Rσzɗziɑł 2
Kolejne dni po imprezie Starka były spokojne. Nikt nie planował żadnych zamachów, nic nie atakowało miasta, jakiekolwiek informacje o Hydrze również ucichły. Najwyraźniej ci źli też robili sobie czasami wolne.
Każdy w wieży zajął się sobą. Chcieli wykorzystać te małe wakacje, najlepiej jak umieli, a czy jest coś lepszego niż kilka leniwych dni? Oczywiście, że nie.
Loki spędził je na czytaniu oraz na unikaniu swojego brata. Jednak jego sielanka nie mogła trwać wiecznie, Thor w końcu go dopadł. Wtedy już nie było szansy na ucieczkę, musiał z nim wyjść do pobliskiej kawiarni.
- Wiem, jak kochasz kawę, a ja znam akurat idealne miejsce!
Rodzinne wyjście na miasto, jakże wspaniały pomysł. Było to dla niego idiotyczne, lecz poświęcił się, by zapewnić sobie kolejne kilka dni spokoju od blondyna. Poza tym nie pogardzi dobrą kawą.
Ubrany w czarne spodnie i zieloną koszulę, wszedł do windy. Jechali w ciszy, którą zakłócała irytująca muzyka. Dla Starka był to na początku żart, lecz zostawił tą jedną zapętloną melodyjkę, gdy zauważył jak bardzo denerwuje reszte domowników. Bawiła go ich irytacja.
W końcu drzwi się otworzyły, a przed nimi pojawiła się postać.
- Lady Mirella! Wybieramy się do kawiarni, zechcesz nam potowarzyszyć? - przywitał się z ogromnym uśmiechem blondyn. Wyszli z małego pomieszczenia i stanęli naprzeciwko niej.
- Dzień dobry Thor. Loki - kiwnęła głową na przywitanie i pomachała w stronę boga kłamstw. Dopiero teraz czarnowłosy zauważył jak niska była, sięgała mu ledwie do ramienia. Jej włosy ponownie wyglądały jakby żyły własnym życiem, a ubrana była w zwykłe dresy i czarną koszulkę. Nic nadzwyczajnego. Jednak tym razem mógł dostrzec jej brązowe oczy, na które ostatnio nie zwrócił uwagi. Oczy, które bacznie go obserwowały.
- Wiesz, że nie mogę, ale chętnie zaproszę cię na kawę do siebie, jeśli będziesz mieć czas - uśmiechnęła się delikatnie, wracając wzrokiem do drugiego z braci. Thor nie zauważył nic dziwnego, lecz boga kłamstw nie można oszukać tak łatwo. Jej uśmiech nie był do końca szczery.
- Skąd wracasz? Byłaś sama? - zaniepokoił się blondyn. Dlaczego jego brat martwił się o tą midgardzką istotę? Znali się, przyjaźnili?
- Oczywiście, że nie. Happy parkuje auto, właśnie na niego czekałam - wyjaśniła, po części odpowiadając na pytania. - Wyjście na miasto dobrze wam zrobi. Nie można cały czas siedzieć w wieży.
Spojrzała w jego stronę, jakby wiedząc jak niechętnie wychodził poza teren budynku. Lecz skąd mogła to wiedzieć?
Był pewien, że nigdy więcej jej nie spotka, gdy wymienił z nią kilka zdań na przyjęciu. Nie sądził też, by choćby minął się z nią przed tym wydarzeniem, więc skąd mogła to wiedzieć?
- Mam mało czasu, niestety muszę wracać do siebie. Smacznej kawy.
Z ostatnim uśmiechem wyminęła ich i wkroczyła do windy. Loki od razu poczuł zapach dymu, gdy przeszła koło niego. Najpewniej paliła chwile przed wejściem do budynku. W końcu zniknęła z ich pola widzenia, a oni wyszli na zewnątrz.
Będąc na miejscu, starał się udawać jak najlepiej, że uważnie słucha słów boga piorunów. Jednak miał wrażenie, że nawet to nie wychodziło mu najlepiej.
Upijał spokojnie kawę (jedna z lepszych, jaką pił, lecz nie przyznał tego blondynowi) i starał się opanować swoją ciekawość. Miał ochotę wypytać Thora o niedawno poznaną dziewczynę. Kto to? Co robi w wieży? Skąd się znają?
Mimo wszystko nie mógł tego zrobić. Thor uznałby, że interesuje się tą ludzką istotą, a tak przecież nie było.
Trzy dni później, znowu zobaczył ją przechadzającą się po korytarzach. Pomachała mu z ogromnym uśmiechem na ustach, jakby spotkała na ulicy starego znajomego. Było to dla niego dziwne. Widział ją trzy razy i nieważne czy było to szczere, czy udawane, za każdym razem była uśmiechnięta. Jak można być tak pozytywnie nastawionym?
Poza tym przywitała się z nim, z osobą która kilka miesięcy temu sterroryzowała jej miasto. Może naprawdę nie wiedziała kim był?
Stwierdził, że sam dowie się wszystkiego o co jeszcze niedawno chciał wypytywać Thora.
Przez następny tydzień wychodził częściej z pokoju, a nawet wędrował bez większego celu po niektórych piętrach wieży, myśląc, że znowu na siebie wpadną. Zaczynał myśleć, że jej pojawienie się w budynku tego konkretnego dnia, było przypadkiem. Musiała coś załatwić i akurat wpadła na nich, gdy wychodzili, a spotkanie jej na korytarzu było czystą halucynacją; wymysłem zaciekawionego umysłu.
Jednak ponownie zobaczył jak przechodziła jednym z korytarzy razem z byłym ochroniarzem Starka. Myślał, że jakoś ich dogoni, przejdzie obok, uda, że znowu przypadkiem na siebie wpadli. Niestety szybko zniknęli w jednym z laboratoriów, co podsunęło mu pomysł, że mogła pracować dla miliardera.
Ktoś mógłby uznać całą sytuację za dość żałosną. W końcu chodził po budynku tylko po to, by spotkać się z kobietą, z którą rozmawiał raz w życiu, lecz co innego miał do roboty?
W wieży było aż za spokojnie i powoli zaczynało mu się nudzić. Potrzebował jakiegoś wyzwania i akurat padło na dziwną dziewczynę, która lubiła chodzić po balustradach balkonu.
Mogła to być również chęć rozmowy z kimś kto nie patrzył na niego z odrazą, ale szybko wybił sobie z głowy ten pomysł.
Mówi się, że jeśli czegoś się szuka, nie możemy tego znaleźć, a gdy przestajemy, samo się znajduje. Tak właśnie było, kiedy wracał z sali treningowej.
Cała drużyna zgodnie ustaliła (byli to Rogers i Romanoff, lecz nikt się nie sprzeciwił), że muszą jakoś utrzymać formę i kilka dni w tygodniu było przeznaczonych na ćwiczenia i treningi. Jedynie Bruce Banner zdołał się wywinąć dzięki zielonemu stworowi, który mógł się pokazać, gdy doktorowi za bardzo podnosiło się ciśnienie.
Loki czekał właśnie na windę, nieświadomie wystukując palcami na swojej nodze jakiś rytm, gdy drzwi w końcu się otworzyły. W środku stała Mirella z kilkoma opakowaniami świeżej pizzy.
Zdziwiony nie wszedł od razu do środka. Ruszył się, dopiero gdy spojrzała na niego zza trzymanych kartonów z uśmiechem.
- Dzień dobry, Loki. Jak ci minął trening?
- Dobrze - zmarszczył brwi, stając niedaleko niej. Tyle czasu szukał okazji, by znowu ją spotkać, a teraz gdy w końcu mają szanse na rozmowę, nie wie co robić. Drzwi w końcu się zamknęły, a winda powoli ruszyła do góry.
- Reszta już skończyła? Jedzenie wystygnie, jeżeli dalej będą się bawić w bijatyki na sali.
- Za niedługo powinni stamtąd wyjść - przytaknął, niezręcznie zerkając w jej stronę. - Czy... Pomóc ci?
Westchnęła, uśmiechając się lekko i wystawiła ręce w jego stronę. Chciał zabrać od niej cały ciężar, jednak szybko cofnęła ręce, jakby urażona.
- Nie jestem silna jak wy, ale nie jestem aż tak słaba - obruszyła się. - Weź tylko kilka.
- Oh... Przepraszam? - zapytał, odbierając połowę kartonów. Chwile później widocznie się skrzywił, myśląc o tym co zrobił. Nie chodziło o pomoc, co to, to nie. Jego matka wychowała go na dżentelmena, kobiecie wypadało pomóc. Ale te przeprosiny... Dlaczego znowu ją przeprosił? Przecież nie miał żadnego powodu, by to robić! To kompletnie bez sensu!
- Znowu to robisz. Myślisz za głośno.
- Przepraszam - odpowiedział odruchowo. Sekundę później zacisnął usta i przymknął na chwile oczy, zirytowany swoim zachowaniem. Otworzył je, gdy usłyszał cichy śmiech.
- Często przepraszasz, czy to normalne?
- Ani trochę. To twoja wina.
- Przepraszam, że przeze mnie cały czas przepraszasz.
Starała się zachować powagę, jednak widział jak końciki jej ust mimowolnie unoszą się w góre. Przewrócił oczami.
Ta śmiertelna istota się z niego śmiała!
- Jesteś nieznośna - prychnął w końcu. Nie mogła już się dłużej powstrzymać i wybuchnęła śmiechem, dziękując mu za komplement. Przecież to nie była żadna pochwała!
Winda w końcu się zatrzymała, a drzwi otworzyły. Dziewczyna nie traciła czasu i od razu ruszyła przed siebie. Wyglądało na to, że bardzo dobrze wie gdzie idzie, bo chwile później była w kuchni. Patrząc na swobode z jaką poruszała się po mieszkaniu, stwierdził, że musiała przebywać tu częściej niż przypuszczał na początku.
Uważnie obserwował jak odkłada jedzenie na stół i podchodzi do szafek, by wyjąć duży talerz. Nałożyła sobie kilka kawałków i ruszyła ponownie w stronę windy.
- Przekaż proszę Natashy, że czekam na nią u siebie.
- Zdajesz sobie sprawę, że nie jestem posłańcem? - zadrwił, unosząc dumnie głowę.
- Doskonale wiem kim jesteś, po prostu mnie to nie obchodzi. Powiedz jej, że czekam u siebie.
Z ostatnim uśmiechem weszła do windy i zniknęła, zostawiając go z jeszcze większym chaosem w głowie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro