Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rσzɗziɑł 28


Tamtego dnia obudziła się we wspaniałym humorze. Wiedziała, że to czas na powrót na swoje piętro.

Miała wrócić do swojego mieszkania; do swojego wygodnego łóżka, do swojej kuchni (w której nie będzie aż tak pilnowana w kwestii diety) oraz do swojej pracowni. To był wspaniały dzień, aby mieć wspaniały humor.

Przynajmniej tak wyglądała do czasu terapii. Loki widział, jak chodziła z pięknym uśmiechem do czasu leczenia. Uśmiech z czasem zanikał za sprawą leków, które powoli niknęły w jej żyłach.

Ponownie wniknął w jej umysł, aby stworzyć złożoną iluzje muzeum Van Gogha w Amsterdamie. Spędzili tak co najmniej dwie godziny, aż byli zmuszeni przerwać. Mirelle ponownie dorwały skutki uboczne. Przerwali z powodu wymiotów, lecz nie minęło nawet kilka minut, gdy zauważyli kolejne.

W czasie trwania iluzji jej głowa nie do końca skupiała się na tym, co działo się z ciałem. Specjalnie starał się zmanipulować jej umysł, aby nie zwracał uwagi na ewentualny dyskomfort w czasie chemioterapii. Jednak po zakończeniu iluzji od razu była świadoma wszelkich problemów.

- Wszystko mnie boli - wymamrotała, wtulając się bardziej w koc. Dosłownie chwile po zwróceniu wcześniejszych posiłków, żaliła się na temperaturę. Było jej zimno, więc zarzucili na nią gruby koc.

- Ból mięśni? - zapytał zaalarmowany Bruce. Od razu wcisnął mały guziczek na stole, a następnie sięgnął po długopis i zanotował informacje. Góra notatek z dnia na dzień rosła, gdy Banner zapisywał kolejne kartki z informacjami o jej stanie.

Lekko przytaknęła głową, lecz skrzywiła się, ewidentnie czując ból przy ruchu. Była zbyt zmęczona, aby rozmawiać i zbyt obolała, aby się ruszać.

- Jestem! - krzyknął zdyszany Tony na wejściu. Bruce zaalarmował go, gdy tylko usłyszał słowa Mirelli.

- Co się stało? Co się dzieje? Czemu nie zawołaliście lekarza? - rzucał pytaniami na lewo i prawo, próbując w tym czasie zetrzeć smar z policzka. Był w trakcie pracy nad zbroją, gdy Bruce wysłał sygnał.

- Spokojnie - zaopanował Bruce. - Wymioty, ochłodzenie organizmu i bóle mięśni.

- Nigdy wcześniej nie miała bólu mięśni.

- Dlatego chciałem, żebyś przyszedł - wetschnął naukowiec, szukając coś w notatkach. - Ledwo może kiwnąć głową, a nie możemy jej dać leków przeciwbólowych...

- Będą kolidować z chemią - dokończył Tony, wpatrując się w kroplówkę. - Włączyliście funkcję podgrzania fotela?

Loki słuchał, jak oboje dyskutowali na temat rozwiązania problemu, ale nie wyglądało na to, aby coś wymyślili.

Kłamca spojrzał na wyczerpaną Mirelle i zacisnął usta. Udało mu się wślizgnąć rękę pod koc i odszukać jej dłoń. Widział, jak wzdrygnęła się, gdy tylko poczuła różnice temperatur ich ciał. Zaplótł swoje zimne palce z jej ciepłymi i posłał jej pocieszający uśmiech, gdy jej ciało przeszły dreszcze.

Wystarczyła chwila skupienia, aby ledwo widoczna zielona poświata otoczyła jej skulone ciało.

Westchnienie ulgi, zakończyło dyskusję i oboje spojrzeli w stronę pary. Brunetka z wytchnieniem przybliżyła się do kłamcy, przytulając się do jego ramienia. Ból był znikomy i bez problemów mogła odpocząć.

- Co zrobiłeś? - zapytał Tony, mróżąc oczy. Dopiero co Mirella ledwo mogła się ruszyć, a w tamtej chwili odprężona przysypiała na ramieniu kłamcy.

- Zabrałem jej ból - wyszeptał, nie chcąc jej przeszkadzać. Jednak Mirella twardo walczyła z opadającymi powiekami.

Chciała usłyszeć, co zrobił aby niekomfortowe uczucie zniknęło w sekundę. Dotyk Lokiego sprawił jej ulgę, jakiej nigdy wcześniej nie zaznała.

- Masz magię... Ty masz magię! - stwierdził miliarder. - Ulecz ją. Wylecz ją tą swoją zieloną mgiełką i skończmy z tym.

- Myślisz, że nie próbowałem? Jej ogień nie poddaje się moim umiejętnością - warknął zirytowany. - Ta iskra jest w każdej części jej ciała. Nie mogę tego usunąć bez pozbawienia jej życia.

Czy Stark miał go za idiotę? Czy naprawdę sądził, że Loki nawet nie pomyślał o takim rozwiązaniu?

Próbował i to nie raz, gdy zmęczona spała po całym dniu. Raz prawie mu się udało, lecz jej puls gwałtownie spadł i zniknął na całe pięć sekund, nim wycofał magię, a iskra wróciła. Ten ogień był w niej i był nią. Nie mógł pozbyć się czegoś, co było tak długo z nią związane.

Próbował.

Kolejnym jego pomysłem był Asgard. Przecież to oczywiste, że mają tam zupełnie inną technologię i wyszkolonych medyków. Jednak on sam został wygnany z królestwa do czasu odkupienia win. Kolejnym problemem był Odyn; nie pozwoliłby na pobyt kolejnej chorej midgardki z dziwną mocą. Ostatnia taka sytuacja zakończyła się śmiercią Friggi i wszechojciec nie wpuściłby Mirelli do swojego królestwa.

Nie wiadomo też jak jej ciało zareagowałoby na podróż Bifrostem.

- Moja magia nie działa na jej przypadłość. Nie działa.

- Dopiero co mówiłeś, że pomógł...

- Nie uleczyłem jej bólu, tylko go zabrałem - wymamrotał, mając nadzieje, że kobieta nie kontaktuje już ze światem.
Oczywiste jest, że jego życzenia były marną nadzieją. Brunetka wręcz odskoczyła od niego, gdy tylko zrozumiała jego słowa.

- Zwariowałeś?! - uniosła głos rozbudzona. Jednak nie krzyknęła tak głośno, jakby chciała, bo ból uderzył ją jak rozpędzone auto i skuliła się obolała na fotelu.

- Wracaj tu.

Pokręciła przecząco głową, ale Loki tylko przewrócił oczami i wcisnął się obok niej na fotel. Musiała zmienić pozycję, aby jej nie zmiażdżył i praktycznie siedziała mu na kolanach, gdy mocno objął ją w pasie, aby nie uciekła.

- Nie utrudniaj - wyszeptał, przymykając oczy.

- Nie pozwolę, żebyś brał mój ból na siebie - kłóciła się, gdy znowu poczuła ulgę. Prawda była taka, że czary Lokiego sprawiły jej ogromną ulgę, ale nie chciała, aby cierpiał, by ona czuła się lepiej.

- Znosiłem gorsze rzeczy niż ból mięśni.

Jeszcze chwile się wierciła, ale w końcu poddała się wiedząc, że bożek nie odpuści. Był równie uparty co ona i czasami ją to irytowało. Nie miała sił, by się kłócić dalej, gdy była tak zmęczona. Po prostu chciała iść spać.

- Dziękuje - wyszeptała. Ucałowała delikatnie jego szczękę i wtuliła się wygodnie w jego chłodne ciało.

I choćby nie wiadomo jak Tony Stark próbował kłócić się z innymi; nie miał racji. Zaprzeczał, gdy ktoś tylko wspomniał o domniemanej relacji Mirelli i Lokiego, bo nie umiał reagować inaczej.

Kobieta przytulająca się do boga kłamstw w oczach miliardera była nadal nastolatką, którą przygarnął. Była dla niego małą, schorowaną dziewczyną, która nie zasłużyła na los, jaki ją spotkał.
Jednak dziewczyna, którą poznał dawno temu dorosła.

Choć przerażała go sama myśl o czymkolwiek między tą dwójką, to nie mógł nic zrobić.

Tony miał nadzieje, że brunetka tylko zaprzyjaźni się z bożkiem tak jak zrobiła to z Bucky'm, ale w tym przypadku nie skończyła tylko na tym. Mirella patrzyła na kłamcę w dziwny sposób. Przyjaciele nie patrzą na siebie w taki sposób i Tony Stark w końcu musiał to zaakceptować.

Pomimo skutków ubocznych leczenia i ogólnego zmęczenia, Mirella jako pierwsza była gotowa do wyjścia. Razem z Lokim przespali resztę terapii (Kłamca z lekkim dyskomfortem spowodowanym bólem), ale brunetka w moment się rozbudziła, gdy Bruce odłączył ją od kroplówki.

Była gotowa uciec z piętra szpitalnego w każdej chwili i nic nie mogło jej powstrzymać. Nawet Loki, który zacięcie próbował spać dalej na fotelu.

- Nie możemy pójść po tym, jak się wyśpimy? - mamrotał, przecierając twarz.

- Wyśpimy się na moim wygodnym łóżku - oznajmiła, wydostając się z jego uścisku. - Będziemy mogli tam spać, ile chcemy. Bez lekarzy i pielęgniarek wpadających bez pukania do pokoju.

Ledwo wstała jęcząc, gdy ból powrócił, ale zacięcie szła dalej. Chciała tylko wydostać się z tego cholernego szpitala.
Szurała nogami po podłogach wieży, aż dotarła do windy. Tam czekał już na nią Tony, a Loki dołączył chwile później.

- Tęskniłam za tą melodyjką - zażartowała, gdy tylko z głośników wydobyła się irytująca muzyka. Kłamca przewrócił oczami, słysząc jej słowa, ale posłał w jej stronę lekki uśmieszek.

Jazda w górę trwała chwilę. Cały ten czas Mirella podekscytowana opierała się o ścianę. Nie mogła się doczekać powrotu do swojego mieszkania, ale nadal była obolała i zmęczona. Nie mogła sobie pozwolić na entuzjastyczne zachowanie, gdy prawie zasypiała na stojąco.

Jej ukochane mieszkanie nie było takie, jakie je zostawiła. Nie było porozrzucanych ubrań i butów po podłodze. Ktoś posprzątał piętro po jej przygotowaniach do imprezy.

Uderzyła ją jednak zmiana w zapachach. Przez ostatnie dni była otoczona zapachami chemii i leków, ale w końcu wróciła do siebie i czuła zapach farby. W jej domu zawsze pachniało farbą.

- Tęskniłam za tym widokiem - westchnęła rozmarzona, patrząc na panoramę miasta. Udało im się zdążyć na zachód słońca, przez co widok był zjawiskowy.

- Jesteś u siebie, ale pamiętaj, że Jarvis będzie mieć na ciebie oko. Masz informować mnie o każdych niepokojących zmianach i...

- Wiem, Tony - przerwała mu z uśmiechem - Dziękuje.

Zarzuciła mu ręce na ramiona, przyciągając do siebie. Przytulił ją mocno i ucałował w skroń. Nadal nie bardzo pasowała mu myśl, że nie była już pod opieką lekarzy.

- Tęsknie za swoim dużym miękkim łóżkiem - wymamrotała, odsuwając się od niego. - Możesz śmiało wracać do swoich zajęć, Tony, my idziemy spać.

- Idziemy? - zdziwił się Loki. Miał wrażenie, że wyczerpanie Mirelli mu się udzieliło. Też miał ochotę w końcu zasnąć na wygodnym łóżku i nie wstawać przez tydzień. Jednak myślał raczej o swoim łóżku.

- Zdecydowanie - przytaknęła, ziewając. - Nie budźcie nas przez miesiąc...

Złapała kłamcę za rękę i ruszyła w stronę sypialni. Dosłownie padła na materac, nie zwracając uwagi na nic więcej. Loki zaśmiał się słysząc, jak coś mamrotała pod nosem i okrył ją kołdrą. Chwile później sam położył się na wygodnym łóżku. Była to miła odmiana po nocach spędzonych na fotelu ukradzionym z lobby. Oboje w końcu mogli zaznać spokojnego snu.

Tony patrzył, jak znikają w pokoju i przewrócił oczami, w końcu wracając do windy. Naprawdę już nic nie mógł z tym zrobić.

Właśnie tak minęły im prawie dwa dni. Mirella po ostatnim leczeniu wciąż miała obolałe ciało, w czym pomagał jej Loki. Praktycznie cały ten czas zabierał od niej ból, aby choć odrobinę jej ulżyć. Właśnie dlatego był zmęczony, natomiast brunetka była po prostu senna. Nadal odczuwała lekkie bóle w niektórych momentach, lecz głównie doskwierało jej zmęczenie. Po terapiach czasami miewała takie dni; spędzała wtedy cały czas na spaniu.

Przerywali swoją regenerację tylko na czas jedzenia. Ewentualnie, gdy ktoś przyszedł ich sprawdzić, ale mało z tego pamiętali. Po prostu przytakiwali. udając, że rozumieją bezsensowną paplaninę, którą słyszeli. Wracali do spania, gdy tylko ich gość zniknął.

Jednak w końcu odpoczęli na tyle, by wstać z łóżka i zacząć normalnie funkcjonować.

- Odespałam beznadziejne noce w sali szpitalnej, ale teraz muszę nadrobić jedzenie - oznajmiła, ruszając do kuchni.

Nie sądziła, że zatęskni za zwykłymi naleśnikami z czekoladą i owocami. W tamtym momencie był to dla niej rarytas, którego pielęgniarki jej odmawiały. Oczywiście miała ludzi po swojej stronie (Clint szmuglował dla niej niezdrowe, lecz dobre przekąski), ale jedzenie w pośpiechu nie było miłe.

Zaciągnęła więc Lokiego do pomocy i zrobili w końcu porządny obiad. Nie obyło się też bez dobrej kawy z posmakiem migdałów, do której tęsknił kłamca. W tle leciała muzyka, a oni zachowywali się, jakby taka była ich codzienność.

Mirella nie umiała zrozumieć, w którym momencie kłamca stał się nieodłączalną częścią jej życia.

Od początku chciała się z nim zaprzyjaźnić, jak zrobiła to z Bucky'm. Wiedziała, że oboje czuli się wyrzutkami całej grupy ze względu na swoją przeszłość i nie mogła na to pozwolić.
Rozumiała jak to jest, gdy człowiek jest więźniem swojego umysłu. Złe myśli umieją doprowadzić człowieka do okropnego stanu, a ona nie chciała, żeby ktokolwiek musiał przez to przechodzić.

Robiła wszystko, aby oboje czuli się dobrze. Chciała, żeby wiedzieli, że nie są samotni i miała nadzieje, że jej się to udało. Zaprzyjaźniła się z obojgiem i widziała jak powoli zmieniali się w weselszą wersję siebie.

Przyjaźń; tylko tego chciała, a jadnak z jednym z nich nie do końca to wyszło. Miała wrażenie, że z Lokim przekroczyła jakąś niewidzialną linię. Nie było to z dnia na dzień, jak to z reguły widziała w filmach. Nie umiała też wskazać momentu, w którym stwierdziła, że nie chce się już tylko przyjaźnić.

Dla niej cały ten proces był długi i zbyt pogmatwany, aby wskazać konkretny moment, w którym wszystko się zmieniło. Nie wiedziała kiedy, ale wiedziała, że zależało jej na nim bardziej niż powinno.

Jej jedynym problemem był fakt, że nie wiedziała, czy on też to czuł.

- Nie sądzisz, że jest jakoś dziwnie spokojnie? - odezwał się, gdy skończyli posiłek.

Siedzieli na kanapie, jedząc, oglądając telewizje i okazjonalnie wymieniając kilka słów. Jego pytanie skłoniło ją do zakończenia gonitwy myśli i skupieniu na tym, co się działo.

Za głośno myślisz, Mirella.

- Chyba masz racje? - zmarszczyła brwi, rozglądając się dookoła. - Nikt dzisiaj do nas nie przyszedł. Skończyli mnie niańczyć?

Jej pytanie wywołało u niego ciche parsknięcie. Było głupie, wiedziała o tym. Cała grupa zawsze będzie jej pilnować jak dziecka i nic nie mogło tego zmienić. Dlatego brak odwiedzin od choćby jednej osoby był dziwny.

- Jarvis? Co się stało z resztą?

- Niecałą godzinę temu wyszli na galę dobroczynną przygotowywaną przez burmistrza - odpowiedział od razu.

- I nic nie powiedzieli? - zdziwiła się, marszcząc brwi. Od kiedy zostawiali ją bez słowa? Zawsze żegnali się z nią przed każdym takim wyjściem i przed każdą misją.

- Powiadamiali was o tym wczoraj wieczorem oraz dzisiaj rano.

- Ooo... To wiele wyjaśnia...

- Rozmawialiśmy z kimś? - zdziwił się kłamca. Rękę dałby sobie uciąć, że przez ten czas spokojnie spali. Nie pamiętał, aby ktokolwiek przychodził na to piętro.

- To nie była rozmowa. Ktoś coś mówił, a ja przytakiwałam - zadrwiła. - Byłam śpiąca, jak mogli myśleć, że cokolwiek zrozumiem?

Ze śmiechem złapała pilot i zaczęła zmieniać kanały, aż w końcu natrafiła na relacje z gali. Większość fundacji wykorzystywała okres świąteczny do wystawiania wielkich imprez, które skutkowały dużym przypływem pieniędzy. Wiedziała, że Tony chętnie chodził na takie wydarzenia i wydawał sporo pieniędzy na rzeczy, które nie były mu potrzebne. Tak samo było przecież na poprzedniej gali; wydał masę pieniędzy na rzeźbę, choć mógł zakończyć licytacje na mniejszej kwocie.

Jej wzrok powędrował w stronę kamiennej postaci, która stała w rogu pokoju przy oknie. Mimo nagłego ataku dobrze wspominała tamten wieczór.
Żałowała tylko, że nie mogła zakończyć go w normalny sposób.

Loki jakby czytał jej w myślach (co wcale by jej nie zdziwiło) i pogłośnił telewizor. Bardzo dobrze było słychać grającą orkiestrę i ciche rozmowy wśród gości. Nim zdążyła się zorientować, złapał ją za rękę i podniósł z kanapy.

- Co ty robisz? - zaśmiała się.

Nie odezwał się, ale otoczyła ich dobrze jej znana mgiełka. To była tylko iluzja, ale czuła się, jakby znowu przygotowywali się do wyjścia. Miał na sobie czarny garnitur, a ona swoją piękną białą suknię z kwiatuszkami.

Radosny śmiech rozniósł się po pokoju, gdy złapał ją za ręce i zaczął z nią tańczyć w rytm muzyki.

Może to właśnie takie momenty sprawiły, że jej serce biło trochę mocniej?

Nie wiedziała. O matko... Tak wiele rzeczy nie wiedziała.

- Dziękuje - wyszeptała, nie chcą zakłócać spokojnej chwili.

- Za co? - zdezorientowany spojrzał w dół. Patrzyła na niego z tym swoim pięknym uśmiechem i radosnymi oczami.

Jej wzrok na sekundę powędrował w stronę jego ust, ale szybko wróciła do jego oczu.

Nie wiedziała, jak do tego doszło. Zorientowała się w sytuacji, dopiero gdy jego twarz była tuż przy jej. Nie ruszył się dalej, czekając na jej ruch.

Za głośno myślisz; to było jej motto od bardzo dawna i powinna się go trzymać.
Właśnie dlatego stanęła na palcach i złączyła ich usta.

Życie było zbyt krótkie, zwłaszcza jej, i nie mogłaby sobie wybaczyć, gdyby nie pocałowała go w tamtym momencie.




Wszyscy czekaliśmy na to dwadzieścia osiem rozdziałów. To bardzo dużo czekania jak na wspomnienie pierwszego pocałunku, a jednak xD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro