1. Poznajcie moją przeszłość
Dzieciństwo - co Wam przychodzi na myśl, gdy słyszycie to słowo?
Zapewne przed oczami wyobraźni macie widok rozbieganych dzieci. Prawdopodobnie są uśmiechnięte, szczęśliwe oraz beztroskie. Biegają, krzyczą, piszczą, śpiewają swoje ulubione piosenki, które w zbyt dużym stopniu zaczynają irytować dorosłych.
Dzieciństwo osobiście łączę z zupełnie innymi obrazami. Pozwólcie, że zabiorę Was w podróż po moim świecie.
Poznajmy się.
Mam na imię Gabriella i pochodzę z włoskiego rodu Benetton. Choć znałam swoją tożsamość, to kompletnie nie miałam pojęcia kim byłam. Dopóki nie poznałam jego - Leona. Osobę tak skrajnie różniącą się ode mnie.
POV. Gabriella
Włochy, luty 2006 rok
— Gabriella, nie biegaj! Powiedziałam ci, że masz grzecznie usiąść i nie przeszkadzać! — krzyk opiekunki niósł się po naszej posiadłości. Wydawała się wtedy taka wielka. Uwielbiałam zwiedzać każdy jej zakamarek.
Jako ośmioletnia dziewczynka należałam do tych rozbrykanych oraz nieusłuchanych dzieci.
— Jak cię dorwę, to spiorę ci tyłek! — Oliviera lubiła często straszyć, lecz jeszcze nigdy nie uczyniła mi krzywdy. Nawet nie dała klapsa, choć zawsze nim straszyła. Może czasami złapała mocniej za przedramię, nieco za nie szarpiąc.
— Złap mnie! — piszczałam z radości wywołanej zabawą. Tak przynajmniej wyglądało to w mojej małej, dziecięcej główce. Ja uciekałam a niania próbowała mnie dogonić i złapać. Celowo nie zamierzałam wpakować kogoś w problemy.
Rozchichotana, dotarłam do końca korytarza.
— Nawet nie waż się przeszkadzać matce. Prowadzi ważne spotkanie... — po odwróceniu głowy za siebie, ujrzałam Olivierę biegnącą z drugiego końca. Znajdowała się zdecydowanie za daleko, aby powstrzymać mnie przed wtargnięciem do gabinetu matki.
Także słowa rzucone przez opiekunkę w próżnię, obiły się echem. W ogóle do mnie nie dotarły, przez co nawet nie zwróciłam uwagi na ich wagę.
Po prostu wparowałam do pomieszczenia, w którym moja mama miała zwyczaj pracować oraz przyjmować gości. Z cwaniackim uśmieszkiem złapałam za klamkę, popychając masywną, drewnianą połać do przodu.
— Och! O tak! — dziwne jęki należące zdecydowanie do mojej mamy, rozlegały się po pomieszczeniu.
— Mamusiu? — speszona i trochę wyciszona, weszłam w głąb biura. Wyłoniwszy się zza sporej wielkości kwiatka, zobaczyłam moją mamę opierającą się o biurko. Szybko zamknęłam oczy nie chcąc widzieć zastanego obrazu.
— Co jest, kurwa! — męski głos krzyknął donośnym tonem.
— Pani Alessio, bardzo przepraszam — Oliviera wyjąkała ze strachem, łapiąc moje przedramię. Jednym szarpnięciem starała się zabrać mnie z gabinetu. Ja jednak starałam jak sparaliżowana, zaczynając upuszczać drobne, gorące łzy. Z trudem panowałam nad nimi.
— Zabierz stąd tego bachora — czy odważyłam się otworzyć powieki? Nie.
Docierały do mnie wyłącznie dźwięki oraz czułam dotyk opiekunki. Kobiety, która wzięła mnie na ręce i wyprowadziła na korytarz. Szybko zatrzasnęła drzwi, przyciemniając tym samym widok jaki dostrzegałam za cienką fałdą skóry.
— Mówiłam ci abyś tam nie wchodziła — choć słowa Oliviery należały do karcących, to brzmienie mówiło co innego. Bała się. Głos niani trząsł się, a towarzyszący mu oddech stał się płytki oraz nierówny. Ciężko oddychała jakby przebiegła co najmniej maraton.
— Chodźmy — Oliviera oderwała mi dłonie od oczu, ścierając stróżki po ciągle spływających łzach.— Nie płacz już. Łzy niczego nie zmienią — ciche westchnienie żalu i współczucia towarzyszyły szczerym słowom.
Zażenowana spojrzałam na opiekunkę, dostrzegając w jasnobrązowych oczach kobiety obawę. Może też odrobinę rozczarowania. Zapewne moją osobą. Zrobiłam źle.
— Przepraszam — pociągnąwszy noskiem, w którym aż się gotowało od smarków, spuściłam głowę. Ogarnął mnie wstyd oraz poczucie winy.
— No, już dobrze — Oliviera zaprowadziła nas do pokoju z zabawkami.— Teraz posiedź tu i grzecznie się pobaw. Dobrze? — przytaknęłam posłusznie głową.
Wtem rozległ się donośny krzyk mężczyzny, spotkanego w gabinecie mamy. Ona również wrzeszczała, używając niewybrednych obelg. Zakryłam sobie szybko uszy, aby tego nie słyszeć. Zmarszczyłam przy tym nos oraz oczy, nienawidząc kłótni.
Mama z tatą również często podnosili na siebie głos, co ani trochę mi się nie podobało. W takich momentach szybko uciekałam w najciemniejszy, najdalej oddalony kąt, przykrywając się w całości kocem. Pod nim czułam się bezpieczna.
— Tu jesteś — do pokoju zabaw wparowała mama, wyraźnie wściekła. Naturalnie ciemna karnacja przybrała na twarzy rumieńców, natomiast w oczach ciskało gromami.— Nauczysz się w końcu słuchać dorosłych? Ile ci muszę powtarzać, abyś siedziała w tym zasranym pokoju jak ktoś do mnie przychodzi?! — wrzaski mamy wywołały u mnie lawinę łez. To jeszcze bardziej ją rozwścieczyło.
— To nie jej wina — Oliviera próbowała jakoś wtrącić się między nas. Jednak miała za mało odwagi, aby stanowczo postawić na swoim. Stanęła cicho w kącie, spuszczając głowę.
— Masz wszystko — mama złapała mnie za przedramię, mocno za nie szarpiąc. Spojrzałam na nią z przerażeniem, starając się uspokoić drżącą dolną wargę.— Po co co tyle zabawek skoro się nimi nie bawisz? — dławiąc się wstrzymywanymi łzami, uciekałam wzrokiem gdziekolwiek.
Pomimo ogromnej, wewnętrznej walki, przegrałam z lawiną rzewnych, słonych kropel. Natychmiast skąpały moje rozgrzane policzki mokrą kaskadą.
— I czego ryczysz? Mam ci dać powód do płaczu? — frustracja oraz wściekłość emanowały od mamy. Od osoby, która mnie kochała.
— Przepraszam! Przepraszam! — wykrzykiwałam to jedno słowo w nieskończoność, upadając na kolana. Nogi odmówiły mi posłuszeństwa, stając się miękkie. Niestety uścisk mamy był tak silny, że w połowie wisiałam w powietrzu, trzymana za przedramię.
— Proszę, to moja wina — Oliviera ze skruchą, podeszła do mamy.
— Nie wtrącaj się w to, jak wychowuję własne dziecko. Z tobą też mam do pogadania — zabrzmiało groźnie, lecz ja jedyne co potrafiłam to płakać. Żałowałam tego, że weszłam do gabinetu mamy. Wstydziłam się tego co zrobiłam i tego co zobaczyłam.
Poczucie winy urosło do niesamowitych rozmiarów.
— Marsz do pokoju i masz z niego nie wychodzić. Zapomnij o zabawie i telewizji — to jedno zdanie zawaliło mój świat. O ile jeszcze brak zabawek potrafiłam przeżyć, to nieobejrzenie ulubionej bajki zdawało się dla mnie koszmarem.
— Nie chcę, mamo — pociągnęłam nosem, używając błagalnego tonu.
— Zapierdalaj do pokoju powiedziałam — szturchnięciem podniosła mnie na równe nogi. Płacząc po cichutku, uciekłam do swojej sypiali. Zdruzgotana karą, chwyciłam koc z łóżka, uciekając do szafy na ubrania. Tam po zamknięciu drzwi od mebla, skuliłam się w kłębek, zarzucając na siebie materiał.
Leżąc na miękkiej wykładzinie, próbowałam się uspokoić.
— Będzie dobrze. Mamusia mi na pewno wybaczy — rozmawiałam sama ze sobą. Pomagało mi to rozładować stres, jaki płynął w moim ciele.— Wszystko, to moja wina — zwinięta w jeszcze ciaśniejszy kłębek, zaczęłam się delikatnie kołysać na boki.
Z każdą chwilą cały stres uchodził w podłogę, pozostawiając po sobie jedynie oznaki zmęczenia. Wraz z upływającym czasem, powieki stały się coraz cięższe. Ziewając, zamknęłam oczy. Nim zdążyłam pomyśleć o czymkolwiek, dopadł mnie sen.
Ten dzień zapadł mi w pamięci. Wiele innych, podobnych sytuacji - przepełnionych agresją, złością, krzykami, karami aż tak nie odbiły się w mojej podświadomości, to właśnie tamten konkretny czas.
Choć uporałam się z wyrzutami sumienia oraz wstrętem, to niestety wszystko wracało do mnie w koszmarach.
Jednak mój prawdziwy horror miał się dopiero zacząć.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro