III
Weekend nadszedł dość szybko. Louis z samego rana zaczął pakować bliźniaki, bo umówili się z Harrym, że przywiezie dzieci z powrotem dopiero w niedzielę wieczorem. Oczywiście maluchy wiedziały o jego przyjeździe więc goniły po domu, podekscytowane spotkaniem z ojcem. Tylko Adam tkwił wciąż w swoim pokoju i nie zapowiadało się, aby miał zamiar go opuścić. Szatyn po tym, jak przygotował w holu torby bliźniaków, udał się do swojego najstarszego dziecka. Zapukał chcąc uszanować prywatność nastolatka, jednak gdy po trzeciej próbie nie dostał odpowiedzi, postanowił wejść do środka.
Rolety w oknach były zasunięte, jak zwykle w pokoju panował bałagan. Ubrania rozrzucone były po ziemi, biurko było zawalone książkami, a Adam leżał na rozkopanym łóżku ze słuchawkami na uszach. Oczy miał przymknięte, więc zwrócił uwagę na Louisa, dopiero, gdy ten dotknął jego ramienia. Wzdrygnął się otwierając oczy. Podniósł się do siadu, ściągając słuchawki.
- Stało się co? – niepokój malował się na twarzy syna. Nawet jeśli ostatnio Adam sprawiał wiele problemów, Louis wiedział, że chłopak martwi się o niego.
- Tata zaraz przyjedzie – wyraz twarzy nastolatka od razu się zmienił. Niepokój został zastąpiony przez niezadowolenie.
- Nigdzie nie jadę – burknął, ponownie kładąc się na łóżku i odwracając plecami do szatyna.
- Adam, tata za wami tęskni. To, że my się rozstaliśmy, nie znaczy, że was nie chce – próbował przekonać syna. Nawet jeśli wciąż miał urazę do kędzierzawego, nie chciał, aby dzieci się od niego odwracały.
- Nie obchodzi mnie to, zostaję z tobą – i na znak, zakończenia rozmowy, ponownie założył słuchawki na uszy.
Louis, z cichym westchnieniem, opuścił pokój nastolatka.
*****
Bliźniaki od dziesięciu minut stały na kanapie przylepione do okna i wypatrywały samochodu ich ojca. Gdy tylko czarny pojazd zatrzymał się na podjeździe ich domu, z piskiem zeskoczyły z kanapy i popędziły do drzwi. Zniecierpliwieni podskakiwali w holu, dopóki drzwi się nie otwarły ukazując ich tatę.
- Tata! – z piskiem rzuciły się na mężczyznę.
- Cześć robaczki – kucnął, zgarniając w objęcia swoje dzieci. Tak bardzo za nimi tęsknił i w końcu trzymał swoje dwa skarby (z czterech) w ramionach – Gotowi na dzień z tatą?
- Tak – Layla uczepiła się go jak małpka, gdy próbował wstać, więc objął ją, aby nie spadła.
- A gdzie jedziemy? – Freddie dreptał obok ojca, gdy ten ruszył na poszukiwanie swojego (jeszcze) męża.
- To niespodzianka.
- Już jesteś – Louis pojawił się na schodach, kierując się po nich w dół – Torba bliźniaków jest już spakowana i leży w holu.
- Widziałem, czekamy jeszcze na Adama.
- On nie jedzie – odparł chłodno, kierując się do kuchni. Harry zmarszczył brwi, nie rozumiejąc tego. Przecież szatyn się zgodził, więc dlaczego teraz robi problemy? Odstawił Laylę i poprosił bliźniaki, aby zaczekały na niego w salonie, po czym sam podążył za mężem.
- Jak to nie jedzie? – wpadł do kuchni, gdzie Louis sprzątał po śniadaniu, które najwyraźniej zjedli nim przyjechał.
- Po prostu – nie chciał mówić Harry'emu prawdy. Nawet jeśli ten go skrzywdził, nie chciał, aby kędzierzawy wiedział, że w tej chwili jego pierworodny nie chce go znać.
- Była inna umowa – protestował. Nie odpuści, obiecano mu spotkania z synem i nie zrezygnuje z nich - Mam prawo do spotkań z Adamem.
- Ale póki co ich nie będzie – próbował być spokojnym, chociaż obecność i natarczywość kędzierzawego coraz bardziej go irytowała.
- Co ty robisz? – warknął, chwytając mocno szatyna za ramię i odwrócił go w swoją stronę – Obiecałeś mi spotkania z dziećmi.
- Ale one nie chcą się z tobą widywać! – krzyknął, wyszarpując się z uścisku Stylesa.
- Co? – jak to jego dzieci nie chciały się z nim widywać? Przecież widać było, że bliźniaki są szczęśliwe – Co ty pieprzysz?
- Nie zabraniam ci się widywać z Adamem. To on nie chce widzieć ciebie.
- Nastawiasz go przeciwko mnie? – wiedział, że skrzywdził swojego męża, jednak nigdy by go nie podejrzewał, że posunie się do czegoś takiego.
- Oczywiście, że nie – zmarszczył w gniewie brwi, zakładając ramiona na piersi. Jak Harry mógł tak o nim pomyśleć? – Ale Adam nie jest głupi. Ma czternaście lat i jest świadom tego co zrobiłeś i co aktualnie się z nami dzieje. Również czuje się skrzywdzony i zdradzony, potrzebuje czasu.
- Ja... - w tym momencie było mu głupio. Nigdy nie spojrzał na to w ten sposób. Wiedział, że zranił swojego małżonka, ale nigdy nie sądził, że równie mocno dotknęło to jego syna. Bliźniaki były za małe, ale Louis miał rację, Adam nie był już mały dzieckiem i wiedział co się dzieje – Mogę z nim porozmawiać?
- Jeśli ci pozwoli – westchnął, wzruszając ramionami. Chciałby, aby pomiędzy Adamem i Harrym było dobrze, nie chciał, aby ich problemy dotykały również dzieci, jednak w tej sprawie nic nie mógł zrobić.
Kędzierzawy jedynie skinął głowa, nim skierował się na piętro, gdzie znajdował się pokój Adama. Zapukał, nie chcąc wchodzić bez pozwolenia.
- Mamo, już mówiłem, że nigdzie nie jadę – usłyszał zza drzwi, stłumiony głos syna.
- To ja.
Przez moment panowała cisza, jednak po chwili usłyszał kroki.
- Czego chcesz? – drzwi się otwarły, a w nich stanął Adam, jego młodsza kopia. Jego pierworodny był bardzo podobny do niego. Po Louisie miał kolor włosów i urocze zmarszczki dookoła oczu, kiedy się uśmiechał. No i charakterek. Bliźniaki z kolei, bardziej przypominały Louisa. Freddie miał po Stylesie tylko zielone oczy i dołeczki, a Layla ciemne, kręcone włosy.
- Przyjechałem po was.
- Ja nigdzie nie jadę – założył ramiona na piersi – Mówiłem to już mamie.
- Adam, tęsknię za wami.
- Zajmij się lepiej swoją nową rodziną – wycedził, złowrogo spoglądając na ojca.
- Adam... - widział, że nie będzie łatwo.
- Zostaw nas, tak jak już to zrobiłeś – nastolatek był nieugięty.
- Wiem, że to co zrobiłem byłem złe i skrzywdziło was, ale to nie oznacza, że was zostawiłem. Wciąż jestem dla was i wciąż was kocham, wszystkich.
- Zamiast tak pieprzyć, zajmij się swoim nowym dzieciakiem – wywarczał, nim zamknął drzwi pokoju, tuż przed nosem zszokowanego mężczyzny.
*
Po nieszczęsnej nocy, która miała miejsce prawie pięć miesięcy temu, Harry wymusił na dziewczynie, aby podpisała dokument, który zabraniał jej mówienia o tym co pomiędzy nimi się wydarzyło. Początkowo, Amanda(jak miała na imię) nie chciała się zgodzić, ale kiedy zaproponowano jej pieniądze, przystała na to. Dlatego też, Styles mógł być spokojny, o to, że ta informacja nie dotrze do jego najbliższych. Mimo to nie pomogło mu to w wyzbyciu się wyrzutów sumienia. Starał się jednak o tym nie myśleć i tak jak dawniej wieść szczęśliwe życie z mężem i trójką dzieci, którzy byli dla niego całym światem. Do czasu...
Była połowa maja, sobotnie popołudnie, a on spędzał ten czas dość leniwie ze swoją rodziną. Korzystając z pięknej pogody, siedzieli w ogrodzie. Bliźniaki rzucały piłkę Cliffordowi – ich psu razy labradoodle, ganiając za nim za każdym razem, gdy zwierzak zamiast oddać im piłkę, uciekał. Adam trenował strzały do bramki, po Louisie odziedziczył zamiłowanie do piłko nożnej i należał do szkolnej drużyny, z kolei on z szatynem leżeli przytuleni na jednym z leżaków. Był za mały na dwie osoby, ale oni nie narzekali. Na stoliku obok leżał dzbanek z lemoniadą, którą Louis tego dnia zrobił, a obok pięć szklanek oraz ciastka czekoladowe, które upiekł kędzierzawy. Ten leniwy i przyjemny moment, przerwał im dzwonek do drzwi.
- Czemu? – szatyn jęknął niezadowolony, leżąc na swoim małżonku.
- Otworzyć? – kędzierzawy zaproponował, widząc jak bardzo szatynowi nie chce się.
- Nie trzeba – pokręcił głową, powoli się podnosząc – I tak musiałbym wstać – cmoknął Harry'ego w policzek i skierował się do wnętrza domu.
Zastanawiał się kto mógł ich odwiedzić. Nikogo nie zapraszali, nikt również się nie zapowiadał, dodatkowo osoba stojąca po drugiej stronie była bardzo natarczywa. Dzwonek nie przestawał wydawać dźwięków. W końcu Louis dotarł do drzwi, od razu je otwierając. Po drugiej stronie stała młoda dziewczyna, na oko mająca około 26 lat. Szatyn jej nie znał, ani nawet nie kojarzył. Przez moment pomyślał, że to może nowa sąsiadka, ale szybko sobie przypomniał, że nikt ostatnio z ich okolicy się nie wyprowadzał, ani nie wprowadzał. Dziewczyna miała długie blond włosy z różowymi końcówkami, brązowe oczy, dość głęboko osadzone, mały nos i pełne usta, które raczej nie były dziełem natury, podobnie jak jej biust. Szkoda, bo była dość ładna i zdaniem Louisa te „dodatki" nie były jej wcale potrzebne.
- Tak? W czym mogę pomóc? – zmarszczył brwi, uważnie przyglądając się dziewczynie.
- Czy tu mieszka Harry Styles? – tym pytaniem zbiła go z tropu. Kim jest i czego chce od jego męża?
- Jestem jego mężem, o co chodzi?
- O jego dziecko – objęła swój brzuch i dopiero teraz Louis zauważył, że lekko odstaje, jakby była w ciąży.
W tym momencie miał ochotę usiąść i płakać, bo jak to jego Harry mógł go zdradzić, z drugiej chciał zabić swojego męża. Jego świat w jednej chwili zaczął się walić. Dziewczyna niezrażona jego osobistym kryzysem i tym, że tą informacją niszczy rodzinę, uśmiechała się szeroko, czekając na jakąś odpowiedź od Louisa.
*
Chwilę jeszcze stał przed drzwiami pokoju syna, zastanawiając się czy tam wejść. Ostatecznie postanowił odpuścić i dać Adamowi ochłonąć. Miał nadzieję, że z czasem uda im się na spokojnie porozmawiać i wrócić do tego co było.
- I jak? – Louis stał przy schodach, wpatrując się w niego zmartwionym spojrzeniem.
- Miałeś rację – westchnął. Czuł zbierające się łzy w oczach, bo to jednak cholernie bolało.
- Daj mu czas, w końcu odzyskasz syna – próbował podnieść go na duchu.
- Szkoda, że ciebie nie – tak bardzo chciał wziąć Louisa w ramiona i przytulić, pocałować.
- Harry...
- Tak wiem, nie zapomnisz tego co zrobiłem i dlatego nie jesteś w stanie dać mi szansy – już to słyszał od Louisa.
- Przywieź jutro bliźniaki – szatyn postanowił pozbyć się tej niezręcznej atmosfery, która zapanowała.
- Będziemy wieczorem – zapewnił.
- Dbaj o nich.
- Zawsze – obiecał, nim skierował się do salonu wołając dzieci.
********************
Autorka: Ktoś się spodziewał, że Harry ponownie zostanie ojcem?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro