Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rσzɗziɑł 25



Nie zrobił tego specjalnie. Nie chciał podsłuchiwać rozmowy dwóch przyjaciółek, tak po prostu wyszło.
Obudził się akurat wtedy, gdy Bella krytykowała palenie brunetki. Nie chciał im przeszkadzać, był na to zbyt zmęczony, więc planował zamknąć powieki i wrócić do spania.

Wtedy zeszły na zupełnie inny temat, a całe zmęczenie zniknęło.

Jego serce zabiło trochę mocniej, a wszelkie myśli zwariowały; nie mógł uwierzyć, że był dla kogoś ważny.

Nie pamiętał, kiedy to się zaczęło, to poczucie była gorszym. Tak po prostu było. Cokolwiek by nie zrobił, jakkolwiek by się nie starał; wszyscy zawsze wybierali Thora. To blondyn był tym lepszym bratem. Tym zabawniejszym, tym silniejszym, tym popularniejszym.
Loki to po prostu był. Wszyscy wiedzieli, że był, ale nikogo nie interesował na tyle, aby zostać na dłużej. Bo po co ktoś miałby poświęcać swój czas bogu kłamstwa, kiedy tuż obok był idealny bóg piorunów?

Jedyna osoba, która poświęcała mu swój czas, została zamordowana przez mroczne elfy. Nie było nikogo kto wybrałby Lokiego, gdy jego matka zniknęła. Został sam, całkowicie sam.

Usłyszeć, że jest się dla kogoś tak ważnym...

Nie umiał wyrzucić z głowy jej słów. Siedzieli cały czas w tej samej sali i namówiła go na kolejny midgardzki film. Jeśli miał być szczery to nie miał pojęcia, o czym opowiadał. Jego myśli były zbyt chaotyczne, aby mógł skoncentrować się na historii toczącej się na ekranie.

Ten wredny głosik w jego głowie znowu się pojawił. Wyśmiewał myśl, że komukolwiek mogłoby na nim zależeć. Czy ktoś naprawdę wybrałby właśnie kłamcę? Mirelle otaczało tyle lepszych ludzi. To musiał być jakiś okrutny żart. Kobiety na pewno wiedziały, że już nie spał i postanowiły zabawić się jego uczuciami. Nie widział innego wyjścia, przecież...

- Za głośno myślisz.

Gnębiący go głosik przycichł. Wszelkie myśli zniknęły, gdy spojrzała w jego stronę.

Nieświadomie przyglądał się jej dłuższą chwilę i w końcu wyczuła jego wzrok. Był kompletnie nieobecny i nie potrafiła powiedzieć dlaczego.

- Przepraszam - uśmiechnął się lekko. To jednak nie pomogło i nadal wpatrywała się w niego zmartwiona.

- Coś się stało na waszej misji? Może dalej jesteś zmęczony? Głupie pytanie, na pewno jesteś zmęczony. Może...

- Wszystko jest w porządku - zapewnił, przerywając jej monolog. Widocznie się rozluźniła, słysząc jego słowa, ale nadal nie była do końca przekonana.

- Powinieneś odpocząć od tego pokoju. To ja tu jestem więziona, a nie ty - zażartowała z uśmiechem. - Idź zjeść porządne śniadanie i prześpij się w wygodnym łóżku. Na pewno nie wyspałeś się na tych fotelach.

- Nie są takie złe. Zaczynam się do nich przyzwyczajać - zaśmiał się, przeczesując włosy.

- Ile spałeś? - zapytała sceptycznie. Uniosła brew, przyglądając się jego twarzy, jakby szukała oznak zmęczenia.

Prawda była taka, że meble, które przynieśli z lobby nie były aż tak wygodnie. Z misji wrócili, gdy świtało słońce i obudził się przez rozmowę dziewczyn, więc nie spał zbyt długo. Jednak nie musiała o tym wiedzieć, prawda?

- Wystarczająco długo.

- Napisze do Tony'ego i ktoś tu do mnie przyjdzie. W tym czasie ty pójdziesz trochę odpocząć - stwierdziła sięgając po telefon. Jej paznokcie szybko wystukiwały rytm na ekranie i kompletnie nie zwracała na niego uwagi.

- Nie muszę...

- Za późno. Steve już jest w drodze - przerwała mu z uśmiechem.

- Zacznę podejrzewać, że mnie tu nie chcesz - westchnął zirytowany. Zaśmiała się cicho i wyciągnęła rękę w jego stronę. Bez zastanowienia nachylił się i złączył ich dłonie.

- Chce cię i właśnie dlatego cię stąd wyrzucam - powiedziała, ściskając jego dłoń. - Trochę czasu z dala ode mnie dobrze ci zrobi. Musisz pamiętać o sobie, Loki.

Nie odezwał się słowem, po prostu wpatrując się w jej oczy. W jej wzroku było coś takiego... Patrzyła na niego, jakby było coś wartego spojrzenia.
Dla niej był coś wart i to ostatecznie uciszyło ten natrętny głosik.

- Zjedz porządne śniadanie i spróbuj odpocząć. Potem możesz wrócić - uśmiechnęła się.

- Co księżniczka rozkarze - zadrwił. Nachylił się i ucałował wierzch jej dłoni, z satysfakcją oglądając rumieniec, jaki pojawił się na jej policzkach.

- Lepiej, żebyś się posłuchał, bo naśle na ciebie Thora. Twój brat na pewno cię przypilnuje.

- Nie zrobisz tego.

- Chcesz mnie sprawdzić?

Mierzyli się spojrzeniem, dopóki drzwi się nie otworzyły. Jako pierwsza odwróciła wzrok, co skwitował wygranym uśmieszkiem.

- Przyniosłem szkicowniki, przybory i Bruce'a - oznajmił na wejściu Steve. Tuż za nim wszedł Banner z lekkim uśmiechem i pomachał w ich stronę.

- Jesteś moim bohaterem, Kapitanie! - krzyknęła ucieszona, gdy tylko zobaczyła piórnik pełen ołówków. Zaśmiali się, widząc jej reakcję, ale żaden z nich nie był zdziwiony. Rysowanie i malowanie było jej hobby i była świrnięta na tym punkcie.

- Zatem zostawiam artystów w spokoju - wymamrotał, ostatni raz ściskając jej dłoń i wstając.

- Pamiętaj co...

- Tak wiem, naślesz Thora - przewrócił oczami i skierował się w stronę wyjścia. Zamknął za sobą drzwi i ruszył korytarzem do windy. Po kilku minutach był już na odpowiednim piętrze i od razu wyczuł, że ktoś robił śniadanie.

Mirella miała rację, powinien coś zjeść, w końcu od pobudki jego jedynym śniadaniem była babeczka. Nie pogardziłby również kawą.

- Jak tam u Elli? - usłyszał na wejściu do kuchni.

Natasha stała przy patelni, a Clint oraz Bucky siedzieli przy stole zajadając się naleśnikami. Nie minęła chwila, a dostał do ręki pełen talerz.

- Wygląda lepiej - oznajmił odkładając jedzenie na blat. W zamian podszedł do ekspresu, aby przygotować ciepły napój. Potrzebował kofeiny i to natychmiast.

- Co tu robisz? Ostatnio nie opuszczasz jej boku - odezwał się łucznik. Loki na spokojnie dokończył kawę i dopiero wtedy dołączył do reszty.

- Wyrzuciła go - zaśmiał się Bucky, odrywając wzrok od telefonu. Agenci spojrzeli zdziwieni to na kłamcę, to na żołnierza. Loki zmarszczył brwi, nie wiedząc co w tym śmiesznego, gdy Bucky uniósł lekko telefon.

- Nie mogła się dodzwonić do Thora, więc napisała do mnie - zadrwił z głupim uśmieszkiem. - Zostałem twoim tymczasowym opiekunem.

Zacisnął usta, wpatrując się w rozśmieszonego żołnierza. Owszem groziła, że naśle na niego Thora, jeśli nie zje porządnego śniadania i nie odpocznie, ale nie sądził, że mówiła to poważnie.

Westchnął i kręcąc głową, zabrał się do jedzenia.

W tamtej chwili wiedział, że Bucky chętnie naskarżyłby Mirelli, gdyby nie zjadł tych głupich naleśników. Jeszcze tego mu brakowało; aby beształa go przez telefon. Znał ją, wiedział, że była zdolna do tego, aby wstać z łóżka i przyjść na ich piętro z podłączoną kroplówką, aby go przypilnować.

- Nie dąsaj się tak, martwi się o ciebie - zażartowała Natasha. W odpowiedzi przewrócił oczami.

Wiedział jednak, że agentka miała racje. Mirella wyrzuciła go ze swojej sali, bo martwiła się o to, że nie zjadł śniadania. Martwiła się o to, że nie wyspał się na niewygodnym fotelu. Martwiła się, że był zmęczony po nocnej misji.
Martwiła się o niego i ta myśl przywołała uśmiech na jego twarz.

Zjadł tak szybko jak mógł i dokończył kawę, aby tylko zniknąć z kuchni. Spędził z tymi ludźmi całą noc na misji i miał ich dość.
Nie był towarzyski i nie miał zamiaru takiego udawać. Chciał tylko położyć się w wygodnym łóżku i odpocząć.

Miał wrażenie, że zapadł się, gdy tylko usiadł na materacu. Miękkie łóżko było o niebo lepsze od beznadziejnych foteli ukradzionych z lobby.

Nie zdawał sobie sprawy, kiedy zasnął, ale to była jedna z najlepszych drzemek w jego życiu. Bez koszmarów i złych wspomnień, bez dziwnych myśli nawiedzających jego głowę. Zwykły spokojny sen; było idealnie.

Obudził się, gdy Bucky walił w drzwi jego pokoju, krzycząc coś o obiedzie.

Zegar wskazywał godzinę czternastą, co ostatecznie go rozbudziło. Przespał kilka godzin.
W zastraszająco szybkim tempie skorzystał z prysznica, ubrał się w świeże ubrania i praktycznie zbiegł do kuchni. Nie próbował nawet udawać żadnych rozmów z resztą grupy. Przez jego głowę przewijała się myśl, że zmarnował kilka godzin na spanie. Zmotywowało go to do szybkiego zjedzenia obiadu i opuszczenia piętra mieszkalnego.

Jednym ruchem nadgarstka osuszył w windzie mokre jeszcze włosy i ruszył korytarzem w stronę odpowiedniej sali. Przez szybę widział jak Mirella rozmawiała z Bruce'm i Natashą, po chwili śmiejąc się z czegoś, co powiedziała rudowłosa. Stanął w miejscu, przyglądając się jej osobie.

Wyglądała lepiej, bez plastikowych rureczek pod nosem. Najwyraźniej nie potrzebowała już wsparcia w oddychaniu i uwolnili ją od jeden z wielu maszyn stojących przy łóżku. Jej twarz nabrała trochę kolorów, przez co nie była już tak blada, jak po ataku na gali. Uśmiech jak zwykle dosięgał jej oczu, które z iskierkami błądziły między dwójką jej przyjaciół.

Nie wiedział, o czym rozmawiali, ale musiało dotyczyć to jej krótkich włosów. Co chwile przeczesywała je ręką, łapiąc końcówki, by po chwili przeczesać je od nowa. Cokolwiek by nie robiła, one i tak żyły własnym życiem.

Ruszył się sprzed szyby, gdy jej wzrok powędrował w jego stronę. Posłała mu piękny uśmiech, machając w jego stronę, przez co pozostała dwójka zerknęła w tym samym kierunku.

- Wyglądasz o niebo lepiej, Loki. Bucky chyba dobrze się spisał - stwierdziła, gdy tylko wszedł do sali.

- Nie zrobił nic, oprócz obudzenia mnie na obiad - prychnął w odpowiedzi, siadając na jednym z wolnych foteli.

- Który mam nadzieje zjadłeś? - dopytywała, unosząc brew. Przewrócił oczami słysząc jej opiekuńczy ton głosu, co spowodowało śmiech pozostałej dwójki.

- Zostawimy was samych - odezwał się Bruce, po czym spojrzał w jej stronę. - Zaczniemy jutro o dwunastej. Wyśpij się dobrze?

- Oczywiście doktorze - zażartowała, machając mu. Natasha postanowiła wykorzystać szanse i przytulić pacjentkę na pożegnanie.

Ostatnio wszyscy przytulali ją i łapali za dłonie, jeśli tylko mieli okazje. Przez ostatnie lata była przerażona dotykiem, ale odkąd poznała Lokiego powoli zaczynała przełamywać tę barierę. Z początku pozwalała na to tylko kłamcy; subtelne dotyki, splatanie dłoni, aż w końcu objęcia. Loki miał w sobie coś, co koiło jej strach.
Potem dotknęła Natashe, czystym przypadkiem, przez które emocje jej towarzyszyły. Taniec z Tony'm, jakkolwiek głupio by to nie brzmiało, ostatecznie przełamał niedorzeczny strach. Jej przyjaciele i rodzina to zauważyli i próbowali nadrobić stracony czas.

- Zjadłeś obiad? - dopytywała, gdy zostali sami.

- To tylko jedzenie...

- To aż jedzenie! - oburzyła się. Dla niej było to nie do pomyślenia, aby ktoś bagatelizował jedzenie. Już otwierała usta, aby zacząć monolog na temat tego, jak ważne i dobre jest jedzenie, gdy coś sobie uświadomiła.

- Nie jesteś przyzwyczajony do tego, aby ktoś się o ciebie martwił, prawda?

Pytanie zbiło go z tropu. Oczywiście, że nie był osobą, o którą inni się martwili. W jego mniemaniu jedyna istota, która się o niego troszczyła zniknęła, gdy jego matka została zabita. Niby kto miałby się nim przejmować? Po co?

- Lepiej do tego przywyknij, Loki. Jestem dość opiekuńcza w stosunku do swoich bliskich - oznajmiła poważnie.

Nie rozumiał, dlaczego to robiła. Czy ustaliła sobie za jakiś cel życiowy, aby czuł się dobrze?

- O czym mówił Bruce? - zmienił temat, unikając jej spojrzenia. Ona natomiast rozumiała, że takie rozmowy mogą być dla niektórych trudne i pozwoliła mu na to.

- Zaczynam jutro chemioterapie - poinformowała, krzywiąc się lekko. - Raczej coś na jej kształt. Mówimy tak na to, bo działa podobnie.

Nie miał pojęcia, o czym mówiła, nigdy wcześniej nie interesowała go midgardzka medycyna. Najwyraźniej musiał znaleźć jakąś książkę na ten temat.

Na jej twarzy rozkwitł uśmiech, gdy sama zmieniła temat i zaczęła opowiadać o tym, co robiła wcześniej. Steve zaproponował jej mały konkurs i wykorzystali Bruce'a jako modela do naszkicowania portretu. Ostatecznie wygrała, ale nie było to nic zadziwiającego. Mirella ćwiczyła swoje umiejętności praktycznie codziennie, podczas gdy Kapitan sięgał po ołówek dość sporadycznie. Zrobił to jednak, aby poprawić dziewczynie humor, co ewidentnie mu się udało.

- Zrobiłbyś coś dla mnie? - zapytała nagle. Zmarszczył brwi, ale niepewnie przytaknął. Patrzył jak sięga po szkicownik oraz piórnik i rozsiada się wygodnie na łóżku.

- Przesiądź się tam - poprosiła, wskazując na fotel stojący naprzeciwko niej. - Możesz coś sobie poczytać dla zabicia czasu.

- Znowu? Już dzisiaj rysowałaś - westchnął. Usiadł na wyznaczonym miejscu, a ostatnia czytana przez niego książka pojawiła się w jego ręce.

- Mam wenę twórczą, nie oceniaj mnie - wymamrotała, wybierając odpowiedni ołówek.

Chciał jeszcze chwile pośmiać się z niej i jej hobby, ale zabrała się do pracy.
Od razu widział różnice.

Kompletnie się rozluźniła, mimo że nadal siedziała w szpitalnej sali. Zauważył, że cały czas była trochę spięta w ciągu ostatnich dni, które spędziła w tamtym pokoju. Otoczenie pielęgniarek i maszyn, które miały jej pomagać nie wpływały na nią dobrze. Miał wrażenie, że jej radość przygasła właśnie przez tamten pokój.

Dopiero w tamtym momencie, gdy dostała ołówek i kartkę, wróciła do życia. Była w swoim żywiole i wyglądała cudownie.

Uśmiechnął się lekko, widząc jej skupienie i w końcu otworzył książkę. Oboje zajęli się sobą, co jakiś czas zerkając w swoją stronę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro