Rσzɗziɑł 6
Myślał, że w środku nocy ulice będą zupełnie puste, lecz tak nie było. Nie były to jakieś wielkie tłumy, jednak co jakiś czas mijali ich ludzie, którzy najwyraźniej nie potrzebowali snu.
Spokojnym krokiem szli chodnikiem, w nieznaną mu stronę. Pogoda nie była aż tak zła, jednak zimne nocne powietrze co jakiś czas rozwiewało im włosy. Loki przez chwile zastanawiał się, dlaczego ani razu nie marudziła na chłodną pogodę. Miała na sobie tylko cienką luźną koszulkę i przetarte dżinsy, spodziewał się, że będzie narzekać, lecz nie odezwała się ani słowem. On sam nie miał problemu z niską temperaturą, ale to było związane z jego pochodzeniem.
W końcu nie mógł powstrzymać swojej ciekawości i zerknął w jej stronę, wkładając dłonie do kieszeni swoich dresów.
- Dlaczego nie chciał cię ze mną wypuścić? Rozumiem, że mi nie ufają, ale to była lekka przesada.
- Ja ci ufam - stwierdziła z uśmiechem. - Nie musisz się martwić, tu nie chodziło o ciebie. Po prostu nie lubią wypuszczać mnie z wieży.
- Brzmi jakbyś była więźniem - powiedział ostrożnie. Czyżby nie był jedyną osobą, którą pilnowali ziemscy bohaterowie? Niska kobieta nie była ani umięśniona, ani nie wyglądała na wyszkoloną agentkę, jak Romanoff. Czym mogła zagrażać ta wiecznie uśmiechnięta osoba?
Wiedział jednak, że pozory czasem mylą i nawet przy niej powinien mieć się na baczności.
- Oh, nie, nie... Nie jestem kryminalistką - roześmiała się. - Na początku myślałam, że Tony jest nadopiekuńczy, ale po czasie udzieliło się to wszystkim w wieży. Po prostu się martwią.
Loki widocznie skrzywił się na słowo, którego użyła przez co nie zwrócił zbytnio uwagi na resztę jej wypowiedzi. On był kryminalistą, był tym złym, na którego trzeba było uważać.
- Przepraszam, jeśli cię uraziłam.
- Nie masz za co przepraszać - stwierdził natychmiast. Powoli zaczynał żałować, że zgodził się na to wyjście. Co go podkusiło, by wybrać się na spacer w środku nocy z kobietą, której prawie nie znał? Do reszty zgłupiał na tym Midgardzie.
- Czy uważasz się, za przestępcę?
- Wszyscy mnie za niego mają.
- Nie interesuje mnie zdanie innych, pytam ciebie.
Przez chwile nic nie odpowiedział, ale nawet nie miałby na to okazji, ponieważ w końcu dotarli do małego sklepiku, który znajdował się kilka bloków dalej od wieży. Miejsce było otwarte całą dobę i Mirella była częstą bywalczynią.
- To, co zawsze, Mark - odezwała się na powitanie, podchodząc do kasy. Siwy mężczyzna pokręcił głową z dezaprobatą, jednak położył na blacie dwie paczki jej ulubionych papierosów.
- Stark w końcu dowie się, że u mnie kupujesz i skopie mi tyłek - stwierdził, biorąc od niej pieniądze.
- Dzięki mnie dostaniesz sporą kwotę, powinieneś się cieszyć.
- Tak sądzisz? - zaśmiał się, oddając jej resztę.
- Oczywiście. Nawet się nie zastanawiaj, gdy zaproponuje ci łapówkę. Znajdę inny sklep - odpowiedziała z uśmiechem. Schowała mały portfel i jedną paczkę do kieszeni spodni. Kiwnęła głową na pożegnanie i ruszyli w stronę drzwi, które wydały charakterystyczny skrzypiący dźwięk, gdy wyszli.
- Teraz idziemy po twoją kawę - oznajmiła, otwierając nieschowaną paczkę. Spokojnie wyjęła jednego papierosa, umieściła go między wargami i szybko zapaliła. Nie zauważył jednak, by miała przy sobie jakąkolwiek zapalniczke, co trochę zbiło go z tropu. Chciał ją o to wypytać, jednak jak zwykle go wyprzedziła.
- Wracając do tematu, nie sądzę, żebyś był przestępcą. W końcu Tony wyjaśnił twoją sytuację na konferencji.
Kątem oka zerknął w jej stronę i zobaczył kolejny uśmiech. Była chyba pierwszą osobą spoza grupy superbohaterów, która rozumiała tę sytuację. Nie zliczy ile razy wychodząc z wieży spotykał się z szeptami. Ludzie wskazywali na niego palcami i obserwowali, jakby w każdej chwili miał ponownie ich zaatakować.
Przez to wszystko, wolał siedzieć w apartamencie niż wychodzić na zewnątrz. Na ulicach miasta czekały go tylko krytykujące spojrzenia, których miał dość.
- Najwyraźniej popełniasz błąd - stwierdził, patrząc z pokerową twarzą przed siebie. - Wszyscy uważają mnie za złoczyńcę. Może powinnaś trzymać do mnie urazę, tak jak reszta.
- Nie mam czasu na takie bzdety - zadrwiła, przewracając oczami. - Kompletnie nie widze problemu, w końcu jesteś tu, żeby odpokutować, prawda? Słyszałam, że uratowałeś ostatnio tyłek Steve'a.
- To nie robi ze mnie bohatera - zirytował się. Pokręciła głową i zaciągnęła się dymem. Chwile później zrobiła małą mgłę, tak by nie doleciała do boga kłamstw. Nie lubiła narzucać swojego niezdrowego trybu życia innym.
- Nie robi to z ciebie bohatera ani nie robi to z ciebie złoczyńcy. Jesteś gdzieś pomiędzy w tej niewidocznej szarej strefie. Tylko ty możesz zdecydować, kim będziesz dalej.
Uniósł lekko kącik ust, słysząc jej odpowiedź. Całkiem niedawno sam stwierdził, że przynależy do szarości, na którą ludzie nie zwracali uwagi. Okazuje się, że nieliczna liczba osób jest w stanie rozpoznać ten nieszczęsny szary odcień. Jedna z tych osób szła tuż obok niego.
Resztę drogi przeszli w przyjemnej ciszy. Żadne z nich nie próbowało ciągnąć rozmowy i zadawać niepotrzebnych pytań.
Loki doceniał fakt, że nie próbowała go przekonać do jakiegoś pozytywnego nastawienia, jak robił to Thor. Powiedziała to co chciała powiedzieć i zakończyła temat, dając mu czas na myślenie.
Spacerowali spokojnie chodnikami miasta, gdy latarnie powoli zaczynały gasnąć. Słońce leniwie wznosiło się na niebo, ale nie przeszkadzała im tak wczesna godzina.
W końcu dotarli do drzwi małej kawiarenki. Zimowy Ogród, jak głosił szyld, był zamknięty. W środku panowała kompletna ciemność. Już chciał rzucić jakimś uszczypliwym komentarzem, gdy koło nich zaparkowało auto z nazwą lokalu na masce.
- Czy choć raz nie możesz mnie odwiedzić o normalnej godzinie? - zaśmiała się blondynka, wychodząc z samochodu. Kobiety kiwnęły sobie na powitanie i obie podeszły do bagażnika auta.
- Dobrze wiesz, że nie lubię tłumów. O normalnej godzinie jest u ciebie za dużo ludzi, Bella.
- Mogę cię nie wpuścić. Otwieram dopiero za półtorej godziny.
- Za bardzo mnie lubisz, aby odmówić mi twojej cudownej kawy o piątej nad ranem - Mirella uśmiechnęła się niewinnie. Blondynka przewróciła oczami i w końcu otworzyła klapę bagażnika. W środku było pełno plastikowych pudeł wypełnionych świeżymi produktami.
- Gdzie Happy?
- Oh, dzisiaj udało mi się wyjść bez niego - oznajmiła dumnie. Właścicielka kawiarni wyglądała na zaniepokojoną, do momentu, gdy zobaczyła boga kłamstw stojącego niedaleko nich.
- Czy to nie jest...?
- Mój przyjaciel. Loki, był na tyle miły, że wybrał się ze mną na nocny spacer - przerwała jej szybko Mirella. Posłała blondynce twarde spojrzenie i zaciągnęła się resztką papierosa.
- Ani mi się waż palić w środku - skarciła ją od razu. Wyrwała jej niedopałek z ręki i rzuciła na ziemie, od razu depcząc go butem.
- Jesteś niemiła.
Właścicielka przewróciła oczami i ruszyła w stronę kawiarni. Kluczami otworzyła drzwi i natychmiast włączyła światło. Chwilę później ponownie była na zewnątrz i wyciągała pakunki z auta. Mirella od razu poszła w jej ślady i sama wyciągnęła dwie siatki, od razu ruszając do środka kawiarni.
- Będziesz tak stać, czy pomożesz? - zapytała z lekkim uśmiechem Bella. Loki jakby ocknął się z transu i szybko wyciągnął ostatnie dwa pudła z bagażnika. Blondynka zamknęła auto i również zniknęła w budynku.
Czarnowłosy przez moment nie wiedział co się dzieje. Miał wrażenie, że w jednej chwili nowo poznana kobieta chciała rzucić jakimś komentarzem w jego stronę, ale po słowach Mirelli mówiła do niego, jak do każdej zwykłej osoby. Na pewno wiedziała kim był i co zrobił. Nie potrafił zrozumieć, czemu nie patrzyła na niego z nienawiścią, dlaczego traktowała go jak zwykłego człowieka.
Nawet gdy Thor zaprowadził go do swojej ulubionej kawiarni, rzucano mu nienawistne spojrzenia. Tutaj właścicielka traktowała go normalnie.
W końcu przekroczył próg budynku i ruszył za kobietami. Nie dało się nie zrozumieć, dlaczego lokal nosił taką nazwę. W każdym wolnym miejscu wisiały lub stały rośliny. Naprawdę czuł się jak w dobrze zadbanym ogrodzie.
Postawił przyniesione rzeczy we wskazanym mu miejscu i czekał na rozwój wydarzeń. W normalnej sytuacji skupiłby się na ignorowaniu szepczących na jego temat ludzi. Nie wiedział co robić w sytuacji, w której ktoś traktował go tak normalnie.
- Dwie kawy i babeczki z borówkami? - poprosiła niewinnie Mirella, gdy odłożyła siatki na blat kuchni. Blondynka przewróciła oczami, ale przytaknęła.
- Masz szczęście, że zrobiłam je już u siebie.
- W głębi duszy przeczuwałaś, że przyjdę - brunetka posłała jej ostatni uśmiech i ruszyła na sale. Zajęła wygodny fotel w rogu pomieszczenia i spojrzała na czarnowłosego. Bóg kłamstwa spokojnie rozglądał się dookoła, przyglądając się wszystkim roślinom.
- Trzeba je podlać! - krzyknęła nagle, klaszcząc w dłonie. Znowu zniknęła na zapleczu, ale po kilku sekundach wróciła z dwiema konewkami.
- Nigdy w życiu nie podlewałem kwiatów - oznajmił sceptycznie. Co, jeśli zrobi coś źle? Przecież może je przelać albo...
- Po prostu wlej im trochę wody do doniczki - zadrwiła, zajmując się już niektórymi roślinami. Zmarszczył brwi, ale niepewnie zabrał się do pracy. Po kilku minutach Bella przyniosła im ich zamówienie, przez co odłożyli konewki i w końcu usiedli przy stoliku.
Kawa miała miły posmak karmelu i była posypana płatkami migdału. Stwierdził, że jeszcze nieraz odwiedzi to miejsce.
W ciszy oraz spokoju zjedli jeszcze ciepłe babeczki i powoli kończyli kawę, gdy przerwała im właścicielka.
- Dzwonił Happy. Kazał przekazać, że poskarży się Starkowi, jeśli nie wrócisz do wieży w ciągu trzydziestu minut - oznajmiła chowając telefon. Mirella westchnęła zirytowana, ale powoli wstała z wygodnego fotela. Bez słów ruszyła w stronę wyjścia, nawet nie oglądając się na pozostałą dwójkę.
Loki natychmiast wyjął portfel i chciał zapłacić, lecz Bella szybko mu przeszkodziła.
- Po prostu przypilnuj, żeby nie zrobiła nic głupiego - oznajmiła z uśmiechem, kiwając w strone wyjścia.
Powoli przytaknął i szybko wyszedł za brunetką, aby ją dogonić. Była już ulice dalej i szła coraz szybciej. Happy czekał na nich już przy wejściu do wieży, ale Mirella minęła go bez słów. Poczekała aż czarnowłosy do niej dołączy i ruszyli windą do góry.
- Dziękuje za czas, który mi poświęciłeś - uśmiechnęła się smutno w jego stronę, gdy wyszedł na swoim piętrze. - Może następnym razem nikt nie będzie nas pośpieszać. Miłego dnia, Loki.
Nie zdążył nic odpowiedzieć, gdyż drzwi windy szybko się zamknęły. Zniknęła z zasięgu jego wzroku.
Dziwnie się czuł słysząc, że chciała z własnej woli spędzać z nim czas. Jeszcze dziwniejszy był fakt, że również miał nadzieje na kolejne spotkanie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro