Rσzɗziɑł 16
Wymyśliła pieczenie ciasta czekoladowego. Mógł się tego spodziewać, a jednak nadal był zaskoczony, gdy zaciągnęła go do kuchni.
Okazało się, że tego samego dnia zdobyła od Belli przepis i chciała go przetestować.
Szło im na tyle źle, że co kilka minut dzwonili do właścicielki kawiarni, aby wspomogła ich radą. Po ponad godzinie, zmarnowanych kilogramach mąki oraz kilku zbitych jajkach leżących na podłodze, w końcu im się udało. Ciasto wylądowało w piekarniku.
Zrobiła im kawę i pozwoliła na kilkanaście minut przerwy, którą spędzili w całkowitej ciszy. Nie potrzebowali więcej słów tego dnia. Chcieli chwili ciszy, a towarzystwo drugiej osoby było miłym dodatkiem.
Niestety, ale ich odpoczynek nie trwał tak długo, jakby tego chciał. W końcu zmusiła go do sprzątania, które było potrzebne po malowaniu. Wspólnymi siłami pozbyli się brudnej foli, oczyścili wałki oraz pędzle i ustawili nowe meble w odpowiednich miejscach. Loki mógł i chciał użyć do tego swojej magii, ale Mirella kategorycznie mu tego zabroniła.
- Jeśli chcesz być dumny ze swojej pracy musisz w pełni doświadczyć wszystkiego, co było z nią związane - powiedziała pouczającym tonem, po czym skrzywiła się, patrząc na salon. - Nawet głupiego sprzątania, którego nikt nie lubi.
Ciasto było gotowe, gdy wszystko skończyli. Loki nawet nie próbował udawać; chciał kawałek czekoladowej słodkości, w końcu pomógł go upiec.
- To nie dla ciebie! - stwierdziła, uderzając jego dłoń szpachelką.
- Pomagałem je robić!
- W dobrym celu! - kłóciła się, dalej broniąc ciasto przyborem kuchennym. Zmarszczył brwi i ponownie spróbował dobrać się do deseru, ale ich małą wojnę przerwał głos Jarvisa.
- Nick Fury oczekuje na pańską osobę.
Kłamca westchnął, przymykając na chwile oczy. Kompletnie zapomniał, że T.A.R.C.Z.A. cały czas miała go na oku. Raz na jakiś czas Fury pojawiał się w wieży, aby sprawdzić, czy grupa bohaterów daje sobie radę z tym gorszym z braci.
Mirella ewidentnie chciała coś powiedzieć, gdy patrzyła na niego pytająco, jednak nie dał jej na to szansy. Bez pożegnania czy ostatniego spojrzenia, ruszył w stronę windy. Nie chciał jej w tamtej chwili tłumaczyć, że dyrektor organizacji sprawdzał go jak każdego innego przestępcę. To było upokarzające.
W szybkim czasie zjechał na odpowiednie piętro i skierował się do salonu, gdzie wszyscy już czekali. Jednym ruchem ręki pozbył się farby i resztek mąki ze swojej osoby i ruszył w ich stronę. Westchnął ostatni raz i usiadł obok Thora.
- Jak wygląda sytuacja?
Loki prychnął cicho, słysząc słowa czarnoskórego. Jego pytania zawsze brzmiały tak, jakby czekał na jakiś jego zły ruch, aby zamknąć go w celi i wyrzucić jedyny klucz do wulkanu. Kiedy w końcu zrozumieją, że kłamca nie budzi się z idealnym planem, by unicestwić ich wszystkich?
Chociaż…
- Zachowuje się bardzo dobrze i pomaga jak tylko może! - zapewnił bóg piorunów, klepiąc brata po ramieniu. Na litość Odyna, nie był psem, aby tak o nim mówić!
Reszta spotkania minęła tak jak zwykle; omówili jego normalne zachowanie i przebiegi misji, w których pomagał. Cały ten czas siedział cicho, słuchając dyskusji, która toczyła się na jego temat. Sens tego spotkania był niedorzeczny i nie miał zamiaru się udzielać.
W końcu Fury zaakceptował wieści o braku jakichkolwiek niepokojących znaków i zniknął z wieży.
Wszyscy zaczynali wstawać, aby wrócić do swoich zajęć, ale nie było im to dane.
- Mamy do pogadania, reniferze.
Loki rozejrzał się dookoła, nie wiedząc, co tym razem zrobił. Zobaczył jedynie rozbawione spojrzenie Bucky'ego, mówiące „ostrzegałem cię”.
- Oh… Na temat? - zapytał, kompletnie niewzruszony tonem głosu swojego rozmówcy.
- Nie wiem co od niej chcesz, ale masz się trzymać od niej z daleka - rozkazał twardo Tony, wskazując na niego palcem. Reszta wpatrywała się w nich, oczekując na rozwój wydarzeń. Kto wie, może będą musieli zainterweniować?
- Nie rozumiem, o czym mówisz.
- Doskonale wiesz, więc ustalmy to jasno i dobitnie - warknął zirytowany wynalazca. - Masz się do niej więcej nie zbliżać.
- Tony… - zaczęła Natasha. Wiedziała dokąd zmierzała ta rozmowa i jej przebieg nie prowadził do niczego dobrego. Przerabiali to samo, gdy dołączył do nich Bucky.
- Nie! Nie pozwolę, aby mącił jej w głowie!
- Nie rozumiem problemu - zadrwił kłamca, widząc w jakim stanie znalazł się Stark. Trochę bawiło go jego zirytowanie.
- Ty jesteś problemem! - okrzyknął rozdrażniony. - Ella ma dość swoich problemów. Nie potrzebuje w życiu manipulatora i kłamcy, jakim jesteś.
- Spytałeś ją może o zdanie?
Na tym etapie całe rozbawienie z niego uleciało. Czerwona ze złości twarz Starka już nie była śmieszna, a jego słowa sprawiły, że Loki całkowicie spoważniał.
- Mirella nie wie, kiedy odpuścić, nawet jeżeli sprawa jest odgórnie przegrana - warknął, ruszając w jego stronę. - Nie może zrozumieć, że nie każdego potwora można naprawić.
- Tony - odezwał się ostrzegawczym głosem Rogers. Był pierwszym, który zainterweniował i stanął na drodze wynalazcy. Sekundę później dołączył do niego zdezorientowany Thor, który gotowy był bronić brata przed wściekłością swojego przyjaciela.
- Nie mogę pozwolić, żeby zranił ją w jakikolwiek sposób! Zostaw ją w spokoju, nim wyrządzisz więcej szkód!
Loki znalazł się w niecodziennej sytuacji; nie mógł znaleźć słów. Nie wiedział, co mógłby odpowiedzieć na wypełnione wściekłością słowa. Z pokerową twarzą patrzył na osobę, która przygarnęła chaotyczną brunetkę pod swój dach.
W jego głowie krążył słowa wynalazcy, niczym zapętlona melodia, powtarzające, że był potworem.
Musiał przyznać mu rację, choć tego nie chciał. Niszczył wszystko, czego się dotknął i zniszczy również ją.
- Wszyscy powinni się uspokoić i…
Thor nie mógł dokończyć, bo drzwi windy otworzyły się, obwieszczając czyjeś przyjście.
- Bucky, mam twoje ciasto! - głos brunetki doszedł do ich uszu. Jak za machnięciem magicznej różdżki, wszyscy się zmienili. Sztuczne uśmiechy wypełniły cały pokój, próbując udawać, że nic się nie stało.
Tony wziął kilka głębokich wdechów i powitał ją ogromnym uśmiechem. Choć zdążył posłać ostrzegawcze spojrzenie w stronę kłamcy.
Jednak nie musiał się niczego obawiać, Loki nie miał zamiaru nic powiedzieć. Siedział cicho, unikając wzroku Mirelli, powoli znikając z jej życia.
- Coś się stało? - zapytała, wyczuwając niecodzienną atmosferę wśród grupy. Od razu zauważyła, że Loki nie zerknął nawet w jej stronę.
- Co miało się stać? - zaśmiał się lekko Tony. - Zrobiłaś ciasto?
- Loki pomógł mi je upiec! - oznajmiła dumnie z iskierkami w oczach. Delikatnie odstawiła deser na stoliku, naprzeciwko żołnierza i spojrzała uradowana w stronę bożka.
Jednak on nadal wpatrywał się tępo w jedną ze ścian.
- Wygląda pięknie - pochwalił Bucky, szybko zmieniając temat. Od razu zauważył zmianę na jej twarzy, gdy kłamca nawet na nią nie spojrzał.
- Boję się, że mogliśmy trochę przesadzić z czekoladą, ale jesteś super żołnierzem z super metabolizmem - wzruszyła ramionami.
- Na pewno smakuje równie dobrze co wygląda - stwierdził, nadal próbując odwrócić jej uwagę. Jeśli zagadałby ją na temat ciasta, może nie zorientowałaby się, że coś było nie tak? Jednak chyba za bardzo przeceniał jej częsty brak skupienia.
- Co się…?
- Jak poszło malowanie? - przerwał jej w pół słowa Tony.
- Oh, wspaniale! Musisz zobaczyć! - ożywiła się od razu. - Razem z Lokim pomalowaliśmy cały salon! Jest teraz tak kolorowo! Wybrałam żółty, bo to mój ulubiony kolor. Mieliśmy mały problem na początku, ale daliśmy radę. Loki martwił się nierównościami, ale według mnie są urocze!
Jej głos powoli zanikał, gdy razem z wynalazcą zbliżali się do windy. Nie mogła nie pokazać mu efektów swojej pracy i od razu zmusiła go do zobaczenia swojego nowego salonu.
Każdy od razu zauważył jak często powtórzyła imię nordyckiego bożka, gdy opowiadała jak minął jej dzień.
- Na twoim miejscu nie martwiłbym się Starkiem - oznajmił Bucky, gdy reszta powoli rozeszła się w swoje strony. - Ella najwyraźniej lubi twoje towarzystwo.
Kłamca zerknął niepewnie w stronę żołnierza, ale nie odezwał się słowem. Sekundę później dołączyła do nich Natasha, która przyniosła widelczyki.
- Tony ma lekką paranoję - zadrwiła, podając pozostałej dwójce sztućce. - Chwile się z tobą pokłóci, ale szybko odpuści.
- Nie sądzę, aby to było takie łatwe - wymamrotał, wciąż mając w głowie wykrzyczane w jego stronę słowa. Nie pierwszy i najpewniej nie ostatni raz usłyszał coś takiego, ale nadal dziwnie go to męczyło.
- Zdziwiłbyś się jak wiele jest w stanie dla niej zrobić - zaśmiał się Bucky, obżerając się deserem. - Odpuści sobie kłótnie z największym wrogiem, jeśli to oznacza dobry humor Elli.
Jednak nie to martwiło boga kłamstw. Obawiał się, że słowa miliardera mogą być prawdą. Co, jeśli naprawdę by ją zepsuł? Jak wiele osób zostało zniszczonych przez jego zachowanie? Jak taki potwór mógł zadawać się z osobą o tak pięknym uśmiechu?
- Naprawdę pomalowaliście cały salon?
- Na żółto - potwierdził, doceniając próby rudowłosej. Wiedział, że podejrzewała co działo się w jego głowie. Jednak to nie pomogło uciszyć tego irytującego głosiku w głowie; potwór, potwór, potwór.
- To coś nowego.
Zmęczony rozmową i towarzystwem innych ludzi, odłożył widelec i wyszedł z salonu. Nie miał już ochoty na słodki deser.
Sam nie do końca wiedział, jak minęła mu reszta dnia. Próbował czytać, aby zabić trochę czasu oraz użył nowej maty, aby trochę ukoić swoje nerwy, ale zauważył, że to tylko irytowało go coraz bardziej. Niekończące się telefony od Mirelli w niczym nie pomagały.
Najpierw do niego wydzwaniała, lecz zmieniła taktykę, gdy nie odebrał ani razu. Do końca dnia miał na telefonie nieodczytanych co najmniej dwadzieścia wiadomości. Była uparta.
Nie wiedział, dlaczego ignorowanie jej było takie trudne. Wiele razy lekceważył mnóstwo osób, aż w końcu zrozumiały wiadomość i już więcej nie widział ich na oczy. Dlaczego więc Mirella się nie poddawała? Czemu on sam też miał trudności, aby się do niej nie odzywać?
W końcu nie wytrzymał i wyszedł z pokoju. Skierował się na salę treningową, a z każdym krokiem jego wściekłość wzrastała. Miał ochotę kogoś uderzyć (najlepiej Starka), lecz mógł sobie pozwolić tylko na zmasakrowanie worka treningowego.
Nie pomyślał nawet, aby zakładać rękawice, od razu zabrał się do wysiłku.
Zadawał cios za ciosem, mając nadzieje, że poczuje się przez to lepiej.
Dlaczego był tak trudnym osobnikiem? Czemu potrafił tylko mącić? Dlaczego choć raz coś nie poszło po jego myśli?!
- Szukałam cię.
Ostatni cios, jaki zadał, sprawił, że worek zerwał się z haka i upadł kilka metrów dalej.
- Nie lubię być ignorowana.
Może jeśli będzie udawać, że jej tam nie ma, w końcu zostawi go samego?
- Uraziłam cię czymś?
Nawet nie zerknął w jej stronę, gdy ruszył podnieść nieszczęsny przedmiot. Worek był uszkodzony, co tylko bardziej go zdenerwowało. Wszystko psuł.
- To przez mój ogień, prawda? Sprawa z Bucky'm była… Przysięgam, że nigdy bym ci… Nie chciałam, przepraszam…
Natychmiast spojrzał w jej stronę, słysząc tamte słowa. Chciał ją dalej ignorować, ale gdzieś z tyłu głowy wiedział, że nie mógł pozwolić na jej poczucie winy. Nie chciał, żeby wierzyła, że to była jej wina. To zawsze była jego wina.
- Ktoś mi uświadomił, że nie jestem dla ciebie dobrym towarzystwem - przerwał jej natychmiast.
- Tony z tobą rozmawiał.
- Nie powinnaś marnować swojego czasu, na pewno masz lepsze rzeczy do roboty - stwierdził, podnosząc zepsuty przedmiot z podłogi.
- Nie mów mi co mam robić ze swoim czasem. Czy naprawdę wystarczyła jedna rozmowa z Tony'm, żebyś o mnie zapomniał? Nie możesz…
- Dlaczego po prostu nie możesz odpuścić?! - krzyknął, rzucając worek pod ścianę. - Czy twoja litość nie zna granic?!
- Nie znajdziesz we mnie żadnej litości. Chce tylko pomóc przyjacielowi.
- Nie jestem twoim przyjacielem! Jestem potworem, Mirella! - jego wrzask rozniósł się echem po sali. Zszokowana nie ruszyła się nawet o milimetr, gdy Loki powoli zmieniał swoją postać.
Patrzyła, jak kolor jego skóry zmienia się w niebieski, a oczy stają się czerwone. Był pewien, że jego prawdziwa postać odtrąci ją na dobre. W końcu kto nie brzydziłby się stwora, którym straszono dzieci?
Czekał, aż wybiegnie przerażona i nie oglądnie się za siebie.
Widział, jak wzrokiem błądziła po jego ohydnej postaci i nie odzywała się ani słowem.
Niespodziewanie zrobiła krok w jego stronę. Potem kolejny i kolejny, aż stanęła tuż przed nim.
Niepewnie wyciągnęła dłoń i już prawie dotknęła jego twarzy, lecz opanowała się w ostatniej chwili.
- Dlaczego nie uciekasz? Powinnaś uciekać - wymamrotał łamiącym się głosem. Czy to naprawdę było takie złe, by pragnął, aby została?
- Masz poranione dłonie.
Zdezorientowany zmarszczył brwi, gdy nerwowo przeczesał palcami swoje włosy. Nawet nie zorientował się, że ponownie zmienił postać. Spojrzał na swoje ręce i faktycznie zobaczył małe rany, powstałe na skutek uderzania w worek bez rękawic. Czemu zwracała uwagę na tak nieistotne rzeczy, gdy próbował jej udowodnić swoją rację?
Miała się bać! Miała uciekać! Miała…!
Odeszła od niego szybkim krokiem. Westchnął, siadając na macie i przymknął oczy wiedząc, że stało się to, co zawsze. Następna osoba zobaczyła w nim potwora. Wróci do swojego codziennego, monotonnego życia. Koniec z nocnymi rozmowami i dziwnymi pomysłami brunetki. Znowu skończył sam i…
- Trzeba je oczyścić.
Otworzył oczy, słysząc jej melodyjny głos tuż obok siebie. Usiadła naprzeciwko niego, trzymając apteczkę. Niepewnie patrzył, jak szuka potrzebnych rzeczy, aż w końcu spojrzała mu w oczy. Zobaczył w jej oczach przerażenie, co tylko bardziej go zdezorientowało. Po co dalej przy nim była, skoro było widać po niej strach?
Jednak szybko znalazł swoją odpowiedź.
Trzęsącymi się dłońmi zaczęła oczyszczać małe rany na jego knykciach.
Czuł jak delikatne palce trzymają jego rękę. Jej skóra była nieskazitelna, nieskalana pracą. Czuł jej ciepły dotyk. Czuł ją.
Nie znalazł w sobie odwagi, by powiedzieć jej, że tak drobne rany zagoiłyby się w kilka chwil przy użyciu jego magii. Nie umiał wydobyć z siebie słowa, gdy obserwował jak starannie zajmowała się jego dłońmi.
Mirella bała się kontaktu z drugim człowiekiem i unikała dotyku przez ogień, który w niej tkwił. A jednak drobna brunetka siedziała tuż przy nim i trzymała go za ręce.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro