Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1. Poznajcie moją przeszłość

Dzieciństwo - co Wam przychodzi na myśl, gdy słyszycie to słowo?

Zapewne przed oczami wyobraźni macie widok rozbieganych dzieci. Prawdopodobnie są uśmiechnięte, szczęśliwe oraz beztroskie. Biegają, krzyczą, piszczą, śpiewają swoje ulubione piosenki, które w zbyt dużym stopniu zaczynają irytować dorosłych.

Dzieciństwo osobiście łączę z zupełnie innymi obrazami. Pozwólcie, że zabiorę Was w podróż po moim świecie.

Poznajmy się.

Mam na imię Gabriella i pochodzę z włoskiego rodu Benetton. Choć znałam swoją tożsamość, to kompletnie nie miałam pojęcia kim byłam. Dopóki nie poznałam jego - Leona. Osobę tak skrajnie różniącą się ode mnie.

POV. Gabriella
Włochy, luty 2006 rok

— Gabriella, nie biegaj! Powiedziałam ci, że masz grzecznie usiąść i nie przeszkadzać! — krzyk opiekunki niósł się po naszej posiadłości. Wydawała się wtedy taka wielka. Uwielbiałam zwiedzać każdy jej zakamarek.

Jako ośmioletnia dziewczynka należałam do tych rozbrykanych oraz nieusłuchanych dzieci.

— Jak cię dorwę, to spiorę ci tyłek! — Oliviera lubiła często straszyć, lecz jeszcze nigdy nie uczyniła mi krzywdy. Nawet nie dała klapsa, choć zawsze nim straszyła. Może czasami złapała mocniej za przedramię, nieco za nie szarpiąc.

— Złap mnie! — piszczałam z radości wywołanej zabawą. Tak przynajmniej wyglądało to w mojej małej, dziecięcej główce. Ja uciekałam a niania próbowała mnie dogonić i złapać. Celowo nie zamierzałam wpakować kogoś w problemy.

Rozchichotana, dotarłam do końca korytarza.

— Nawet nie waż się przeszkadzać matce. Prowadzi ważne spotkanie... — po odwróceniu głowy za siebie, ujrzałam Olivierę biegnącą z drugiego końca. Znajdowała się zdecydowanie za daleko, aby powstrzymać mnie przed wtargnięciem do gabinetu matki.

Także słowa rzucone przez opiekunkę w próżnię, obiły się echem. W ogóle do mnie nie dotarły, przez co nawet nie zwróciłam uwagi na ich wagę.

Po prostu wparowałam do pomieszczenia, w którym moja mama miała zwyczaj pracować oraz przyjmować gości. Z cwaniackim uśmieszkiem złapałam za klamkę, popychając masywną, drewnianą połać do przodu.

— Och! O tak! — dziwne jęki należące zdecydowanie do mojej mamy, rozlegały się po pomieszczeniu.

— Mamusiu? — speszona i trochę wyciszona, weszłam w głąb biura. Wyłoniwszy się zza sporej wielkości kwiatka, zobaczyłam moją mamę opierającą się o biurko. Szybko zamknęłam oczy nie chcąc widzieć zastanego obrazu.

— Co jest, kurwa! — męski głos krzyknął donośnym tonem.

— Pani Alessio, bardzo przepraszam — Oliviera wyjąkała ze strachem, łapiąc moje przedramię. Jednym szarpnięciem starała się zabrać mnie z gabinetu. Ja jednak starałam jak sparaliżowana, zaczynając upuszczać drobne, gorące łzy. Z trudem panowałam nad nimi.

— Zabierz stąd tego bachora — czy odważyłam się otworzyć powieki? Nie.

Docierały do mnie wyłącznie dźwięki oraz czułam dotyk opiekunki. Kobiety, która wzięła mnie na ręce i wyprowadziła na korytarz. Szybko zatrzasnęła drzwi, przyciemniając tym samym widok jaki dostrzegałam za cienką fałdą skóry.

— Mówiłam ci abyś tam nie wchodziła — choć słowa Oliviery należały do karcących, to brzmienie mówiło co innego. Bała się. Głos niani trząsł się, a towarzyszący mu oddech stał się płytki oraz nierówny. Ciężko oddychała jakby przebiegła co najmniej maraton.

— Chodźmy — Oliviera oderwała mi dłonie od oczu, ścierając stróżki po ciągle spływających łzach.— Nie płacz już. Łzy niczego nie zmienią — ciche westchnienie żalu i współczucia towarzyszyły szczerym słowom.

Zażenowana spojrzałam na opiekunkę, dostrzegając w jasnobrązowych oczach kobiety obawę. Może też odrobinę rozczarowania. Zapewne moją osobą. Zrobiłam źle.

— Przepraszam — pociągnąwszy noskiem, w którym aż się gotowało od smarków, spuściłam głowę. Ogarnął mnie wstyd oraz poczucie winy.

— No, już dobrze — Oliviera zaprowadziła nas do pokoju z zabawkami.— Teraz posiedź tu i grzecznie się pobaw. Dobrze? — przytaknęłam posłusznie głową.

Wtem rozległ się donośny krzyk mężczyzny, spotkanego w gabinecie mamy. Ona również wrzeszczała, używając niewybrednych obelg. Zakryłam sobie szybko uszy, aby tego nie słyszeć. Zmarszczyłam przy tym nos oraz oczy, nienawidząc kłótni.

Mama z tatą również często podnosili na siebie głos, co ani trochę mi się nie podobało. W takich momentach szybko uciekałam w najciemniejszy, najdalej oddalony kąt, przykrywając się w całości kocem. Pod nim czułam się bezpieczna.

— Tu jesteś — do pokoju zabaw wparowała mama, wyraźnie wściekła. Naturalnie ciemna karnacja przybrała na twarzy rumieńców, natomiast w oczach ciskało gromami.— Nauczysz się w końcu słuchać dorosłych? Ile ci muszę powtarzać, abyś siedziała w tym zasranym pokoju jak ktoś do mnie przychodzi?! — wrzaski mamy wywołały u mnie lawinę łez. To jeszcze bardziej ją rozwścieczyło.

— To nie jej wina — Oliviera próbowała jakoś wtrącić się między nas. Jednak miała za mało odwagi, aby stanowczo postawić na swoim. Stanęła cicho w kącie, spuszczając głowę.

— Masz wszystko — mama złapała mnie za przedramię, mocno za nie szarpiąc. Spojrzałam na nią z przerażeniem, starając się uspokoić drżącą dolną wargę.— Po co co tyle zabawek skoro się nimi nie bawisz? — dławiąc się wstrzymywanymi łzami, uciekałam wzrokiem gdziekolwiek. 

Pomimo ogromnej, wewnętrznej walki, przegrałam z lawiną rzewnych, słonych kropel. Natychmiast skąpały moje rozgrzane policzki mokrą kaskadą. 

— I czego ryczysz? Mam ci dać powód do płaczu? — frustracja oraz wściekłość emanowały od mamy. Od osoby, która mnie kochała.

— Przepraszam! Przepraszam! — wykrzykiwałam to jedno słowo w nieskończoność, upadając na kolana. Nogi odmówiły mi posłuszeństwa, stając się miękkie. Niestety uścisk mamy był tak silny, że w połowie wisiałam w powietrzu, trzymana za przedramię.

— Proszę, to moja wina — Oliviera ze skruchą, podeszła do mamy.

— Nie wtrącaj się w to, jak wychowuję własne dziecko. Z tobą też mam do pogadania — zabrzmiało groźnie, lecz ja jedyne co potrafiłam to płakać. Żałowałam tego, że weszłam do gabinetu mamy. Wstydziłam się tego co zrobiłam i tego co zobaczyłam.

Poczucie winy urosło do niesamowitych rozmiarów. 

— Marsz do pokoju i masz z niego nie wychodzić. Zapomnij o zabawie i telewizji — to jedno zdanie zawaliło mój świat. O ile jeszcze brak zabawek potrafiłam przeżyć, to nieobejrzenie ulubionej bajki zdawało się dla mnie koszmarem.

— Nie chcę, mamo — pociągnęłam nosem, używając błagalnego tonu.

— Zapierdalaj do pokoju powiedziałam — szturchnięciem podniosła mnie na równe nogi. Płacząc po cichutku, uciekłam do swojej sypiali. Zdruzgotana karą, chwyciłam koc z łóżka, uciekając do szafy na ubrania. Tam po zamknięciu drzwi od mebla, skuliłam się w kłębek, zarzucając na siebie materiał. 

Leżąc na miękkiej wykładzinie, próbowałam się uspokoić.

— Będzie dobrze. Mamusia mi na pewno wybaczy — rozmawiałam sama ze sobą. Pomagało mi to rozładować stres, jaki płynął w moim ciele.— Wszystko, to moja wina — zwinięta w jeszcze ciaśniejszy kłębek, zaczęłam się delikatnie kołysać na boki. 

Z każdą chwilą cały stres uchodził w podłogę, pozostawiając po sobie jedynie oznaki zmęczenia. Wraz z upływającym czasem, powieki stały się coraz cięższe. Ziewając, zamknęłam oczy. Nim zdążyłam pomyśleć o czymkolwiek, dopadł mnie sen.

Ten dzień zapadł mi w pamięci. Wiele innych, podobnych sytuacji - przepełnionych agresją, złością, krzykami, karami aż tak nie odbiły się w mojej podświadomości, to właśnie tamten konkretny czas.

Choć uporałam się z wyrzutami sumienia oraz wstrętem, to niestety wszystko wracało do mnie w koszmarach.

Jednak mój prawdziwy horror miał się dopiero zacząć.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro