Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

VII

Autorka: Liczę na jakiś większy odzew:) To naprawdę potrafi zmotywować do pisania, szczególnie gdy nie ma się za bardzo czasu:)

********************

Poranek następnego dnia był dość niezręczny. Nie tylko dla nastolatków, ale również dla Louisa. Szatyn miał ochotę uniknąć konfrontacji z chłopakami, jednak wiedział, że jest to niemożliwe. Prędzej czy później będzie musiał się z nimi spotkać.

Jako pierwszy w kuchni pojawił Adam. Louis mieszał masę na gofry, gdy nastolatek pojawił się w pomieszczeniu. Nie wyglądał za dobrze. Miał podkrążone oczy i był dość blady. Z niepokojem spoglądał na szatyna. To trochę zdziwiło niebieskookiego, ponieważ spodziewał się, tylko zmieszania na twarzy nastolatka.

Louis odstawił miskę na blat, siadając naprzeciwko swojego syna. Widział, że coś go męczy i domyślał się co to.

- Skarbie, wszystko dobrze?

- Chyba – wzruszył ramionami, mrucząc cicho odpowiedź.

- Czy twój dzisiejszy nastrój jest związany z tym co wydarzyło się wczoraj pomiędzy tobą i Natem? – młody Styles odpowiedział mu jedynie lekkim skinięciem głowy.

- Jesteście razem? – w końcu zadały pytanie, które od poprzedniego wieczora go męczyło.

- C-co? – zająknął się – N-nie – zachichotał nerwowo.

- Adam, mogę zgadywać tak w wieczność, a możesz mi po prostu powiedzieć co się stało i wtedy spróbuję ci pomóc.

- To po prostu...eh...chodzi o to, że od jakiegoś czasu nie patrzę na Nate'a, tylko jak na przyjaciela – powiedział cicho, wpatrując się w swoje dłonie, które leżały na stole – T-to co wczoraj się wydarzyło...ja to zainicjowałem.

- A Nate tego nie chciał?

- N-nie wiem – szatyn widział, jak nastolatek próbuje ukryć drżącą wargę – Myślałem, że tego chciał, ale po tym, jak wszedłeś do pokoju, zaczął trzymać mnie na dystans. Stał się bardziej nerwowy i chciał wracać do domu.

- Chyba nie puściłeś go samego - nie chciał, aby nastolatek sam wałęsał się nocą po okolicy. Nawet jeśli mieszkał w pobliżu.

- Nie, przekonałem go, aby został. Ostatecznie się zgodził, ale chciał spać w pokoju gościnnym – wyjaśnił, a Louis lekko odetchnął – M-myślisz, że nie chciał tego? Że żałuje?

- Nie wiem skarbie – usiadł bliżej syna, przysuwając się i przytulając go do siebie – Może po prostu się przestraszył i był zakłopotany. Najlepiej będzie jeśli z nim porozmawiasz.

- Tak, masz rację – pokiwał głową, mocniej wtulając się w szatyna.

- Na pewno będzie dobrze – pocałował głowę nastolatka, nim się odsunął – Co powiesz na gofry?

- Na twoje gofry, zawsze jestem chętny – rozchmurzył się odrobinę.

Niecałą godzinę później w kuchni pojawił się Nate. Louis widział, że chłopak czuje się zagubiony i niepewny. Nastolatek niepewnie usiadł przy stoliku. Louis podał mu śniadanie, po czym opuścił kuchnię, aby chłopcy mogli sami porozmawiać.

*****

Pół godziny później zobaczył, jak dwójka nastolatków opuszcza kuchnię w dobrych humorach. Poczuł się lepiej, kiedy zobaczył, że pomiędzy jego synem i Natem wszystko jest w porządku. Nie chciał, aby Adam tracił przyjaciela, zwłaszcza teraz, gdy on i Harry się rozstali, co nie było łatwe dla ich najstarszego dziecka.

*****

- Mamo? – młody Styles pojawił się w salonie. Zajął miejsce na fotelu pod oknem, aby mieć dobry widok na rodziciela, który prasował na środku pomieszczenia.

- Tak, kochanie – uśmiechnął się do syna, nim ponownie wrócił wzrokiem na koszulę, którą aktualnie się zajmował.

- M-myślisz, ze Nate mógłby jechać z nami na wakacje? Jego rodzina w tym roku nigdzie nie jedzie, wiesz sam jak wygląda ich sytuacja – no tak, rodzinie Mills się nie przelewało. Nie głodowali, ale jednak musieli ostrożnie planować wydatki. Zwłaszcza w tym roku, gdy sporo pieniędzy poszło na remont domu – I pomyślałem, że mógłby pojechać z nami.

- Czyli jest dobrze pomiędzy wami?

- N-no, tak – widział jak rumieniec pokrywa policzki nastolatka – Porozmawialiśmy i postanowiliśmy pozwolić się temu rozwijać we własnym tempie, beż żadnych nacisków.

- Uważam to za dobry pomysł – kiwał lekko głową.

- To myślisz, że tata się zgodzi jechać z nami?

- Na pewno i niech Nate nie martwi się płatnościami.

- Dziękuję – poderwał się z fotela, podchodząc do Louisa i całując jego policzek – Idę do niego zadzwonić.

*****

Oczywiście Harry nie miał nic przeciwko temu, aby Nate Mills pojechał z nimi. Sam nawet zasugerował zapłacenie za to, więc Louis nie musiał poruszać tego tematu. Styles, tak jak jego były mąż bardzo lubił nastolatka.

Po tym, jak kędzierzawy przywiózł bliźniaków w niedzielny wieczór, został na jeszcze pół godziny, aby omówić z Louisem ich wspólny wyjazd na Madagaskar. Lot mieli w piątek o 18.20 i mieli spędzić 10 dni na wyspie. Harry zadzwonił do hotelu, zmieniając rezerwację na większą ilość osób, na szczęście nie było z tym problemu. Po tym, jak poznali rozkład pokoi, ustalili, że Nate i Adam dostaną pokój z dwoma łóżkami, Harry i Louis również wezmą wspólny pokój z dwoma łóżkami i każdy z nich będzie je dzielił z jednym z bliźniaków, a Anne dostanie pojedynczą sypialnię.

Po ustaleniu jeszcze kilku istotnych spraw, Harry z ciężkim sercem pożegnał się, opuszczając swój dawny dom.

*****

Pierwszą rzeczą, jaką Louis zauważył po wejściu do swojego biura był ogromny bukiet róż. Zaskoczyło go to, ponieważ nie spodziewał się podarunków, zwłaszcza, że nie było ku temu żadnej okazji. Zastanawiał się, kto sprawił mu taki prezent i pierwszą osobą, która przyszła mu do głowy był Harry. Wiedział, że Stylesowi bardzo zależy na odzyskaniu rodziny i cóż, sam pragnął mieć męża z powrotem obok siebie, ale póki co nie był wstanie z nim żyć – ze świadomością, że spał z inną kobietą, która spodziewała się teraz jego dziecka - i nie wiedział czy kiedykolwiek to się zmieni.

Nareszcie, po kilku sekundach poszukiwań, znalazł mały bilecik. Bukiet nie był od Harry'ego, a od Aidena. Nic nie mógł poradzić na to, że poczuł rozczarowanie tym faktem. Po za tym odniósł wrażenie, że Grimshaw nie do końca zrozumiał słowa Louisa, gdy ten mu tłumaczył, że póki co nie chce się angażować i wiązać z nową sobą.

Odłożył bilecik na blat biurka, a bukiet przestawił na komodę, aby nie przeszkadzał mu w pracy. Kolejne trzy godziny zleciały mu na pracy nad najnowszą kampanią reklamową dla znanej marki odzieżowej. Od aktualnego zajęcia oderwało go pukanie do drzwi. Zaprosił przybysza, zerkając w stronę drzwi. W wejściu stał uśmiechnięty Aiden.

- Cześć Aiden – uśmiechnął się do Grimshawa, odsuwając na krześle od biurka i podnosząc się do góry.

- Hej Lou, podobał się prezent? – zapytał, wchodząc do środka – Chciałem ci umilić dzień.

- I tak było, dziękuję.

- W taki razie liczę na to, że zgodzisz się ze mną wyjść w sobotę do teatru? Mogę załatwić bilety na premierę i późniejszy bankiet – zaproponował stając przed Louisem, szeroko się do niego uśmiechając.

- Bardzo kusząca propozycja – przygryzł wargę, ze zmieszaniem spoglądając na Grimshawa. Wiedział, że musi odmówić, a szkoda bo uwielbiał teatr – Niestety w piątek lecę na wakacje z dziećmi.

- Oh, to w porządku – widział speszenie na twarzy mężczyzny – Ostatnio się zgodziłeś na ponowne spotkanie i pomyślałem...

- Tak wiem – spojrzał przepraszająco na Aidena – Jeszcze wtedy nie wiedziałem, kiedy będzie wyjazd. Organizacją zajmował się Harry.

- J-jedziesz ze swoim byłym mężem? – wiedział, że Louis póki co nie szuka związku, bo wciąż kocha swojego męża. I to spowodowało, że poczuł lekkie ukłucie zazdrości, nawet jeśli szatyn nie był jego.

- Zaproponował mi wyjazd, a ja uznałem, że to dobry pomysł, aby pokazać dzieciom, że pomimo naszego rozstania potrafimy się dogadać – wyjaśnił wzruszając ramionami.

- No tak – mruknął – W takim razie, może spotkamy się po twoim powrocie? – uśmiechnął się, próbując sprawiać wrażenie wyluzowanego.

- Chętnie – zgodził się.

- Świetnie – klasnął w dłonie – Do zobaczenia Lou – pomachał do szatyna, nim opuścił jego biuro.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro