Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

IV

Autroka: Wiem, że ostatio bardzo rzadko dodaję rozdziały, jednak nic na to nie poradzę. W dużej mierze, zależy to od mojej pracy, w której aktualnie mam urwanie głowy. Dodatkowo często nie mam siły, ochoty lub weny do pisania. Mimo to postaram się skończyć to ff, więc może to trochę potrwać, ale na 99,9% to opowiadanie ukończę.

********************************

Weekend bez bliźniaków minął szatynowi szybko. Pomimo lekkiej tęsknoty za maluchami, cieszył się, że miał dwa dni odpoczynku. Nie zrozumcie go źle, kochał swoje dzieci i to bardzo, jednak przy dwójce czterolatków jest mnóstwo roboty i nawet w wolne dni, nie ma zbyt wiele czasu dla siebie. Oczywiście w domu był Adam, jednak chłopak jest już na tyle duży, że nie potrzebuje ciągłego pilnowania. Wystarczyło, że szatyn widział go kręcącego się po domu, aby mógł być w miarę spokojny o swoje najstarsze dziecko. Mimo wszystko naprawdę mógł odpocząć i uspokoić się, gdy Nate wyciągnął nastolatka z domu. Wiedział, że Adam jest bezpieczny ze swoim przyjacielem. Przez większość soboty i niedzieli szatyn korzystał z pięknej pogody. Początek czerwca był wyjątkowo ładny i sporo czasu spędzał w ogrodzie z książką i chłodną lemoniadą. Odpuścił dobie również gotowanie i obiad zamówił z restauracji, co Adamowi wcale nie przeszkadzało.

Harry przywiózł bliźniaki w niedzielny wieczór. Maluchy wparowały do domu, przekrzykując siebie nawzajem, aby opowiedzieć Louisowi co robili z tatą. Adam siedział w salonie razem z Louisem, gdzie oglądali wieczorne wiadomości. Przywitał się z rodzeństwem, za którym tęsknił. Pomimo tego, że dzieliła ich duża różnica wieku, był bardzo związany z bliźniakami. Chwilę za najmłodszymi Stylesami w pomieszczeniu pojawił się Harry, wyglądał na zmęczonego, ale mimo to na jego twarzy gościł uśmiech. Adam gdy tylko zobaczył swojego ojca, poderwał się z fotela i opuścił salon. Louis dostrzegł ból na twarzy kędzierzawego. Chciałby naprawić sytuację pomiędzy Adamem i Harrym, jednak wiedział, że to musi wyjść od nastolatka.

- Jacy byli? – podszedł do mężczyzny, po tym, jak bliźniaki zainteresowały się Cliffordem, który skakał dookoła nóg Stylesa.

- Jak zwykle, energiczni – wzruszył ramionami – Ale po za tym byli w porządku – zapewnił szatyna, widząc nieme pytanie na twarzy niższego.

- W porządku – skinął głową – Kiedy chcesz ponownie ich zobaczyć?

- Jeśli to nie problem, to za tydzień?

- W porządku, a miałbyś coś przeciwko, gdybym początkiem wakacji, zabrałbym ich na krótki wyjazd?

- Oh – trochę tym pytaniem zaskoczył szatyna. Przez to co się ostatnio działo, całkowicie zapomniał o tym, że zbliżają się wakacje – Um...tak, jasne.

- Planuję zabrać mamę na Madagaskar – położył rękę na karku, drapiąc się niezręcznie.

- O...to...to świetnie – to było zawsze marzenie Louisa, aby tam pojechać.

- Um...tak...Tak właściwie, to planowałem ten wyjazd jako niespodziankę dla ciebie, jeszcze przed...przed tym – wyjaśnił – Więc jeśli masz ochotę i jesteś w stanie znieść moje towarzystwo codziennie przez tydzień, to zapraszam.

- Pomyślę – bardzo go kusiło, aby pojechać, jednak w ich obecnej sytuacji nie sądził, aby to był dobry pomysł.

- W porządku – skinął głową – Nie planuję brać nikogo innego, więc miejsce będzie czekać.

Po krótkiej rozmowie na temat weekendu z bliźniakami, Harry pożegnał się i z ciężkim sercem opuścił dom, kierując się do pustego mieszkania.

*****

Jak każda bijatyka w szkole, tak i ta zebrała uczniów w jednym miejscu. Spore koło otoczyło dwóch bijących się nastolatków, których spróbował rozdzielić trzeci. Nikt jednak nie kwapił się, aby mu pomóc. Za to niektórzy ze śmiechem dopingowali pozostałą dwójkę. Całe zamieszanie przerwało przybycie dwójki nauczycieli – Tom Focus, nauczyciel geografii oraz dyrektor szkoły, Liam Payne. Rozdzielili wściekłych nastolatków, przepędzając pozostałych uczniów.

- Styles! Mills! Rays! Do mojego gabinety – ryknął Payne, spoglądając na trójkę chłopaków – Wzywam waszych rodziców.

Odwrócił się na pięcie, kierując do swojego biura. Adam szybko dorównał mu kroku z niepokojem spoglądając na dyrektora.

- Panie dyrektorze, tylko proszę nie wzywać ojca – wiedział, że pan Payne jest przyjacielem jego taty z czasów szkolnych.

- Postaram się – westchnął. Wiedział jak wygląda sytuacja w domu Stylesów i domyślał się dlaczego Adam nie chce widzieć się z Harrym. Domyślał się również, że to było powodem zachowania nastolatka, ponieważ nigdy wcześniej nie było z nim problemów, a odkąd zdrada jego ojca wyszła na jaw, zaczął popadać w konflikty i kłopoty.

- Dziękuję.

*****

Zapisał ostatnie poprawki w projekcie i z cichym westchnieniem ulgi odchylił się na swoim krześle, ściągając okulary. Spojrzał na zegarek, który pokazywał, że dochodziła godzina trzynasta. Jeszcze trzy godziny i będzie mógł wrócić do domu. Jednak teraz był czas na jego przerwę. Podniósł się z fotela, sięgając po swój portfel i telefon. Niestety okazało się, że padła mu bateria. Wyciągnął z szafki ładowarkę, podłączając do niej telefon. Następnie opuścił swój gabinet, kierując się do bufetu na parterze.

Na jego szczęście nie musiał długo czekać na windę, ponieważ drzwi się uchyliły w chwili, gdy przed nią stanął. Poczekał, aż Karen, starsza miła kobieta, która była sekretarką właściciela agencji, opuści ją, nim sam wszedł do środka. Drzwi zaczęły się zamykać, gdy usłyszał kogoś, jak woła, aby zatrzymać windę. Wcisnął przycisk otwierający drzwi i jak się okazało był to Aiden Grimshaw – główny copywriter.

- Cześć Lou – uśmiechnął się szeroko do szatyna, stając obok niego.

- Hej Aiden – odwzajemnił uśmiech. Nie znał go zbyt dobrze, byli po prostu znajomymi z pracy, ale mężczyzna wydawał się bardzo wesoły i sympatyczny. Lubił go.

- Jedziesz do bufetu? – zgadnął spoglądając na numer piętra, które wybrał Louis.

- Tak, najwyższa pora na przerwę.

- Ja tak samo, będzie ci przeszkadzać, jeśli ci potowarzyszę?

- Ani trochę – nie miał nic przeciwko towarzystwu Aidena. Była okazja, aby się lepiej poznać.

Chwilę później winda się zatrzymała, rozsuwając drzwi i ukazując piętro, na które zmierzali. Opuścili małe pomieszczenie i skierowali się do bufetu. Po zamówieniu swoich dań, skierowali się do jednego z wolnych stolików. Początkowo rozmawiali na temat najnowszego projektu, nad któremu aktualnie oboje pracowali. Louis miał jednak wrażenie, że jest coś innego, o czym Aiden chciałby z nim porozmawiać, jednak póki co nie poruszał tego. W końcu chyba znalazł w sobie odwagę, ponieważ zadał pytanie, które mimo wszystko nie zaskoczyło szatyna.

- Um...Lou, jak się trzymasz? – szatyn doskonale wiedział o co chodzi mężczyźnie. Oczywiście cały budynek wiedział, że rozwodzi się z Harrym, ale co w tym dziwnego, jeśli rozpisywano się o tym w gazetach. Na szczęście nikt nie wiedział co było powodem tego.

- Nie jest źle – wzruszył ramionami – Wiadomo nie jest łatwo, ale z każdym dniem jest lepiej – uśmiechnął się lekko, aby potwierdzić swoje słowa.

- Wiem, że jesteśmy tylko znajomymi z pracy. Ale, jakbyś potrzebował pomocy, możesz na mnie liczyć.

- Dziękuję Aiden – zrobiło mu się cieplej, gdy usłyszał słowa Grimshawa – Jest jeszcze coś? – mężczyzna wyglądał, jakby zastanawiał się, czy powinien coś jeszcze powiedzieć czy nie.

- Um... - nagle Aidem zrobił się mniej pewny siebie - wiem, że to wszystko jest jeszcze świeże i nie masz rozwodu, ale może...może chciałbyś się umówić ze mną? – widział tą niepewność na twarzy mężczyzny.

- Co?

- Podobasz mi się – wzruszył ramionami, starając się wyglądać na bardziej wyluzowanego, jednak zdenerwowanie na twarzy zdradzało go – Miałeś jednak męża, więc nic nie robiłem w twoim kierunku. Wiem, że to szybko, jednak teraz, gdy znowu jesteś singlem, postanowiłem zaryzykować i działać jak najszybciej, nim pojawi się ktoś inny.

- Och? – te słowa Louisa zaskoczyły i kompletnie nie wiedział co powinien odpowiedzieć. To było zbyt szybko, jeszcze nie dostał nawet rozwody, dodatkowo wciąż kochał Harry'ego, nawet jeśli ten go zranił. Wiedział jednak, że bycie ze Stylesem nie jest możliwe, więc dlaczego nie spotkać się z Aidenem? Nie muszą przecież od razu zostawać parą – Ja...um...dobrze.

- Naprawdę? - widział to zaskoczenie na twarzy Grimshawa, gdy usłyszał odpowiedź.

- Jasne.

*****

Drzwi uchyliły się ukazując blondwłosą kobietę z ciążowym brzuszkiem. Uśmiechała się szeroko do mężczyzny, otwierając szerzej drzwi, aby mógł wejść.

- Cześć Haz – zaszczebiotała wesoło, podążając za kędzierzawym.

- Hej Mandy – uśmiechnął się uprzejmie. Nie przepadał za tą kobietą, ale nosiła jego dziecko i wypadło ją tolerować, i być przynajmniej grzecznym w stosunku do niej.

Skierował się do kuchni, aby wypakować zakupy, które zrobił dla panny Coll.

- Jak ci się tu mieszka? - spojrzał znak reklamówki na blondynkę.

- Może być – wzruszyła ramionami, zakładając ramiona na piersi.

- Może być? – zmarszczył brwi – Co ci tu nie odpowiada? – po tym, jak Amanda oznajmiła, że jest w ciąży z jego dzieckiem i chce, aby Harry wziął za to odpowiedzialność, kupił jej apartament w bardzo dobrej dzielnicy Londynu. Miała trzy sypialnie, dwie łazienki, dużą kuchnię połączoną z salonem i wyjściem na taras skąd rozciągał się niesamowity widok na miasto. Dodatkowo budynek posiadał portiera, podziemny parking i basen. Co jej nie pasowało?

- Ciebie, po za tym mieszkanie jest za małe – wyjaśniła.

- Już ci mówiłem, że nie zamieszkamy razem. Wciąż kocham moją rodzinę i zrobię wszystko by ich odzyskać, a mieszkanie z tobą mi w tym nie pomoże – widział, jak na twarzy kobiety pojawia się grymas niezadowolenia – A co do mieszkania, jest duże i nie rozumiem po co ci większe.

- Bo tak – wzruszyła ramionami. Harry wywrócił na to oczami, licząc do dziesięciu, aby się uspokoić, bo naprawdę do tej kobiety trzeba było mieć ogromną cierpliwość. Na szczęście uratował go dzwoniący telefon. Szybko wyciągnął go z kieszeni i zdziwił się widząc numer ze szkoły Adama.

- Harry Styles, słucham?

- Cześć Harry – po drugiej stronie rozbrzmiał głos Liama – Mógłbyś przyjechać do szkoły? Louis nie odbiera, a mamy problem z Adamem.

- Tak, jasne. Już jadę – nie podobało mu się to i zastanawiał się o co chodzi z jego synem. Martwiło go to. Louis ostatnio coś wspominał, że są problemy z nastolatkiem.

- W takim razie do zobaczenia – pożegnał się i rozłączył.

- Muszę jechać – powiedział, kierując się do wyjścia.

- Dopiero przyjechałeś – burknęła niezadowolona Amanda.

- Mój syn ma kłopoty – rzucił nie zatrzymując się.

- Tutaj również jest twój syn! – krzyknęła, dotykając brzucha.

Harry zatrzymał się przy drzwiach, wzdychając ciężko i spojrzał zirytowany na kobietę.

- Z tego co widzę macie się oboje dobrze, a moje najstarsze dziecko w tej chwili mnie potrzebuje – warknął i nie czekając na reakcję Coll, opuścił mieszkanie. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro