Rσzɗziɑł 5
Kolejne kilka dni były naprawdę udane. Po tej dziwnej wskazówce, którą dostał od równie dziwnej dziewczyny; nie pozwól, aby uczucia przejęły nad tobą kontrole. Przecież to takie łatwe!
Przez ten czas wychodził częściej ze swojego pokoju. Mógł czytać w każdym miejscu, a skoro Thora cieszył fakt, że robił to w salonie w towarzystwie innych, to dlaczego miałby nie spróbować? Okazało się nawet, że przez tą małą zmianę blondyn nie męczył go tak bardzo.
Raz czy dwa nawet odłożył książkę i rozmawiał z Bucky'm. Uczestniczył również w tak zwanym maratonie filmowym, który pewnego wieczoru zaproponował Clint. Jednak nie wytrzymał zbyt długo. Już w połowie Robin Hooda wrócił do siebie. Jak można zbierać fortunę tylko po to, by rozdać ją innym? Bez sensu.
Co więcej, Thor zdołał go namówić na zjedzenie wspólnego posiłku. Siedział na swoim miejscu i jadł w ciszy, podczas gdy inni zacięcie dyskutowali na wszelkie tematy.
Można by uznać, że w Lokim nagle coś przeskoczyło. Wystarczyło, tylko aby zepchnął te wszystkie głupie uczucia na bok. Zresztą, komu były one potrzebne?
Dzięki temu mógł normalnie funkcjonować, udawać jak to wspaniale czuje się w towarzystwa swoich współlokatorów. Im więcej czasu będzie z nimi spędzać, tym szybciej mu zaufają, a skoro to zrobią, to znaczy, że mu wybaczą. Wtedy będzie mógł wrócić do Asgardu. Plan idealny!
Niestety, ale nigdy nie może być zbyt dobrze. Uczucia i emocje to beznadziejna rzecz i lubią uwagę. Nie można zepchnąć ich tak po prostu na bok i udawać, że nie istnieją. Domagają się, aby je czuć, zwłaszcza te najgorsze.
Po tych kilku udanych dniach Loki obudził się co najmniej przytłoczony. Nie umiał wytłumaczyć dlaczego, przecież ostatnio było tak dobrze!
Te wszystkie sztuczne uśmiechy, wymuszone rozmowy z innymi, czy nawet zwykłe siedzenie wśród innych ludzi... To wszystko dziwnie go wymęczyło.
Obudził się, nie będąc w stanie nawet opuścić łóżka. Patrzył bezmyślnie w sufit i próbował zmusić się do czegokolwiek, ale nie mógł. Thor co prawda od razu przyszedł sprawdzić, dlaczego nagle nie pojawił się na śniadaniu, jednak to nic nie zmieniło.
- Nie dzisiaj, bracie - oznajmił monotonnym głosem, nie odrywając wzroku od sufitu. Blondynem w jednej chwili zawładnęły dwa uczucia; radość i smutek. Na kilka sekund na jego ustach pojawił się ogromny uśmiech, nie pamiętał, kiedy ostatnio Loki nazwał go bratem! Ale uśmiech szybko zniknął.
Czarnowłosy nawet nie zerknął w jego stronę, a ton jego głosu był co najmniej alarmujący. Thor szybko wyszedł z pokoju, lecz wrócił wkrótce po tym, przynosząc śniadanie i świeży kubek kawy. Oznajmił, że tego dnia może sobie zrobić wolne; niech robi co tylko zechce, aby wyrwać się z tego dziwnego transu.
Jednak Loki nie zrobił nic nadzwyczajnego, nie tknął nawet jedzenia, które zostało mu przyniesione. Czuł się, jakby ktoś wyssał z niego całą energię i nie miał zamiaru jej oddać.
Przez cały dzień wpatrywał się w ściany swojego pokoju i nawet w jego głowie była kompletna cisza. Żadnych głupich myśli, które nawiedzały go od pojawienia się na Midgardzie. Nic. Absolutna pustka.
Dopiero w nocy czuł jakąś poprawę. W końcu mógł ruszyć się z miejsca i zrobić cokolwiek. Spokojnym krokiem wyszedł ze swojego pokoju i ruszył w stronę kuchni. Teraz potrzebował kawy, ale przecież nie wypije tej, którą dostał od Thora. Była zimna, beznadziejna.
W wieży panowała zupełna cisza, aż zbliżył się do swojego celu. Przez chwile myślał, że ktoś wybrał się na nocną przekąskę, lecz nie był to nikt kogo podejrzewał (Jego pierwszą myślą był Thor). Smukła postać po ciemku przeszukiwała górne szafki, stojąc na blacie. Przez chwile obserwował jej ruchy, aż w końcu włączył światło.
Mirella przestraszona straciła równowagę, lecz w ostatniej chwili złapała się szafki. Widocznie wpadła w małą panikę, gdyż jej klatka piersiowa unosiła się i opadała w szybkim i nierównym rytmie.
- Tony, przysięgam, że nic nie...! - zaczęła, aż w końcu odwróciła się w stronę wejścia. Zalała ją fala ulgi, gdy zobaczyła kto przeszkodził jej w misji.
- Dzień dobry, Loki! - uśmiechnęła się od razu. Ostrożnie zeszła z blatu i wygładziła rękami swoje ubrania.
- Co ty robisz? - wymamrotał. Czuł jak odrobina energi wraca, widząc jej uśmiech. Zawsze witała go z uśmiechem.
- Lepsze pytanie brzmi: co ty robisz?
Zmarszczył brwi widząc jej nieudaną zmianę tematu. Uśmiechnęła się niewinnie, jakby wcale nie przyłapał jej na buszowaniu w ich kuchni w środku nocy. Nie miał czasu na żadną odpowiedź, dziewczyna szybko wyszła z kuchni. Zaciekawiony ruszył za nią i zobaczył jak zaczyna przeszukiwać salon.
- Możesz odpowiedzieć na moje pytanie albo odpowie na nie Stark - ostrzegł, wykorzystując fakt, że wcześniej wspomniała imie wynalazcy. Uniosła głowę spod kanapy i widocznie zaskoczona, położyła rękę na swojej klatce piersiowej.
- Nie ośmielisz się.
- Chcesz się przekonać?
Wręcz rozbawiony ruszył w stronę schodów, ale zatrzymała go seria "nie", które zaczęła wypowiadać dziewczyna. Odwrócił się w jej stronę, unosząc brew i czekając na odpowiedź.
- Dobra, dobra... - wymamrotała wzdychając. - Tony znalazł moje papierosy i je zabrał. Myślałam, że może schował je gdzieś u was.
- Dlaczego miałby to robić?
- Masz rację, pewnie od razu je wyrzucił. Zmarnował moje pieniądze - zirytowała się, wstając z podłogi.
- Wystarczy, że kupisz nowe - zdziwił się. Po co ta ludzka istota tak bardzo utrudniała sobie życie? Mogła po prostu wyjść do sklepu i kupić sobie nową paczkę, nie musiała przeszukiwać ich wieży.
- Widzisz, to nie jest takie proste. Jarvis nie wypuści mnie samotnie, a ja nie mam... - nagle przerwała. Spojrzała w jego stronę z najpiękniejszym uśmiechem, jaki widział i podeszła bliżej niego. Schowała ręce za plecami i zaczęła się kiwać na piętach. Co się...?
- Robisz teraz coś ważnego? - zapytała niewinnym głosem. Zmarszczył brwi, przyglądając się jej nagle zmienionej posturze. Czego od niego chciała?
- Chciałem napić się kawy - oznajmił podejrzliwie.
- Nie masz ochoty na spacer? Kupie ci wspaniałą kawę, jeśli się zgodzisz!
W pierwszej sekundzie od razu chciał odmówić. Cały dzień nie ruszał się z łóżka, a teraz miałby wyjść z wieży? Nawet w jego najlepsze dni robił to niechętnie, przez te wszystkie spojrzenia, jakie dostawał od Midgardczyków.
Z drugiej strony... Może mały spacer spędzony z wiecznie uśmiechniętą dziewczyną trochę poprawiłby mu humor?
Poza tym był środek nocy, na ulicach będzie pustka.
- Daj mi kilka sekund! - pisnęła ucieszona, gdy kiwnął głową z lekkim uśmiechem. Szybko zniknęła w windzie, zostawiając go samego. W co on się wpakował?
Był tak zdezorientowany całą sytuacją, że zdążył tylko włożyć buty i w kolejnej sekundzie był wołany przez Mirelle. Kobieta wręcz pobiegła w stronę wyjścia, gdy tylko zjechali na sam dół.
Niestety, ale drzwi nie chciały się otworzyć.
- Zdajesz sobie sprawę, że wystarczy je popchnąć? - zadrwił, gdy zobaczył jak siłuje się z dźwiami. Odwróciła się do niego z zaciśniętymi ustami i ruchem ręki zaprosiła do spróbowania. Jakie było jego zdziwienie, gdy drzwi nie ruszyły się ani trochę.
- Dziwne...
Kilka sekund później winda ponownie się otworzyła i wybiegł z niej były ochroniarz miliardera. Próbowała się w ostatniej chwili schować za czarnowłosym, lecz nic to nie dało.
- Mirella - odezwał się karcąco ochroniarz.
- Happy! Jak miło cię widzieć! Co cię tu sprowadza o tej porze?
Nadwyraz entuzjastycznie wychyliła się zza swojej ludzkiej tarczy i z niewinnym uśmiechem pomachała do starszego mężczyzny. Ten tylko spojrzał w stronę recepcji i podziękował młodemu ochroniarzowi.
- Oh... Nowy konfident - wymamrotała zirytowana, gdy zobaczyła nową twarz.
Loki z niemałym rozbawieniem oglądał całą sytuację, przeskakując oczami z brunetki do ochroniarzy.
- Ty myślisz, że gdzie się wybierasz?
- Na spacer.
- Dobrze wiesz, że nie możesz sama wychodzić z wieży.
- Nie jestem sama, jestem z przyjacielem! - broniła się. Loki zaskoczony spojrzał na kobietę. Z przyjacielem?
Happy z uniesioną brwią zilustrował czarnowłosego. Oczywiście, że nikt mu nie ufał, ale bez przesady. To tylko zwykły spacer w środku nocy, co złego w tym czasie miałby zrobić?
- Wychodzisz z nim? I ja mam cię puścić? Tony mnie zabije, jeśli...
- Nie musi o niczym wiedzieć - przerwała mu szybko. - Loki będzie mnie pilnować i mam bransolety. Happy, proszę...
Zdezorientowany zerknął w stronę jej rąk i faktycznie zauważył dość masywne bransolety na jej nadgarstkach. Srebrne opaski były nadwyraz grube i zajmowały połowę jej przedramienia. Jak to się stało, że wcześniej ich nie zauważył?
Ochroniarz westchnął głośno, przetarł twarz dłońmi i w końcu kiwnął w stronę nowego pracownika. Usłyszeli ciche kliknięcie, przez co Mirella od razu pchnęła drzwi, aby je otworzyć. Happy mógł się jeszcze rozmyślić i ponownie je zamknąć, nie mogła tym ryzykować.
Posłała ostatni uśmiech w stronę mężczyzny i natychmiast wyszła z wieży, a tuż za nią podążał Loki.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro