonać, wierzył w to bardziej niż w swój podręcznik do eliksirów. Taki powinien być naturalny rozwój wydarzeń, wielka szkoda, że został zaburzony.

Ale.

Wszystko da się naprawić. Wykorzysta ten czas, aby skorygować swoje błędy, a z dala od Pottera Lily z pewnością stanie się bardziej... podatna na perswazję. Rozkocha ją w sobie. Z pewnością. Jeśli nie on, to ten drugi. Bez różnicy. To zupełnie jakby mieć ukrytego w rękawie Jokera.

Zasypiając, myślał tylko o Lily... I o tym, jak niedoskonały jest ten plan. Jednak to nic, to wszystko nieważne. Cały świat mógł spłonąć, utonąć w chaosie, o ile tylko oni oboje zdążyliby się znaleźć daleko stąd.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro