Rσzɗziɑł 4
Nie był pewien dlaczego. Może po prostu obudził się lewą nogą? Może to przez tą wylaną kawę z rana? Powodem mogła być okropna pogoda, która zawisła nad miastem, lecz kto wie?
Nie wiedział. Naprawdę nie był w stanie wytłumaczyć wściekłości z jaką obudził się tego dnia, ale to przecież normalne, prawda? Każdy ma czasami taki dzień. Najzwyczajniej w świecie wstajemy z jakimś humorem i nie umiemy wytłumaczyć jego przyczyny.
Tak, to w zupełności normalne.
Właśnie dlatego udał się na salę treningową. Stwierdził, że trochę wysiłku fizycznego ukoi jego nerwy.
Tego dnia sala powinna być pusta. Nikt z drużyny nie planował żadnych ćwiczeń czy treningów. Powinna być pusta, lecz nie była.
Dziwne dźwięki usłyszał będąc już przy wejściu. Gdy przekroczył próg zrozumiał skąd się wzięły.
Z głośników, które były umieszczone w każdym rogu pomieszczenia, wydobywały się dźwięki lasu. Ćwierkotanie ptaków, szum wiatru, odgłosy świerszczy, a nawet dźwięki chodzenia po suchych liściach. Przymknął na chwile oczy, głęboko oddychając. Mógłby przysiąc, że czuł zapach drzew. Jarvis naprawdę się postarał.
To wszystko dla jednej osoby, która znajdowała się w pustym rogu sali. Siedziała na kolorowej macie, a wokół niej z kilku miejsc unosił się dym. Początkowo myślał, że to wypalone przez nią już papierosy, jednak po chwili zrozumiał, że to kadzidełka.
Mirella siedziała po turecku, trzymając złączone przed sobą ręce, jakby była w trakcie modlitwy. Na jej twarzy panował całkowity spokój. Uznałby ją za martwą, gdyby nie fakt, że jej klatka piersiowa minimalnie się unosiła i opadała w jednym rytmie.
Niestety nie miał zbyt wiele czasu, aby obserwować nieruchomą postać. Po kilku sekundach jej powieki się otworzyły i od razu spojrzała w jego stronę.
- Dzień dobry, Loki - przywitała się z uśmiechem. Nie był w stanie tego zrozumieć. Kobieta zawsze witała się z nim z uśmiechem, okazjonalnie machając tak jak teraz. Jej dobry humor jeszcze bardziej go zirytował.
- Byłam pewna, że dzisiaj nikt z was nie używa tego piętra - oznajmiła, wstając z miejsca. - Pomyliłam dni?
- Dzisiaj zrobiłem wyjątek - odpowiedział szybko. Patrzył jak spokojnie podchodzi do ławeczki, która stała niedaleko ściany i wyciąga butelkę wody z małego plecaka.
- Miałam wyjść za jakieś pół godziny, mam nadzieje, że nie będę ci przeszkadzać.
- To ja będę przeszkadzać tobie.
Zaśmiała się w odpowiedzi, upiła łyk i kręcąc głową wróciła na mate. Przyjęła pozycję, w jakiej ją znalazł i patrzył jak kompletnie odcina się od rzeczywostości. Wyglądała jakby siedziała tak cały czas, jakby wcale nie zrobiła sobie przerwy, by przywitać się z bogiem kłamstw.
Westchnął cicho i ruszył na drugi kraniec sali, do worka bokserskiego. Naprawdę musiał się wyżyć. W jego sytuacji lepiej by był to worek niż żywa osoba. Druga opcja dla nikogo nie skończyłaby się dobrze.
Tak więc uderzał w przedmiot z całej siły, próbując się pozbyć tej dziwnej złości. Nie zwrócił uwagi, że był bacznie obserwowany przez Mirelle.
Nie spuściła ani na chwile wzroku, patrząc jak każde kolejne uderzenia stawały się coraz agresywniejsze. Nie umiała zrozumieć jak tak wiele wściekłości mogło mieścić się w jednej osobie. Podejrzewała, że przyszedł tu właśnie z tego powodu. Chciał się wyżyć, lecz ewidentnie mu to nie wychodziło.
- Co wywołało u ciebie taką agresję?
Odezwała się, podchodząc w jego stronę. Czarnowłosy na chwile zatrzymał się w miejscu, by zaraz po tym wrócić do swojego zajęcia.
- To wcale ci nie pomoże.
- Skąd możesz to wiedzieć? - odezwał się z irytacją w głosie. Czy naprawdę nie mogła siedzieć na tej swojej macie i udawać, że go nie ma?
- Twoje ciosy są coraz mocniejsze, a mięśnie napinają się coraz bardziej. To ci nie pomoże, jeśli przyszedłeś tu, aby się uspokoić.
- Obserwowałaś mnie? - zmarszczył brwi, w końcu przerywając ciosy.
- Tak jak ty obserwowałeś mnie, gdy wszedłeś do sali.
Uniosła rozbawiona brew, podczas gdy on zacisnął usta. Jak mogła wiedzieć, że się jej przypatrywał, skoro miała zamknięte oczy?
- Nie uspokajasz się uderzając w ten worek. Powinieneś spróbować czegoś innego.
- Co masz na myśli?
- Przytul go.
Wybuchnął śmiechem. Po raz pierwszy od dawna autentycznie się roześmiał. Zaczynały go boleć mięśnie twarzy, gdy w końcu spojrzał na dziewczynę, która patrzyła na niego poważnym wzrokiem.
- Żartujesz... Żartujesz, prawda? - zapytał zdezorientowany. Takiej głupoty jeszcze nie słyszał.
- Ten worek ewidentnie reprezentuje coś, co doprowadziło cię do takiego stanu...
- Po prostu mam zły dzień - przerwał jej, przewracając oczami. Sam nie wiedział do dokładnie go tak zirytowało, a miałaby to wiedzieć obca mu dziewczyna?
- To wszystko tkwi w naszej podświadomości. Nie sądzisz, że lepiej byłoby wybaczyć temu workowi, który reprezentuje powód twojego zachowania, niż pogrążać się bardziej w tej złości?
Zaskoczony przez chwilę się nie odezwał. Czy podświadomie znał powód swojego dzisiejszego humoru? Naprawdę nie umiał tego określić. Po prostu miał taki dzień, czasami tak bywa.
I nie miał zamiaru przytulać przedmiotu, który służył do bicia. To idiotyczny pomysł.
- Nie będę tego przytulać - zadrwił, przewracając oczami. Ta śmiertelna osoba była dziwniejsza od reszty.
- Szkoda, pewnie brakuje mu miłości - uśmiechnęła się lekko i ruszyła w stronę swojej maty. - Możesz też przyłączyć się do mnie. Może medytacja trochę ci pomoże.
Usiadła tak jak wcześniej i wróciła do swojego zajęcia. Stał chwilę zdezorientowany w zupełnym bezruchu. Nie do końca był pewien co tak właściwie się stało.
Czy właśnie zaproponowała mu pomoc? Przecież nie potrzebował niczyjej pomocy, po prostu miał gorszy dzień. Prawda?
Po co miałby słuchać osoby, którą spotkał kilka razy w życiu, skoro mógł zrobić to, co zawsze; wyżyć się i udawać, że wszystko jest w porządku. Tak było najłatwiej. Najlepiej było stwarzać pozory, że problem został rozwiązany. Wszyscy zawsze w to wierzyli, a on w kłamstwie był najlepszy.
Westchnął głośno i przeczesał sfrustrowany włosy. W końcu usiadł dwa metry przed nią i skrzyżował nogi tak jak ona.
- Zamknij oczy, skup się na otoczeniu i wsłuchaj się w dźwięki, które cię otaczają. Gdy już się uspokoisz, odetnij się od nich. Skup się tylko i wyłącznie na sobie, reszta już cię nie obchodzi.
- Na tym polega medytacja? - zapytał, próbując ustawić się w takiej samej pozycji co ona. Nawet nie zerknęła w jego stronę.
- Nie mam pojęcia, ale mi to pomaga - zaśmiała się.
Dlaczego tak pozytywna osoba potrzebowała jakiegoś duchowego ukojenia? Może wcale nie była tak spokojna i zrównoważona, jak myślał. Najwyraźniej każdy miał gorsze dni, nawet Mirella. Tylko że ona tego nie pokazywała.
Zrobił to co powiedziała. Wziął głęboki wdech i zamknął oczy. Wsłuchał się w dźwięki lasu, jakie wydobywały się z głośników. Dzięki palącym się kadzidełkom, po kilku minutach naprawdę poczuł się jakby siedział pośrodku lasu.
Nie był w stanie powiedzieć jak wiele minut minęło, ale w końcu odciął się od otoczenia. Błoga cisza ukoiła jego nerwy.
Myślał, że to było to; jego chwila spokoju. Jednak jego umysł miał inne plany.
Przypomniał sobie co mu się śniło tej nocy. Wręcz słyszał głosy tych wszystkich znajomych mu osób, mówiących, że to jego wina. Widział jak wskazywali na niego palcami, powtarzając, że był w pełni świadomy ataku na miasto. W ich oczach był wcielonym złem i nie miał prawa się zmienić. Nawet gdyby próbował, kto chciałby pomóc potworowi? Nikt o zdrowych zmysłach nie poświęciłby swojego czasu na tak zniszczoną istotę. Od początku był skazany na straty i nic tego nie zmieni.
Zacisnął usta i przetarł twarz dłońmi. Był zmęczony całą tą sytuacją, a jego umysł wcale nie pomagał. Teraz już znał powód swojego dzisiejszego humoru. To wręcz śmieszne jak jeden sen możne zniszczyć człowiekowi cały kolejny dzień.
To było męczące.
- Wyglądasz, jakbyś odnalazł swój powód.
Przez chwile zapomniał, że nie był sam. Podniósł wzrok na siedzącą przed nim kobietę i znowu zobaczył uśmiech. Nie ważne co się działo, ona i tak się do niego uśmiechała.
Niepewnie przytaknął, lecz nie miał zamiaru jej nic tłumaczyć. Możliwe, że trochę mu pomogła, ale to nie znaczy, że będzie jej się zwierzać. Co to, to nie.
- Świetnie. Dobrze jest być w pełni świadomym swoich uczuć, ale nie pozwól im przejąć kontroli - mówiła spokojnie. - Odnajdź powód. Zrozum tę złość, pozwól jej istnieć przez chwilę, a potem daj jej odejść w niepamięć.
- Myślisz, że to takie łatwe? - zadrwił, lekko zirytowany. Czy ten mały człowiek, naprawdę myślał, że wszystko w życiu jest łatwe i przyjemne? Mirella wygląda właśnie na taką osobę. Nie umiał wyobrazić jej sobie złej czy smutnej. Ona po prostu taka była; wiecznie pozytywna.
- Oczywiście, że nie! Życie byłoby zbyt przyjemne - roześmiała się, jakby usłyszała naprawdę dobry żart. - To nie jest łatwe, ale możesz to zrobić. Wierzę w ciebie.
Zaskoczony siedział cały czas w miejscu, podczas gdy Mirella zaczęła zbierać swoje rzeczy z podłogi. Wyrzuciła już dawno wypalone resztki kadzidełek, złożyła matę i zabrała plecak, wychodząc z pomieszczenia. W ostatniej chwili udało mu się ją dogonić, gdy winda już się zamykała.
- Często zajmujesz naszą salę, gdy jest pusta? - odezwał się po chwili.
- Jestem tam co tydzień, tego samego dnia. Mogłabym medytować u siebie, ale czasami muszę zmienić otoczenie.
Przytaknął, ale już się nie odezwał. Jechali we względnej ciszy, nie licząc tej irytującej muzyczki wydobywającej się z głośników. Przewrócił oczami, słysząc jak kolejny raz się zapętla, jednak tym razem usłyszał coś innego. Spojrzał w bok, gdzie Mirella cichutko nuciła irytującą melodię, lekko kołysząc głową do rytmu.
- Naprawdę podoba ci się ta muzyka?
- Lubie ją, jest chwytliwa! - broniła się. Ta kobieta nie przestała go zadziwiać. Cały czas słyszał jak wszyscy narzekają na ten irytujący dźwięk, a ona go chwali.
Winda w końcu stanęła w miejscu, a Loki zobaczył znajome piętro. Spokojnym krokiem wyszedł z tego ruchomego pudła i chciał wrócić do swojego pokoju, ale w ostatniej chwili się zatrzymał. Powinien się pożegnać lub podziękować?
- Jeśli będziesz mieć ochotę, możesz dołączyć do mnie za tydzień. Miłego dnia, Loki.
Przed zamknięciem się windy, zobaczył jak macha mu z uśmiechem. Kilka sekund później już jej nie było. Gdzie pojechała?
- Jarvis.
- Słucham?
- Dokąd udała się Mirella?
- Ta informacja jest utajniona.
Zmarszczył brwi, krzywiąc się na słowa robota. Jak coś takiego może być utajnione? Dlaczego jej pobyt w wieży był taką tajemnicą?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro