Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

11. Już wiem, czego chcę



– Musimy coś zrobić – powtarzała Lily niczym zdarta płyta, spacerując w tę i nazad po salonie i załamując ręce. – Minęło tyle czasu... Gdyby wszystko było w porządku, już dawno by wrócił.

Za oknami wstawał świt. Wykończona Petunia kiwała się na kanapie, walcząc z ogarniającą ją sennością. Młodszy Snape z bezradną miną obracał w dłoniach kopertę. Była biała i prosta. Zupełnie zwyczajna. Żadnych znaków szczególnych, żadnych wskazówek.

– Myślicie, że to Huncwoci? – zastanawiała się głośno Lily. – Może James...

– Na pewno nie – stwierdził Severus. – Ten ich plan nie grzeszył subtelnością. Po prostu zwalili się tu całym gangiem, a i tak zajęło im to sporo czasu. Wątpię, aby tak szybko wymyślili alternatywę.

– Więc to jednak... – przerażona nie dokończyła, a zatem musiał ją wyręczyć:

– Śmierciożercy. Mieli dość czekania.

– I co teraz? – powróciła do swojej litanii Lily. – Co my zrobimy? Musimy COŚ zrobić!

Sytuacja prezentowała się nieciekawie. Nie wiedzieli, czego się spodziewać ani do kogo się zwrócić. Wykończony Severus Numer Jeden w końcu podniósł się z miejsca. Czcze gadanie do niczego nie prowadziło, trzeba było działać.

– Mam gdzieś w magazynku eliksir wielosokowy, pewnie się przyda. Skoro nie wiemy, gdzie jest drugi Severus, nie powinnyśmy ryzykować.

– W kogo się zmienisz?

– To żaden problem. Klienci często życzą sobie pełną usługę: eliksir i dobra, nieopatrzona twarz. Najlepiej mugolska. Mam zapas próbek.

– A może Zakon...? – nie odpuszczała Lily. – Mają środki, mogą pomóc.

– I co im powiemy, skoro sami nie mamy pojęcia, co się dzieje?

– Usiądź wreszcie, Lily – poprosiła niespotykanie łagodnym tonem Petunia. – Odpocznij.

– Nie chcę!

Mimo wojowniczej deklaracji sama czuła, że powoli opada z sił. Przysiadła na kanapie obok siostry – blada i przygarbiona, jakby na jej ramiona spadł potworny ciężar. Nie miała pomysłów. Co innego jej pozostało? Mogła się tylko załamać.

– Nie możecie zawiadomić policji? – ocknęła się nagle starsza panna Evans. – Takiej dla zaginionych dziwaków?

– To nic nie da, nie rozumiesz?! – wybuchła doprowadzona na skraj wytrzymałości młodsza. – Przecież Severus ci wszystko wytłumaczył. Jesteśmy w tym całkiem sami i mamy zbyt wiele niebezpiecznych sekretów. A teraz Sev... On...

Straciła nad sobą panowanie. Cała sprawa od początku ją przerastała, a teraz, bez Severusa, w ogóle nie wyobrażała sobie, co będzie dalej. Schowała twarz w dłoniach i rozpłakała się żałośnie na samym środku saloniku. Severus i Petunia patrzyli na nią tępo, wyraźnie w stanie szoku. Nie mogła tego znieść, więc uciekła. Zamknęła się w swojej sypialni i tam czekała na oświecenie.

***

Wokół było ciemno, wilgotno i śmierdziało stęchlizną. W związku z tym Snape błyskawicznie domyślił się, że nie trafił w dobre miejsce. Czarna szmata na głowie, przez którą ledwo mógł oddychać, również stanowiła pewien sygnał. Wpadł na ślepo w niezbyt wyrafinowaną zasadzkę i miał związane ręce. Dosłowie. Nikt mu niczego nie wyjaśnił, nikt się nawet nie odezwał. Wrzucili go gdzieś niczym wór kartofli – i tyle. Mógł jedynie czekać i wkurzać się na samego siebie. Nie dałby się tak idiotycznie porwać, gdyby był skupiony. Ale Lily...

Nagły zwrot akcji w pracowni kompletnie wybił go z rytmu. Nie miał jednak czasu go przeanalizować ani wyciągnąć sensownych wniosków. Kto wie, co by się wydarzyło, gdyby w domu nie znajdowało się tylu nadprogramowych gości?

Teraz również nie mógł się skupić na własnych rozproszonych myślach, bo w końcu usłyszał odgłos kroków niosących się echem w długim korytarzu. Jakiś czas później szczęknął zamek w drzwiach i ktoś bez słowa szarpnął go za fraki, stawiając do pionu. Severus dał się poprowadzić, chociaż ciągle się potykał i wpadał na różne sprzęty. Milczący strażnik nie kierował nim najlepiej albo zwyczajnie niewiele go to obchodziło. Gdy Severusowi ściągnięto z głowy worek, jasne światło boleśnie go oślepiło, wwiercając się poprzez oczodoły aż do udręczonego mózgu.

– Nieładnie, Snape. Zazwyczaj gdy inwestujemy w jakiś projekt, oczekujemy rezultatów.

– A rezultaty wymagają czasu – podkreślił oślepiony więzień, na którego nie działały takie ograne sztuczki. Już nie. – Nie wykradamy cukierków z Miodowego Królestwa, tylko bierzemy na cel najlepiej strzeżoną osobę w państwie.

– Obawiam się, że masz zbyt wysoką opinię o miłościwie nam panującym.

– Państwo z tektury to nadal państwo. Szczęśliwie w każdym systemie ochrony znajdują się luki. Wystarczy je znaleźć i wykorzystać.

Po ciemnej stronie pokoju zapadła wymowna cisza. Severus nie miał pojęcia, ile osób go obserwuje, ale mógł się założyć, że wymieniają teraz zdumione spojrzenia i coś do siebie ukradkiem szepczą.

– Zatem... Wiesz, jak to zrobić? – padło najważniejsze pytanie.

– Od dawna znam sposób – odpowiedział zarozumiale. – Problem stanowi wykonanie, zwłaszcza że ktoś lub coś bez przerwy mi przeszkadza. Byłem już o krok, gdy odebrałem to uprzejme zaproszenie na herbatkę z przyganą.

– No proszę, komuś urosły różki – odezwał się kolejny, bardzo elegancko modulowany głos z ciemności. – Co się stało z tym Snape'em, który jeszcze niedawno się tu płaszczył, błagając o litość?

Ponownie nie dał się zbić z tropu.

– Sukces dodaje animuszu.

– Przechwałki to za mało. Jak chcesz to rozwiązać, Snape? Z łaski swojej podziel się z towarzyszami swoim odkryciem.

Nie odpowiedział. Zadarł podbródek wysoko do góry i wykrzywił się kpiąco w stronę światła. Talentu nie należało sprzedawać tanio, to była pierwsza zasada, której młodszy Snape jeszcze nie przyswoił. Pozbawiony słów przekaz został dobrze zrozumiany przez drugą stronę.

– Boisz się, że wtedy nie będziesz nam dłużej potrzebny?

– Bynajmniej – prychnął. – Nie poradzicie sobie beze mnie, Malfoy.

Podziałało. Severus usłyszał subtelny stukot laski na kamiennej podłodze lochu, po czym jasnowłosy arystokrata wreszcie wysunął się z cienia i stanął przed nim w pełnej krasie. Ostre światło zgasło, a w jego miejsce zapłonęły o wiele bardziej przyjazne dla oczu pochodnie. Oprócz Lucjusza Malfoya w pomieszczeniu znajdowało się pięciu innych Śmierciożerców, którzy wciąż kryli twarze za maskami.

– Wyjaśnij – warknął jeden z nich, wyraźnie tracąc ochotę do żartów.

Snape uznał, że dość już hazardu, stawka była zbyt wysoka. Musiał im coś dać, dłuższe krążenie wokół tematu zwyczajnie przestało się opłacać.

– Urzędnicy ministerstwa porozumiewają się między sobą w bardzo charakterystyczny sposób, czyż nie? – zagadnął niemal konwersacyjnym tonem.

– Owszem. I co z tego?

– Te małe, zwinne samolociki bez najmniejszego problemu docierają wszędzie. Nie są specjalnie sprawdzane ani kontrolowane. Byłoby przykre, gdyby ktoś przypadkiem wpadł na pomysł, aby je czymś doprawić...

– Trucizną? – Oczy Malfoya błysnęły jak u kota.

– Albo Szatańską Pożogą – podpowiedział Severus. – Wszystko w zależności od potrzeb i oczekiwań. Aczkolwiek osobiście jestem zdania, że dziejowy przewrót zawsze lepiej rozpocząć od małego... BOOM.

***

Lily cierpiała na migrenę. Dzień już dawno wstał, a ona nadal leżała w łóżku, z głową ukrytą pod mokrą od łez poduszką. Słyszała w domu ruch, raz nawet poczuła przelotnie zapach świeżo parzonej kawy, ale nie mogła się zmusić do wstania. Bo wiedziała, że drzwi wejściowe ani razu nie trzasnęły, a zatem Severus nadal nie wrócił. Miała świadomość, że dramatyzuje jak nastolatka, ale... Niech to szlag! Formalnie wciąż była nastolatką, a sytuacja rzeczywiście prezentowała się dramatycznie! Co innego mogła zrobić poza płaczem i histeryzowaniem?

No i czekaniem, naturalnie.

Podejrzewała, że Petunia i drugi Severus nie przeżywają tego tak mocno, bo... zniknięcie nadprogramowego obiekty w zasadzie było im na rękę. W ten sposób paradoks czasowy rozwiązałby się sam, problem zniknął jak kamfora i wszystko znowu byłoby jak dawniej. Ale może była wobec nich niesprawiedliwa? Sama już nie wiedziała, co ma myśleć. Czuła się kompletnie zagubiona.

Koło dziesiątej Petunia wreszcie do niej zajrzała. Przyniosła mocną herbatę, domową konfiturę i maślane ciasteczka.

– Lepiej ci? – zagadnęła głupio.

– Nie – prychnęła Lily.

– Wow, jesteś już prawie tak humorzasta jak on... oni dwaj. Rany, co za zakręcona historia, nie?

– Nie musisz brać w niej udziału, Tuniu. Nikt cię nie zapraszał.

– No już dobrze, dobrze. Zaraz wyjdzie na to, że to wszystko moja wina.

To prawda, że Petunia sama dostarczyła Severusowi pechowy list, ale nawet w swoim obecnym stanie Lily nie była na tyle szalona, aby mieć o to do niej pretensje czy podejrzewać o nieczyste intencje. Śmierciożercy nigdy nie przyjęliby jej w swoje szeregi ani długo z nią nie wytrzymali. Miała zbyt ciężki charakter.

Lily westchnęła, wykopując się ze swojej skrytki w pościeli.

– Nie jestem zła. Wiem, że to nie twoja wina. Skąd mogłaś wiedzieć? Po prostu jest, jak jest. Żyjemy w paskudnych czasach.

Przyjęła od siostry filiżankę herbaty i spróbowała ugryźć ciasteczko, które okazało się zbyt suche. Wszystko automatycznie utykało w jej zaciśniętym z nerwów przełyku. Petunia usiadła obok i obserwowała ją czujnie.

– Nic z tego nie rozumiem – przyznała.

– Hm? – Lekko przyduszona Lily spojrzała na nią pytająco, bo nie mogła wydobyć z siebie dźwięku.

– Nie rozumiem cię, Lily – wyjaśniła. – Nie rozmawiałaś z nim od lat, a potem on nagle się zjawia, a tobie kompletnie odbija.

– Wcale nie... – ledwo wykrztusiła, plując wokół okruszkami. Sięgnęła po filiżankę i pociągnęła łyk, żeby odzyskać głos. – To nie tak – wydyszała.

– Miałaś wyjść za mąż, a uciekłaś sprzed ołtarza. Z nim. A teraz nic ci nie można powiedzieć, na wszystko reagujesz histerycznie. Nie poznaję cię, Lily. Nigdy nie byłaś taka... – Petunia szukała odpowiedniego słowa. – Emocjonalna. Nawet gdy planowaliście ślub, miałam wrażenie, że działasz jak automat. Jakieś tam kwiatki, pierwsza lepsza kiecka. Nic cię nie wzruszało.

Siostra uparcie uciekała przed nią wzrokiem. Przygryzała usta i zaciskała palce na filiżance. Co miała powiedzieć? Że w gruncie rzeczy właśnie tak się wtedy czuła? Jakby ktoś pchał ją na siłę do przodu, żeby realizowała krok po kroku rozsądny, dorosły scenariusz, który napisał jeszcze ktoś inny?

– Rozumiem, że można zmienić zdanie – ciągnęła Petunia. – Sama przez to przeszłam. Pamiętasz Vernona? Prawie przyjęłam jego oświadczyny.

– On był okropny, Tuniu.

– Oj tam! Obiecujący młody biznesmen, dobra praca i perspektywy, ale...

– To nie było to – dokończyła za nią Lily, gdy na dobre odzyskała głos.

– Właśnie! – ożywiła się jej siostra.

Podciągnęła się wyżej na łóżko, po czym usiadła na nim po turecku. Jak za starych, dobrych czasów, gdy młode Evansówny zakradały się nawzajem do swoich sypialni, żeby śmiać się i plotkować, grać w chińczyka, „Nawiedzony dom" albo „Monopol". Zanim stanął między nimi Hogwart i skłócił je na wieczność.

– Vernon to była wygodna opcja i potencjalnie dobre życie pośród przyzwoitej klasy średniej. Jednak wygoda to nie wszystko. Nie wiem, czy spodobałaby mi się osoba, którą bym się stała, gdybym za niego wyszła. Pani Dursley... Brrr, to brzmi tak poważnie... i strasznie!

– To była dobra decyzja – pochwaliła Lily.

– Też tak uważam. Niezłe jesteśmy, co? Lokalna atrakcja: Nieuchwytne Panny Evans, których nikt na świecie nie jest w stanie dostarczyć przed ołtarz. Świetny materiał na stare ciotki-wariatki, o których w przyszłości będzie plotkować całe miasteczko. O ile oczywiście czeka nas jakaś przyszłość w tym całym zamieszaniu.

Wesoła paplanina nie rozbawiła Lily. Jeśli to w ogóle możliwe, wtrąciła ją tylko głębiej w ponury dół, w którym już się znajdowała.

– Problem w tym, że ja byłam pewna – wyznała, po raz pierwszy otwarcie poruszając zakazany temat. – Chciałam wyjść za Jamesa.

– Tego też nie rozumiem. – Petunia wzajemnie postanowiła się otworzyć. Szczerość za szczerość. – Nigdy nie rozumiałam. Potter był taki... Meh! Nieprawdziwy. Trochę jak z serialu dla nastolatek, nie? Severusa też nie znosiłam, przyznaję. Ale ty i Sev znaliście się od dziecka, byliście praktycznie nierozłączni, a później obraziłaś się na niego na śmierć za jakąś pierdołę.

– To nie była pierdoła – upierała się. – Nie w naszym świecie.

– Wykręty! Wyzwiska może nie są miłe, ale to tylko słowa. Podczas gdy powieszenie kogoś do góry nogami i publiczne ściąganie mu majtek jest zwyczajnie niepokojące, nie uważasz?

Lily bardzo chciała się oburzyć, miała to wyraźnie odmalowane na bladej twarzy, ale ostatecznie się nie odezwała. Zabrakło jej argumentów albo... zwyczajnie nie miała już do tego ani siły, ani cierpliwości. Jak długo musiała jeszcze bronić Jamesa i Huncwotów? I właściwie po co... Może sama zaczynała wątpić w swój osąd sytuacji? Tymczasem Petunia, która od zawsze nie cierpiała Pottera, znalazła się w swoim żywiole.

– Pomyśl o tym, Lily. Gdyby na miejscu Severusa znalazła się jakaś dziewczyna, nie miałabyś najmniejszych wątpliwości, że coś jest nie tak. Wtedy ktoś na pewno by się tym zainteresował. Zamiłowanie do rozbierania ludzi bez ich zgody zdecydowanie zasługuje na obserwację i interwencję pedagoga. Dziwna była ta wasza szkoła, serio.

– Nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że to akurat ty zostaniesz najbardziej gorliwą adwokatką Seva. Co się nagle stało?

– Kto wie? – Starsza panna Evans uśmiechnęła się zadziornie. – Może dostrzegłam w nim coś, czego wcześniej nie widziałam?

– Ach, tak? Tylko w którym...

Uśmiech Petunii jeszcze się poszerzył.

– Nie bądź taka zazdrosna. Zostawię ci starszego.

Mroczne zaklęcie, które zawisło nad ponurym domem na Spinner's End wreszcie zostało przełamane. Lily najpierw wyglądała na oburzoną, ale w końcu się zaśmiała i rzuciła w siostrę poduszką. To rozluźniło atmosferę.

– Opanuj fantazję, Tuniu, bo cię ponosi.

– Mam oczy i widzę. Zachowujesz się przy nim inaczej. I nie ma w tym absolutnie nic złego.

Lily chciała się dalej bronić i wykręcać, jednak coś jej przeszkodziło. Usłyszała najbardziej upragniony dźwięk we wszechświecie – ciężkie kroki na schodach przed domem, a następnie zamaszyste trzaśnięcie drzwi wejściowych. O wilku mowa! Siostry Evans poderwały się jednocześnie i pobiegły na spotkanie pana domu.

***

– Jutro.

Starszy Snape siedział w fotelu, obejmując rękami pochyloną głowę. Biorąc wszystko pod uwagę, nie wyglądał aż tak źle, jednak magiczne urazy mają to do siebie, że nie zawsze i nie wszystko widać. Kto wie, co pozostawało ukryte? Dlatego trudno było realnie ocenić jego stan. Pozostała trójka na wszelki wypadek chodziła wokół niego na paluszkach. Powstrzymywali się od zadawania pytań, dopóki nie będzie gotowy. Lily przyniosła wodę, Petunia lód, ale niczego nie przyjął.

W końcu rzucił tylko to jedno, enigmatyczne słowo.

– Co za jutro? – zapytał młodszy Snape.

– To będzie jutro – powtórzył Severus. – Stracili cierpliwość.

– Niemożliwe!

– A jednak.

– Nie damy rady, nie wszystko jest gotowe. W zasadzie... nic nie jest gotowe!

Severus Numer Dwa z wysiłkiem uniósł głowę. Wydawał się zmęczony i zniechęcony, a jednak gdy się odezwał, w jego tonie mimo wszystko pobrzmiewa pewność siebie.

– Musimy. Zresztą, mają rację. Zaczął się lipiec, panuje akurat typowy urlopowy chaos i rozprężenie, czujność zawsze wtedy znacząco spada. Plus, nie wiadomo, kiedy minister postanowi wybrać się na wakacje. Jeśli stracimy swoje okienko, nie pozwolą nam czekać na kolejne.

Skrzywił się i ponownie złapał za głowę. Z tyłu, tuż powyżej karku.

– Dobrze się czujesz? – ocknęła się z odrętwienia Lily.

Chciała się zbliżyć, ale zatrzymał ją w miejscu jednym ponurym spojrzeniem.

– Nie – warknął oczywistą odpowiedź na głupie pytanie. – I co z tego?

– Przepraszam. – Wycofała się zakłopotana.

– Nieważne – westchnął. – Tak czy inaczej nie mamy wyjścia, więc trzymamy się planu. Jeśli to ma zadziałać, każdy z nas musi się jutro znaleźć po innej stronie.

– Tylko... który po której? – zapytała Lily pobladłymi ustami.

Severus prychnął po raz kolejny. Była to decyzja, której nie chciał podejmować, więc odwlekał ją tak długo, jak się dało. Jednak po tym, co zobaczył, odpowiedź mogła być tylko jedna.

– Ja wezmę Śmierciożerców. Spędziłem z nimi więcej czasu i znam ich lepiej, czyż nie? Wy przyprowadźcie Zakon. Musicie to zrobić w odpowiednim momencie – ani wcześniej, ani później, jasne? Wszystko od tego zależy.

W saloniku zapadła ciężka cisza. Tak długo opracowywany plan – dość długo, aby wszyscy stracili nadzieję, że kiedykolwiek zostanie wprowadzony w życie – wreszcie nabierał realnych kształtów. Miał stać się faktem już, teraz, zaraz. Naturalnie nikt ze zgromadzonych nie był na to gotowy.

Wymęczony starszy Snape kiwał się na fotelu, podczas gdy reszta wlepiała w niego zszokowane spojrzenia. Nikt się nie poruszył, nikt nic nie powiedział.

– No co? – rzucił zniecierpliwiony. – Na co czekacie? Mamy mnóstwo pracy. Trzeba opracować jakiś sposób komunikacji. Przydałyby się... Bo ja wiem? Może lusterka dwukierunkowe?

– Aha, i co jeszcze? – prychnął Severus Numer Jeden. – Nie mamy pieniędzy.

Tak, to był kolejny problem. Śmierciożercy chętnie przyłączyli się do zamachu, ale jakoś nie planowali partycypować w kosztach. Budżet dawno się wyczerpał, braków wyposażenia nie było czym uzupełnić. Żaden ze Snape'ów też nie palił się, aby poruszyć ten problem i poprosić Lorda Voldemorta o kieszonkowe.

– I co teraz?

Sytuację po raz kolejny uratował najmniej spodziewany, nadprogramowy czynnik ludzki.

– Potrzebujecie pieniędzy? Ja mam pieniądze! – podekscytowana Petunia sama wyrwała się do odpowiedzi. – Uzbierałam trochę oszczędności, możemy je wymienić w tym banku z krasnalami.

Kolejna fala absolutnego szoku rozlała się po pomieszczeniu.

– Tuniu... – szepnęła Lily.

– To tylko pożyczka – zastrzegła zakłopotana. – Kiedyś poproszę o zwrot.

Swoją postawą zdecydowanie zaimponowała młodszemu Severusowi, starszy był o wiele bardziej odporny na chwilowe emocje i wzruszenia. Wolał trzymać się konkretów.

– Załatwcie to – polecił zimno. – Wszystko, czego potrzeba. Do rana ma być gotowe. Ja muszę coś jeszcze dokończyć. To ostatnia noc i ostatnia szansa. Kolejnych nie będzie.

***

To był dziwny dzień. Do tego minął tak szybko i niepostrzeżenie, że Lily ledwo miała czas się zatrzymać, odetchnąć i spokojnie pomyśleć o wszystkim, co się wokół działo. Jeden Severus zamknął się w pokoju i odsypiał ciężką noc, podczas gdy drugi krzątał się w pracowni, klnąc i tłukąc fiolki. Chyba coś mu nie wychodziło, ale nie chciał pomocy. Dlatego Lily towarzyszyła Petunii w wyprawie po jej oszczędności, co wcale nie było takie łatwe, biorąc pod uwagę, że ich część znajdowała się w skarpecie, a reszta w dwóch różnych bankach.

– W niepewnych czasach lepiej nie trzymać pieniędzy w jednym miejscu – mądrzyła się, gdy jeździły razem komunikacją miejską z jednego końca miasteczka na drugi.

W tłumie żyjących swoim codziennym życiem mugoli łatwiej było im się schować, gdyby ktoś przypadkiem ich szukał. Petunia sprawiała raczej radosne wrażenie, bo zawsze lubiła, kiedy coś się działo. Z kolei Lily wierciła się niespokojnie i wzdychała, czując, że tracą w ten sposób cenny czas. Do tego wciąż czuła na sobie zaciekawione spojrzenia, słyszała szepty...

– Patrz, to ta dziewczyna, którą narzeczony zostawił przed ołtarzem.

Uroki średnich miasteczek. Wszyscy się znali – przynajmniej przelotnie i ze słuchu, a słuch bywa zawodny. Plotka ulegała wielokrotnym przekształceniom, ulatując z ust do ucha. Evansowie byli też dość znaną rodziną, a ponieważ dobrze im się powodziło, każde ewentualne perypetie budziły radość wśród złośliwych sąsiadów – szczególnie tych, którzy stracili pracę w „zreformowanej" przez pana Evansa fabryce.

– Podobno dowiedział się, że go zdradza.

– Ja słyszałam, że wpadła z innym.

– Aha, wiadomo z kim... Zawsze ją ciągnęło do rynsztoka.

Lily prychnęła i odwróciła się do okna. Petunia zachichotała za jej plecami.

– Uwielbiam ten nasz rodzinny skandalik. Ożywił całe senne Cokeworth.

Po południu nastąpiła zmiana warty. Młodszy Severus zniknął gdzieś z zachwyconą Petunią, a starszy zajął piwnicę. Również nie oczekiwał pomocy ani nie pragnął towarzystwa. Lily przeniosła się zatem do kuchni, gdzie parzyła kawę zamiennie z herbatą, piekła maślane bułeczki i robiła kanapki. Sporo kanapek.

„Jak moja matka", myślała gorzko. „Jakbyśmy się wszyscy szykowali na wycieczkę krajoznawczą, a nie..."

Nie mogła o tym myśleć. Na szczęście akurat wtedy na parapecie pojawiła się sowa, która przypomniała Lily, że ona też ma do odegrania swoją rolę. Nie stawiła się jednak osobiście w siedzibie Zakonu. Misja pozostawała w ścisłym sekrecie, więc nie mogła pozwolić, aby ktoś niepowołany – na przykład słynny szpieg – ją tam zauważył lub próbował wypytywać. Im mniej osób pozostawało wtajemniczonych, tym lepiej. Musieli czekać aż do ostatniej chwili.

Było już dość późno, gdy w końcu zapukała do sypialni Severusa. Wiedziała, że skończył swoją część zadania. Słyszała, jak jakiś czas temu przemknął się na górę. Nie zajrzał do niej ani nic nie powiedział. Początkowo chciała to uszanować i nie zamierzała mu przeszkadzać, jednak w końcu nie wytrzymała.

Ta noc... mogła być ostatnia.

– Proszę – odezwał się zza drzwi oschle i niezbyt zachęcająco.

Lily cicho wsunęła się do środka i oparła plecami o drzwi. Nie zdążyła się jeszcze przebrać do snu, wciąż miała na sobie jeansowe szorty i błękitną koszulę w kropki. Rude włosy dla wygody związała w wysokiego koka, który właśnie powoli się rozplątywał.

W pokoju Severusów panował nieopisany bałagan, co było do przewidzenia. Kto w tych okolicznościach miał głowę do sprzątania? Wokół poniewierały się rozrzucone książki i pergaminy, na podłodze niczym dywan ścieliła się powiększona mapa Ministerstwa Magii, a pod sufitem fruwały kolorowe samolociki z papieru. Na krześle przy biurku powieszono niedbale dwie czarne peleryny, które jednak znacznie różniły się od siebie jakością. Na blacie dwie białe maski martwo spoglądały w górę. Lily szybko odwróciła od nich wzrok.

– Wrócili? – chciał wiedzieć Snape.

– Jeszcze nie.

– Więc czego chcesz?

Siedział na łóżku w luźnych spodniach od piżamy i czarnej koszulce. Ręcznikiem w pośpiechu i z nieobecną miną suszył półdługie włosy, z których nadal kapała woda. Krople spływały po jego twarzy i moczyły ubranie. Wykorzystał chwilę przerwy, żeby się odświeżyć, a ona najwyraźniej mu przeszkadzała...

Ciągle tylko mu przeszkadzała, zawracała głowę, a on nie miał do niej cierpliwości, bo... Bo tyle się wydarzyło i było za późno, dlatego już nie czuł tego, co kiedyś. Sam jej to powiedział, prawda? Jego pytanie zatem było jak najbardziej na miejscu: czego jeszcze mogła od niego chcieć?

Nawet na nią patrzył. Za to Lily wpatrywała się w niego z taką intensywnością, że to cud, że nie wypaliła mu dziury z tyłu głowy. Musiał to w końcu poczuć. Łypnął na nią spod oka.

– Pytałem, po co tu przyszłaś.

Niepewna, nieśmiała, zagubiona, rozdarta wewnętrznie panna Evans poczuła w sobie odwagę. Oderwała się od drzwi i postąpiła krok do przodu.

– Czy to musisz być ty? – zapytała, całym wysiłkiem woli panując nad głosem, żeby tylko jej nie zawiódł.

Severus odrzucił na bok ręcznik i zagarnął do tyłu wilgotne strąki, które zasłaniały mu widok. Ciągle się krzywił, ruchy miał dość nerwowe.

– A kto? Czy z czystym sumieniem posłałabyś tam... jego? Przecież to by było morderstwo. Albo samobójstwo. Zależy, jak na to spojrzeć.

W pogardliwym tonie dosłuchała się starannie skrywanej troski. Severus z czasem zaczął traktować swoją zapasową wersję jak młodszego, nieco nieporadnego brata. To było na swój sposób urocze.

– Pewnie nie masz o mnie dobrego zdania, ale ja też tu jestem. Mogę się przydać. Mamy przecież eliksir wielosokowy, prawda?

– Chciałabyś zostać trzecim Snape'em, Lily? – wyśmiał ją pogardliwie. – Proszę bardzo. Jak tam twoje Zaklęcia Niewybaczalne? Może rzucisz na mnie małe Crucio w ramach treningu? Ale pamiętaj, musisz naprawdę tego chcieć.

Na te słowa wstrząsnął nią dreszcz, odruchowo objęła się ramionami. Zauważył to i wyraz jego twarzy lekko się zmienił. Niespodziewanie stał się mniej odpychający.

– Zresztą – dodał nieco łagodniej, choć nadal gorzko. – Przecież w tym wszystkim od początku chodziło o twoje życie. Dlaczego, wiedząc o tym, miałabyś się tak idiotycznie narażać?

– Może to już nie ma znaczenia? – rzuciła zaczepnie. – Nie życzę sobie, żeby ktokolwiek chronił mnie takim kosztem. Nie zależy mi.

– Ale mnie zależy.

To było... osobliwe. Na pewno nie zamierzał tego powiedzieć. Nie tak bardzo wprost. Nie po tych wszystkich podchodach, gdy tak bardzo się wypierał. Jednak Lily uchwyciła się tego zdania niczym liny ratunkowej.

– Sev – szepnęła.

I wtedy wszystko się zmieniło.

– Twoje życie jest najcenniejsze, Lily. Uwierz mi. Żyłem w świecie, w którym cię zabrakło, i nie wytrzymałem tam nawet jednego dnia.

Stwierdził to tak lekko. Niemal jak żart, ale jego czarne oczy płonęły, gdy wpatrywał się w nią bez jednego mrugnięcia. Prosto w oczy, żadnych uników czy wykrętów. Lily chwyciła się mocniej swojej liny, która krok po kroku pociągnęła ją do przodu. Usiadła obok niego na łóżku, nie przerywając ani na momnet tego intensywnego kontakt wzrokowego. Wyciągnęła ręce i splotła je na jego karku.

– Co ty robisz? – zaczął protestować.

Ale było za późno. Znowu za późno, ale z tą różnicą, że teraz było to bardzo dobre, przyjemne uczucie. Za późno, żeby się cofnąć. Na szczęście.

– Kazałeś mi się zastanowić, czego tak naprawdę chcę. I już wiem.

– Przestań.

– Chcę ciebie, Sev.

– To bardzo zły pomysł.

– Bo ja wiem? – zaśmiała się. – Jeśli to nasza ostatnia noc na ziemi, za cholerę nie zamierzam umierać jako dziewica.

– Słucham?!

– Och, słyszałeś za pierwszym razem.

Miała serdecznie dość gadania, dyskutowania, analizowania. Przejęła inicjatywę i przyciągnęła go bliżej. To, czego nie chciał jej dać, wzięła sobie sama. Pocałowała go. Było dokładnie tak, jak wyobrażała sobie podczas długich, bezsennych nocy w sypialni poprzedniej pani Snape. Severus wciąż wydawał się zdziwiony rozwojem wypadków. Może on sam nie myślał o tym tak często jak ona albo miał więcej samokontroli. Mimo wszystko tym razem jej nie odepchnął, jakoś dał się wciągnąć w ten cyklon czystego obłędu.

Poczuła jego dłonie na wysokości talii, a później na biodrach. Uznała to za zaproszenie. Przeniosła się na jego kolana i przycisnęła jeszcze bliżej. Tak, że ledwo mogła oddychać otoczona szerokimi ramionami, o których fantazjowała praktycznie od pierwszego dnia. Kręciło jej się w głowie, miała ochotę śmiać się w głos z radości. Było idealnie... Do momentu, kiedy sięgnęła dłońmi pod jego podkoszulek. Wtedy nagle się ocknął. Odsunął ją od siebie – na tyle, na ile zdołał, bo broniła się zawzięcie. Gdy już się zdecydowała, była uparta.

– Ile dzisiaj wypiłaś, Lily?

– Ani trochę. Jestem trzeźwiutka.

– Oszalałaś.

– Być może. To źle?

– Twoje dziecinne zachowanie...

– Świetnie! – przerwała mu. – Jestem dziecinna? To zrób ze mnie kobietę.

– Upadłaś na głowę!

– Odebrałeś mi noc poślubną, Sev. Przepłoszyłeś męża. Teraz musisz stanąć na wysokości zadania. A ja odwdzięczę się tym samym.

Może naprawdę zwariowała. Tak właśnie się czuła: szalona i wolna. Sama nie wiedziała, jak znalazła w sobie tyle odwagi, tyle wyzwalającej bezczelności. Skoro nie pozwolił jej ściągnąć z siebie koszulki, sięgnęła do własnych guzików i na zachętę rozebrała się sama. Zdarła koszulę w kropki przez głowę i odrzuciła daleko za siebie. Miała na sobie ten sam ślubny biustonosz, który nosiła, gdy pierwszy raz zobaczył ją w tej linii czasowej. Może założyła go z rozmysłem, a może nie miała pod ręką innego.

– Dość tego, opanuj się!

– Sev, ja nie żartuję.

– Ja tym bardziej.

Chciał ją z siebie zrzucić i tylko pogorszył sprawę, gdy pociągnęła go za sobą. Role się odwróciły i teraz to on unosił się nad wyraźnie zadowoloną z tej pozycji Lily, trzymając jej dłonie i przyciskając do wygniecionej pościeli. Rude włosy rozsypały się w nieładzie dookoła jej twarzy. Oczy i usta błyszczały psotnie i kusząco.

– Odbiło ci?! – wyrzucał z siebie zdradziecko rumiany Severus. Z opuchniętymi wargami było mu całkiem do twarzy. – W takiej chwili?

Lily jednak już podjęła decyzję – jak jej się wydawało: pierwszą dorosłą decyzję w swoim życiu – i nie zamierzała się wycofać. Skoro zabrakło jej rąk, oplotła go nogami.

– Kiedy, jak nie teraz? Wiem, że tego chcesz, Sev. Czuję to.

Udało jej się uwolnić jedną rękę, więc sięgnęła do troczków przy jego spodniach. Odtrącił ją nerwowo, więc zamiast tego wplotła dłoń w jego włosy i ponownie do siebie przyciągnęła. Znajdowali się bardzo blisko, praktycznie nos w nos, a ona uśmiechała się zachęcająco.

– Nie bój się, nigdzie nie ucieknę. Nie tym razem.

Skapitulował, przecież właśnie tego chciał. Objął rękami jej twarz. Całował jej policzki, oczy, nos. Odsłonił szyję i zsunął się niżej. Lily wykorzystała ten moment, aby uwolnić się od biustonosza, który nagle strasznie ją uwierał. Nie mogła się opanować. Czuła się tak, jakby coś przejęło nad nią kontrolę.

Nieustanny stres. Upalne lato. Wojna, miłość, niepewność i szał. Wszystkie te uczucia wymieszały się ze sobą w namiętny koktajl. A w tym wszystkim był jeszcze Severus – po swojemu mroczny, oziębły i niedostępny. Wysoki i przystojny... No, powiedzmy. Przysmak nie dla każdego, wyłącznie dla wybranych smakoszy. Doprowadzał ją do szału! A teraz...

Chciała, żeby ją dotykał – i dotykał.

Chciała, żeby ją całował – i całował.

Chciała, żeby...

Ale nawet w myślach nie posunęła się tak daleko. Jeszcze by usłyszał.

Chłodne palce paliły rozpaloną niemal do białości skórę, gdy schodził coraz niżej i niżej – dokładnie tam, gdzie próbowała go zaprowadzić. Nie musiała go ponownie zachęcać, zaraził się szaleństwem. To było nieuniknione.

Zatrzymał się dopiero na wysokości guzika kusych szortów.

– Jesteś pewna?

Pokiwała głową.

– Tak.

– Nie będzie odwrotu.

– Wiem.

Przygryzła wargi i ponownie spróbowała sięgnąć do jego spodni. To go chyba przekonało.

– Ale jesteś niecierpliwa. Zawsze musiałaś mieć wszystko natychmiast.

– Zbyt długo czekałam.

– Co ja mam powiedzieć? – drażnił się z nią.

– Oszust! Udawałeś, że... jestem ci obojętna.

– Skoczyłem dla ciebie w czas, Lily. To chyba coś znaczy.

– Wszystko – jęknęła, gdy granica guzika została wreszcie przekroczona. – Absolutnie wszystko.

Doskonale wiedziała, czego chce, i w końcu to dostała. Następnego dnia wiele mogło się wydarzyć, ale jak na razie przyjemna osłona nocy skutecznie zakrywała przyszłe niebezpieczeństwa. Wszystko wokół nagle przestało być ważne. Liczył się tylko dotyk, oddech, bliskość. I chłodne światło księżyca śmiało zaglądające przez niestarannie zasunięte zasłony.



*******

Ilustracje: Pinterest i Openart.ai

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro