Rσzɗziɑł 3
Wracali właśnie Quinjet'em z misji. To miała być niedawno odkryta baza Hydry, gdzieś w lasach Syberii. Organizacja powoli i po cichu wracała, a T.A.R.C.Z.A. chciała pozbyć się problemu, zanim przybierze na sile.
To miała być prosta sprawa; rozejrzeć się, zdobyć informację i zniewolić nielicznych agentów, którzy mieli być na miejscu. Słowo kluczowe: nieliczni.
Okazało się, że świeżo zbudowana baza, nie była zostawiona w rękach kilku osób. Gdy tylko wlecieli na ich teren, już na wstępie zaatakowało ich kilkanaście agentów. W środku było ich około dwustu, może trochę więcej. Po kilku godzinach w końcu wygrali. Niektórzy zostali zabici, inni zniewoleni, ale wszelkie informacje o przyszłości organizacji zostały wyczyszczone z komputerów. Nie zdobyli żadnych nowych informacji.
- Naprawdę dobrze się spisałeś.
Spojrzał w stronę głosu. Steve Rogers z uśmiechem poklepał go delikatnie po ramieniu. Czarnowłosy w odpowiedzi kiwnął głową i usiadł na swoim miejscu. Jak najdalej od reszty.
W głowie Lokiego od razu pojawiło się wspomnienie, jak obronił blondyna, który dopiero co go pochwalił.
Wszyscy byli zajęci, każdy walczył co najmniej z kilkoma agentami naraz. Ludzi z wrogiej organizacji było więcej, niż przypuszczali, a przybywało ich jeszcze więcej. Nikt tego nie zauważył, oprócz boga kłamstw, ale na Kapitana Amerykę biegła kolejna grupa. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że w dwie osoby trzymali ogromną broń, która nie wyglądała na ziemską. Miał wrażenie, że przypominała mu broń Chitauri, lecz trochę zmodyfikowaną.
Wręcz bohatersko udało mu się obronić Rogersa przed niewątpliwie nieprzyjemną raną, jaką pozostawiłaby ta broń.
Tylko że Loki nie był bohaterem.
Przez całą drogę powrotną, a dłużyła się ona niemiłosiernie, nie zmrużył oka ani na chwile. Reszta drużyny zdołała znaleźć sobie jakieś wygodne miejsce i próbowali zregenerować siły, poprzez sen. Ostał się tylko on i Natasha, która siedziała w fotelu pilota. Barton zaproponował, by włączyli autopilota, lecz rudowłosa kobieta twierdziła, że nie była zmęczona.
Miał więc czas, by rozmyślać. Siedział samotnie, z dala od innych, wpatrzony w ścianę maszyny.
Kilka miesięcy temu atak na New York zrobił z niego złoczyńcę. Przez ostatnich kilka tygodni, mimo wyjaśnienia całej sytuacji, nadal był tak traktowany. Dzisiaj uratował jednego mężczyznę, który najpewniej wyzdrowiałby dużo szybciej niż normalny człowiek, i nagle był wychwalany przez resztę drużyny.
Czy naprawdę wystarczył jeden zły ruch, by stwierdzić, że ktoś jest złoczyńcą i jeden dobry, by uznać kogoś za bohatera?
Czy ludzie naprawdę widzieli tylko czerń i biel? Gdzie w tym wszystkim podziała się szarość, którą tak dobrze znał?
- Loki, podejdziesz tu na chwilę?
Nawet nie musiał się zastanawiać. Zrobiłby wszystko, żeby tylko zająć swój umysł czymś innym.
Ruszył w stronę kokpitu, omijając śpiącego na podłodze Thora, i po chwili usiadł w siedzeniu obok Natashy.
- W czymś ci pomóc? - zapytał cicho, by nie obudzić reszty. Naprawdę modlił się do Odyna, by kobieta dała mu jakieś zajęcie. Zwariuje, jeśli ponownie zostanie sam ze swoimi myślami.
- Znam to spojrzenie. Wyglądałam na równie zagubioną po swojej pierwszej misji.
- Nie rozumiem, o co ci...
- Doskonale wiesz. Bycky wyglądał tak samo - przerwała mu spokojnym głosem. - Reszta może tego nie rozumieć, ale my znamy ten natłok myśli po pierwszej udanej misji.
- Możesz rozwinąć myśl? - zapytał po kilku sekundach ciszy. Jeśli nie miała zamiaru dać mu konkretnego zajęcia, to wykorzysta jej osobę do rozmowy.
Nie był typem człowieka, który dzielił się swoimi uczuciami, ale mógł posłuchać jej wyjaśnień.
Po prostu chciał, by debata w jego głowie ucichła.
- Z naszą przeszłością życie nie jest łatwe i nigdy nie będzie. Noc w noc będziesz pamiętać jakie krzywdy wyrządziłeś, tego nie można zapomnieć - jej głos był spokojny, ale wiedział, że to tylko iluzja. Natasha również nie należała do osób, które lubiły chwalić się uczuciami i myślami. Tacy już po prostu byli.
- Po pierwszej misji u T.A.R.C.Z.Y. myślisz, że to wcale nie jest lepsza opcja. W bazie na Syberii też umarli ludzie, więc zaczynasz się zastanawiać czym to różni się od twojego poprzedniego życia - westchnęła, jakby wspominając swój przypadek. - Odpowiedź jest dość prosta; tutaj masz wybór. Tutaj nie zabijamy bezmyślnie z zimną krwią. Tu staramy się uratować jak najwięcej, choć nie zawsze to wychodzi.
Oboje wpatrywali się w szybę, patrząc jak przelatują nad kolejnymi miastami.
Ta mała rozmowa nie pomogła mu ze wszystkim, ale lekko ukoiła jego umysł. Poczuł się odrobine lepiej wiedząc, że nie tylko on miał ten problem. Nie był jedyny.
- Pewna droga mi osoba zawsze powtarza, że myślę za głośno. Nigdy tego nie rozumiałam, aż do tej chwili - zaśmiała się.
W ostatniej chwili ugryzł się w język. Mógłby przysiąc, że słysząc znajome słowa chciał odruchowo przeprosić. Ta dziewczyna prześladuje go będąc nawet kilka tysięcy kilometrów dalej.
- Co powiesz na szybki kurs pilotażu?
W taki sposób jego głowa była zajęta zrozumieniem maszyny. Był skupiony na tym, by przypadkiem nie rozbić się w jakimś lesie. Jego irytujące myśli zniknęły i był za to wdzięczny.
Wrócili do wieży, gdy świtało słońce. Położeniem maszyny na lądzie zajęła się rudowłosa. Loki nie był gotowy po pierwszej lekcji zrobić tego bez problemowo.
Wszyscy od razu ruszyli do swoich pokoi, chcąc jak najszybciej zmyć z siebie bród i porządnie się wyspać. Ich sen nie trwał zbyt długo, gdyż po całym apartamencie rozniósł się pikający dźwięk.
Przez chwile myślał, że ktoś nastawił naprawdę głośny budzik, jednak hałas nie zniknął. Zostali zaatakowani?
Na wpół świadomy wyszedł z pokoju, by zobaczyć biegnącą Romanoff. Ruszył za nią, ale nie umiał ukryć swojego zdziwienia, gdy skończyli pod drzwiami do sypialni Starka. Na miejscu byli również Rogers i Barton, którzy dobijali się do jego drzwi.
- Stark, do cholery, wstawaj! - wrzeszczał łucznik, próbując wywarzyć drzwi. Miliarder miał naprawdę twardy sen.
Steve w końcu przebił się przez drzwi i wszyscy ruszyli budzić wynalazcę. Jedynie Natasha pobiegła w inną stronę, krzycząc, że idzie po Bruce'a.
- Lepiej, żebyście mieli naprawdę dobry powód, żeby mnie budzić - wymamrotał Tony, przecierając twarz rękami. - Nie będę tak przystojny, jak zawsze, jeżeli się nie wyśpię...
- Kod pomarańczowy, Tony! - krzyknął Clint, ściągając zaspanego mężczyznę z łóżka. Ten jakby dostał nowej dawki energii i natychmiast wybiegł na korytarz, mijając zdezorientowanego boga kłamstw.
- Co się dzieje? - zapytał, gdy koło niego pojawił się Thor.
- Kod pomarańczowy - odpowiedział, jakby to miało cokolwiek mu wytłumaczyć. Kod czerwony znał, oznaczał atak na wieże, ale pomarańczowy?
- Pożar.
- Powinniśmy jakoś pomóc? - zdziwił się, po tym, jak kiwnął głową. Blondyn poklepał go po plecach i ruszył przed siebie.
- Stark poradzi sobie z tym sam - stwierdził przekonany, po czym uśmiechnął się idąc dalej. - Czas na śniadanie! Już i tak nie zaznamy snu.
W tym przypadku musiał przyznać mu rację. Nie byłby w stanie zasnąć po takiej pobudce. W dodatku wiedza, że jakaś część wieży się paliła, wcale nie pomagała.
W kuchni zastali resztę drużyny, brakowało tylko Starka i Bannera. Loki od razu skierował się do expresu. Potrzebował kawy i to w tym momencie.
Podczas śniadania panowała nadzwyczajna cisza. Rzadko jadał posiłki z innymi, preferował zabrać talerz i wrócić do swojego pokoju, jednak był pewien, że z reguły rozmawiali podczas posiłków. Czyżby wszyscy byli nadal zmęczeni po nocnej misji?
Pił spokojnie kawę, uważnie obserwując swoich współlokatorów. Wszyscy wyglądali na zdenerwowanych. Niektórzy mieli nerwowe tiki. Noga Clinta skakała w górę i w dół, wystukując rytm na podłodze. Bucky bawił się palcami swojej prawdziwej ręki, a Natasha co kilka sekund zerkała w stronę windy, jakby na coś czekała.
Po zakończonym posiłku w końcu dołączył do nich Stark. Wyszedł ze stroju Iron Man'a, zostawiając go pośrodku korytarza, i usiadł widocznie zmęczony przy stole.
Loki od razu wyczuł zapach dymu papierosowego, co bardzo go zdezorientowało. Czyżby ktoś palił w nieodpowiednim miejscu i przypadkiem wywołał pożar? Na myśl od razu przyszła mu Mirella, lecz chyba nie mogła być tak głupia.
- Jak się czuje? - odezwała się jako pierwsza Natasha. Czy odpowiedniejszym pytaniem nie byłoby; jakie są straty? Co się zapaliło?
- Zmęczona. Zasnęła, gdy tylko udało nam się ugasić ogień - wymamrotał Tony, kradnąc jej kubek kawy.
To naprawdę wzbudziło ciekawość Lokiego. Chciał wiedzieć co się wydarzyło, lecz reszta miała inne plany. Stark jako pierwszy zauważył, że czarnowłosy chciał o coś zapytać i nie pozwolił mu dojść do słowa.
- Nie ważne. Kryzys zażegnany. Wracam do spania.
Z tymi słowami wyszedł z pomieszczenia. Reszta grupy, widocznie już rozluźniona, wróciła do swoich codziennych zajęć.
Czego nie chcą mu powiedzieć?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro