telling myself
- Co robisz? - zagadnął Joshua, wchodząc do kuchni, gdzie jego dziewczyna przygotowywała właśnie dla nich deser. Podszedł do niej bliżej, po czym objął ją od tyłu i położył głowę na jej barku.
- Pancakes. Może chciałbyś mi pomóc, co? - spytała, odwracając naleśnika na drugą stronę. Joshua odsunął się od niej, stając obok, oparty plecami o blat, skąd miał lepszy widok na jej twarz.
- Niee... Mam lepszy plan.
- Zjedzenie wszystkiego zapewne. - mruknęła Sue pod nosem, kręcąc głową sama do siebie. Znała go przecież nie od dziś, wiedziała, jakie nawyki miał. I jak bardzo lubił to, co mu czasami przyrządzała.
- I tu się mylisz, moja droga.
- Ej! Co ty robisz?! Ja tu smażę przecież! - zawołała oburzona, kiedy chłopak wyłączył palnik, na którym wciąż stała patelnia z ciastem na Pancakes. Nim zdążyła się zorientować, wziął ją na ręce w stylu panny młodej, przez co musiała go obłapać za szyję, by nie spaść. - Joshua!!! - wrzasnęła, widząc, że ten kierował się do wyjścia, a przecież oboje wiedzieli, jaka była pora roku. - Odstaw mnie! Co ty wyprawiasz? Joshua!
Wysłuchał ją i odstawił na... Zimny, biały puch, który znajdował się wtedy na podwórku.
- Baw się, Sue! - zawołał, biorąc nieco śniegu w dłonie i wyrzucając go w górę. Sue śmiała twierdzić, że musiał coś brać, skoro się tak zachowywał, choć z drugiej strony, czy właśnie takiego go nie pokochała?
- Zimno! - powiedziała głośno, trzęsąc się z zimna. Nie była przygotowana na to "wyjście", a to łączyło się z brakiem ciepłych rzeczy i między innymi zimowych butów.
- Oj, nie dramatyzuj! - odezwał się, wyrzucając ręce w górę. Nie przejmował się tym, że mogli być później chorzy przez ten cały incydent, chciał się bawić, rozruszać. - Dawaj! - zawołał, rzucając w nią śnieżką. Sue otworzyła usta ze zdziwienia.
- Ja ci zaraz dam, idioto! - krzyknęła, podchodząc do niego bliżej, by natrzeć mu twarz śniegiem, na co roześmiał się w głos. Dziewczyna uśmiechnęła się na moment, bo naprawdę uwielbiała jego śmiech. - Jeśli będziemy chorzy, to cię zabiję. - mruknęła, dźgając go w tors, na co jeszcze bardziej się roześmiał. Chwycił jej dłonie w swoje i spojrzał na jej twarz.
- Tak, ale to później. - powiedział, ciągnąć ją za sobą, jednak Sue zatrzymała go, przez co zmuszony był stanąć.
- Nie mamy nawet kurtek. Ani butów.
- Dobra, chodź. Ubierzemy się i wyjdziemy, okey? - zaproponował, przekrzywiając nieznacznie głowę. Jego oczy świeciły delikatnie, co dodawało mu tylko uroku, a i znaczyło to, że nie mogła odmówić. Tak po prostu.
- Jakim cudem ja z tobą wciąż wytrzymuję, co? - spytała ze śmiechem, kierując się w stronę domu, gdzie tak naprawdę wszystko zostawili. Pomału odczuwała skutki wyjścia na dwór w samych skarpetach i wiedziała, że mogło się to później odbić na ich zdrowiu.
- Ee, bo jestem najlepszym chłopakiem pod słońcem? - odparł jej pytaniem na pytanie, rozkładając szeroko ręce. Sue odwróciła się w jego stronę, kręcąc głową sama do siebie, po raz kolejny z resztą. Zaraz nachyliła się, wzięła nieco śniegu do rąk i rzuciła w niego. Prosto w twarz.
- Narcyz! - zawołała, śmiejąc się pod nosem. Joshua prędko zgarnął śnieg z twarzy i ruszył w jej stronę z szatańskim uśmiechem, co nie wróżyło dla niej nic dobrego w tamtej chwili. A ona zdała sobie z tego sprawę. - Dobra, dobra! Zostaw! Nic nie mówiłam.
Roześmiani, już chwilę później weszli do domu, nie zamartwiając się skutkami ich wyjścia na mróz bez kurtek i butów.
Zaczęło się, zaczęło się tak prosto
Started out, started out so simple
Biegaliśmy w kółko, biegaliśmy w kółko jak dzieci
We were running 'round, running 'round like children
~*~
- Sue! No nie uciekaj ode mnie! Porozmawiajmy! - zawołał Joshua, podążając za swoją dziewczyną, jak szczeniak za swoim właścicielem. On jednak miał inne plany, idąc za nią.
- Ale czego nie rozumiesz? Wyjeżdżam! Tak zdecydowali rodzice. - powiedziała ze łzami w oczach, w końcu się do niego odwracając. Widział, że to było trudne i dla niej i naprawdę nie wiedział, co wtedy zrobić.
- Przecież możesz tu ze mną zostać. Zawsze znajdę dla ciebie czas i miejsce też zawsze dla ciebie jest. - oznajmił, wskazując w jakimś kierunku. Dziewczyna odwróciła głowę w bok, starając się wtedy nie rozkleić. - Zostań, proszę. - dodał już ciszej, łapiąc jej dłonie w swoje własne. Wtedy ten gest trochę poprawił jej humor, lecz nie na długo.
- Ja naprawdę nie mogę, Joshua. Chciałabym, ale nie mogę.
- Jesteś przecież pełnoletnia. - powiedział, jakby to miało wtedy jakiekolwiek znaczenie. Dobrze jednak wiedział, że fakt, iż miała skończone osiemnaście lat, nie było żadnym argumentem. - Oj, nie każ mi wziąć tego w swoje ręce. - jęknął, kiedy odsunęła się od niego, ponownie zabierając się za pakowanie swoich rzeczy. I choć może nie było tego widać na pierwszy rzut oka, cierpiała niemiłosiernie z każdą kolejną spakowaną rzeczą, z każdym jego kolejnym słowem, każdym spojrzeniem na niego...
- I tak byś nic nie zadziałał, więc, proszę, nie utrudniaj. - mruknęła cicho, pomału godząc się z wyjazdem i zostawieniem go tam. Naprawdę nie chciała tego robić, ale nie była w stanie zostać tam wtedy bez rodziców, których zawsze słuchała. - Wyjeżdżamy jutro w południe. - oznajmiła, a to był cios prosto w serce dla nich obojga. Mieli coraz mniej czasu tylko dla siebie.
- Obiecaj mi coś, dobra? - spytał cicho, czując napływające do oczu łzy. Nie chciał płakać, ale widok, wręcz, załamanej Sue był dla niego niezwykle ciężki. - Przyjedziesz, kiedy tylko będziesz mogła, jasne? Obiecaj mi, że nasza relacja nigdy się nie zepsuje.
- Obiecuję. - wyszeptała Sue, opierając swoje czoło o to jego.
W tamtej chwili nie przejmowali się już niczym.
Jak pozwoliliśmy, pozwoliliśmy
How did we allow, we allow
Ta historia spada tak na południe?
This story to fall so south?
~*~
Sue i Joshua zobaczyli się już niespełna półtora miesiąca później, kiedy dziewczyna wróciła do swojego rodzinnego miasta i w końcu spotkała się ze swoim chłopakiem w jednej z kawiarni, do której niegdyś często razem chodzili. Było południe, a w lokalu nie było za dużo ludzi, na ich plus oczywiście.
- Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo za tobą tęskniłam w ostatnich tygodniach. - powiedziała cicho brunetka, trzymając ich złączone dłonie w górze. Joshua przyglądał się jej, całując delikatnie jej kostki, na co uśmiechnęła się szeroko.
- Domyślam się. - oznajmił, po czym przeniósł na nią swój wzrok i opuścił ich ręce. Nie oderwał jednak wzroku od jej oczu, w których tańczyły iskierki szczęścia. - Ostatnio siedziałem nad tekstem piosenki dla ciebie. Później ci ją pokażę. - dodał, bo przecież od jakiegoś czasu gdzieś w otchłani jego zeszytu znajdował się tekst specjalnie dla niej przeznaczony. - Ale najpierw chciałbym się tobą choć chwilę nacieszyć.
Sue zrozumiała, co miał na myśli już chwilę później, gdy złączył ich usta razem. Żadne z nich nie zwracało uwagi na otoczenie i na fakt, że byli w miejscu publicznym. Liczyła się wtedy jedynie ta druga osoba.
- Czy mogę już przyjąć zamówienie?
Oderwali się od siebie, jak oparzeni, i spojrzeli na stojącą przy ich stoliki kelnerkę, która oczekiwała na ich odpowiedzi. Joshua odchrząknął, natomiast Sue ukryła głowę w jego ramieniu, nie chcąc się wtedy roześmiać z tamtej całej sytuacji.
Czym byliśmy, o czym oboje myśleliśmy?
What were we, what were we both thinking?
Byliśmy tak naiwni, tak naiwni wierząc
We were so naive, so naive believing
Wciąż byliśmy szczęśliwi, wciąż szczęśliwi
We were still happy, still happy
~*~
- Sue! - wykrzyknął chłopak, zauważając twarz swojej dziewczyny na wyświetlaczu swojego telefonu. Wciąż śmiał twierdzić, że była najładniejszą dziewczyną, jaką kiedykolwiek poznał i tak było i tamtego dnia.
- Joshua! - zaśmiała się brunetka, ciesząc się na rozmowę z nim, jak zawsze z resztą. Wtedy jednak nie miała zbytnio czasu na rozmawianie, co musiała mu w jakiś sposób przekazać. - Co się stało, że dzwonisz? Jestem trochę zajęta.
- Oo, a co robisz? - zagadnął, widząc, że się gdzieś kieruje.
- Szykuję ognisko, bo ma wpaść do mnie kilka osób. Moje kuzynostwo ma też przyjechać i przyjdzie kilka moich znajomych. - wyjaśniła, wzruszając ramionami. Zaraz odłożyła miskę z czipsami na stół i usiadła na jednym z wolnych miejsc, skupiając na nim całą swoją uwagę. - Szkoda tylko, że ciebie tu nie ma. Tęsknię.
- Ja też. Ale już niedługo się zobaczymy, a wtedy nie wypuszczę cię ani na chwilę.
- Trzymam za słowo. - odparła z uśmiechem, nie mogąc się już doczekać na ich ponowne spotkanie, bo trochę cierpiała przez ich rozłąkę. Joshua prędko zauważył, że Sue spojrzała w jakimś kierunku, ale nie zdążył nawet spytać, gdy ta znów odwróciła się w jego stronę. - O, dobra, idę otworzyć. To pewnie Sam. Miał mi trochę pomóc.
- Oh, to nie przeszkadzam. Daj znać, jak tam się to wszystko udało, jasne? - spytał, trochę zmieszany w tamtej chwili. Nie znał Sama i niezbyt podobało mu się, że miał pomóc jego dziewczynie, bo tak naprawdę nie wiedział, co tam będą robić. Ufał jednak Sue, choć niewielkie ziarno niepewności zagnieździło się w jego sercu. - Do zobaczenia, kochanie.
- Cześć, słońce.
Westchnął cicho, kiedy połączenie się zakończyło, a jego ukochana "zniknęła". W jego głowie jednak wciąż siedziała pewna myśl, która nie dawała mu spokoju.
Jak mógłbym zignorować moje wątpliwości?
How could I ignore my doubts?
Ciągle sobie powtarzam, że mieliśmy coś dobrego
I keep on telling myself we had something good
~*~
- Kiedy przylatujesz? - spytał chłopak, lecz Sue nie było dane odpowiedzieć na tamto pytanie, gdyż do uszu Joshua dotarł dzwonek do drzwi, który wskazywał jedno: ktoś właśnie do niego przyszedł. - Poczekaj, muszę otworzyć.
Skierował się do drzwi, jak gdyby nigdy nic. Prędko otworzył i równie prędko nie wiedział, co powiedzieć, gdy dostrzegł, kto przed nim stał.
- No cześć. - przywitała się dziewczyna, uśmiechając się do niego słodko. Była ciekawa jego reakcji i nie przeliczyła się, bo właśnie takiej oczekiwała.
- Sue. Co ty tu...? Kiedy przyleciałaś?
- Z godzinę temu? Przyjechałam prosto do ciebie. Cieszysz się, co? - zapytała, wskazując na swoją walizkę, która stała obok. Joshua nie zwrócił na nią uwagi, tylko podszedł bliżej dziewczyny i podniósł do góry, okręcając się wokół własnej osi, na co Sue zareagowała cichym śmiechem.
- Jak ja cię kocham, dziewczyno.
Czy zostaliśmy razem dłużej niż powinniśmy?
Did we stay together longer than we should?
Czy po prostu bawiliśmy się w udawanie, bo mogliśmy?
Were we just playing pretend because we could?
~*~
Było lato, a co się z tym wiązało? Urodziny Sue, która tamten dzień zamierzała spędzić ze swoimi najbliższymi oraz przyjaciółmi i kilkoma znajomymi. Joshua siedział z nią wtedy w wielkim ogródku przy domu dziewczyny i oczekiwał przyjścia gości. Stresował się, bo tak naprawdę miał poznać jej nowych znajomych po raz pierwszy.
Zestresował się jeszcze bardziej, gdy dostrzegł na horyzoncie chłopaka o ciut ciemniejszej karnacji i gęstych czarnych włosach, który szedł wraz z Sue w jego stronę.
- Joshua, to Sam. Mój przyjaciel. - przedstawiła chłopaka Sue, wskazując na niego dłonią, kiedy tylko Joshua wstał, by się z nim przywitać. Mimo wszystko był kulturalny i nie mógł okazać niechęci do przyjaciela swojej dziewczyny. - Sam, to Joshua. Mój chłopak.
- Cześć. Dużo się o tobie nasłuchałem. - powiedział Sam, wystawiając w jego stronę dłoń, którą ten, chcąc, nie chcąc, uścisnął lekko.
- Oo, a to ciekawe. Ja na twój temat praktycznie nic nie wiem. - oznajmił zgodnie z prawdą, zerkając na swoją ukochaną, która stała obok i poprawiała ułożenie talerzyków na stole.
- Oh, no bo nie było okazji, dobra? - jęknęła, wieszając się na ramieniu Joshua. Ten spojrzał na nią, uśmiechając się pod nosem. - Chodźcie, zaraz przyjdzie też reszta. Naprawdę się cieszę, że wszyscy tu będzie w tak ważnym dla mnie dniu. - dodała, ciągnąć obu bardziej w stronę wyznaczonego wcześniej miejsca.
- Czego się nie robi dla najlepszej dziewczyny, szczególnie gdy ma ona urodziny? - spytał głośno Sam, unosząc ręce do góry. Sue posłała mu szeroki uśmiech, wtulając lekko w jego ramię.
- Dzięki, Sammy.
Nikt nawet nie zauważył, jak szczęka Joshua się zaciska na tamten gest i tamte słowa.
Czy to naprawdę było takie dobre?
Was it really that good?
Ciągle sobie powtarzam, że to nie to, co było
I keep on telling myself it's not what it was
~*~
- Stacja paliw, kreatywnie. - stwierdziła Sue kilkanaście tygodni później, kiedy Joshua zabrał ją na wycieczkę. Spodziewała się wszystkiego, ale z całą pewnością nie tego, że znajdą się na stacji benzynowej. - Po co właściwie mnie tu zabrałeś? - spytała, kurczowo trzymając go za dłoń. Kojarzyła tamto miejsce, ale zastanawiała się, co tam właściwie robili.
- Zróbmy coś szalonego. Jak za dawnych lat. - zachęcił, łapiąc obie jej dłonie w swoje. Sue uśmiechnęła się, bo doskonale pamiętała wszystko, co razem przeszli i jak wiele szalonych i niecodziennych rzeczy zrobili.
- Czyli mam rozumieć, że...
- Tak, żeby nikt nie zauważył. - wyszeptał z tajemniczym uśmiechem, który wywołał cichy śmiech z jej strony. Wtedy tak bardzo rozumiała, dlaczego z nim była i co tak naprawdę się jej w nim podobało.
- Jesteś szalony. - skomentowała, kręcąc głową sama do siebie, a jednak z uśmiechem. Zaraz nachyliła się w jego stronę i musnęła lekko jego wargi swoimi. - Ale to w tobie lubię najbardziej, więc...
- Nadal mnie kochasz?
- Co to w ogóle za pytanie? Jasne. Nigdy nie przestałam. - odpowiedziała zgodnie z prawdą, przyglądając się jego twarzy z iskierkami w oczach. Mówiła prawdziwie, a on czuł, że nie kłamała. Bo dlaczego miałaby?
Czy chcieliśmy tylko wierzyć, że to była miłość?
Did we just want to believe that this was love?
Czy naprawdę było warte kłopotów, które spowodowało?
Was it really worth the trouble that it caused?
Zobacz, gdzie skończyliśmy
Look where we ended up
~*~
Ciągle sobie powtarzam
I keep on telling myself
Ciągle sobie powtarzam
I keep on telling myself
- Co robisz? - spytała jedna z sióstr Joshua, stając w progu drzwi od jego pokoju w ich domu rodzinnym, gdzie chłopak przebywał w ostatnim czasie.
- Uczę się. - odparł krótko, zerkając do swojego zeszytu, gdzie nic prócz tekstu piosenek nie było. Nie chciał zdradzać jej, co tak naprawdę robił, bo było to swego rodzaju jego tajemnicą.
- Uczysz się? - spytała ponownie, marszcząc brwi, bo niezbyt chciało jej się wierzyć, że rzeczywiście się uczył. Przecież skończył naukę już jakiś czas temu.
- No tak, to jakaś zbrodnia?
- No nie, ale... - zaczęła, aczkolwiek zamilkła, machając lekceważąco ręką. Nie zamierzała drążyć, z resztą widziała, że coś było nie tak w jego zachowaniu, ale zamierzała to wybadać kiedy indziej. - Nieważne. Nie przeszkadzaj sobie, cokolwiek robisz. - mruknęła, po czym okręciła się na pięcie i skierowała w tylko sobie znaną stronę. - Za dziesięć minut kolacja! - zawołała jeszcze na odchodne, na co Joshua parsknął śmiechem, kręcąc głową sam do siebie.
- Dzięki!
Ciągle sobie powtarzam
I keep on telling myself
Ciągle sobie powtarzam
I keep on telling myself
~*~
Mijały kolejne tygodnie, miesiące, a Sue zaczynała doskwierać rozłąka z Joshua coraz bardziej. Dziewczyna tamtego, dość ważnego dla niej dnia, leżała na swoim łóżku, nie mogąc zbytnio znieść myśli, że była tam sama. Przecież Joshua miał tam wtedy być, z nią, świętując kolejny rok ich związku. A jednak była tam sama i nie wiedziała, co robić, bo chłopak nie odpowiadał.
- Sue? Wszystko w porządku? Nie przyszłaś dziś na śniadanie ani na obiad. Coś się stało? Powiedz. - odezwała się matka dziewczyny, podchodząc do łóżka, na którym leżała jej córka. Ta nawet na nią nie spojrzała, nie mając na to siły w tamtym momencie.
- Nie przejmuj się, mamo. To nic takiego, zaraz mi przejdzie. - powiedziała cicho, wycierając oczy, bo czuła, że zaraz może się rozpłakać. A miesiączka wtedy wcale nie pomagała w uspokojeniu się. - Możesz zostawić mnie samą, proszę?
- Jeśli będziesz czegoś potrzebowała, to jestem w kuchni. - oznajmiła kobieta, patrząc z bezsilnością na dziewczynę. Nie wiedziała, jak jej pomóc w tamtej sytuacji, nie wiedziała, co zrobić, choć sama kiedyś przeżywała podobną sytuację.
- Dzięki.
Kobieta spojrzała na nią ostatni raz, uśmiechnęła się smutno i skierowała w stronę wyjścia, zostawiając ją samą. Sue wytarła oczy, westchnęła ciężko i chwyciła swój telefon w dłonie. Potrzebowała odpowiedzi, nic innego się wtedy dla niej nie liczyło. Chciała znać powód, dlaczego go tam nie było.
Sue: To miał być dla nas ważny dzień, a ty zapomniałeś, że miałeś tu być
Sue: Myślałam, że cię znam, Joshua
Sue: Nigdy nie zapomniałeś
Sue: Co się stało?
Sue: Tylko nie udawaj niewinnego
Sue odrzuciła swoją komórkę na bok, ale nie wytrzymała długo. Chwyciła ją ponownie i znów wystukała do chłopaka wiadomość.
Sue: Odezwij się proszę 🥺
Och, nie udawaj, nie udawaj
Oh, don't pretend, don't pretend
Jesteś nagle niewinny, niewinny
You're all of a sudden innocent, innocent
Kochanie, jak mogłeś zapomnieć, zapomniałeś
My darling, how could you forget, you forget
~*~
- Dzień dobry, jest może Sue? - zapytał Joshua kilka dni później, stojąc w progu drzwi rodziny Lopez. Kobieta spojrzała na trzymane przez niego kwiaty, później na jego twarz, aż w końcu odsunęła się, by mógł bez problemu wejść do środka.
- Jest u siebie w pokoju. - powiadomiła, wskazując głową w odpowiednim kierunku, mimo że wiedział, gdzie znajdował się pokój Sue.
- Dziękuję bardzo. - powiedział natychmiast i prędko ruszył na schody, gdzie znajdowało się lokum jego dziewczyny. Nabrał nieco powietrza do płuc, unosząc rękę do góry, by zapukać, jednak drzwi niespodziewanie otworzyły się przed nim. - Sue...
- Hej. - przywitała się Sue, ciesząc się jego widokiem. Potrzebowała go, jak narkotyku, czasami był jej potrzebny, jak powietrze, bez którego nie potrafiła oddychać. - To dla mnie? - spytała, wskazując na kwiaty, które wciąż trzymał. Joshua spojrzał na nie, po czym prędko jej je podał.
- Wybacz, że nie przyleciałem wcześniej. Nagrywałem w studiu, nie chcieli mnie wypuścić, a później mój samolot...
- To już nie ma znaczenia, Joshy. - powiedziała cicho, kładąc palec na jego ustach, by się zamknął. Podziałało, więc prędko go zabrała, łapiąc za dłoń i ciągnąć w stronę swojego pokoju, przed którym wciąż stali. - Chodź, pogadamy u mnie.
Tamtego dnia Sue nie pokazała, co działo się z nią w ostatnim czasie - zdawać by się mogło, że zapomniała o całej sprawie, gdy tylko pojawił się w jej domu, z kwiatami, specjalnie dla niej.
Pierwsza połowa historii?
The first half of the story now?
Ciągle sobie powtarzam, że mieliśmy coś dobrego
I keep on telling myself we had something good
~*~
- Co tam u Sue, Joshua? - zapytała Olivia pewnego dnia, dosiadając się do chłopaka, który grzebał coś w telefonie i nie zwracał zbytniej uwagi na otaczający go świat.
- Co?
- Pytałam, co u twojej dziewczyny? Siedzisz z nosem w telefonie od dobrych kilku minut i nawet nie kontaktujesz. - oznajmiła dziewczyna, wskazując na jego telefon, który kurczowo trzymał w dłoni. Martwiła się, bo zauważyła, że coś z nim było nie tak w ostatnim czasie.
- Wołaliście mnie? - spytał, marszcząc brwi. Zarzucał sobie, że tak odleciał w ostatnich dniach, ale nie mógł nic na to poradzić. Wtedy studio i serial, który tworzyli, były dla niego na drugim miejscu.
- Niee, ale martwimy się, bo od kilku dni chodzisz jakiś przygnębiony. - wyjaśniła pokrótce Olivia, spoglądając na resztę obsady. Nikt nie zwracał na nich uwagi, choć każdy widział, że coś się z nim działo. - Co się dzieje?
- Sue i ten cały Sam dość dużo czasu ze sobą przebywają, nie podoba mi się to. - odparł Joshua zgodnie z prawdą, uświadamiając sobie, że może wygadanie się wtedy mogło mu jakoś pomóc. Ktoś inny mógł patrzeć na całą tamtą sytuację z innej perspektywy i może mógłby mu pomóc.
- Czyżby kryzys w raju? - zaśmiała się dziewczyna, lecz prędko przestała, widząc jego minę. Natychmiast uniosła ręce w obronnym geście. - Dobra, nic nie mówiłam. - powiedziała szybko, chcąc się jakoś usprawiedliwić. - Ale może wyjdziemy dzisiaj gdzieś całą grupą, co? Dobrze nam to zrobi.
- Przemyślę to jeszcze i dam ci znać.
- Jasne. - przytaknęła, pomału wstając. Musiała załatwić wtedy coś jeszcze, skoro mieli chwilową przerwę na odpoczynek. - Mój numer masz, Joshua. - dodała, kiwając głową na telefon, który nieustannie trzymał w dłoni.
- Dzięki, Olivia. - powiedział Joshua, posyłając w jej stronę uśmiech. Dziękował jej w duchu, że do niego przyszła, bo przynajmniej przez chwilę zapomniał o całej sytuacji z Samem i Sue.
- Nie ma sprawy. - odparła, odwzajemniając jego uśmiech. - I spytaj ją o tego Sama. Może wszystko się wyjaśni. - dodała na odchodne, ale on już nic nie powiedział, patrząc jeszcze chwilę za nią. Może miała rację?
Czy zostaliśmy razem dłużej niż powinniśmy?
Did we stay together longer than we should?
Czy po prostu bawiliśmy się w udawanie, bo mogliśmy?
Were we just playing pretend because we could?
Czy to naprawdę było takie dobre?
Was it really that good?
~*~
- Joshua! - zawołała kobieta z dołu, jednak jej syn nawet nie zareagował na jej nawoływania, nie będąc w stanie wtedy wyjść do rodziny i normalnie funkcjonować. Nie był jeszcze na to gotowy. - Joshua, zejdź tu do nas!
- Nie! - odkrzyknął, w nadziei, że matka mu odpuści. Nie chciał jej ranić i zamartwiać swoimi problemami. Sam musiał się z nimi zmierzyć.
- Proszę cię, synku! Dziadkowie przyjechali, chodź się chociaż przywitać!
W tym samym czasie, w zupełnie innym mieście, setki kilometrów dalej, podobną sytuację przeżywała Sue, która siedziała na tarasie, tępo wpatrując się w jakiś punkt przed sobą i udając, że wszystko było w porządku, choć gdzieś w środku próbowała się nie rozpłakać, jak dziecko.
- Sue? Wszystko okey? - zagadnął Sam, czując się źle z faktem, że jego przyjaciółka cierpiała. Wiedział wszystko, ale i tak się martwił, bo po raz pierwszy widział ją w takim stanie i nie wiedział zbytnio, co zrobić.
- Tak, jest okey. - odparła, nawet na niego nie spoglądając. Dobrze wiedzieli, że to on był tak naprawdę sprawcą całego zamieszania.
- To kłamstwo, prawda?
- Nigdy nie byłam bardziej pewna tych słów. Jest w porządku. - powiedziała Sue, w końcu przenosząc na niego swój wzrok. Zaraz prędko podwinęła nogi po samą szyję i objęła je, czując, że może się za chwilę rozpłakać, a bardzo tego nie chciała. - Tylko szkoda, że to się tak skończyło. Nie chciałam go ranić. Czuję się teraz, jak jakaś idiotka, bo mogłam mu wszystko powiedzieć od razu.
- Czasu już nie cofniesz. - oznajmił, a ona od razu się z nim zgodziła. A jednak, gdzieś w środku, czuła, że to wszystko mogło potoczyć się zupełnie inaczej.
- Ale mogłabym to jeszcze naprawić. Tylko szczerze wątpię, żeby chciał ze mną jeszcze rozmawiać.
Sam w odpowiedzi jedynie przytulił ją od boku, naprawdę nie wiedząc, jak jej pomóc.
Ciągle sobie powtarzam
I keep on telling myself
A teraz, kiedy cię nie ma
And now that you're gone
Widzę to wszystko wyraźnie
I see it all clearly
I nie zrozum mnie źle
And don't get me wrong
Nie zmieniłbym niczego (ciągle mówię moje-)
I wouldn't change a thing (I keep on telling my-)
Ciągle sobie powtarzam, że mieliśmy coś dobrego
I keep on telling myself we had something good
~*~
Sue: Wszystkiego najlepszego, słońce ☀️🥳❤️
Joshua: Dziękuję bardzo, kochanie 😇❤️
Czy zostaliśmy razem dłużej niż powinniśmy?
Did we stay together longer than we should?
Czy po prostu bawiliśmy się w udawanie, bo mogliśmy?
Were we just playing pretend because we could?
~*~
Sue walczyła sama ze sobą, zastanawiając się, czy aby na pewno dobrze robiła, chcąc zadzwonić do swojego byłego chłopaka. Obiecała to jednak pewnej osobie, a i chęć wyjaśnienia mu wszystkiego były o wiele silniejsze - i dlatego też w końcu nacisnęła na tą zieloną słuchawkę i przyłożyła telefon do ucha, wiedząc, że nie było już wtedy odwrotu.
- Hej, Joshua. - przywitała się, kiedy chłopak wreszcie odebrał. Serce waliło jej wtedy w piersi, jakby chciało za moment wyskoczyć.
- Sue, cześć. - odezwał się, nieco skołowany. Zdziwił go telefon od niej, ale przecież należało odebrać, mimo wszystko. - Coś się stało, że dzwonisz? Niezbyt mam teraz czas, by gadać. - dodał prędko, choć miło było znów słyszeć jej głos. Nie przejmował się nawet, że dziewczyna po drugiej stronie trzęsła się z tych wszystkich emocji, o czym niestety nie zdawał sobie sprawy.
- Nie chcę zawracać ci głowy, ale masz czas w ten weekend?
- Przylatujesz? - spytał od razu, ciut entuzjastycznie, co trochę ją zdziwiło. Czyżby oczekiwał jej przyjazdu? Czyżby tęsknił? A może przemyślał to wszystko? Tysiąc pytań kłębiło się w jej głowie, a tak niewiele odpowiedzi. Ona wtedy jednak chciała znać odpowiedź tylko na to jedno pytanie.
- Możemy się wtedy spotkać, proszę? To ważne. I nie jest to rozmowa na teraz, na telefon. - powiedziała, ocierając oczy z łez. Spojrzała na jedno ze zdjęć na półce, a wtedy ścisnęło ją gdzieś w sercu na wspomnienie tamtej chwili.
- Jasne. - przytaknął od razu, nieco zmartwiony jej słowami i jej tonem. Nie wiedział, co się stało, ale podejrzewał, że coś na pewno. - Przyjdź do tej naszej kawiarni, dobra?
- Okey. - odparła natychmiast, kiwając na znak zgody, choć nie był w stanie tego zauważyć. Dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie, jakby chcąc dodać otuchy samej sobie. - Dzięki. I nie przeszkadzam już więcej. Miłego dnia.
- Do zobaczenia, Sue. - powiedział Joshua, jednak ona już tego nie słyszała, rozłączając się, zanim zdążył odpowiedzieć.
Wtedy zaczął się poważnie martwić jej telefonem.
Czy to naprawdę było takie dobre?
Was it really that good?
Ciągle sobie powtarzam, że to nie to, co było
I keep on telling myself it's not what it was
~*~
- Cześć, siadaj.
Sue posłusznie zajęła miejsce naprzeciwko Joshua i położyła ręce na stół, skupiając całą swoją uwagę właśnie na nich. Nie potrafiła spojrzeć mu wtedy w oczy z oczywistych dla niej i nieoczywistych dla niego powodów.
- Nie będę owijać w bawełnę i... Chciałam ci powiedzieć, że nigdy nie byłam z Samem, nic nigdy mnie z nim nie łączyło. Jest tylko moim przyjacielem i to się nie zmieni. - powiedziała na jednym tchu, wiedząc, że od czego musiała zacząć. A to było najodpowiedniejszą opcją w tamtej chwili.
- Czemu do tego wracasz? - spytał, marszcząc brwi, bo nie rozumiał, dlaczego o tym mówiła. Doskonale wiedzieli, że było już po i naprawdę potrzeba było dobrych wyjaśnień, żeby, możliwie, zacząć od nowa.
- Bo nigdy nie przestałam cię kochać i naprawdę żałuję, że wtedy zerwaliśmy. Chciałam zapomnieć, ale nie potrafię, to za bardzo boli. Za wiele przeszliśmy, by zapomnieć.
- Dobrze wiesz, dlaczego zerwaliśmy. Sam, to wyjaśnienie. - odparł, dość chamsko, jak na siebie. Sue przymknęła powieki, czując, jak do oczu napływają jej łzy, a bardzo nie chciała wtedy płakać.
- Sam to gej.
Przez dłuższą chwilę panowała między nimi cisza, której dziewczyna obawiała się najbardziej. Otworzyła oczy, by zobaczyć jego reakcję, ale jedyne, co zobaczyła, to wielki szok i zdezorientowanie na jego twarzy.
- Co? O czym ty mówisz? - spytał wreszcie, odzyskując mowę po chwilowym szoku. Naprawdę spodziewał się wszystkiego, ale z całą pewnością nie takiej wiadomości.
- Sam jest gejem, ma chłopaka. Poznałam go, ma na imię Adam. - wyjaśniła powoli Sue, wciąż skupiając się na swoich dłoniach. Wysiliła się jednak, by spojrzeć na jego twarz, w jego oczy, które przecież tak lubiła. - Nie dałeś mi wtedy tego wytłumaczyć, tylko zerwałeś ze mną, zapewne myśląc, że byłam ze Samem, ale Sam jest gejem i nic poza przyjaźnią nas nie łączy i nigdy nie łączyło. Chciałam ci to wytłumaczyć, ale nie odbierałeś. Miałam do ciebie pojechać, ale strach, że znów mnie odrzucisz, był silniejszy. Wielokrotnie się do tego zbierałam, ale brak mi odwagi. - powiedziała w ramach wyjaśnienia, nieustannie pilnując się przed płaczem. Nie chciała okazać swojej słabości, choć widział ją już w niejednej takiej czy innej sytuacji. - Teraz zebrałam się w sobie i specjalnie przyleciałam kilka dni temu, by się z tobą spotkać i wszystko wyjaśnić.
Milczał.
Wpatrywał się w nią, nie wiedząc, jak zareagować. Wiele rzeczy nagle zaczęło się wyjaśniać, ale spotkał nowe, które nie dawały mu spokoju. Nie był w stanie wtedy już jej powiedzieć, bo po prostu nie wiedział, co. Czy naprawdę miała prawdę? A może kłamała? Sam już nie wiedział, co o tym wszystkim myśleć.
- Zrozumiem, jeśli nie będziesz mnie już chciał, ale wiedz, że kochałam i wciąż kocham tylko ciebie. Nigdy nie było nikogo innego i nie będzie. - powiedziała ponownie Sue, podnosząc się ze swojego miejsca. Pragnęła już stamtąd zniknąć i zaszyć się w domu, najlepiej pod kocem, i już nigdy nie wychodzić. - Nie będę się więcej narzucać, ale zadzwoń, kiedy znów będziesz chciał pogadać. Będę tu jeszcze kilka dni, a później... Wracam.
Patrzył, jak odchodziła, ale siedział tam, jak sparaliżowany. Jak wiele by wtedy dał, by tamta sytuacja nigdy nie miała miejsca, a oni wciąż byliby razem.
Czy chcieliśmy tylko wierzyć, że to była miłość?
Did we just want to believe that this was love?
Czy naprawdę było warte kłopotów, które spowodowało?
Was it really worth the trouble that it caused?
Zobacz, gdzie skończyliśmy
Look where we ended up
~*~
Ciągle sobie powtarzam
I keep on telling myself
Ciągle sobie powtarzam
I keep on telling myself
Wyrzuty sumienia i słowa Sue męczyły Joshua przez cały czas, odkąd dziewczyna wszystko mu wyjawiła. Chłopak nie wiedział, co robić, a dzień powrotu Sue do domu zbliżał się nieubłaganie, co nie poprawiało całej tamtej pokręconej sytuacji.
- Idź do niej.
Spojrzał na jedną ze swoich sióstr, która stała w progu drzwi jego pokoju w domu rodzinnym. Może miała rację? Może powinien jej posłuchać?
- No już! Z tego, co wiem, to ona prawdopodobnie dzisiaj wyjeżdża. - powiedziała ponownie dziewczyna, zachęcając go do wyjścia. Wiedziała, że bez dodatkowej zachęty, on nigdy nie wyszedłby z tego pokoju.
Joshua nie zastanawiał się nawet, skąd o tym wiedziała, tylko wstał szybko i skierował do wyjścia. A ona podążyła tuż za nim.
- Trzymaj kciuki, żeby się udało. - powiedział na odchodne, zgarniając klucze od swojego auta. Musiał się spieszyć, nie wiedział, czy dziewczyna była jeszcze w domu, czy na lotnisku.
Ruszył w końcu do domu swojej byłej dziewczyny, w nadziei, że jeszcze ją tam zastanie. Serce waliło mu w piersi, kiedy dojeżdżał w docelowe miejsce - rodzina Sue pakowała właśnie walizki do auta. Joshua odetchnął z ulgą, że jeszcze nie wyjechali, ale musiał załatwić wszystko szybko i sprawnie. Od tego zależała jego przyszłość i nie chciał jej zaprzepaścić.
- Sue! - zawołał, wręcz wybiegając ze swojego auta, by podbiec do dziewczyny.
Sue odwróciła się w odpowiednim stronę, zdziwiona jego widokiem. Straciła nadzieję na ponowną rozmowę z nim, ale cieszyła się, że się tam jednak zjawił. W ostatniej chwili.
- Nie możesz wyjechać, Sue. Nie mogę na to pozwolić po raz kolejny. - wysapał, a ona uśmiechnęła się w duchu, bo jednak mu na niej zależało. - Ciągle sobie powtarzam, że nie możesz wyjechać. Nie chcę, żebyś wyjechała.
- Skarbie! Musimy już jechać.
Oboje spojrzeli na matkę dziewczyny, która stała już przy samochodzie i oczekiwała tylko na jej przyjście. Sue prędko odwróciła się z powrotem do chłopaka przed sobą i uśmiechnęła się.
- Poczekaj chwilę. - powiedziała brunetka i, nie dając mu czasu na jakąkolwiek odpowiedź, podeszła do swoich rodziców, by się pożegnać.
Joshua stał tam i patrzył na to wszystko, nie rozumiejąc za wiele z zaistniałej sytuacji. Przecież mówiła, że wyjeżdża. Czyżby kłamała? A może też kłamała w sprawie Sama?
Nie miał zbytnio czasu na zastanawianie się nad tym, bo Sue znów do niego podeszła, łapiąc za dłoń. Obojgu na ten gest przeszły dreszcze, ale żadne z nich nawet tego nie skomentowało. Dziewczyna bez ostrzeżenia pociągnęła go do budynku, które doskonale znał, a w którym tak dawno nie był.
- Czegoś tu nie rozumiem, Sue. Mówiłaś, że wyjeżdżasz, a jednak tu zostałaś. - zaczął Joshua, siadając na kanapie w niewielkim salonie. - W dodatku, gdzie jest twoja babcia? Przecież to jej dom, a ja dawno jej nie widziałem.
Dziewczyna nie zdążyła odpowiedzieć, gdy do budynku wbiegł niewielki psiak, który natychmiast zaczął się przymilać do chłopaka. Ten pogłaskał go z uśmiechem, ale kiedy tylko spojrzał na Sue jego uśmiech od razu zniknął.
- Chciałabym powiedzieć, że zaraz tutaj wejdzie, zrobi nam herbatę i spyta, jak minął dzień, ale tak się niestety nie stanie. - odezwała się Się, sama głaszcząc pupila swojej babci, który do niej podszedł. Prędko przymknęła oczy, zdając sobie sprawę, że już nigdy jej nie zobaczy, nie przytuli, nie porozmawia...
- Sue...
- Wiesz? Moja babcia zawsze uważała cię za dobrą partię dla mnie. - odezwała się ponownie, chcąc z siebie wyrzucić to wszystko, co w ostatnim czasie siedziało jej na sercu. Już i tak nie miała co tracić. - Po naszym zerwaniu ciągle namawiała mnie, żebym przyjechała, porozmawiała i z nią, i z tobą... Przyjechałam. Ale wtedy okazało się, że jest ciężko chora i nie ma już za wiele czasu.
Joshua widział, że tamta sytuacja wywoływała silne emocje w dziewczynie, więc usiadł prędko koło niej i objął ramieniem, przyciągając do swojego torsu. Brunetka pociągnęła nosem, kontynuując.
- Byłam przy niej do ostatniej chwili, to ja patrzyłam, jak umierała, jak oddaje swój ostatni dech... Przez kilka dni nie wychodziłam z domu, zadzwoniłam do rodziców, by przyjechali. - ciągnęła, wpatrując się tępo w podłogę. Nie chciała patrzeć mu wtedy w oczy, nie potrafiła. - A później skontaktowałam się z tobą. Bo mnie o to prosiła.
Chłopak bez ostrzeżenia otulił ją ramionami, po raz pierwszy od dawna rozumiejąc, że był niezwykle głupi, że wtedy z nią zerwał. Teraz widział, jak wiele musiała przejść w ostatnich miesiącach i zarzucał sobie, że nie był przy niej w tym czasie.
- Jeśli cię to pocieszy, to może zostanę tu dzisiaj z tobą, co?
Sue odsunęła się od niego nieznacznie i spojrzała na jego twarz przez łzy, ciesząc się w duchu, że to zaproponował. Jego oczy były wtedy jednym z lepszych widoków, a ona, w przypływie chwili... Po prostu go pocałowała.
I równie prędko się odsunęła, speszona swoim zachowaniem.
- Wybacz. Ja... Nie powinnam. Przepra...
Nie dokończyła tamtego słowa, bo jego usta przywarły do tych jej. Sue potrzebowała chwili na przyswojenie sobie tego wszystkiego, ale zaraz oddała pocałunek, zapominając choć na chwilę o tym wszystkim, co się działo wokół niej w ostatnich miesiącach.
Ciągle sobie powtarzam
I keep on telling myself
- Kocham cię. - wyszeptał Joshua, trzymając jej twarz w swoich dłoniach. Patrzył w jej ciemne oczy, które przecież tak uwielbiał, a od których zawsze ciężko było mu oderwać wzrok.
- Byłbyś w stanie znowu ze mną być? - spytała cicho Sue, bo to pytanie nurtowało ją odkąd tylko wyjawiła mu całą prawdę, i wtedy, i te kilka dni wcześniej.
Chłopak musnął jej wargi, co było wystarczającym potwierdzeniem.
- Tęskniłem za tobą tyle czasu.
- Ja za tobą bardziej.
Ciągle sobie powtarzam
I keep on telling myself
Oboje ciągle sobie powtarzali, że to mogło się udać.
Musiało się udać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro