Rσzɗziɑł 7
Ochroniarz Starka dotrzymał obietnicy. Nikt nie dowiedział się o wspólnym wypadzie boga kłamstw i dziewczyny.
Loki przez chwile obawiał się, że Jarvis może być tym, który przekaże informację wynalazcy, jednak robotyczny głos także nie pisnął ani słowa.
Ruszył do kuchni zaraz po tym, jak Mirella zniknęła w windzie. Po nieprzespanej nocy wcale nie był zmęczony, wręcz przeciwnie; mogłoby się wydawać, że dostał nową dawkę energii. Nie zmieniło to faktu, że był cholernie głodny. Chętnie wypiłby też kolejną kawę.
Niestety, ale nie mógł liczyć na spokojny poranek. Mimo tak wcześniej godziny, kuchnia była praktycznie pełna. Każdy czymś się zajmował. Rogers czytał gazetę, z czego śmiała się Natasha i Bucky. Sam i Clint robili śniadanie. Patelnie, których używali, mogłyby wykarmić pół armii. Jego uwagę jednak przykuł miliarder, który zacięcie rozmawiał przez telefon. Loki stanął w miejscu, słysząc, że wynalazca dyskutował z ochroniarzem.
- Gdzieś ty był, bracie? Wszędzie cię szukałem!
Natychmiast wszystkie oczy zostały zwrócone na niego. Czarnowłosy westchnął i powoli ruszył do ekspresu.
- To bardzo dobre pytanie. Gdzie się chowałeś? - zapytał podejrzliwie Tony. W głowie Lokiego natychmiast pojawiła się czerwona lampka. Może ktoś mu doniósł o wyjściu Mirelli, ale nie powiedzieli mu z kim wyszła? Chyba że miliarder wiedział o wszystkim i teraz go sprawdzał?
- Właśnie wróciłem ze spaceru - odpowiedział pewnie, przygotowując napój pełen kofeiny. Do czego to doszło… Tłumaczył się i ukrywał spotkanie z kobietą, jakby nie był dorosłym mężczyzną! To jakaś kpina.
- Wyszedłeś do ludzi z własnej woli? - dopytywał drwiąco wynalazca.
- W nocy ulice są prawie że puste.
Loki wzruszył ramionami i ukradł jedną z kanapek, które robił aktualnie Sam. Czarnoskóry oburzony uderzył go w rękę, ale to nie powstrzymało go od zjedzenia zdobyczy. Nie mieli najlepszych kontaktów, ale lubili sobie dokuczać, to na pewno.
- Dobrze, że wychodzisz na zewnątrz. Siedzenie cały czas w wieży jest niezdrowe - pochwalił go z uśmiechem Thor. Czarnowłosy w końcu zabrał kubek pełen czarnej cieczy i usiadł wygodnie przy stole. Stark cały czas bacznie go obserwował, jakby doszukując się kłamstwa.
Na samą myśl Loki zadziornie się uśmiechnął. Czy naprawdę myślał, że przyłapie boga kłamstw na gorącym uczynku? Urodził się z darem do oszustwa i szło mu to bardzo dobrze.
Poza tym nie kłamał, naprawdę był na spacerze. Po prostu nie powiedział z kim.
Półkłamstwo było wspaniałą rzeczą.
Tony w końcu dał sobie spokój i wrócił do rozmowy z Happy'm. Czarnowłosy dyskretnie starał się podsłuchać rozmowę, ale nie było to takie łatwe. Udało mu się jednak zrozumieć jedno, Happy ich krył mówiąc, że to on wyszedł z Mirellą.
Spędził poranek popijając kawę, która nie smakowała tak dobrze, jak ta zrobiona przez Belle i rozmawiał z ludźmi, którzy nie byli tak ciekawi, jak niedawno poznana brunetka. Ewidentnie oszalał.
Kolejne dwa dni spędzili na treningach, podczas gdy Loki powoli wracał do siebie, po dniu, w którym czuł się wyssany z energii. Trzeciego dnia zostali wezwani na misję, której agenci T.A.R.C.Z.Y. nie mogli wykonać. Dzięki temu powstrzymali grupę terrorystyczną przed podłożeniem bomb w kilku miejscach miasta. Cała grupa była wykończona po próbach rozbrojenia bomb. Niestety jeden licznik wypalił wcześniej niż podejrzewali, co zabiło prawie dziesięć osób pracujących dla terrorystów.
Avengers byli zmęczeni fizycznie i psychicznie, po tym, jak misja nie zakończyła się w stu procentach pozytywnie.
Na szczęście kolejnego dnia mieli wolne od wszelkich treningów, a co za tym idzie sala była pusta. W tym dniu Mirella zajmowała sobie całe piętro dla siebie i nikt tego nie kwestionował.
Loki westchnął cichutko i w końcu postanowił zaakceptować jej propozycję. Przebrał się w wygodne dresy oraz koszulkę i ruszył spokojnie do windy. Nikt z grupy nawet nie zauważył jak bóg kłamstwa cichutko przemknął między nimi i zniknął z apartamentu.
Ostrożnym krokiem doszedł do wejścia na salę treningową i delikatnie otworzył drzwi, gdy usłyszał znajome dźwięki. Starał się nie narobić hałasu, jednak drzwi zaskrzypiały, niwecząc jego plany.
Mirella od razu otworzyła oczy i spojrzała w jego stronę.
- Dzień dobry, Loki - pomachała mu z uśmiechem. - Postanowiłeś do mnie dołączyć?
Westchnął cicho i niepewnie przytaknął. Pełna energii wstała ze swojej maty i przestawiła ją, siadając na niej bokiem. Ruchem ręki zaprosiła go, aby usiadł na drugim końcu. Ustawiła kadzidełka w odpowiednim miejscu i czekała na jego ruch.
Spokojnym krokiem w końcu do niej dołączył, siadając we wskazanym miejscu. Przyjął taką samą pozycję jak ostatnio i zamknął oczy, widząc jak ona robi to samo.
Siedzieli w ciszy, otoczeni dźwiękami lasu wydobywającymi się z głośników. Zapach kadzidełek ponownie sprawił, że czuł się jakby siedział na łące wśród drzew.
Ta dziwna metoda uspokojenia się była naprawdę relaksująca. Doceniał również fakt, że dziewczyna nie zadawała żadnych pytań. Po prostu pozwoliła mu dołączyć do jej cotygodniowej rutyny, którą jakby nie patrzeć, zakłócił.
Cała ta sytuacja była dla niego dziwna. Ona była dziwna.
Nie rozumiał, dlaczego tak po prostu postanowiła witać się z nim, jak ze starym przyjacielem. Nie wiedział, dlaczego pozwalała mu spędzać ze sobą czas, a co dopiero pomagać mu ukoić jego umysł. Mogłoby się wydawać, że to tylko zwykłe siedzenie przy dźwiękach ćwierkania ptaków, ale jemu to naprawdę pomagało. Nie spodziewał się, że spędzenie co jakiś czas chwili z brunetką stanie się jego jedyną ucieczką od codzienności.
- Czy czujesz się już lepiej? - odezwała się w końcu. Nie był w stanie powiedzieć ile czasu spędzili siedząc na tej macie. Może dziesięć minut, może trzydzieści, a może godzinę. Nie liczył minut, gdy w jego głowie, choć na chwile zagościł spokój.
- Tak, dziękuje - powiedział szczerze. Nie potrafił wyrazić słowami jak wdzięczny był, po tym, jak pozwoliła mu zostać. Po kolejnej misji, w której umarli kolejni ludzie, znowu wpadł w pułapkę swoich myśli.
Tak jak ostatnio, zaczął podważać cel przybycia na Midgard. Odyn zesłał go by odpokutował, a w zamian uczestniczył w kolejnej nie do końca udanej misji. Jaki był sens tego wszystkiego, skoro i tak patrzył na śmierć kolejnych ludzi. W jego snach nawiedzało go wystarczająco dużo twarzy, które go obwiniały za swoją śmierć.
- Problemy po ostatniej misji? - zapytała, wstając z maty. Powoli podeszła do swojej torby i wyjęła butelkę wody.
- Można tak to nazwać - westchnął. Przeczesał włosy i wziął ostatni głęboki wdech, gdy przed jego oczami pojawił się kolorowy przedmiot.
- Czekolada poprawia humor - uśmiechnęła się, nadal trzymając batonik przed jego twarzą. Zmarszczył brwi, zerkając to na nią, to na słodycz. W końcu sięgnął po oferowane mu jedzenie, przypadkowo dotykając jednego z jej palców. Kobieta wręcz przerażona cofnęła dłoń i odskoczyła do tyłu.
Uniósł jedną brew, przypatrując się brunetce. Nie do końca rozumiał co się stało.
Czy przypadkowe dotknięcie jego palca naprawdę aż tak ją przeraziło? Całkiem niedawno wyciągnęła go w środku nocy na spacer i stwierdziła, że mu ufała. Teraz odskoczyła ze strachem, gdy przypadkowo ją dotknął.
Zacisnął usta i zerknął w bok, nie chcąc dalej na nią patrzeć. To przecież oczywiste, że się go bała. Jak mógł być tak głupi i wierzyć, że ktokolwiek na tej planecie mógł traktować go normalnie?
Był potworem, a o potwory nikt się nie martwił.
Zirytowany swoją naiwnością szybko wstał i ruszył w stronę wyjścia. Chciał zostać sam, bo tylko wtedy nikt nie mógł go zranić. Mógł ufać tylko sobie i w tym momencie się o tym przekonał.
Prychnął pod nosem i kręcąc głową wszedł do windy. Zgłupiał do reszty.
- Loki, poczekaj!
Przewrócił oczami, w myślach błagając, aby drzwi windy w końcu się zamknęły. Czy prosił o tak wiele? Najwyraźniej tak, bo w ostatniej chwili udało jej się wbiec między zamykające się drzwi.
Pierwszy raz odkąd się poznali panowała między nimi niezręczna cisza. On chciał jak najszybciej stąd uciec. Ona nerwowo zagryzała policzek, bojąc się spojrzeć w jego stronę.
Zostały tylko dwa piętra do przejechania i będzie wolny. W tej chwili wierzył, że się go bała, a nie chciał przebywać w otoczeniu kogoś, kogo przerażał.
Miał dość tego uczucia.
Niespodziewanie winda stanęła w miejscu, przez co zdezorientowany rozglądnął się dookoła. Mirella wcisnęła jakiś guzik, który zatrzymał windę.
- Nie chciałam… Nie miałam na celu cię urazić.
Jej głos w pewnym momencie się załamał, co zrzucił na strach. Odchrząknęła, aby doprowadzić się do porządku i przymknęła na chwile oczy. Jeśli się go bała to, dlaczego zatrzymała windę? Jej zachowanie było bez sensu!
- Czy zgłosić awarię windy? - odezwał się Jarvis poprzez głośniki.
- Nic nie zgłaszaj. Nic się nie dzieje - zaprzeczyła od razu. Zacisnęła palce na pasku swojej torby, a drugą przytuliła do siebie zwiniętą mate.
- Nie chciałam cię urazić i przepraszam, jeśli tak się stało. Nie lubię dotyku i…
- Rozumiem. Nikt nie chciałby dotykać potwora, którym jestem - przerwał jej zirytowany. - Włącz windę i każde z nas pójdzie w swoją stronę.
- O mój… Loki, nie! Kompletnie mnie nie zrozumiałeś! - odezwała się prawie zaniepokojona wizją jego słów. - Kontakt fizyczny z drugą osobą doprowadza mnie do ogromnego stresu. To nie twoja wina, przysięgam.
Wpatrywał się w nią skołowany, nie wiedząc co powiedzieć. Jego umysł chciałby nazwać jej wypowiedź kłamstwem. W jego głowie pojawił się ten nieznośny głosik, który powtarzał mu, że dziewczyna łże. Tak naprawdę była obrzydzona samą wizją spędzenia z nim czasu. Po prostu była zbyt miła, aby powiedzieć mu wprost, że brzydzi się jego osobą, że był bestią, że…
Jednak jakaś jego część wiedziała, że mówiła prawdę. W końcu był bogiem kłamstw. W tym momencie uświadomił sobie, że nie widział ani razu, aby kogokolwiek dotknęła. Za każdym razem witała się kiwnięciem głowy, a do niego machała z uśmiechem. Jego zepsuty umysł próbował przypomnieć sobie czy choć raz widział jak dotyka drugą osobę, ale nadaremno.
- Nie chcę, abyś winił się za coś, co nie jest twoją winą - wyszeptała, wciskając przycisk, aby uruchomić windę. W ciszy przejechali ostatnie dwa piętra.
- Mam nadzieje, że nie zraziłam cię do siebie przez mój strach. Do zobaczenia, Loki.
Ze smutnym uśmiechem podała mu tego nieszczęsnego batonika, gdy nieświadomie wyszedł z windy. Wciąż próbował zrozumieć zaistniałą sytuację, nawet nie zauważając jak Mirella znika za zamykającymi się drzwiami.
Skrzywił się lekko, patrząc na czekoladkę, od której to wszystko się zaczęło. Z wielkim zdziwieniem zauważył ciąg liczb wypisanych flamastrem na jasnym opakowaniu.
Uniósł głowę, jakby liczył na to, że dziewczyna wciąż stoi naprzeciwko niego, aż w końcu uświadomił sobie, że zniknęła.
Teraz będzie musiał zacząć używać telefonu, który został mu podarowany w pierwszych dniach na Ziemi. Świetnie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro