Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rσzɗziɑł 31


Loki nigdy wcześniej nie czuł się tak bezradny.

Nie zliczyłby, ile razy wygrywał walki z wrogiem atakującym Asgard. Nie umiałby powiedzieć, ile razy dzięki swojej inteligencji wybrnął z kłopotów. Tyle razy udało mu się znaleźć wyjście z krytycznych sytuacji, ale nigdy wcześniej nie czuł się tak bezradny, jak wtedy, gdy obserwował ją w dzień świąt. Jego Mirella powoli zanikała.

Dziewczyna w pełni pochłonięta pracą nad dzbankami nawet nie wyczuła jego wzroku. Przygryzała policzek, nachylając się nad tą dziwną maszyną, która kręciła gliną i delikatnymi ruchami poprawiała kształt.
Czasami kręciła głową w rytm muzyki, która wydobywała się z głośników, ale przerywała, gdy za bardzo się rozproszyła. Od czasu do czasu odchylała głowę na bok, aby upić łyk kawy przez słomkę.

Siedziała tak od rana, próbując wyrobić się ze wszystkim do wieczora.

- Powinnaś coś zjeść - oznajmił, odkładając książkę na bok. Może i trzymał ją w rękach, ale ledwo przeczytał kilka rozdziałów.

- Nie teraz - wymamrotała, mrużąc oczy.
Obserwował, jak po chwili namysłu przytaknęła głową. Strzeliła palcami u rąk i powolnymi ruchami zaczęła zataczać koła wokół swojego dzieła. Delikatne płomyki wydobywające się z jej dłoni nadawały ostateczny kształt naczyniom.

- Nie jadłaś nic od rana - ciągnął dalej temat. Przez cały dzień przypominał jej o jedzeniu, lecz za każdym razem go zbywała. W pewnym momencie miał dość i sam zrobił jej kanapki. Nie było to jakieś wybitne dzieło, ale chciał, żeby coś zjadła, choćby kilka gryzów kromki chleba z serem. Jednak obie kanapki nadal leżały w tym samym miejscu, gdzie je zostawił. Zrobiła może dwa gryzy, po czym wróciła do swojego zajęcia.

- Nie jestem głodna - westchnęła. Może i nie widział dokładnie jej twarzy, ale był pewien, że przewróciła oczami.

Zacisnął usta, poddając się i wrócił do czytania. Okazjonalnie podnosił wzrok, aby zobaczyć jak jej idzie malowanie nowo zrobionego kubka.

Siedzieli tak przez kolejne kilka godzin, w ciszy i spokoju, po prostu ciesząc się swoim towarzystwem.

Jednak w końcu wybiła godzina osiemnasta i musieli się przygotować.
Dalej siedziała w pełni skupiona na pakowaniu naczyń, więc ostrożnie do niej podszedł, nie chcąc jej przestraszyć.

Odchrząknął, aby uświadomić ją o swojej obecności, jednak ani drgnęła. Zaśmiał się cicho i delikatnie położył rękę na jej ramieniu. Wzdrygnęła się, natychmiast obracając głowę w jego stronę.

- Spóźnimy się - oznajmił, kiwając głową w stronę zegara. Mirella zmarszczyła brwi, jakby nie wiedziała, o co mu chodziło.

- Pepper nas zabije, jeśli nie będziemy u nich za dwadzieścia minut - powiedział, widząc jej zdezorientowany wzrok. W odpowiedzi zamrógała kilka razy powiekami, zerknęła na ręce, w których trzymała zapakowany prezent i w końcu przytaknęła.

Powoli wstała i skierowała się w stronę sypialni, lecz Loki ją zatrzymał, chwytając delikatnie za rękę.

- Wszystko w porządku? - zapytał, unosząc brew.

- Znajdę jakąś ładną sukienkę i możemy iść.

- Przygotowałaś już sobie zieloną sukienkę z samego rana. Położyłaś ją na łóżku - przypomniał jej.

- Oh! Faktycznie! Dzięki za przypomnienie - zaśmiała się. Stanęła na palcach, ucałowała go w kącik ust i pobiegła się przebrać.

Loki zmarszczył brwi, zacisnął lekko usta i machnął nadgarstkiem, zmieniając swoje ubranie na czarny garnitur. Miał wrażenie, że coś było nie tak, ale z drugiej strony może za bardzo się doszukiwał problemów?

Udało jej się wyrobić w czasie, a nawet mieli w zapasie kilka minut. Miała na sobie prostą sukienkę do kolan, z bufiastymi rękawami i odsłoniętymi ramionami. Nie miała na sobie wiele ozdób, a jedynie czarną wstążeczkę w pasie.

Loki nie umiał oprzeć się wrażeniu, że materiał na niej wisiał. W ostatnich dniach Mirella schudła, a jej kości były bardziej widoczne. Właśnie dlatego martwił go jej brak apetytu, lecz nie mógł jej wmuszać na siłę posiłków.

- Podpisałam wszystkie prezenty od naszej dwójki - oznajmiła, trzymając w rękach trzy kwadratowe pudełka i jedno duże prostokątne. Loki niósł całą resztę.

- Nie rozumiem dlaczego. Nawet nie wiem, o co chodzi w tych całych świętach - zadrwił. - Idę tam tylko ze względu na ciebie.

- I bardzo to doceniam - uśmiechnęła się uroczo w jego stronę. Westchnął lekko i odpowiedział jej uśmiechem, gdy szturchnęła go delikatnie łokciem.

W końcu zjechali na odpowiednie piętro i od razu powitały ich piękne zapachy. Wokół rozlegała się melodia, którą w ostatnich dniach słyszał wiele razy. Okazało się bowiem, że Mirella uwielbiała świąteczne piosenki i praktycznie każdą znała na pamięć. Nie potrzebowała nawet melodii płynącej z głośników, po prostu nuciła je sobie pod nosem praktycznie cały czas.
Miał wrażenie, że sam znał już cały tekst do Last Christmas.

- Um... Pierniki - zachwyciła się, wychodząc szybko z windy. Uniósł kącik ust, widząc jej dziecięcą radość i ruszył za nią.

- Dobrze, że już jesteście. Pepper już chciała wysyłać po was Bucky'ego - powitał ich Tony, podając kieliszki ajerkoniaku. - Tylko nie przeginaj z procentami, Ella.

- Hah, bardzo śmieszne, naprawde - zadrwiła, po czym wymownie spojrzała na pakunki w swoich rękach.

- A no tak! Z tym idźcie pod choinkę.

Oboje przewrócili oczami na miliardera i ruszyli w stronę ogromnej choinki. Ozdoby wisiały na niej bez ładu i składu, ale nikogo to nie dziwiło. Ozdabiali ją całą grupą i każdy chciał powiesić coś w innym kolorze lub w innym miejscu. Na drzewku panował kolorowy chaos, ale miało to swój urok.

- Połóż je delikatnie - upomniała go, zanim jeszcze miał okazje zbliżyć się do masy prezentów na podłodze.

- A już miałem nimi rzucać - westchnął teatralnie. Posłała mu gniewne spojrzenie, na co tylko się zaśmiał.

- Ella, chodźcie już do stołu! - krzyk Pepper rozniósł się po apartamencie.

Złączyła ich dłonie i zaprowadziła w kierunku obficie zastawionego stołu, przy którym już wszyscy siedzieli. Posłała wszystkim piękny uśmiech i usiadła na wolnym krześle, ciągnąc za sobą kłamcę. Czekały tam już na nich kieliszki, które wcześniej chciał im dać Tony.
Zaczęło się od życzeń, które były składane przez wszystkich, aż w końcu zabrali się za jedzenie.

Przy stole zagościł spokój, choć czasami przekrzykiwali się między sobą lub wybuchali śmiechem. Było głośno, ale radośnie. Rozmowy i żarty cieszyły Mirelle, a skoro ona miała na twarzy uśmiech, to Loki również był zadowolony.

Dziewczyna nie mogła opanować ekscytacji, gdy w końcu nadeszła pora na rozpakowanie prezentów. Nie chodziło jej o to, co ona mogłaby dostać; nie mogła doczekać się reakcji na prezenty, które robiła od rana.

Siedzieli w salonie, ze śmiechem i żartami rozpakowując prezenty. Mirella nie mogła się nacieszyć słysząc podziękowania. Każdy z grupy dostał jakiś wazon, kubek czy nawet talerz. Kogoś z zewnątrz może nie ucieszyłyby takie prezenty, ale mieszkańcy tamtej wieży darzyli szacunkiem każdy jej podarunek. Wkładała mnóstwo miłości w każde dzieło, malunek czy szkic i oni to doceniali. Doceniali fakt, że dawała im coś od serca coś, co mogło im o niej przypominać, gdyby kiedyś przegrała swoją walkę.

- Mam też coś dla ciebie - oznajmiła nieśmiało w stronę kłamcy. Uniósł zdziwiony brew, gdy podała mu prostokątny pakunek.

Niepewnie rozdarł kolorowe opakowanie i zerknął na obraz. W ozdobnej złotej ramie namalowany był portret jego matki. Frigga w całej swojej chwale patrzyła na niego z lekkim uśmiechem.

- Pokazałeś mi jej iluzję tylko raz, więc malowałam z pamięci, ale starałam się zachować wszystkie szczegóły. Chociaż pewnie i tak coś pomieszałam. Wiem, że za nią tęsknisz, więc chciałam...

- Dziękuje - przerwał jej monolog. Zamrugał kilka razy i w końcu spojrzał w jej stronę. Przysunął ją do siebie ramieniem, delikatnie przytulając i złożył pocałunek na jej czole.

Nie umiał uwierzyć, że specjalnie dla niego namalowała portret Friggi. Niektóre szczegóły się nie zgadzały, tak jak sama powiedziała, jednak całokształt był imponujący. Pokazał jej iluzje królowej tylko raz, gdy opowiadał o swojej rodzinie, a ona postanowiła upamiętnić jedną z nielicznych osób, które tak cenił. Była wspaniała.

Mirella nie skupiała się aż tak na podarunkach, które dostała. Oczywiście ceniła każdy z osobna, w końcu dostała je od swojej rodziny, lecz bardziej zależało jej na ich towarzystwie w tamten piękny wieczór.

Raczej nie była osobą wierzącą, ale uznawała święta za tradycję rodzinną. Spokojny wieczór spędzony z osobami, na których jej zależało.

Rozglądała się po pokoju, na każdym z osobna zawieszając wzrok na kilka sekund. Otaczali ją najbliżsi i chciałaby, aby tamten radosny moment trwał wiecznie, jednak to było niemożliwe. Tamtego dnia podjęła już ważną decyzję.

- Wszystko w porządku? - zapytał cicho Loki, widząc jej zamyśloną minę. Otrząsnęła się i spojrzała w jego stronę. Już miała coś odpowiedzieć, gdy po pokoju rozniósł się delikatny odgłos. To Tony stukał łyżeczką po kieliszku, który trzymał w ręce.

- Chciałbym coś ogłosić, skoro już jesteśmy tu wszyscy razem - zaczął, przysuwając do swojego boku Pepper. - Oficjalnie zapraszamy was na nasz ślub.

W pokoju zagościła kompletna cisza, jakby nikt do końca nie mógł uwierzyć miliarderowi. Gratulacje rozległy się dopiero wtedy, gdy Pepper wyciągnęła dłoń przed siebie, ukazując diament na swoim palcu.

Każdy z osobna gratulował parze, podczas gdy Mirella siedziała w ciszy na swoim miejscu. Loki posłał jej pytające spojrzenie, jednak nic mu nie wyjaśniła.

Para w końcu zauważyła milczenie dziewczyny. Nagle cała uwaga była skupiona na niej, jako że nikt nie był pewien jej reakcji. Spodziewali się raczej radości, a nie kompletnej ciszy, w dodatku ze łzami w oczach.

- Ella? - zapytała niepewnie Pepper.

Dziewczyna jakby w końcu ocknęła się z transu i otarła szybko oczy.

- Przepraszam - wymamrotała, po czym odchrząknęła, aby pozbyć się guli w gardle. - Ciesze się, że w końcu zdecydowaliście się na ślub. Gratulacje!

Pepper zerknęła na swojego narzeczonego, który lekko przytaknął i podeszła do dziewczyny.

- Chciałabym, żebyś stała u mego boku tego dnia - uśmiechnęła się. - Zostaniesz moją druhną, Ella?

Niestety ponownie nie otrzymali tak entuzjastycznej odpowiedzi, na jaką liczyli. Dziewczyna zagryzła wargę i spojrzała w górę, próbując pozbyć się łez, które zebrały się w jej oczach.

- Nie mogę ci tego obiecać, wiesz o tym - odpowiedziała łamiącym się głosem.

Mirella cieszyła się nowiną i naprawdę była z nich dumna, jednak zdawała sobie sprawę, ile trwały przygotowania do tak wielkiej imprezy. Wiedziała, że ludzie ustalali tą ważną datę na rok czy nawet dwa po zaręczynach. Mirella nie miała tyle czasu. Cieszyła się ich szczęściem, ale ogarnął ją wielki smutek i poczucie winy, bo wiedziała, że nie miała szans na uczestniczenie w tak ważnej uroczystości.

- Chcemy się pobrać w dniu twoich urodzin - poinformował Tony, siadając tuż obok niej. - Mała ceremonia, tylko dla najbliższych. Chcemy, żebyś była wtedy z nami.

- W Sylwestra? Przecież to za kilka dni...

- Chcemy żebyś była wtedy z nami - powtórzyła Pepper.

Pokiwała szybko głową i od razu przytuliła parę. Cieszyła się ich szczęściem, naprawdę. Była też wdzięczna, że pomyśleli o jej stanie i chcieli zorganizować wszystko jak najszybciej. Ulżyło jej, gdy usłyszała datę, bo oznaczało to, że miała szanse uczestnictwa w tak ważnym wydarzeniu.

Jednak trochę popsuło to jej plany, które najwyraźniej musiała zmienić.

Przez resztę wieczoru była trochę za spokojna co Loki oczywiście zauważył. Reszta była pewna, że dziewczyna była po prostu zmęczona, w końcu takie były skutki uboczne chemioterapii. Jednak kłamca czuł, że było coś nie tak.

Mirella wyczuła jego wzrok i złączyła ich dłonie, wstając z kanapy.

- Muszę się przewietrzyć - oznajmiła trochę głośniej, aby reszta się nie zamartwiała. Posyłali jej uśmiechy i kiwnięcia, gdy ciągnęła za sobą boga kłamstw.

Chłodny wiaterek powitał ich od razu po wyjściu na zewnątrz, ale z wiadomych względów żadne z nich tego nie odczuło. Wzięła głęboki wdech, podchodząc do barierki i spoglądając na miasto.

Mnóstwo kolorowych światełek i biały puch leżący dosłownie wszędzie bardzo ją uspokajał. Lubiła, gdy miasto po zmroku robiło się ciche, a na ulicach praktycznie nie było ludzi.

- Co się dzieje? - zapytał, stając tuż za nią. - Czuje, że coś jest nie tak.

Odwróciła się w jego stronę, opierając plecy o barierkę i oplatając ręce wokół jego talii. W jej oczach było coś, co zaczynało go niepokoić.

- Dużo dzisiaj myślałam...

- Czy przypadkiem twoje powiedzenie tego nie zabrania? - przerwał jej z uśmieszkiem.

- Loki.

- Zaczynasz mnie martwić - oznajmił, słysząc jej ton głosu.

- Dużo dzisiaj o tym myślałam i podjęłam decyzje. Chciałam wam dzisiaj powiedzieć, ale Tony i Pepper szykują się do ślubu, więc muszę zmienić plany, ale...

- Mirella.

Przerwała swój słowotok i przymknęła na chwile oczy. Po kilku długich sekundach w końcu otworzyła powieki i spojrzała prosto w jego oczy.

- Chce zrezygnować z dalszej chemii.

- Co? - wydukał, zszokowany.

- Loki...

- Powinniśmy już wracać. Ewidentnie jesteś zmęczona i musisz odpocząć - mówił, próbując zaciągnąć ją z powrotem do środka.

- Loki.

- Czy ty w ogóle siebie słyszysz? Zdajesz sobie sprawę, że tylko chemia jest w stanie ci pomóc i...?!

- Loki! - podniosła głos, chcąc go uciszyć. Położyła dłonie na jego policzkach, chcąc skupić na sobie jego uwagę.

Ruszała kciukiem, delikatnie kreśląc wzroki na jego policzku, licząc na to, że trochę go to uspokoi. Uniosła lekko kącik ust, gdy położył swoje dłonie na jej i lekko uścisnął.

- Terapia już mi nie pomaga, Loki, czuje to. Chce spędzić ostatnie dni swojego życia, będąc przy was wszystkich, a dalsze leczenie tylko mi zaszkodzi - wyszeptała.

- Nie rozumiem. Nie rozumiem dlaczego... - mamrotał, kręcąc głową. Dlaczego? Dlaczego chciała zrezygnować z jedynej rzeczy, która miała szanse jej pomóc? Czemu chciała zaprzepaścić tyle czasu leczenia?

- Źle się czuje, Loki. Po każdej terapii jestem tak zmęczona... Zaczynam zapominać najprostsze rzeczy - tłumaczyła mu spokojnie. - Mam wrażenie, jakby mój umysł był zamglony. Nie chce tak spędzać swoich ostatnich dni. Chce spędzać czas z ukochanymi, nie przysypiając na twoim ramieniu. Nie chce zastanawiać się nad tym, jak ktoś ma na imię, bo moja pamięć nagle zaczęła szwankować. Chce... Chce zakończyć swoje życie z, chociaż odrobiną godności.

Oparł swoje czoło o jej, przymykając oczy i próbując przyswoić nowe informacje. Wiedział, o czym mówiła, widział każdą z tych rzeczy. Zauważał, gdy w trakcie rozmowy nagle kręciła głową i przymykała powieki, próbując sobie przypomnieć jakiś szczegół. Zdawał sobie też sprawę, jak zmęczona była, w końcu to on zanosił ją do łóżka, gdy zasypiała na kanapie. Wiedział, że jadła coraz mniej, a jej kości były coraz bardziej widoczne. Widział te wszystkie rzeczy i rozumiał, o co jej chodziło.

Jednak czy mógł tak po prostu pozwolić jej na zaprzestanie walki o swoje życie?

- Taki był mój plan, ale dzisiejsza nowina trochę go zmieniła - odezwała się, po długiej ciszy. - Skończę z chemią dzień przed ślubem. Chciałam, żebyś jako pierwszy dowiedział się o moim wyborze.

Wybór. To była jej decyzja, a on mógł ją tylko wspierać. Mógł dla niej zrobić chociaż tyle.

Przytaknął lekko, na co od razu się uśmiechnęła.

- Dziękuje.

Stali tak dość długo. W ciszy i spokoju, po prostu ciesząc się swoim towarzystwem. Z jednej strony słyszeli dźwięki miasta, a z drugiej przytłumione rozmowy ze środka wieży. Nie obchodziło ich ani to, ani tamto.

W końcu jednak musieli wrócić do reszty, aby nie wzbudzać niepotrzebnych podejrzeń. Mirella posłała mu ostatnie spojrzenie, które od razu zrozumiał. Miał zachować tamtą rozmowę dla siebie.

- Gołąbki wróciły! - krzyknął zadowolony Sam. Z ogromnym uśmiechem wskazał w ich stronę, lecz po sekundzie uniósł dłoń trochę wyżej. Zdezorientowana para uniosła wzrok i zauważyli roślinkę wiszącą tuż nad wyjściem na balkon.

- Jemioła - zaśmiała się cicho. Nie minęła chwila, a stała na palcach całując kłamcę, jakby jutra miało nie być.

- Hej, hej! Nie chce tego widzieć!

Głos miliardera rozniósł się po pokoju, przez co dziewczyna odsunęła się rozbawiona od Lokiego. Przewróciła oczami i ruszyła w ich stronę, dołączając do rozmowy jak gdyby nigdy nic.

Loki obserwował to wszystko z boku patrząc, jak żartobliwie dogryzała Clintowi.

Nie umiał się oprzeć wrażeniu, że radosne iskierki w jej oczach nie były takie jak zwykle. Jej brązowe tęczówki były jak dogasający ogień w kominku. Miękkie i ciepłe.

Z biegiem czasu ostatnia iskierka w jej ciele miała zgasnąć, zostawiając po sobie tylko popiół.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro