Rσzɗziɑł 12
Wpatrywał się w nią, nie wiedząc co powiedzieć. Pierwszy raz widział coś takiego.
Była cienko ubrana, choć w mieszkaniu panowała niska temperatura. Biała luźna koszulka na ramiączkach i krótkie spodenki, pozwalały na zobaczenie wszystkich tętnic i żył, które mieniły się kolorami lawy.
Uznałby, że się pali, gdyby nie fakt, że spokojnie siedziała skulona na końcu kanapy.
Był jakieś półtora metra dalej, ale mógłby przysiąc, że czuł bijące od niej ciepło. Z każdym kolejnym krokiem, było coraz cieplej.
- Jak... Jak to możliwe? - wymamrotał, nachylając się w jej stronę. Z ciekawości, wysunął w jej stronę dłoń, lecz zapanował nad swoimi ruchami, gdy dziewczyna się wzdrygnęła. Przez chwile zapomniał o jej małej zasadzie. W tamtym momencie chyba zrozumiał, dlaczego bała się dotyku.
- Z reguły daje sobie radę, ale czasami... To czasami wygrywa.
Patrzył, jak próbowała sięgnąć po szklankę wody ze stolika, jednak jej się to nie udało. Niepewnie podał jej naczynie pełne lodowatej cieczy, za co od razu podziękowała kiwnięciem głowy. Usiadł po drugiej stronie kanapy i obserwował jej każdy ruch. Wyglądała jakby ledwo była w stanie utrzymać tę nieszczęsną szklankę w ręce.
Upiła odrobinę, a z jej ust uleciała para. Miał wrażenie, że usłyszał nawet dźwięk ugaszanego przez ciecz ognia.
Nie wiedział co robić. Sam nie do końca wiedział, dlaczego przyszedł sprawdzić jak się trzyma. Nie wiedział jak radzić sobie z ludzkim przeziębieniem, a co dopiero z czymś takim. Myślał, że to będzie prosta sprawa; przyjdzie, wymieni z nią kilka słów i wróci do siebie. Wpakował się w większe bagno, niż myślał z początku.
- Wątpię, abyś pamiętał, ale mówiłam ci, że Tony przygarnął mnie po pewnym wypadku. To był ten wypadek - powiedziała widząc jego zdezorientowaną, ale zarazem zaciekawioną mimikę.
Pamiętał każdą ich rozmowę, ale oczywiście jej tego nie przyznał.
- Szalony naukowiec, jakich ostatnio tu pełno, nie do końca wiedział co robił, gdy wbijał strzykawkę w moje ciało.
- Niech zgadnę, Hydra? - zadrwił, w końcu otrząsając się z lekkiego szoku.
- Wierz lub nie, ale Hydra nie jest odpowiedzialna za całe zło tego świata - uśmiechnęła się smutno. Zmarszczył brwi, przez chwile się nie odzywając. Miała rację. Organizacja była ich głównym wrogiem, ale na świecie było mnóstwo innych ludzi niosących destrukcje. Takich jak on.
- Złapali go?
- Nie zdążyli. Nie sądził, że wybuchnę po jego małym eksperymencie.
- Ta moc go zabiła?
- Jego i kilka innych osób - wymamrotała, unikając jego wzroku. Nie potrzebował żadnych trików psychologicznych czy szkolenia, aby zobaczyć, że czuła się winna. Pamiętał jak mówiła, że wypadek wydarzył się kilka lat temu, więc dlaczego dalej czuła się winna? To było bez sensu, przecież nie zrobiła tego wszystkiego specjalnie, prawda?
- T.A.R.C.Z.A. znalazła mnie w gruzach budynku. Przesiedziałam kilka tygodni w metalowej klatce, aż w końcu przestałam się palić. Wtedy przejął mnie Tony.
- Dlaczego akurat on?
Nie mógł sobie wyobrazić egoistycznego miliardera biorącego pod opiekę nieznaną mu dziewczynę. Najpewniej w tamtym czasie nie wiedział nawet, że miała powstać grupa bohaterów broniąca świata. Był wtedy sam ze swoją zbroją, więc dlaczego nie zostawił Mirelli w rękach organizacji obronnej?
- Ten naukowiec pracował w Stark Industries. Wiele razy zgłaszał swoje pomysły, ale Tony za każdym razem nie dawał mu pozwolenia na te idiotyczne eksperymenty - westchnęła, upijając trochę wody. - W końcu się zbuntował i stwierdzi, że zrobi to wszystko na własną rękę. Padło akurat na mnie.
Widział, że chciała powiedzieć coś jeszcze, jednak kichnęła, a sekundę później zapalił się wazon kwiatów stojących na stoliku. Zaskoczony nie ruszył się z miejsca, jednak ona szybko ugasiła ogień resztą wody ze szklanki.
- Jeszcze tego mi brakowało! - warknęła, machając rękami, aby pozbyć się dymu unoszącego się znad wazonu.
- To ty jesteś kodem pomarańczowym - uświadomił sobie nagle. Połączył w końcu tych kilka małych faktów. Już rozumiał, dlaczego po powrocie Starka pierwsze pytanie było o czyjeś samopoczucie, a nie o straty. Po tak długim czasie nie dało się również nie zauważyć, że praktycznie cała grupa była przywiązana do chaotycznej brunetki. To dlatego siedzieli jak na szpilkach, wyczekując wtedy na powrót wynalazcy.
- Nie jestem dumna z tych epizodów, ale przysięgam, że nie robię tego specjalnie - broniła się, nerwowo bawiąc się swoimi palcami. Chwile później znowu usiadła na kanapie jak najdalej od Lokiego.
- Próbowałaś to kontrolować?
Mogłoby się to wydawać oczywiste, w końcu trzeba się uczyć, by opanować taką moc. Skoro posiada ją już tyle lat, to dlaczego ogień ma nad nią większą kontrolę, niż ona nad nim?
- Próbowaliśmy, ale nawet Doktor Strange stwierdził, że to niemożliwe. Mogę zapanować nad małym płomykiem, aby podpalić papierosa i to tyle - westchnęła. - To nie jest magia, Loki. Jestem zwykłym efektem ubocznym powstałym z probówki tak jak Steve czy Bruce.
Nie miał szansy na odpowiedź, bo cisze w pokoju zakłóciła kolejna salwa kaszlu. Nie miał pojęcia co robić, czy jakieś midgardzkie lekarstwo byłoby w stanie jej pomóc? Wątpił, aby istniał syrop na nagłe pojawienie się ognia w ludzkim organizmie. W co on się wpakował?
- Czy mógłbyś... W zamrażarce są gotowe żele chłodzące na taką sytuację. Mógłbyś mi kilka przynieść? - zapytała, przywracając go do rzeczywistości. Przytaknął i ruszył w stronę kuchni, z myślą, że w końcu się do czegoś przyda. Szybko zlokalizował lodówkę i otworzył dolną część. Zamrażarka była zapchana po brzegi woreczkami wypełnionymi dziwną substancją. Zabrał ze sobą kilka i wrócił do salonu.
Mirella od razu je od niego zabrała i położyła sobie na czole, klatce piersiowej i ramionach. Westchnęła z ulgą i w końcu widział, jak się rozluźniła.
- Cieszę się, że do mnie zadzwoniłeś. Nie lubię być sama w takich sytuacjach - wymamrotała, sięgając po pilota. Jak gdyby nigdy nic zaczęła wybierać kolejny film na ekranie, nawet nie zerkając w jego stronę.
- Zatem dlaczego nie powiedziałaś Starkowi...
- Nie lubię być sama, ale nienawidzę, gdy traktują mnie jak dziecko - przerwała mu. - Traktują mnie wtedy jak porcelanową laleczkę i nie pozwalają nic robić przez kilka kolejnych dni. Umiem sobie poradzić sama, a ich zachowanie jest irytujące.
- Po co tu jestem, skoro radzisz sobie tak dobrze? - zadrwił, rozsiadając się wygodniej.
- Dla towarzystwa.
Posłała mu piękny uśmiech, aż w końcu wróciła wzrokiem do ekranu. W końcu coś wybrała, a po kilku chwilach na ekranie pojawiła się nazwa „Duma i uprzedzenie". Żadne z nich już się nie odezwało. Oglądali film, ciesząc się swoim cichym towarzystwem. Niektórzy potrzebowali ciągłych rozmów, plotek i śmiechów, ale im najwyraźniej do chwili szczęścia wystarczyło to co mieli. Spokój i cisza.
Loki nie mógł ukrywać, że była to miła odmiana w porównaniu z ciągłymi filmami akcji, które wybierała grupa na wspólnych maratonach filmowych. Nie był romantycznym typem, co to to nie, ale było to coś nowego. Nowe rzeczy były ekscytujące, aż tracił nimi zainteresowanie. Tak było i w tamtym momencie.
Tuż pod koniec filmu powoli zaczynało mu się nudzić. Rozglądnął się dookoła, aż jego wzrok ponownie natrafił na brunetkę siedzącą niedaleko niego.
Mirella była w pełni pochłonięta filmem, ale wyglądała trochę lepiej. Musiał przyznać, że była w żałosnym stanie, gdy do niej przyszedł. W tamtym momencie zagryzała policzek, zaciekawiona losami głównych bohaterów filmu. Jej żyły nie mieniły się już kolorami ognia tak jak wcześniej. Gdzieniegdzie widział przebłyski tego niecodziennego koloru w miejscach tętnic, jednak te również powoli wygasały. Z początku ledwo mogła utrzymać w ręce szklankę z wodą, jednak wracała do swojej codziennej wypełnionej energii osoby.
Jej oczy nie wyglądały już na zmęczone, wręcz przeciwnie; były pełne energii. Odcień skóry wracał do swojego normalnego bladego wręcz koloru, a smukłe dłonie co chwile przeczesywały włosy, które przysłaniały jej widok.
Wyglądała lepiej.
Po kilku minutach wpatrywania się w jej profil, w końcu wyczuła jego wzrok. Natychmiast wrócił do oglądania ekranu, gdy został przyłapany na gorącym uczynku. Mirella, jednak cichutko się zaśmiała i nie powiedziała ani słowa.
Przez ostatnie minuty filmu wyczuwał na sobie jej wzrok, ale starał się nie odrywać oczu od telewizora. Nie wiedział, czy robiła to, by zadrwić z jego wcześniejszych obserwacji, czy miała inny powód, ale ignorowanie jej spojrzenia było nad wyraz trudne.
- Nie musisz tu ze mną siedzieć - odezwała się, gdy na ekranie pojawiły się napisy końcowe. W końcu obrócił się w jej stronę i zobaczył, jak nerwowo zagryza policzek.
- Czyżby moje towarzystwo już ci się znudziło? - zadrwił, z lekkim uśmieszkiem.
- Nie! Oczywiście, że nie. Po prostu nie chce trzymać się tu na siłę.
Westchnęła, ewidentnie zmęczona, i odłożyła ciepłe już żele na stolik. Wyciągnęła ręce do góry, aby rozciągnąć się po długim czasie, jaki spędziła w jednej pozycji. Przeczesała szybko swoje krótkie włosy, po czym niepewnie spojrzała w jego stronę.
- Nie chce wzbudzać w tobie żadnego poczucia winy. Przysięgam, że czuje się już lepiej i nie trzeba mnie pilnować.
Nie był pewien jak odczytać jej zachowanie. Miał wrażenie, jakby chciała by zostawił ją już samą, ale z drugiej strony nie chciała siedzieć samotnie w cichym mieszkaniu.
Miał mieszane uczucia i nie wiedział co robić. Postanowił wybrać opcję, którą uznawał za najbezpieczniejszą. Przynajmniej dla niego.
- Jesteś pewna? Mogę...
- Czuje się dobrze - zapewniła z uśmiechem. - Poradzę sobie sama.
Kłamała. Wiedział, że kłamała, ale co mógł z tym zrobić? Nie znali się na tyle dobrze, aby wtrącać się w swoje sprawy.
Jeśli twierdziła, że jest dobrze, to kim był, aby się z nią kłócić.
Zostałby, gdyby go o to poprosiła, lecz tego nie zrobiła. Ruszył więc w stronę windy z wiedzą, że wcale nie czuła się dobrze, a on zostawił ją z tym samą.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro