XI
Cierpliwie poczekał, aż zostaną mu otwarte drzwi pojazdu. Gdy to się stało, wyciągnął dłoń, chwytając tą swojego towarzysza. Nie puszczając się, skierowali kroki do drzwi wejściowych. Wyższy chciał je otworzyć, jednak Louis mu to uniemożliwił, zasłaniając je sobą i opierają się o drewnianą powłokę.
- Znasz zasady - jego niebieskie oczy błyszczały, a na usta cisnął się szeroki uśmiech, który starał się ukryć za przygryzioną wargą.
- Oj no weź - wydął dolną wargę - Kiedy w końcu mi pozwolisz wejść do ciebie, po randce? Rozumiem gdy dzieci są w domu, ale sam mówiłeś, że ten weekend spędzają z Harrym.
- Aiden - westchnął - dałem ci szansę, ale to nie znaczy, że od razu wprowadzę cię w 100% do mojego życia oraz moich dzieci. Adam zaledwie kilka miesięcy temu pogodził się z sytuacją. Bliźniaki wciąż nie do końca pojmują, dlaczego ich tata z nami nie mieszka, a mam już wprowadzać do domu osobę, która być może zamieszka z nami, a być może nie? Nawet jeśli moje uczucia względem ciebie uległy zmianie, to wciąż nie jestem ich całkowicie pewien i nie są na tyle silne, abym wierzył, że to się uda. Po za tym... - przerwał na moment, próbując dopasować słowa. Nie musiał jednak tego robić, bo Grimshaw dokończył za niego.
- Kochasz Harry'ego. Kochasz go pomimo tego co ci zrobił i wciąż jest to silniejsze uczucie, niż to, którym mnie darzysz.
- Przepraszam - poczucie winy było dostrzegalne w oczach Louisa.
- Nie masz za co - pokręcił głową, wzdychając - Od początku mówiłeś jak jest, ja mimo to postanowiłem zaryzykować. Muszę zaakceptować ten stan rzeczy.
- Dziękuję - posłał mu uśmiech pełen wdzięczności i ulgi - Za to i za wspaniały wieczór. Naprawdę dobrze się bawiłem.
- Proszę bardzo kochanie - nachylił się nad szatynem, lekko go całując - Śpij dobrze - uśmiechnął się, jednak lekki smutek był widoczny w jego oczach.
- Ty również.
*****
Ze snu wybudził go dźwięk jego telefonu. W pierwszych sekundach nie wiedział co się dzieje, potrzebował chwili, aby jego mózg się wybudził i zorientował w sytuacji. Sięgnął po telefon, leżący na szafce i zerknął na wyświetlacz, musząc przymrużyć oczy, bo światło za mocno go raziło. Na ekranie wyświetlało się imię Harry'ego razem z jego zdjęciem. Szatyn poczuł niepokój, bo dlaczego mężczyzna dzwoni do niego o 4.32 (jak pokazywał zegar). Wiedział, że dzieci u niego nocują, dlatego tym bardziej się niepokoił.
- Tak? – jego głos był zaspany i zachrypnięty od snu.
- Louis? Przepraszam, że budzę cię w środku nocy – mężczyzna mówił dość szybko, a w jego głowie była wyczuwalna lekka panika. To jeszcze bardziej wystraszyło szatyna.
- Coś się stało? Coś z dziećmi? – wypalił, nie pozwalając kontynuować kędzierzawemu.
- Z dziećmi w porządku, ale czy mógłbyś po nich przyjechać? – przyjechać? Louis nie rozumiał, po co miałby odbierać dzieci od Stylesa. Zwłaszcza, że była noc - Amanda zaczęła rodzić – zaczął, nim Louis zdążył się odezwać, a w żołądku niebieskookiego coś ciężkiego osiadło – Wiesz, obiecałem jej, że będę przy porodzie. To jak?
- Um...tak...tak jasne – otrząsnął się z chwilowego szoku – Zostaw ich samych. Uprzedź tylko Adama, on sobie poradzi, a ja do pół godziny będę.
- Dziękuję Lou – od razu po wypowiedzeniu tych słów, rozłączył się.
Siedział otępiały, jeszcze raz przetwarzając to co usłyszał. Amanda rodzi, Harry po raz kolejny zostanie ojcem, jednak tym razem to nie będzie ich wspólne dziecko. To maleństwo należy do jego byłego męża i innej kobiety. Od dawna o tym wiedział, w końcu to było powodem ich rozwodu, jednak dopiero teraz to wszystko do niego dotarło, teraz to stało się dla niego prawdziwe. Harry już nie jest jego.
Coś nieprzyjemnie ścisnęło jego serce, a w oczach zaszkliły się łzy. To koniec. Szybko wytarł oczy i wstał z lóżka, nie miał teraz czasu na płacz. Musiał pojechać po dzieci.
*****
Mały Ian Nicholas Styles, przyszedł na świat 23 października o godzinie 8:58.
Harry tak jak obiecał Mandy przez cały czas był przy porodzie. Jednak myślami błądził do dni, gdy to Louis rodził ich dzieci. Pamiętał to podekscytowanie, chcąc już zobaczyć swoje potomstwo. Pamiętał, jak wtedy towarzyszyła mu ogromna radość, ale i strach, że coś może pójść nie tak. Tym razem tego brakło, nie czuł nic. Tak, jakby to nie chodziło o jego syna i przez to czuł się winny. W końcu ten maluch nie był niczemu winny, to nie on był powodem odejścia Louisa. To Harry zawinił.
Miał nadzieję, że gdy weźmie na ręce Iana coś się zmieni, coś poczuje. Zakocha się w nim, tak jak w Adami, Layli i Freddim, gdy po raz pierwszy mógł ich trzymać w ramionach. Niestety i tak się nie stało. Mimo to obiecał sobie, że nie pozwoli, aby Ian czuł się gorszy od swojego rodzeństwa, tylko dlatego, że nie potrafi malca pokochać, a do jego matki czuje obrzydzenie.
*****
Tego samego dnia, w godzinach popołudniowych w szpitalu pojawiał się Anne, wraz z Adamem i bliźniakami. Harry z samego rana poinformował swoją matkę, o narodzinach kolejnego wnuka, a ta obiecała przyjechać do niego jak najszybciej i odebrać od Louisa dzieci. Mimo wszystko Styles chciał, aby jego pociechy poznały nowego brata, ale nie chciał zmuszać szatyna by również się tutaj pojawił. Wiedział, że mogłoby to być dla niego trudne.
Anne pomimo tego, że Ian nie był owocem związku jej syna i Louisa, była zachwycona nowym wnukiem, podobnie jak bliźniaki, które nie do końca rozumiały sytuację. Wiedziały tylko, tyle że to ich nowy brat. Adam jednak podszedł do tego mniej entuzjastycznie i był bardziej zdystansowany, mimo powstrzymał się od niegrzecznych komentarzy.
Amanda, przez cały pobyt gości trajkotała jak najęta, próbują przypodobać się mamie i dzieciom Harry'ego. I pomimo tego, że wszyscy zachowywali się uprzejmie w stosunku do niej, nie zyskała ich sympatii.
*****
Chcąc zapomnieć, o tym co w ostatnim czasie się wydarzyło, chcąc się rozerwać i odprężyć, Louis z wielką ulgą przyjął zaproszenie Aidena na kolację. Tym razem Grimshaw zaprosił go do siebie, proponując, że sam coś dla nich przygotuje.
Z racji tego, że Anne postanowiła zostać na jakiś czas w Londynie, poprosił ją, aby zajęła się w sobotni wieczór dziećmi, na co ta chętnie przystała. Niestety, odkąd Amanda urodziła, Harry na kilka tygodni wprowadził się do kobiety chcąc jej pomóc w opiece, dopóki nie wróci do pełni sił, po porodzie. Dlatego, Styles przez jakiś czas nie był w stanie zabierać dzieci do siebie na weekend.
Dochodziła dwudziesta, gdy Louis pojawił się pod mieszkaniem Aidena. Mężczyzna otworzył mu z szerokim uśmiechem, od razu zgarniając w swoje objęcia i całując na powitanie.
- Witaj skarbie – odsunął się od szatyna, wciąż go jednak obejmując i wprowadzając do mieszkania.
- Hej – uśmiechnął się lekko, pozwalając się prowadzić.
Po ściągnięciu kurtki i butów, ruszył za mężczyzną do salonu, gdzie wszystko był już przygotowane.
Na niskiej ławie został położony obrus, na którym Aiden umieścił talerze, sztućce i kieliszki, a jako ozdoba pojawił się na nim wazon z kwiatami i kilka świec. Dookoła ławy były porozrzucane duże, kolorowe poduszki, a wszystko znajdowało się obok kominka, w którym cicho trzaskało palące się drewno. Atmosfera, która panowała w pomieszczeniu była romantyczna, spokojna i bardzo intymna.
- Usiądź, a ja przyniosę jedzenie – polecił Grimshaw, a Louis wykonał jego prośbę. Nie minęło wiele czasu, jak zajadali się zapiekanką z kurczakiem i smażonymi warzywami, popijając to winem.
- Jak się czujesz? – Aiden wpatrywał się w ukochanego z łagodnym uśmiechem, jednak w jego oczach dostrzegalne było zmartwienie. Grimshaw wiedział o narodzinach dziecka, jak i o tym, że szatynowi z tym ciężko.
- Nie chcę o tym rozmawiać – westchnął, prosząco spoglądając na mężczyznę – Spędźmy ten wieczór miło, nie rozmawiając o moim byłym mężu i jego nowej rodzinie. Skupmy się na sobie.
- W porządku – zgodził się. Propozycja Louisa bardzo mu się spodobała i dawała mu większą nadzieję, że jest przyszłość dla nich.
Przez resztę kolacji, ani razu nie nawiązali do Harry'ego i dzieci, a wieczór rzeczywiście był bardzo miły. Po posiłku, Louis pomógł w posprzątaniu ze stołu i gdy wszystko znajdowało się już w zmywarce, wrócili do salonu, rozsiadając się na poduszkach z lampkami wina.
Louis wtulił się w Grimshawa, składając lekkie pocałunki na żuchwie mężczyzny, powoli schodząc na szyję. Ciche pomruki zadowolenie wydostawały się z ust Aidena. Po chwili odsunął się od niego, ale tylko na moment. Odłożył ich kieliszki, nim usiadł na jego udach i przywarł wargami do ust drugiego w mocnym pocałunku, czym zaskoczył swojego kochanka. To był pierwszy raz, gdy Louis pozwalał na coś takiego, mało tego on sam to zainicjował. Poruszał swoimi biodrami, ocierając się o mężczyznę, czując, jak wzrasta w nich podniecenie i oboje powoli robią się twardzi.
- Czekaj... - Aiden z trudem odsunął od siebie szatyna. Chciał tego, ale musiał się upewnić, że Louis również tego pragnie, nawet jeśli wiedział, że po jego pytaniu sytuacja może obrócić się o 180 stopni – Jesteś pewny, że tego chcesz – uważnie spoglądał w niebieskie tęczówki.
- Tak – odpowiedział, nim ponownie połączył ich usta. Nie wiedział, czy to co robi jest dobre, jak jutro się będzie z tym czuł, jednak pewny był jednego – potrzebował bliskość, tej szczególnej bliskości.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro