V
Louis wrócił do swojego biura, wciąż mając w głowie słowa Aidena. Był zaskoczony, nie sądził, że ktokolwiek będzie nim jeszcze zainteresowany. O dziwo nie żałował, że zgodził się spotkać z Grimshawem.
Zajął swoje miejsce, sięgając po telefon i zdziwił się, widząc kilka nieodebranych połączeń ze szkoły, do której uczęszczał Adam. Nie podobało mu się to. Zastanawiał się, co znowu przeskrobał jego syn, a może coś mu się stało? Szybko wybrał numer placówki i z mocno bijącym sercem czekał, aż ktoś odbierze.
W końcu ktoś odebrał, powtarzając wyuczoną formułkę.
- Dzień dobry – zaczął, po tym, jak kobieta po drugiej stronie zamilkła – Louis Tomlinson, dzwoniono do mnie ze szkoły.
- Tak, dyrektor Payne próbował się z panem skontaktować – wyjaśniła.
- Coś się stało? – miał nadzieję, że z Adamem było wszystko w porządku.
- Chodzi o pana syna, Adama. Ale proszę się już nie martwić. Z racji tego, że nie można się było z panem skontaktować, dyrektor Payne zadzwonił do ojca Adama.
- Och – czyli Harry był w szkole – W porządku, dziękuję za informację – odłożył telefon i oparł się bardziej o fotel. Zastanawiał się czy powinien tam jechać. Wiedział, że może być nieciekawie, nie wiedział jak zareaguje jego syn, gdy zobaczy Harry'ego zamiast niego. Ostatecznie postanowił zostać w pracy, wierzył, że kędzierzawy poradzi sobie z ich nieposłusznym synem.
*****
Trójka chłopaków siedziała na drewnianych krzesełkach w sekretariacie. James Ray miał rozcięty łuk brwiowy i krwawiący nos, z kolei oko Adama Stylesa było opuchnięte, a na wardze było rozcięcie.
Czekali na przybycie ostatniej osoby – ojca Adama. Tata Jamesa i mama Nate byli już na miejscu, próbując się dowiedzieć o co chodzi. Dyrektor jednak nic nie chciał im powiedzieć.
- Dzień dobry, już jestem – Harry Styles wpadł do sekretariatu. Rozejrzał się po zabranych i nie krył zdziwienia widząc poranioną twarz syna.
- Tata? – Adam również był zdziwiony widokiem kędzierzawego – Panie dyrektorze, obiecał pan...
- Przykro mi Adam, ale twoja matka nie odbierała, a musiałem wezwać któregoś z rodziców – wyjaśnił mężczyzna – Teraz zapraszam wszystkich do mojego gabinetu – otworzył szeroko drzwi, gestem ręki pokazując, aby wszyscy weszli.
Chwilę później znajdowali się w gabinecie dyrektora. Dorośli zasiedli na krzesłach, z kolei chłopcy stanęli po prawej stroni biurka.
Liam zajął swój fotel, spoglądając na trójkę rodziców jego podopiecznych.
- Wezwałem tutaj państwa, ponieważ doszło do bójki pomiędzy państwa dziećmi – zaczął.
- Nate się nie bił – wtrącił Adam.
- Tak – pan Payne pokiwał głową – Do tego również już doszliśmy, że Nate próbował ich rozdzielić. Tym razem jest jednak problem, że nie wiem kto zaczął bójkę i dlaczego.
Uważne spojrzenia rodziców, przeniosły się na ich dzieci. Harry widział, jak Adam przygryza wargę, rozglądając się po gabinecie, byle tylko nie natrafić wzrokiem na niego.
- To Adam pierwszy mnie uderzył – James przerwał ciszę.
- Adam? – Harry był tym zaskoczony. Nigdy wcześniej jego syn nie wdawał się w bójki.
- Sam się o to prosił – warknął, groźnie spoglądając na Raya.
- Może jaśniej? – dopytywał Liam.
- Obrażał Nate'a, wyśmiewał go – wypalił – Ostrzegałem go, aby odpuścił, ale nie – nie chciał powiedzieć, co było dokładnie powodem, bo wiedział, że Nate nie jest jeszcze gotowy aby przyznać, się rodzinie, że jest biseksualny – Jednak gdy zaczął obrażać moją mamę, nie wytrzymałem.
- Bo to nie jest normalne, aby facet rodził dzieci – wypalił James.
Harry zacisnął dłonie w pięści, powstrzymując się przed wstaniem i uderzeniem nastolatka. Nie podobało mu się, że ten gówniarz obrażał jego męża. Prawda była taka, że męska ciąża w dzisiejszych czasach nie była nowością, chociaż wciąż u niektórych wzbudzała negatywne emocje.
- James - pan Ray warknął ostrzegawczo na syna. Chłopak od razu ucichł , kurcząc się lekko – Bardzo przepraszam za zachowanie syna – zwrócił się do pozostałych – Porozmawiam z nim w domu.
- W porządku – dyrektor skinął głową – Jednak, nawet jeśli to James był prowokatorem, to Adam zaczął bójkę. Także muszę ukarać obu. Zbliża się koniec roku, więc te ostatnie dni jesteście zawieszeni w prawach ucznia.
- Ale jutro jest dyskoteka – Ray nie wydawał się zadowolony z takiego obrotu sprawy. Adam wywrócił oczami na zachowanie rówieśnika. Wiedział, że jedynym powodem, dla którego chłopak chciał tam iść było znalezienie nowej ofiary na noc i upicie się z kumplami na boisku lub za salą gimnastyczną..
- Przykro mi James – zwrócił się do nastolatka, po czym spojrzał na rodziców – Bardzo dziękuję państwu za przybycie. Dłużej was nie zatrzymuję.
- Przepraszam za zachowanie syna – pan Ray podniósł się, ściskając wyciągniętą dłoń Payne'a – Pozwoli pan, że zabiorę go do domu.
- Oczywiście.
Zaraz za nimi, wyszedł Nate z mamą i został jedynie Harry z Adamem.
- Też wezmę go już do domu, dzięki za informację i przepraszam za kłopot.
- Jest w porządku. Wiem, jaka jest u was sytuacja i rozumiem, że może to również negatywnie wpływać na Adama – powiedział ciszej, kątem oka zerkając na naburmuszonego nastolatka, który stał pod ścianą.
- Wiem i to mnie bardzo niepokoi.
*****
Budynek szkoły opuścili w ciszy. Obaj skierowali się do wyjścia, za którym znajdował się parking, na którym Harry zostawił samochód. Adam szedł kilka kroków za ojcem. Jego sylwetka była zgarbiona, a ręce miał schowane w kieszeni. Zajęli swoje miejsca w pojeździe. Styles umieścił kluczyk w stacyjce, jednak nie odpalił samochodu. Westchnął cicho odwracając się w kierunku syna.
- Adam, co się z tobą ostatnio dzieje? – jako odpowiedź uzyskał jedynie wzruszenie ramionami.
- Adam...
- Odczep się i zajmij swoją nową rodzinką.
- Wy jesteście moją rodziną i martwię się o ciebie. Od mamy wiem, że to nie pierwszy taki przypadek.
- Nie będę ci się z niczego tłumaczył.
- Adam, wiem, że postąpiłem źle. Nawet bardzo. Zraniłem twoją mamę, ciebie, jednak moje uczucia się do was nie zmieniły. Wciąż was kocham
- Trzeba było o tym pamiętać, gdy puszczałeś się z tą dziwką! – krzyknął, a Harry w jego oczach mógł dostrzec łzy. Pomimo tego, że Adam był wściekły na ojca, kochał go i dlatego to co zrobił tak bardzo go bolało.
- Synu – głos starszego stał się mocniejszy – Ludzie robią wiele głupot, ja właśnie jedną z nich popełniłem. I niestety nie mogę cofnąć czasu, ale to, że będę miał dziecko, nie znaczy, że nie chcę z wami być. Nawet nie wiesz, jak bardzo pragnę, abym mógł z powrotem wprowadzić się do domu, a twoja matka wycofała pozew rozwodowy. Mnie również jest ciężko, a twoje zachowanie sprawia, że to jest jeszcze gorsze.
Po tych słowach zapadał cisza. Harry przez moment czekał, zastanawiając się czy jego syn się odezwie, tak się jednak nie stało. W końcu odpalił pojazd i ruszył w kierunku domu, aby odwieźć nastolatka. Przez całą drogę milczeli, a jedyny dźwięk wydobywał się z radia, w którym aktualnie leciały wiadomości. Po koło 20 minutach jazdy dotarli na miejsce. Kędzierzawy zatrzymał się na podjeździe.
- Do zobaczenia, kocham cię – zwrócił się do nastolatka, który właśnie odpinał pasy. Ten jednak nie zareagował, opuszczając pojazd.
Harry ze smutkiem obserwował, jak Adam obchodzi samochód i kieruje się do drzwi. Nagle zawrócił podchodząc do pojazdu i pukając w szybę od strony pasażera. Styles otworzył okno z zainteresowaniem przyglądając się chłopakowi.
- Też cię kocham tato, ale potrzebuję czasu – to były jedyne słowa jakie wypowiedział, nim odwrócił się na pięcie i po chwili zniknął wewnątrz domu.
Lekki uśmiech zagościł na twarzy kędzierzawego, gdy wycofywał się z podjazdu. Nawet jeśli nie było dobrze, czuł, że jego relacje z synem zmierzają ku poprawie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro