Rσzɗziɑł 34
Po wielu pochmurnych i mroźnych dniach w końcu nastało słońce. Przez cały dzień na niebie nie było ani jednej chmury, a słońce grzało, jakby pomyliło końcówkę zimy z latem. Pogoda była piękna. Idealna.
To był dokładnie dwudziesty piąty dzień stycznia, godzina dwudziesta czterdzieści, a Loki był spóźniony.
Potrzebował chwili ciszy i spokoju, lecz stracił poczucie czasu wpatrując się w nienaruszoną taflę jeziorka w parku. Już nieraz siedział w tamtym miejscu na trawie z Mirellą. Po prostu stracił poczucie czasu.
Czas. Czas nie był dla niego ostatnio łaskawy.
Westchnął, przymykając na chwile oczy i uniósł głowę do góry. Uniósł powieki, wpatrując się w ciemne już niebo. Cholera. Był bardzo spóźniony.
Wstał w końcu z wilgotnej trawy i ruszył w odpowiednim kierunku.
Szybkim krokiem przemierzał alejki parku, a następnie ulice miasta, aby jak najszybciej pojawić się na miejscu. Mirella by mu nie wybaczyła, gdyby się nie zjawił w tak ważnym dniu.
Ostatni raz poprawił krawat, gdy w końcu stanął przed wejściem do świeżo otwartego budynku. Ominął gapiów, a następnie gości, którzy czekali na swoją kolej.
Oczywiście kręcili się tam też ludzie z aparatami, którzy nigdy nie odpuścili sobie żadnego wydarzenia organizowanego przez Starka. Jednak jak zawsze byli odciągani przez ochronę.
Blask fleszy w pewnych momentach zaczynał go oślepiać, gdy w jego stronę były krzyczane pytania i prośby. Cholerni reporterzy nie umieli uszanować nawet takiego dnia.
Loki ich za to nienawidził.
Na wejściu, tuż po przekroczeniu progu budynku w oczy rzucała się rzeźba postawiona na piedestale. To była dokładnie ta sama wyrzeźbiona postać, którą wylicytował miliarder na jednej z gal dla Mirelli. Kilka metrów dalej była recepcja. Kobieta za blatem powitała go kiwnięciem głowy.
Nie odpowiedział jej, nie miał na to ochoty.
Po wejściu na sale od razu przylgnęła do niego postać. Kobieta z wymuszonym uśmiechem objęła jego ramie i wręczyła mu kieliszek szampana.
- Baliśmy się, że nie przyjdziesz - wyszeptała, po czym wypiła cały swój kieliszek naraz.
Kłamca nie odpowiedział. Nie chciał przypadkiem wyjawić, że przez jego głowę przemknął taki pomysł. Nie chciał, żeby wiedzieli, że przez kilka sekund myślał, że nie da rady tam przyjść.
Zmienił więc temat zauważając, jak wielkie zaciekawienie wśród ludzi wywołało jego przyjście.
- Dlaczego tak na mnie patrzą?
Nie zdziwił go ich wzrok, przywyknął już do gapiów. Zdziwiło go, w jaki sposób na niego patrzyli.
Nie czuł nienawiści i pogardy, jaką na co dzień rzucali w stronę kłamcy. Patrzyli na niego inaczej, jak na normalną osobę.
- Pokaże ci - uśmiechnęła się Bella, kierując się w tylko sobie znaną stronę. Blondynka prowadziła go korytarzami, które były zapełnione zwiedzającymi.
Gdzie by się nie spojrzało wisiały obrazy. W pięknych ramach i z, jak Loki czujnie zauważył, opisami. Każde dzieło miało pod sobą plakietkę, większą lub mniejszą, ale przy każdym była odręczna notatka Mirelli.
Widoki miasta, portrety ludzi, których nie kojarzył, czy abstrakcję. Na ścianach wisiało wszystko, co kiedykolwiek stworzyła.
Obserwował wszystko dookoła i patrzył na reakcje ludzi, którzy pierwszy raz widzieli jej dzieła.
Loki wiedział, że byłaby dumna, widząc jak ludzie podziwiali i komentowali jej sztukę.
Przypomniał sobie chwile, w której pokazał jej złudzenie zapełnionego muzeum. Wtedy nie zdawał sobie z tego sprawy, ale Mirella już wiedziała, że nie dożyje do dnia otwarcia.
Była taka ucieszona, gdy stworzył tamtą iluzję. Jednak nie wiedziała, że w rzeczywistości jej sztuka przyciągnie o wiele więcej ludzi.
Stanęli w końcu w miejscu, co sprowadziło myśli Lokiego do rzeczywistości. Stali w osobnej sali pełnej zdjęć przedstawiających ich grupę. Cała sala była poświęcona ich grupie.
Bella spokojnym krokiem prowadziła go dookoła sali, aby mógł przyglądnąć się wszystkiemu, co było tam wystawione.
Tak jak widział już wcześniej, każde dzieło miało opis. Zdjęć było mnóstwo, ale niektóre rzuciły mu się w oczy najbardziej. Pewnie dlatego, że pamiętał dzień, w którym były robione.
Widział, zdjęcie, które zrobiła, gdy on i Natasha grali w szachy. Tuż pod ramką było napisane pytanie o pszczoły, które im wtedy zadała.
Dalej zobaczył wyszczerzonego Thora z jedzeniem w rękach. "Uśmiechnij się dla mnie, Thor!" było wypisane pięknym pismem Mirelli.
Tuż obok blondyna było zdjęcie Lokiego, który ze zdziwieniem spoglądał wtedy w kamerę. Parsknął śmiechem, widząc że było podpisane zdaniem o wybuchających wielorybach.
Przechodząc przez całą salę widział kilka zdjęć, na których była tylko ona i Tony. Na każdym opisie nazywała go swoim ojcem.
Cała sala była w zdjęciach jej najbliższych osób, które z dumą mogła nazwać swoją rodziną.
Po obu stronach były dwa przejścia do kolejnych sal. Kątem oka widział, że w jednej było pełno kolejnych zdjęć, jednak byli to już zwykli ludzie. Pracownicy Stark Tower, czy przechodnie, których złapała na spacerze. Chciała pokazać piękno zwykłych ludzi i idealnie jej się to udało.
Jednak Bella pociągnęła go w stronę drugiego przejścia. Kolejny pokój również był dedykowany ich grupie, jednak tym razem były to malowane portrety.
Wszyscy od razu spojrzeli w jego stronę. Tak jak uprzednio zauważył, patrzyli na niego, jak na kompletnie inną osobę.
Chciał się już dowiedzieć, o co chodziło, lecz blondynka najpierw chciała go oprowadzić. Widział portrety każdego z drużyny i Belli. Niektórzy wyglądali, jakby pozowali, a na innych jakby złapała ich z zaskoczenia. Nie umiał wyjść z podziwu, jak idealny był każdy ruch jej pędzla. Jak umiała ożywić obrazy, ukazując emocje i uczucia danej osoby.
Z lekkim uśmiechem przechodził od jednego do drugiego, oglądając dokładnie każde malowidło.
Aż natrafił na obraz sceny, którą Natasha uwieczniła kiedyś aparatem.
To była jedna z rozgrywek szachowych, które tak bardzo lubili z agentką.
Mirella siedziała na jego kolanach, z uśmiechem wpatrując się w oczy kłamcy. Ten natomiast z niepokojem patrzył na jej twarz, obejmując ją mocno ramieniem w pasie. Musiała namalować to ze zdjęcia, które wtedy zostało zrobione. Jednak to opis przykuł jego uwagę.
"Nigdy wcześniej nie zaznałam uczucia miłości, nie wiem, czy kiedykolwiek byłam zakochana, ale to chyba było to. To musiała być ta chwila, bo przed nim nie zaznałam takich uczuć i na pewno nie zaznam ich po nim."
Spokojnie czytał linijke za linijką, a następnie wracał i zaczynał od nowa. Mógłby stać tam wieki i po prostu wpatrywać się w tamte piękne słowa. Jednak Bella pociągnęła go dalej, gdzie stanął jak słup, wpatrując się w wielkie płótno wiszące na ścianie. Miał wrażenie, że wszystko dookoła ucichło i miał racje.
Zwiedzający stojący w tamtej sali wpatrywali się w jego osobę, chcąc zobaczyć reakcje. Cały tamten czas wierzyli, że był złą osobą i zasługiwał tylko i wyłącznie na ich nienawiść. Zniszczył ich miasto, ich życie, a jednak podopieczna Starka zdołała im pokazać inną stronę bożka. W końcu dotarła do nich informacja, którą chciano przekazać na wielu konferencjach; bóg kłamstwa nie był w stu procentach winny za ich niedole.
Wpatrywali się więc w kłamcę, którego uśmiech zniknął. Spoglądał na swój własny portret, aż jego oczy odnalazły notatkę. Nikt z obecnych na sali nie umiał odczytać emocji z jego twarzy. Oczekiwali uśmiechu, jakiegoś komentarza, może nawet płaczu.
Tymczasem Loki z pustym wzrokiem wpatrywał się w oba obrazy. Bez słowa. Bez żadnej reakcji.
Mijały sekundy, minuty, aż z głośników wydobył się głos oznajmiający zamknięcie muzeum.
Zwiedzający powoli znikali z budynku, aż została mała grupka. Najbliżsi artystki mieli czas dla siebie. W końcu mogli w spokoju i ciszy wszystko zobaczyć.
Bella była z kłamcą przez cały ten czas. Nie odstąpiła go na krok, gdy beształa ludzi na wgapianie się w jego osobę. Nie zostawiła go samego, gdy załamany usiadł na jednej z puf.
- Za głośno myślisz - oznajmiła siadając obok niego. Nie zdawała sobie sprawy, jak wielkim ciosem było wypowiedzenie tych kilku słów. Dla niego i dla niej.
- Dlaczego dalej tu jesteś? - powiedział, przecierając twarz ręką. Nie mógł sobie pozwolić na łzy.
Głośno westchnął i ponownie spojrzał na opis obrazu.
- Obiecałam jej - wyszeptała, łamiącym się głosem. - Kazała mi obiecać, że nie zostawię cię samego.
- Nie potrzebuje niańki, Bella.
- Masz racje - przytaknęła, ocierając łzę z policzka. - Potrzebujesz przyjaciela i Ella o tym wiedziała.
Nie kontynuował rozmowy. Siedzieli w ciszy, co jakiś czas ocierając policzki. Nie umieli i nie chcieli dopuścić do siebie faktu, że ich ukochanej Mirelli już nie było.
Jeszcze kilka dni temu Loki komentował z nią film, który oglądali. Całkiem niedawno prawie spalili kuchnie, bo żadne z nich nie umiało przypilnować czasu pieczenia. Przecież dopiero co był z nią na spacerze w parku.
"Przejdź się ze mną ostatni raz" powiedziała. Myślał, że chodziło jej o słabnący organizm, bo przecież coraz częściej była zmuszana, by prosić o pomoc w przejściu kilku kroków.
Teraz już wiedział, że naprawdę miała na myśli ich ostatni wspólny spacer.
Ubiegły miesiąc był trudny; jej ciało odmawiało współpracy i trzeba było pomagać jej w najmniejszych czynnościach. Uczestniczyła we wszystkich wspólnych posiłkach, choć ledwo jadła. Czasami w trakcie rozmów czy żartów po prostu siedziała wtulona w bok Lokiego, bo jej umysł nie nadążał za przebiegiem rozmowy.
Zapominała. Zapominała tak wiele rzeczy; nawet imiona. Czasami w ciszy wpatrywała się w kogoś z grupy, by odezwać się dopiero po tym, jak Loki podpowiedział jej imię.
O matko... Loki chciałby powiedzieć, że zapamięta tylko jej piękny uśmiech i cudowny charakter, jednak skłamałby. W jego pamięci do końca pozostaną też obrazy Mirelli, która nie mogła się umyć o własnych siłach. Zapamięta jak zdarzyło się jej zapomnieć jego imię, gdy wpatrywała się w niego załzawionymi oczami.
Chciałby pamiętać tylko jej najlepsze momenty, jednak nie było to możliwe. Przecież spędził z nią jej ostatnie chwile.
Nie opuścił jej na krok, aż w końcu to ona opuściła jego.
Nie spodziewał się tego. Nikt nie przewidział, że Mirella obudzi się w cudownym humorze. Wyglądała tak dobrze tego dnia; sama mówiła, że czuła się znakomicie.
Dwa dni temu poświęciła każdemu, choć trochę czasu, bo chciała nadrobić dni, w których nie mogła się nawet ruszyć. Rozmawiała, śmiała się, a nawet zaśpiewała z Samem jakąś głupią piosenkę, która wpadła im w ucho.
Wieczorem zaciągnęła Lokiego na taras, aby oglądać gwiazdy i spędzili tam całą noc. Rozmawiali, aż zasnęła.
Jednak nad ranem Mirella już się nie obudziła.
Loki obejmował jej ciało, wpatrując się we wschód słońca, aż w końcu znalazł ich Bucky. Tak bardzo nie chciał jej puszczać...
- Widzę, że jednak przyszedłeś - usłyszał za sobą.
Nie obejrzał się, ale kątem oka widział, jak Bella wstaje z miejsca i wychodzi z sali. Jej miejsce chwile później zajął Stark.
Żaden się nie odezwał. Żaden nie wiedział, co możnaby powiedzieć. Po kilku minutach ciszy Tony w końcu uniósł wzrok i spojrzał na plakietkę, której tak intensywnie przyglądał się kłamca.
"Myślałam, że to ja pomagam jemu, ale to on uratował mnie."
- Nie rozumiem, jak mogła myśleć, że w jakikolwiek sposób to ja uratowałem ją - odezwał się w końcu.
Notatka sama w sobie była emocjonalna dla każdego, kto znał Mirelle, jednak tylko Loki wiedział jak powstał obraz, do którego została przypisana.
Portret miał czarne tło i plamy po kolorowych farbach. To było to samo płótno, w które rzucała farbą, gdy miała swoje załamanie. Tamtego dnia dowiedziała się o ostrym nawrocie, wykrzyczała swoje emocje, rzucając farbą, a następnie przemieniła je w portret kłamcy. Nikt poza nim nie wiedział, jak powstał ten portret i nikt poza nim nie rozumiał, jak głębokie znaczenie miało.
- Powiedziała ci kiedyś, dlaczego zaczęła palić? - odpowiedział mu w końcu Tony.
Kłamca zmarszczył brwi i zaprzeczył, kręcąc głową. Zawsze myślał, że był to po prostu zły nawyk, który przyśpieszył jej śmierć. Każdy miał jakieś uzależnienie i dla Mirelli były to papierosy.
- Zabrałem ją z T.A.R.C.Z.Y. po wybuchu, który zabił jej rodziców. Nigdy tego nie zbadaliśmy, ale podejrzewam, że miała depresje. Nie żyła, ale egzystencjonowała - oznajmił, pociągając nosem i ocierając twarz ręką. - Nie umiała tego zakończyć, więc zaczęła palić. Doskonale wiedziała, że to może pogorszyć jej stan zdrowia. Papierosy były jej powolnym samobójstwem.
Loki odwrócił się w stronę wynalazcy, doszukując się jakiegoś kłamstwa. Jego słowa nie mogły być prawdziwe, bo przecież jak wiecznie uśmiechnięta Mirella mogłaby chcieć swojej śmierci?
- Prawie jej się to udało, wiesz? Doprowadziło to do jednego z najgorszych ataków, jaki miała, a lekarze ledwo przywrócili jej prace serca - opowiadał dalej, patrząc na obraz Mirelli i Lokiego. - Nie jestem pewien, co się zmieniło, ale potem obudziła się jako kompletnie inna osoba. Zaczęła się uśmiechać i z nami rozmawiać. Zaczęła żyć, ale nadal paliła, ukrywając się po kątach.
- Nie jestem pewien...
- A potem pojawiłeś się ty - przerwał mu Stark, patrząc prosto na niego. - Nie wiem, czy paliła, bo dalej chciała to zakończyć, czy najzwyczajniej w świecie uzależniła się od nikotyny. Wiem tylko tyle, że przyszedłeś do naszego domu i Mirella nagle chciała rzucić to cholerstwo. Nigdy wcześniej nawet nie próbowała, a przy tobie... Uh... Najwyraźniej dałeś jej coś, co uznała za warte walki.
Loki nie mógł uwierzyć, że dla kogokolwiek był tak ważny. Nie umiał dopuścić do siebie myśli, że tak bardzo wpłynął na czyjeś życie. To on dał nadzieje jej? O nie, to ona nauczyła jego doceniać małe rzeczy. To ona pokazała mu, że było warto. Nie na odwrót.
Miliarder wstał z pufy i zrobił kilka kroków w stronę wyjścia z sali. Loki przez chwile myślał, że został sam, gdy zza pleców usłyszał głos.
- Nie przepadam za tobą, ale dziękuje, że dałeś jej to, czego ja nie mogłem.
W końcu został sam. Spokojnie rozglądał się po całej sali i w końcu zauważył rzeczy, na które wcześniej nie zwrócił uwagi. Wcześniej nie skupił się na muzyce, która wydobywała się z głośników. Od razu poznał jedną z ulubionych melodii, przy której lubiła malować. Zorientował się w końcu, że siedział na pufie wielkości ławki, która była jaskrawo żółtego koloru. Identyczna jak kanapa w jej mieszkaniu. Rozpoznał też zapach kadzidełek, których używała przy medytacji.
Powoli wstał i wyszedł z sali. Przeszedł po korytarzach muzeum, podziwiając dzieła namalowane jej ręką.
- Wracasz z nami do domu?
Zerknął przez ramie na Natashe i wrócił wzrokiem do krajobrazu Asgardu, który Mirella namalowała kiedyś z opowieści Lokiego. Westchnął lekko, przytakując i ruszył w jej stronę.
Przy wejściu czekała już cała grupa. Z załzawionymi oczami spoglądali jeszcze na obrazy wiszące dookoła. Posłali mu lekkie uśmiechy, gdy zobaczyli, jak szedł razem z agentką u boku.
Powolnym krokiem wychodzili z budynku, kierując się do aut, które czekały na nich przed wejściem. Odczekał, aż wszyscy zajmą swoje miejsce i zatrzymał się w pół kroku, gdy nadeszła jego kolej. Oglądnął się ostatni raz w stronę muzeum, aż w końcu wsiadł i ruszyli odjeżdżając od wszystkiego, co zostawiła po sobie Mirella.
Miał tylko nadzieje, że gdy przyjdzie odpowiednia pora jego Mirella będzie na niego czekać po drugiej stronie, tak jak obiecała.
Nie wiecie, jak ciężko było mi napisać ten ostatni rozdział. Podchodziłam do niego kilka razy i praktycznie wszystko od razu usuwałam. Za każdym razem coś mi nie pasowało, aż w końcu stanęłam na tym, co tutaj przeczytaliście. Mam nadzieje, że nie zawiodłam Was końcówką i podobała Wam się historia Lokiego i Mirelli.
Od razu chciałabym Was zaprosić do nowego opowiadania "Show me more" z Buckym, które znajdziecie na moim profilu. Już niedługo pojawi się tam pierwszy rozdział i mam nadzieje, że kogoś zainteresuje nowa historia.
Dziękuje za każdą gwiazdkę i komentarz, ale najbardziej doceniam fakt, że wytrwaliście ze mną do końca tej opowieści 💚
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro