Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

10. Najlepsze lody są u Fortescue



Lily pędziła, ile sił w nogach. Dziką polanę wokół białego domku Dorcas przebyła w takim tempie, że ledwo to zauważyła. Sama nie wiedziała, jak i kiedy się teleportowała, więc to cud, że udało jej się z sukcesem wylądować w zaułku niedaleko mieszkania Severusa. Nie zatrzymała się ani na chwilę. Gdy tylko dotknęła ziemi, od razu ponownie wystartowała. Biegła nieznośnie długą i brudną uliczką, dopóki nie trafiła pod właściwe drzwi. W pośpiechu i panice niemal je minęła, przecież wszystkie wyglądały identycznie. Wbiegła po schodach i wpadła do środka jak po ogień.

– Sev! – krzyknęła od progu.

Był tam, całe szczęście! Odwrócił się i spojrzał na nią spod zmarszczonych w zdumieniu brwi. Nic dziwnego, po tak szalonym pościgu musiała wyglądać strasznie. Tymczasem on stał jak zawsze absolutnie spokojny i nieporuszony na końcu ciemnego korytarzyku w zaniedbanym domu pani Snape. Lily błyskawicznie pokonała pozostały dystans i padła prosto w jego ramiona. Zdecydowanie się tego nie spodziewał, aż dziwne, że odruchowo jej nie odepchnął.

– Nic ci nie jest! – ucieszyła się. – Dorcas... i Huncwoci... Oni... – plątała się, nie mogąc zebrać myśli. – Och, jak to dobrze, że jesteś cały! – zakończyła z niewyobrażalną ulgą.

– Taa... – odezwał się cokolwiek marudnie młodszy Snape, który stał nieco dalej. Nie spodobało mu się, że został tak całkowicie zignorowany. – Tym bardziej że od początku nic mu nie groziło, bo to ja miałem wątpliwą przyjemność nadziać się na Pottera i jego przydupasów. BEZ RÓŻDŻKI. Dziękuję serdecznie za takie atrakcje.

Prawdopodobnie nikt nie zwrócił uwagi na ten przydługi monolog, bo scena przy drzwiach okazała się o wiele ciekawsza. Lily jeszcze przez moment wisiała na szyi Severusa Numer Dwa, który ani drgnął, dopóki w końcu nie zdała sobie sprawy, co właściwie robi. Puściła go natychmiast i odsunęła się na bezpieczną, przyjętą przez konwenanse odległość. Teraz stali obok siebie, zgodnie spuszczając głowy i pilnie obserwując podłogę. Lily miała czerwone policzki, Severus uszy. Tak, ten starszy, poważny i sztywny Severus Numer Dwa. Cholerny pozer!

Trochę trwało, zanim panna Evans otrząsnęła się na tyle, aby przypomnieć sobie o najważniejszym.

– To była pułapka – zrelacjonowała, choć aktualnie była to już dla wszystkich oczywista oczywistość. – Dorcas miała tylko odwrócić moją uwagę, podczas gdy James... Byli tutaj?

– Byli – potwierdził młodszy Snape z chmurną miną. – Black, Potter, Pettigrew. Pełny skład.

– Przepraszam! – Lily miała łzy w oczach. – Nie spodziewałam się, że mogą zrobić coś podobnego. To nie szkoła, na litość boską! Dorcas chciała mnie u siebie przetrzymać, aż sprawa zostanie załatwiona, a rzucony na mnie Imperius z czasem się zużyje – dodała gorzko. – Ale! – ocknęła się nagle. – Jak sobie z nimi sam poradziłeś?

Severus Numer Jeden przewrócił oczami. No, teraz nagle się nim zainteresowała! Pięknie, po prostu pięknie. Zawsze był ostatni w kolejce... Powoli zaczynał mieć tego dość. A do tego jeszcze ani trochę w niego nie wierzyła.

– Cóż – wtrącił drugi Severus, gdy cisza nieco się przedłużała. – Warto zaznaczyć, że nie był tak całkiem sam. Nieproszeni goście trafili na przeciwnika, jakiego się nie spodziewali.

– To znaczy? – chciała wiedzieć Lily.

– W skrócie? Mamy teraz zupełnie nowe problemy.

Ktoś odchrząknął znacząco i bardzo wymownie. Z idealnym wyczuciem dramatyzmu stojący pod oknem fotel odwrócił się powoli, po czym wstała z niego czwarta obecna w pokoju osoba. Petunia Evans, która była w tym momencie niezwykle z siebie zadowolona.

– Cześć, siostra – przywitała się. – Słyszałam, że potrzebujecie pomocy.

***

– Co ci strzeliło do łba? Jak mogłeś ją tu wpuścić?! – darł się Severus Numer Dwa, gdy moment zaskoczenia minął, więc mogli spokojnie powrócić do przerwanej przez Lily awantury.

– Tunia? – Nie wierzyła własnym oczom młodsza panna Evans. – Skąd się tu wzięłaś? – Z jakiegoś powodu znowu wpatrywała się w starszego Severusa, z przyzwyczajenia właśnie u niego szukając wyjaśnienia.

– A ja wiem? – prychnął. – Sam dopiero wróciłem i zastałem TO! – Szerokim gestem wskazał spuchniętą z dumy Petunię i młodszego Snape'a, który wydawał się tym razem wyjątkowo wojowniczo nastawiony wobec świata.

– Co miałem zrobić? Sama się napatoczyła. Poza tym ona WIE.

– Niby jakim cudem?! – pienił się starszy Snape.

Nie robiło to jednak wrażenia na młodszym, który tym razem najwyraźniej postanowił się mu postawić. Jego godność osobista dopiero co ucierpiała podczas ataku Huncwotów, musiał sobie to na kimś odbić.

– No nie wiem – rzucił złośliwie. – Nie mam pojęcia, jaki cyrk odstawiłeś pod dachem państwa Evans, bo mnie tam NIE BYŁO.

– Nic nie zrobiłem – bronił się.

– Najwyraźniej musiałeś wywrzeć odpowiednie wrażenie, skoro nawet mugolka rozszyfrowała cię w trzy sekundy!

– Och, wypraszam sobie! Nie takim tonem. – Tupnęła buntowniczo Petunia. – Uważam się za osobę niezwykle bystrą oraz wiedzącą to i owo o świecie... W przeciwieństwie do niektórych. Przynajmniej my tutaj, po naszej nudnej, mugolskiej stronie barykady, uczymy się czegoś pożytecznego, jak choćby logiczne myślenie czy łączenie dostępnych faktów w sensowną całość.

– Na kursie dla sekretarek? – prychnęła Lily.

– Lepsze to niż nic – odparowała jej siostra. – Mam jakieś zajęcie, więc nie siedzę cały dzień na tyłku i nie kręcę z trzema facetami jednocześnie, licząc, że któryś z nich się ulituje i rozwiąże za mnie moje problemy.

– Oż ty! – Lily aż się zapowietrzyła. – Jak śmiesz?! Ja nigdy...

Quod est demonstrandum – popisywała się szerokim wachlarzem różnorodnej wiedzy Petunia.

– Cicho bądź! Myślisz, że jesteś ode mnie lepsza?

– Chyba najwyższa pora na zmianę na podium. Dotąd to ty byłaś przekonana, że jesteś lepsza ode mnie, bo potrafisz wymachiwać patykiem i wykrzykiwać nonsensy po łacinie.

– Więc musiałaś nadrobić straty, tak?

– Ha, ja też mogę grać w tę grę!

Dwaj Severusowie przyglądali się w oszołomieniu, jak dwie panny Evans z pasją wylewają na siebie nawzajem nagromadzone przez lata żale. Nie niosło to ze sobą jednak żadnych przydatnych informacji ani wyjaśnienia najbardziej palącej kwestii: co wiedziała Petunia i jak zamierzała to wykorzystać? Niestety, trudno było przekrzyczeć dwie wściekłe dziewczyny o tak żywiołowych temperamentach.

– Wielka Lilka Evans, pierwsza czarownica tego imienia, kłaniajmy się jej do stóp! – kpiła Petunia, rzeczywiście dygając prześmiewczo przed siostrą.

– Wszystkiego mi zazdrościłaś! Nie mogłaś tego znieść, tak bardzo chciałaś być na moim miejscu. Nienawidziłaś magii!

– Bo wiedziałam, jak to się skończy. Twoja magia nas rozdzieli.

– Nie musiało tak być!

– To prawda – przyznała Petunia znacznie spokojniej. – Ale było. Ja tylko chciałam mieć siostrę, a ty... ty wypięłaś się na nas wszystkich!

Panny Evans w końcu się zmęczyły. Zgodnie fuknęły na siebie nawzajem, po czym skrzyżowały ramiona na piersiach i odwróciły się się do siebie plecami. Gdy się tak krzywiły i wydymały usta, stawały się bardzo podobne. Różnił je tylko kolor włosów i skala zawziętości. Petunia ewidentnie nosiła w sobie więcej pretensji. Ona nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa.

– A potem nagle zjawiasz się w naszym domu z jakimś obcym chłopem przebranym za Snape'a i odstawiasz jakiś, pożal się Boże, teatrzyk.

– To wcale nie... – zaczęła Lily, ale nie została dopuszczona do głosu.

– Jak miałam się nie domyślić? – prychnęła Petunia. – Zwłaszcza gdy zaczęłaś strzelać do niego oczami i gapić się tym maślanym wzrokiem.

– O czym ty mówisz?

– Na prawdziwego Severa nigdy tak nie patrzyłaś, prawda?

Paradoksalnie nie zwróciła się z tym pytaniem do siostry, tylko do Severusa Numer Jeden we własnej osobie, a ten – wściekły z wielu różnych, zazębiających się względów – gorliwie pokiwał głową. Oto nadszedł czas, aby na forum wypowiedziały się osoby nieustannie spychane na margines. Przegrywy, które wreszcie mają serdecznie dosyć grania drugich skrzypiec.

Młodszy Severus wyprostował się na pełną wysokość, Petunia triumfowała, a Lily nie wiedziała, gdzie oczy podziać. Tylko starszy Snape zdołał zachować nad sobą kontrolę. Nawet jeśli te wszystkie rewelacje zrobiły na nim jakiekolwiek wrażenie – lub być może sprawiły pewną przewrotną przyjemność – zatrzymał to dla siebie.

– No dobrze – oświadczył, gdy w salonie zapadła cisza. – Nie zamierzam dociekać źródła tego całego zamieszania, nie mam na to czasu. Jeśli jednak pojawił się problem tak skomplikowanej natury, być może warto rozważyć najprostsze rozwiązanie...

Ledwo się poruszył, a jednak czujna Petunia zauważyła ten subtelny gest i aż podskoczyła. Zamachała rękami w proteście.

– Ani się waż, podróbo! Jak tylko zobaczę różdżkę, zacznę krzyczeć! – zastrzegła. – I niech któreś z was tylko pomyśli o tym, żeby igrać z moją pamięcią, a przysięgam – PRZYSIĘGAM – że jakimś cudem to zapamiętam i wrócę się zemścić. Krwawo! Nikt mi nie będzie mieszać w głowie. Zresztą, wystarczy, że wrócą ci panowie z zegarkami. Następnym razem porozmawiam sobie z nimi od serca. Może będą bardziej niż wy otwarci na współpracę.

W pokoju nagle zapadła ciężka cisza.

– Jacy panowie? – zapytała Lily.

– Szukali cię w domu, od razu się zorientowałam, że to.. No, tacy jak wy. Niewielu ludzi spaceruje po ulicach w kamizelkach od garniaka i jeszcze z przyczepionymi zegarkami na łańcuszkach. A te z pewnością nie wyglądały normalnie, miały po kilka tarcz. Dziwne typy. Pytali o was i ciągle gadali coś o czasie.

– Nie ma czasu – oświadczył Severus Numer Dwa, teraz o kilka tonów bledszy niż przed chwilą.

– Co robimy? – zapytał spanikowany Severus Numer Jeden.

– Musimy zostać cichymi bohaterami nieco szybciej, bo inaczej możemy nie mieć okazji. Do tego rozróba w ministerstwie powinna być na tyle imponujące, żeby urzędnicy mieli pełne ręce roboty. Wtedy i tylko wtedy mamy szansę, że zapomną o takich drobiazgach, jak na przykład MY.

– Tak, tak, rozumiem. – Pokiwał głową. – Ale jaki jest plan?

I nagle – po tylu długich dniach i bezsennych nocach pełnych zwątpienia – cały plan od A do Z w jednej chwili wyświetlił się w głowie starszego Snape'a niczym film na wielkim ekranie.

– Lily, na specjalne życzenie twojej siostry zajmiemy się kwestią twojej edukacji – poinformował. – Czas odkurzyć podstawy wiedzy na temat warzenia eliksirów. Pomożesz mi w pracowni.

– Ona? – stwierdził drugi z rozczarowaniem. – A ja?

– Ty zrób coś z... tym. – Severus wskazał wymownie Petunię. – Napraw to.

Potem, ku zdumieniu swojej młodszej wersji i mimo protestów starszej panny Evans, oddał mu w końcu różdżkę. Drugi Severus ledwo mógł uwierzyć w swoje szczęście. Szkoda, że sama radość to za mało. Nadal nie wiedział, co powinien zrobić.

– Ale jak? – dopytywał. – Co mam jej powiedzieć?

– Halo! – oburzyła się jak na zawołanie Petunia. – Ja tu jestem i wszystko słyszę.

Starszy Snape obojętnie wzruszył ramionami.

– Mów i rób, co chcesz. Mnie jest wszystko jedno, byle panował względny spokój. Muszę pracować.

Słowo stało się prawem. Jeden Severus z kurtuazją przytrzymał dla Lily drzwi, gdy zapraszał ją do pracowni, podczas gdy w salonie został ten drugi. Sam na sam z Petunią, z którą wymieniał teraz porozumiewawcze spojrzenia.

– Niech mnie, ciągle zapominam, jaka ona jest przewrażliwiona – przerwała po chwili ciszę, a przy okazji też impas.

Przeciągnęła się, po czym całkiem swobodnie i dość ciekawsko rozejrzała się po saloniku świętej pamięci pani Snape. Potem padła z powrotem na fotel, który wcześniej zajmowała, i zagłębiła się w niego, krzyżując ramiona na piersi.

– Niewiele się tutaj zmieniło, co? Nie, żebym się jakoś specjalnie znała. Podglądałam was tylko przez okno... Dawno temu – powiedziała i wyraźnie się zakłopotała.

Severus krążył niepewnie niedaleko niej. Czuł się idiotycznie, ale co miał zrobić? Musiał się nią jakoś zająć, prawda? Gorzej, że sposób i formę pozostawiono jego wyobraźni.

– Ciągle przede mną uciekaliście i coś potajemnie knuliście – zarzuciła mu, wydymając zabawnie usta, jakby znowu była tą nieznośną dziewczynką z przeszłości.

– A ty wyzywałaś nas od dziwolągów – przypomniał.

– Nie miałam racji? Minęło parę lat i proszę! Podobno cały świat się kończy z powodu jakiegoś waszego świra. Lily, jak rozumiem, siedzi w tej aferze po uszy.

Petunia spuściła głowę i zaczęła nerwowo obgryzać paznokcie. Niby była taka wojownicza, a jednak coś ją gryzło. Kryło się za złośliwymi słowami i pogardliwymi minami. Nagle Severus spojrzał na nią inaczej. Może po prostu teraz widział więcej, kto wie? Z początku myślał, że napatoczyła się na niego, bo była ciekawska i swoim zwyczajem węszyła, kiedy i gdzie tylko mogła. Teraz zrozumiał, że martwiła się o siostrę. Widziała, że coś się dzieje, i natychmiast zareagowała. Chociaż była tylko mugolką i niewiele mogła im pomóc. Ba, nawet nie rozumiała tego całego bałaganu.

– To musiało być przykre, gdy Lily dostała list, a ty nie. – Dotarło do niego niespodziewanie po tylu latach.

Petunia obojętnie wzruszyła ramionami, nie chcąc pokazać po sobie, jak bardzo ją to wciąż boli. Odrzucenie uwierało ją niczym drzazga pod paznokciem, nie miało znaczenia, ile czasu minęło.

– Lily się myli. To nieprawda, że nienawidzę magii. Kocham magię! Żałuję tylko, że bez wzajemności...

– Tak bywa – przyznał Severus. – Nawet w naszym świecie magia może się wyczerpać w rodzinie. Jeśli ktoś urodzi się charłakiem, nic się z tym nie da zrobić.

– Czary-mary, sowy i te zwariowane sklepiki – ożywiła się Petunia. – Uwielbiałam to! Tylko raz byłam na Pokątnej, ale pamiętam wszystko do dzisiaj. Te lody... Marzenie!

– U Fortescue?

– Pewnie tak, już nie pamiętam nazwy. Ale nigdy wcześniej ani później nie jadłam tak pysznych. Bo po czarnej polewce od Dumbledore'a już zawsze miałam focha na cały ten wasz pierdolnik i nie chciałam mieć z tym nic wspólnego. Byłam głupia! – zaśmiała się nieoczekiwanie i niewesoło. – Mogłam przynajmniej trochę skorzystać, co nie? Ale dobra, już dość o mnie. – Uniosła się nieco w fotelu i spojrzała na niego przewrotnie bardzo jasnymi, bardzo ciekawskimi oczami. – Przestań mnie zagadywać i powiedz mi, o co tutaj chodzi. To jakiś twój zaginiony starszy brat? Nieudany eksperyment? O wiem, zapasowa kopia! Może golem? Jestem pewna, że gdzieś kiedyś o tym czytałam...

Severus jeszcze raz spojrzał na Petunię (która śmiesznie poruszała brwiami, próbując wyciągnąć z niego sekrety), a potem na swoją odzyskaną różdżkę. Obrócił ją w palcach, przełożył z ręki do ręki. Severus kazał rozwiązać ten problem. Czy próbował mu coś zasugerować? Nawet jeśli, to... Chrzanić Severusa! Mógł wydać bardziej konkretne polecenie.

– On to... Tak naprawdę ja. Z przyszłości – wyznał zupełnie spokojnie.

Jasne oczy Petunii rozszerzyły się do rozmiaru scenicznych reflektorów.

– CO?!

– Coś poszło nie tak z tym magicznym świrem i wszyscy zginiemy. To znaczy, już raz zginęliśmy. Dlatego Severus... Khm, czyli ja... Ja skoczyłem w czasie i teraz gramy od nowa.

Zdecydowanie dokonał niemożliwego. Udało mu się zamknąć usta starszej pannie Evans, która tylko wpatrywała się w niego natrętnie. Nie mogła się zdecydować, czy wybuchnąć śmiechem czy jednak obdarzyć go kredytem zaufania.

– Co?... Jak?... Kto?! – jąkała się skołowana. – Poproszę jeszcze raz, powoli i od początku.

Severus ponownie przetoczył różdżkę w palcach. Pomyślał chwilę... A potem sobie o czymś przypomniał. Areszt domowy przecież wreszcie się skończył.

– Może masz ochotę na te lody? – zapytał.

***

Po krótkiej chwili przerwy technicznej Lily wróciła do piwnicy z dzbankiem świeżo zaparzonej kawy i bardzo tajemniczą miną.

– Na pewno nie chcesz lodów? – zaproponowała. – Przytaszczyli z Pokątnej iście wojenne zapasy. Nomen omen.

– Nie, dziękuję – mruknął niezadowolony Severus Numer Dwa. – Mam pilniejsze sprawy na głowie.

– Oczywiście.

Tkwił przy tym samym, rozchybotanym stole, otoczony książkami oraz stertami podartych, pogniecionych papierów. Próbował wyliczyć proporcje, ale ciągle popełniał błędy. Nie potrafił tego rozgryźć.

– Co robią? – zainteresował się niedługo później, wyraźnie szukając dystrakcji i przecząc swoim wcześniejszym słowom.

Lily postawiła przed nim parujący kubek, subtelnie zerkając w papierzyska, ale błyskawicznie je zgarnął i ukrył. Wycofała się i dla odmiany zainteresowała niepokojąco bulgoczącym kociołkiem w dalszej części pracowni.

– Oglądają telewizję i grają w „Życie", uwierzysz?

Severus najpierw prychnął, potem nerwowo pokreślił własne obliczenia, po czym uśmiechnął się krzywo, ale jednak z cieniem sentymentu.

– A, pamiętam. To ta gra w mugoli. Lubiłem ją.

– Dobrze, że nie w „Randkę marzeń". Petunia to pewnie też przywlokła z domu. I swój przenośny telewizor z pokoju, jakoś udało jej się go podłączyć.

– Od dawna mamy w domu prąd i antenę na dachu. Przecież nie jesteśmy dzikusami – sarknął nieco wyniośle Snape. – Zamierza tu obozować?

– Bo ja wiem? Nijak nie rozumiem, co tam się dzieje. Sev powiedział jej wszystko jak na spowiedzi. Nie przeszkadza ci to?

– Jeżeli Severus tak zdecydował, widocznie miał swoje powody.

– Bo uwierzę!

Przez twarz Snape'a przemknął kolejny trudny do zinterpretowania uśmieszek.

– Mówiłem, że od teraz zamierzam stawiać na zaufanie i porozumienie ponad podziałami. Potrzebuję więcej sproszkowanych łusek salamandry, jeśli byłabyś tak miła – gładko zmienił temat.

– Ale nie zdradzisz mi, nad czym pracujesz?

– Jeszcze nie teraz.

Pracowali w ciszy i skupieniu. Ogółem, to popołudnie okazało się – jak na razie – dość rozczarowujące. Severus notował, liczył i psuł eliksir za eliksirem. Lily obsługiwała proste przepisy przeznaczone na handel i... jego samego, gdy wyraził takie życzenie. Traktował ją jak skrzata domowego. Druga para z pewnością bawiła się znacznie lepiej.

– Widzę, że Petunia niepotrzebnie się o ciebie martwiła – zauważył Severus po kolejnej dłuższej pauzie. – Nauka nie poszła w las.

Lily skrzywiła się w reakcji na ten pokrętny komplement.

– Dziękuję.

– Zdaję sobie sprawę, że wszyscy cię tym dręczą, ale... Dlaczego właściwie nie kontynuowałaś edukacji?

Snape stał się podejrzanie gadatliwy. Najlepszy znak, że coś mu nie wychodziło. Lily odgadła to bez trudu i wykorzystała przeciwko niemu.

– Być może jestem tylko niewykształconą mugolką, która tragicznie zaniedbała swój rozwój intelektualny, ale nadal mogę ci pomóc. Z czym masz problem?

Naturalnie nie odpowiedział. Udawał, że w ogóle tego nie usłyszał, więc Lily wzruszyła ramionami i wróciła do swoich zadań. Nie to nie, trudno. Tak pomyślała, kierowana zdrowym rozsądkiem, ale mimo to nie potrafiła odpuścić. Coś ją dręczyło. Mijały minuty, kwadranse, w końcu godziny, a ona kręciła się niespokojnie po pracowni, podczas gdy Severus ciągle coś liczył i prychał pod nosem. Kiedy ponownie wysłał ją po kawę, wróciła z bonusem. Postawiła przed nim butelkę Ognistej.

– Chcesz? Pasuje i do kawy, i do lodów. Uniwersalny dodatek.

Severus uniósł wymownie brew.

– Zaczynam się o ciebie martwić.

– Niepotrzebnie.

– Jesteś pewna?

Otworzyła whisky i rozlała hojne porcje do szklaneczek.

– No co? – rzuciła zaczepnie. – Tyle lat byłam grzeczna, nie mogę się raz potknąć? Sam powiedziałeś, że to nie prowadzi do niczego dobrego. Świat się kończy! Jeśli będę się trzymać utartej ścieżki, szybciej zginę, tak?

– To fakt.

– Więc widzisz, Sev. Biorąc pod uwagę wszystko, co się dzieje... – Pokręciła bezradnie głową, po czym pociągnęła solidny łyk. – Wojna i bałagan. Dwóch Severusów... W tym jeden flirtujący w najlepsze z moją własną siostrą. Tuż po tym, jak ocaliła jego tyłek przed moim byłym narzeczonym, gdy w tym samym czasie moja była najlepsza przyjaciółka próbowała mnie uwięzić w szklanej wieży. To chyba dość powodów, żeby się napić?

– Podobno każdy powód jest dobry.

– A przynajmniej stanowi wygodne usprawiedliwienie, czy tak?

– Owszem, to też. Przydałoby mi się kilka świeżych skarabeuszy – polecił, przerywając jej wywody. On nie pił, wciąż twardo ignorował i ją, i szklankę.

– Mam jakieś złapać?

– Jeśli masz ochotę... – zawiesił głos. – Możesz też poszukać w górnej szufladzie tamtej szafki.

Wrócili do pracy. Severus podjął kolejną próbę według nowych wyliczeń, po czym poniósł sromotną klęskę. Gryzący dym wypełnił całą piwnicę, ale tym razem szybciej się go pozbył. Lily ponownie sięgnęła po Ognistą.

– Powiedz mi, co robisz – poprosiła. – Świeże spojrzenie serio działa cuda.

– Zależy czyje.

Kręciła się wokół niego, kiedy pozbywał się nieudanego eliksiru i czyścił kociołek. Chodziła krok w krok za nim, powtarzając w kółko te same pytania i oferując wsparcie. Gdy zajął miejsce za stołem, zawisła nad nim jak kat nad ofiarą.

– Czego chcesz? – zirytował się wreszcie.

Lily chyba sama tego nie wiedziała. Działo się z nią coś dziwnego. Znowu. Zmęczenie, alkohol i późna pora stanowiły bardzo niebezpieczne połączenie. Wpatrywała się w niego natrętnie, chciała, żeby zwrócił na nią uwagę. Patrzył na nią, zamiast ciągle uciekać wzrokiem. Wprost na nią, aż do samego środka jestestwa. Tak jak kiedyś. Ale po co? Dlaczego? Tego nie wiedziała. Po prostu z jakiegoś powodu wkurzało ją, że już tego nie robi. Czuła, że straciła... coś... coś cennego... i bardzo chciała to odzyskać.

Chciała, żeby patrzył na nią tak, jak ten drugi Severus. Przynajmniej do niedawna, bo nawet on już przestał. Dlaczego? Dlaczego nagle nie obchodziła już żadnego z nich?

– Chcę ci tylko pomóc – powtórzyła.

W końcu zapracowała sobie na spojrzenie. Severus podniósł wzrok, zapewne w reakcji na osobliwy ton, który nawet w uszach Lily zabrzmiał dziwacznie. Wstał, odsuwając ją na bok.

– Późno już, powinnaś iść spać. Albo chociaż napić się mocnej herbaty.

Popełnił błąd. Nie powinien jej dotykać ani na nią patrzeć. Bo gdy już to zrobił, nie zamierzała go, ot tak, puścić. Za długo na to czekała i teraz te czarne oczy wciągały ją niczym mroczna toń. Były takie zimne... Ale czy na pewno? Ta twarz – niby znana, a całkiem obca. I szerokie ramiona. To też nie było bez znaczenia.

– Nie chcę herbaty.

– Lily, nie bądź dziecinna.

– Zabawne, jak często to słyszę. – Skrzywiła się. – A przecież jestem dorosłą... dorosłą kobietą.

Severus znacząco przewrócił oczami na to zająknięcie. Nic dziwnego, taka deklaracja brzmiała śmiesznie w ustach osoby, której policzki co rusz pokrywały się panieńskim rumieńcem. Tak jak w tej chwili. Trudno jednak było określić, czy należy obwinić za to zjawisko wstyd czy alkohol.

– Sev...

– Przestań.

– Tak się bałam.

– Bezpodstawnie.

– Myślałam, że coś ci zrobią!

– Potter i spółka? Bez przesady.

– Przecież to już się zdarzało.

– Może kiedyś, nie teraz.

– Tak, bo teraz... Jesteś zupełnie inny.

Lily była zdenerwowana. Cokolwiek roiło się w jej głowie, musiało znaleźć zaspokojenie tu i teraz. Zbliżyła się do niego i stanęła na palcach, przytrzymując się jego ramienia. Wyglądała uroczo z tym zagubionym wyrazem na bardzo młodej twarzy. Dziecięcej wręcz, jak sam zauważył. Tak bardzo chciała...

Chciała, żeby ją pocałował. I była już bardzo, bardzo blisko celu. Widziała to w jego oczach, na pewno jej się nie przywidziało. On też tego chciał, a mimo to powiedział:

– Nie.

Odsunął się na bezpieczną odległość. Demonstracyjnie obszedł biurko dookoła, aby zapewnić sobie przyzwoitą osłonę, a następnie zajął się papierami. Poświęcił im całą swoją uwagę, zostawiając ją samej sobie.

– Dlaczego? – zapytała płaczliwie.

– Jesteś pijana.

– Nie aż tak bardzo.

– Zatem szalona.

– Może trochę.

– Evans! – fuknął na nią.

– Wiem, czego chcę! – wypaliła, gdy poczuła się sprowokowana.

– Podobno czekać na tego jedynego.

– Znudziło mi się.

– Księcia na białym koniu.

– Banał.

– Złotego chłopca z dobrej rodziny.

Miała ochotę krzyczeć i tupać, żeby go zagłuszyć. Nie chciała, żeby rozproszył ją złośliwościami czy wątpliwościami. Nie podobało jej się to, nie to wyobrażała sobie podczas bezsennych nocy spędzanych w dawnej sypiali pani Snape. Napady szału nie zrobiłyby jednak wrażenia na Severusie, który pozostał po swojemu chłodny, praktyczny i obojętny. Czujny. I ulokowany jak najdalej od niej.

– Idź do siebie – polecił, jakby czytał jej w myślach.

– Nie!

– Nie jesteś sobą.

– A co ty możesz o tym wiedzieć?

– Całkiem niedawno miałaś wyjść za mąż, zapomniałaś? Podobno za miłość swojego życia. Teraz nagle rzucasz się na mnie? To nie jest normalne zachowanie.

– To nie jest normalna sytuacja – zauważyła.

– Dokładnie – zgodził się z nią, irytując niepomiernie.

– Poza tym na nikogo się nie rzucam. Myślałam, że...

– Pomyliłaś się. Rozmawialiśmy już o tym.

Ten zimny ton skuteczniej niż cokolwiek innego wytrącał ją z równowagi. Nie mogła znieść tego, jak do niej mówi (tak całkiem beznamiętnie), jak ją traktuje i jak nieustannie odtrąca. Kiedyś tak nie było. Kiedyś...

Kiedyś wszystko zepsuła.

– Owszem, pomyliłam się – przyznała. – To była tragiczna w skutkach pomyłka. Ale nie teraz i nie tutaj. Wtedy.

Spróbowała się do niego zbliżyć, ale ponownie się odsunął. Wyciągnęła rękę. Udał, że jej nie widzi, ale szybko znalazł się poza zasięgiem jej palców.

– Sev...

– Nie będę słuchać bzdur!

Uznał rozmowę za zakończoną. Udał, że zainteresowała go zawartość któregoś z kociołków, więc szybko przemieścił się w tamtym kierunku. Lily stanęła przed paleniskiem, zmuszając Severusa do nawiązania kontaktu wzrokowego. Gorąca para buchała prosto na jej plecy.

– A jeśli rzeczywiście znalazłam się pod wpływem zaklęcia?

Patrzył na nią, ale bez zainteresowania. Uniósł pytająco brew.

– To najbardziej żałosna magia na świecie, mam tego świadomość – ciągnęła niezmordowanie Lily. – Przez pięć lat byłam dziewczynką z biblioteki, w kółko tylko lekcje i książki. I ty. W Gryffindorze to była kłopotliwa znajomość. Poza tym nikt mnie nie znał, nikt ze mną nie rozmawiał. Potem nagle zainteresowali się mną wszyscy.

– Gdy spłynęła na ciebie łaska Pottera?

– Właśnie. Ty nie wiesz, jak to jest. Nigdy cię to nie interesowało. On nie był taki jak my... Przecież o to chodziło.

– Coś ci się pomieszało w głowie, Lily.

– Tak, dokładnie tak! Później było za późno i wszystko jakoś tak samo się potoczyło. Co innego można robić po szkole? Trzeba kiedyś wyjść za mąż.

– Wspaniała argumentacja, doprawdy.

– A gdy zjawiłeś się ty, to było jak znak.

– Nie pij więcej, Lily. Nie widzisz, że się ośmieszasz?

Wyminął ją o wiele bardziej zdecydowanie. Praktycznie przesunął na bok jak część wyposażenia. Jak jakąś skamielinę z dawnych czasów, która tylko mu zawadzała. Problem w tym, że to już nie była ta Evansówna, która dawała się przestawiać z miejsca na miejsce. Przypomniała sobie, jak to jest, gdy czuje się nieco więcej niż wygodę... Na przykład gorącą krew w żyłach.

– Nie! – Złapała go za ramię i przytrzymała. – Powiedziałeś, że o wszystkim zapomniałeś. Nie wierzę ci, bo ja pamiętam każdy szczegół. Huśtawkę, list z Hogwartu i ceremonię przydziału. Ciche wieczory w czytelni. I gdy staliśmy razem pod portretem Grubej Damy.

– To już nie ma znaczenia.

– Wszystko ma znaczenie – upierała się, nie pozwalając mu odejść.

– Powiedziałaś „nie", Lily. Zapomniałaś?

Znowu na nią nie patrzył. Nie tylko unikał jej wzroku, ale wręcz wydawał się znudzony całą tą sceną. Wymykał się jej i nie miała pomysłu, jak jeszcze może go zatrzymać. Co więcej mogła zrobić?

– A jeśli teraz postąpiłabym inaczej?

Ostatecznie stracił cierpliwość. Nie miał czasu ani ochoty wzdychać wraz z nią nad utraconą przeszłością. Czekało na niego tyle innych, ważniejszych zadań.

– Sama nie wiesz, czego chcesz – zgasił ją nie tyle brutalnie, co kompletnie obojętnie. – Jesteś pijana i zdezorientowana. Proponuję, abyś przestała zawracać mi głowę, dopóki nie uporządkujesz bałaganu w swojej. A teraz dobranoc.

Bezceremonialnie chwycił ją za ramię i zaprowadził do drzwi. Otworzył je i zamierzał wystawić walczącą i zapierającą się dziewczynę na schody, jednak coś stanęło mu na przeszkodzie. A raczej ktoś – Petunia czaiła się za drzwiami, jak zwykle wściubiając ciekawski nos w nieswoje sprawy.

– Przyszła poczta. – Zamachała mu przed nosem listem. – Sever pozwolił mi ją odebrać. I czy teraz, gdy jestem już o wiele bardziej samoświadoma, mogę powiedzieć, że sowy są ekstra?

– Odebrałaś sowę?! – wykrzyknęła zszokowana Lily.

– No i co to za wielkie osiągnięcie? Dobijała się do okna, więc odebrałam. To chyba do ciebie – zwróciła się do Severusa.

Przyjął list odruchowo, nawet się nad tym nie zastanawiając. Po długim wieczorze spędzonym z Lily miał mętlik w głowie, zatem nic dziwnego, że na moment stracił czujność. Tyle się wydarzyło, tyle miał do przemyślenia – kiedyś, w wolnej chwili. Nadal wędrował myślami bardzo daleko, gdy otwierał kopertę. Ledwo zwracał uwagę na to, co robi. A kiedy ze środka wypadł niepozorny żeton, było już za późno.

Świstoklik aktywował się natychmiast, gdy dotknął jego skóry.

– Co do...?

Tylko tyle zdążył powiedzieć, zanim zniknął z głośnym pyknięciem. Wstrząśnięte panny Evans wrzasnęły zgodnie, wpatrując się w puste miejsce, w którym przed momentem stał.

– Sev... – szepnęła pobladłymi ustami Lily. – Severusie, gdzie jesteś?!


********

Ilustracje: Pinterest i Openart.ai

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro