X
Autorka: Rodział jest bardzo krótki i mało ciekawy, jednak postanowiłm, że tak to zostawię. Lepiej niech będzie krótszy, niż miałabym na siłę coś pisać. A w kolejnym rozdziale przeskoczymy trochę w czasie, ponieważ czas zacząć konkretną akcję.
*****************************
Harry dziękował Bogu, że obudził się przed Louisem. Ciało niższego mężczyzny znajdowało się w jego ramionach, to przypominało mu czasy, gdy jeszcze z Louisem byli razem i często budził się z szatynem w tej pozycji. Chętnie poleżałby tak jeszcze, czując ciepło drugiego ciała, jednak Louis mógł się obudzić w każdej chwili. Ostrożnie odsunął się od byłego męża i podniósł z łóżka, udając do łazienki.
Louis obudził się około pół godziny później, gdy Styles był w trakcie przygotowywania śniadania. Na szczęście nie było pomiędzy nimi niezręczności, czego Harry się obawiał, po spędzeniu nocy w jednym łóżku.
Reszta dni na Madagaskarze przeleciała im szybko i w przyjemnej atmosferze. Nie było więcej spięć pomiędzy Louisem i Harrym, a można by nawet powiedzieć, że ponownie się odrobinę do siebie zbliżyli, chociaż oboje mieli świadomość, że raczej nie wrócą do tego co było.
Cały ten wyjazd przyniósł Harry'emu jeszcze jedną zmianę. Adam w końcu mu całkowicie odpuścił i obiecał, że podczas najbliższego weekendu przyjedzie do ojca razem z bliźniakami.
*****
Nie łatwo było wrócić do pracy, po przerwie, nawet jeśli ją uwielbiał. Mimo to zmusił się w poniedziałkowy ranek, aby wstać z łóżka i po szybkiej toalecie oraz śniadaniu wyjść do pracy. Bliźniakami nie musiał się przejmować, co dało mu kilka dodatkowych minut snu, ponieważ Anne zaprosiła wnuki do siebie na tydzień, chcąc spędzić z nimi jeszcze kilka dni.
Po raz kolejny, po wejściu do biura, znalazł bukiet kwiatów. Tym razem był to bukiet z polnych kwiatów, czyli takie, jakie lubił najbardziej. Zastanawiał się skąd Aiden wiedział. Czy zdobył skądś tę informację, czy był to przypadek.
Podszedł do biurka, biorąc bukiet i szukając dołączonego do niego liściku. Dość szybko go znalazł i jakie było jego zdziwienie, gdy okazało się, że bukiet wcale nie był od Aidena. Pochyłym, schludnym pismem na małej karteczce było napisane
Na dobry początek tygodnia;)
Dziękuję!
Harry
Coś ciepłego rozlało się w jego żołądku, a serce mocniej zabiło. To było bardzo miłe i urocze, nawet jeśli rozstali się z Harrym i nie chciał rozmawiać na temat możliwego powrotu do siebie, nie umiał być na niego o to zły.
Włożył kwiaty do wody i postawił je na komodzie, a z jego ust nie schodził uśmiech. Chwilę później zajął się pracą i został przez nią całkowicie pochłonięty. Z powodu urlopu, miał kilka projektów, którymi musiał się jak najszybciej zająć. Od pracy oderwało go pukanie w drzwi. Zaprosił przybysza, odchylając się na fotelu i lekko odsuwając do tyłu.
- Witaj z powrotem, Lou – w pomieszczeniu pojawił się Aiden, posyłając szatynowi szeroki uśmiech.
- Hej Aiden.
- Wybierasz się na lunch? – Louis słysząc słowa współpracownika spojrzał na zegar, zaskoczony, że to faktycznie pora jego przerwy.
- Dobrze, że przyszedłeś, bo pewnie bym nawet nie zauważył, że to ta pora – podniósł się z krzesła i podszedł do Grimshawa.
- W takim razie idziemy – odsunął się w drzwiach przepuszczając Louisa pierwszego. Zamknął za nimi drzwi i skierowali się do windy – Jak urlop? – zagadnął od niechcenia, chociaż w środku był ciekaw jak po tym czasie wyglądają relacje szatyna z byłym mężem.
- Bardzo udany – powiedział z uśmiechem, kiwając lekko głową - Madagaskar jest niesamowitym miejscem i cudownie było spędzić ten czas z najbliższymi.
- A jak...um...ty i Harry? – zapytał niepewnie.
- W porządku – wzruszył ramionami – Staramy się utrzymywać dobre relacje i miło spędziliśmy wspólny czas.
- A co z naszym spotkaniem, które mi obiecałeś? – zagadnął, gdy drzwi windy się za nimi zamknęły – Wciąż aktualne?
- Jasne – ponownie wzruszył ramionami. Owszem, nie szukał związku, ale obiecał Aidenowi kolejne spotkanie, po za tym na pierwszym dobrze spędzili czas i miał nadzieję, że teraz też tak będzie.
- Świetnie, to co powiesz na sobotę wieczór?
- Nie ma problemy, dzieci są u mamy Harry'ego – zgodził się.
- Super, w takim razie będę o 18.00 po ciebie.
*****
Z niezadowoleniem zatrzymał się przed apartamentem. Nie miał ochoty tutaj przychodzić, ale jako odpowiedzialny mężczyzna oraz ojciec, wiedział, że musi sprawdzić czy wszystko w porządku z dzieckiem i jego matka.
Wziął głęboki wdech, powoli wypuszczając powietrze i zapuka w drzwi. Poczekał dłuższą chwilę, jednak nic się nie wydarzyło. Zapukał ponownie, ale wciąż była cisza. Miał dość dalszego czekania, dlatego sięgnął po swoje klucze i sam wszedł do mieszkania. Zastał blondynkę w salonie, leżała na kanapie oglądając coś na laptopie, który znajdował się na ławie, a obok stała szklanka z mrożoną herbatą.
- Harry – uśmiechnęła się szeroko, widząc Stylesa. Powoli poprawiła się na kanapie, zmieniając pozycję na siedzącą.
- Dlaczego nie otworzyłaś gdy pukałem?
- Zanim wygramoliłabym się, zajęłoby to wieczność – machnęła ręką – a wiedziałam, że to Ty, a skoro masz klucze możesz samemu wejść.
Harry jedynie przewrócił oczami, opadając na fotel.
- Masz coś dla mnie? – podekscytowanie było dosłyszalne w jej głosie.
- Słucham? – nie bardzo wiedział o czym Mandy mówi.
- Przywiozłeś mi coś z Madagaskaru? – wyjaśniła.
- Nie – nie rozumiał dlaczego kobieta oczekiwała, że coś od niego dostanie – Byłem spędzić tam czas z moją rodziną. Nie łaziłem po sklepach.
- Powinieneś mi jakoś wynagrodzić, to że mnie samą zostawiłeś – burknęła niezadowolona, zakładając ramiona na piersi.
Harry westchnął ciężko, postanawiając, że nie chce ciągnąć tej rozmowy.
- Jak się czujecie? Wszystko było w porządku pod moją nieobecność.
- Po za tym, że nas porzuciłeś, to wszystko dobrze.
- Skończ już! – miał naprawdę dość tej kobiety i każda wizyta tutaj kosztowała go wiele cierpliwości – Krzywda ci się nie dzieje, wręcz przeciwnie. Dbam o ciebie i dziecko, a to że nie mam zamiaru się z tobą związać, nie znaczy, że się wami nie interesuję. A teraz wybacz, ale spieszę się do pracy – skłamał. Naprawdę nie miał ochoty dłużej przebywać z tą kobietą.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro