Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

9

Środa
Kolejne spotkanie "Klubu sztuk walki".
Dziewczyny siedziały pochłonięte zawartością swoich telefonów, a Jin i Hwoarang rozmawiali rozłożeni na podłodze w kącie.

– Boję się – mruknął Jin, żując mochi z poniedziałku. W domu czekało go spotkanie z całą rodziną na obiedzie, gdyż Jun zarządziła "zjazd" z okazji urodzin ojca. Nie miał najmniejszego zamiaru uczestniczyć w tym cyrku. Wiedział, że jedyne, co z tego wyniknie, to potężna awantura i

– Nie wracaj po prostu do domu – mruknął Hwoarang, bawiąc się zapalniczką.

– Kiedyś już tak próbowałem i... nie poszło zbyt dobrze – westchnął Jin, wspominając swój pamiętny, trzytygodniowy szlaban.

– Poszedłbym z tobą, wiesz, tak dla towarzystwa, ale byłoby niezręcznie być jedyną w tej wesołej gromadce niespokrewnioną osobą. Poza tym... Wiem, że to głupio zabrzmi, ale mam ataki paniki na widok twojej babci.

– Spokojnie, to całkiem uzasadnione, ja też się jej boję – burknął. Kazumi Mishima była osobą powszechnie budzącą grozę, chociaż na pierwszy rzut oka mogła wydawać się dość niewinna.
Pomimo sześćdziesiątki na karku wyglądała jakieś trzydzieści lat młodziej i była wręcz zniewalająco piękna. Zawsze nosiła tradycyjnie misternie upięte włosy i była elegancko ubrana. jednak jej piękny wygląd nie odzwierciedlał jej charakteru. Była typem, który gdy "coś w kimś" mu się nie podobało - po cichu go nienawidziła i układała plany, jak go zamordować, a przy sposobnej okazji wyładowywała swój gniew obrażając tę osobę uderzając w najbardziej czułe punkty.
Każdy w rodzinie Mishima-Kazama (oprócz Kazuyi, bo swojego syna nie miała z jakiegoś powodu sumienia obrażać) miał jakieś obraźliwe przezwisko, które wykorzystywała, gdy nadarzyła się okazja. Zwykle siedziała cicho, ale gdy ktoś obraził ją, jej syna, lub w ekstremalnych przypadkach jej męża wybuchała i zmiatała wszystko i każdego na swej drodze.
Aurę grozy pogłębiał jej pupil, nienaturalnie wręcz duży i "puszysty" kot perski, którego dość ironicznie nazwała Tygryskiem. Tygrysek nie lubił obcych. Tygrysek nie lubił Jina. Tygrysek nie lubił Lee. Tygrysek nie lubił Jun. Tygrysek nie lubił Heihachiego. Tygrysek nie lubił praktycznie każdego.

Ciekawy był fakt, że rozwiodła się z Heihachim, ale zeszli się ze sobą po dziesięciu latach. W tym czasie senior rodu Mishima doczekał się nieślubnego dziecka, o którego istnieniu Kazumi nawet nie wiedziała. W sumie, o tym, że Lars Alexandersson teoretycznie należał do rodziny wiedział mało kto.

– Ja mam szczęście nie uczestniczyć w tej dziecinadzie – roześmiała się Asuka, nadal pisząc coś na telefonie. – Mam zawody. – nagle spojrzała na zegarek... – Cholera! Za chwilę się spóźnię!

Nie zwracając uwagi na to, że w pomieszczeniu byli jeszcze chłopcy natychmiastowo wręcz przebrała się, zostawiając swój mundurek na podłodze.

– Asuka! – krzyknęła Xiao. – Oszalałaś?!

– ZARAZ SIĘ SPÓŹNIĘ! JIN, ODWIEŹ MI TO DO DOMU! – wrzasnęła, swigając plecakiem i mundurkiem w jego stronę. Spódniczka spadła mu na twarz.

– Ej, As... – zaczął Jin, jednak nie było dane mu skończyć.

– Asuka, ty wariatko! – krzyknęły naraz Alisa i Xiaoyu, wybiegając za nią z sali.

Lili jedynie okręciła się na pięcie, posłała Hwoarangowi maślane spojrzenie i wyszła z charakterystyczną dla niej gracją i elegancją. Cały ten harmider pozostawił chłopaków zdezorientowanych jak nigdy.

– O co jej chodzi..? – mruknął rudy, na co Jin się zaśmiał. – Nie śmiej się, chuju!

– O Boże, Hwo, ale jesteś niekumaty! Ty się jej podobasz!

– A mi się ona nie podoba – wymamrotał Hwoarang, przysuwając się bliżej Japończyka.

– To dobrze, nie wybaczyłbym jej, gdyby zabrała mi mojego głupiego Hwo – powiedział, także się zbliżając i trochę po przyjacielsku i trochę bardziej czule obejmując go ramieniem.

– Przestań... – zaśmiał się Koreańczyk nerwowo.

Siedzieli tak chwilę bez słowa. Zarówno Jin jak i Hwoarang byli wniebowzięci. Cisza, spokój, resztki lunchu, tulenie się do siebie. Perfekcyjne popołudnie.

Czarnowłosy co po chwilę spoglądał na mundurek pozostawiony przez jego kuzynkę. Był to klasyczny, ciemnogranatowy marynarski mundurek z białymi wstawkami z krótką, lecz nie wyzywającą spódniczką i czerwoną kokardą na piersi.

– Co tak się gapisz na ten mun... – zaczął Hwoarang.

– Wybacz, ale... – przerwał mu Jin i wskazał na odzienie swojej kuzynki. – Mógłbyś to włożyć?

– C-co proszę? – powiedział rudy. Było już za późno, Jin zaczął odpinać jego koszulę. – ZBOCZEŃCU! DEWIANCIE JEDEN! T-TO JEST OBLEŚNE, TO TWOJEJ KUZYNKI!

– Brzydzisz się Asuki? – zarechotał Kazama, próbując włożyć bluzkę na Hwoaranga.

– Nie o to chodzi, po prostu, nie widzisz, że jest w tym coś... no nie wiem, PO PROSTU NIE TAK?!

***

Hwoarang odniósł sromotną porażkę.

Siedział ubrany w mundurek Asuki. Zarówno i góra jak i dół były mu lekko za krótkie, co sprawiało, że z bluzki zrobił się top, a ze zwykłej spódniczki miniówka ledwo zakrywająca część ciała, w której plecy tracą swoją szlachetną nazwę.

– Fetyszysta – chlipnął Hwo, skulony w niezręcznej, wręcz obronnej pozycji.

– Ale spoko w tym wyglądasz – zaśmiał się Jin, pokazując mu zdjęcie.

– Ej, faktycznie – zaśmiał się Hwoarang ponuro. – A tak serio - wyglądam jak debil, usuń to!

– W życiu! Wywołam tę fotkę, oprawię i powieszę nad łóżkiem – zarechotał Japończyk, a następnie dodał – Dobra, teraz się rozbieraj, bo za dwadzieścia minut muszę być w domu.

– Nie, gdy ty na mnie patrzysz – burknął Hwoarang z grymasem niezadowolenia na twarzy.

– Dalej – zaśmiał się czarnowłosy i zaczął rozbierać Koreańczyka.

– GŁUPI ZBOKU!

***

Gdy Jin wszedł do jadalni, przywitała go wręcz przytłaczająca cisza. Kazuya i Lee siedzieli przy jednym stole bez słowa, piorunując się wzrokiem, a Jun kończyła przyrządzanie obiadu. W powietrzu zaczęła tworzyć się aura wzajemnej nienawiści.

– Pospieszyłeś się, nie ma co – burknął Kazuya do Jina, nadal jednak groźnie lustrując spojrzeniem swojego adopcyjnego brata. Nastolatek miał wrażenie, że mężczyźni prawie w ogóle nie mrugali.

– Utknęli w korku, czy jak? – westchnęła Jun, opierając się o blat.

– Oby tak – powiedzieli wręcz jednocześnie Jin, Lee i Kazuya.

Jednak ich optymistyczny scenariusz się nie ziścił, gdyż usłyszeli dzwonek do drzwi.

– Cholera – mruknął Jin nerwowo, siadając przy stole.

– Otworzę – stwierdził Mishima i podszedł do drzwi.

"Czy on ma myśli samobójcze?", pomyślał Lee, wręcz obgryzając paznokcie.

Podczas gdy Kazumi czule przywitała się ze swoim synem, Heihachi jedynie jadowicie zmierzył go wzrokiem i wszedł do mieszkania.

– Ale tu wali – rzucił senior rodu i usiadł przy stole. Na tę uwagę Jun aż zacisnęła pięść. "Jaki ten stary pierdziel złośliwy, przecież sprzątam dzień i noc, cholera!", pomyślała.

– Heihachi... – westchnęła Kazumi, sztucznie. Podzielała zdanie swojego męża, ale próbowała sprawiać wrażenie tej dobrej. – A poza tym, Jun, te firanki chyba są lekko brudne...

"Jak to?!", oburzyła się kobieta w myślach. "Prałam je jeszcze tydzień temu!"

– Włożyłeś ten krawat na złość, prawda? Pedalski, jak zawsze – powiedział Heihachi, wskazując na szyję Chaolana na której wisiał czarny krawat w czerwone różyczki. Efekt "pedalstwa" dopełniała pasteloworóżowa koszula.

Chińczyk zagryzł lekko wargę. Próbował nie tracić równowagi za wcześnie.

– Też miło cię widzieć, Heihachi – wyminął go i się uśmiechnął. Nigdy nie przeszedł na "mamo" i "tato" z państwem Mishima.

Jun Kazama w końcu wyłożyła jedzenie na stół. Wszyscy chwycili za pałeczki i zabrali się do jedzenia.

Jin nie mógł nic przełknąć. Mimo, że jedzenie było ponadprzeciętne, po prostu nic nie mogło przejść mu przez przełyk. Obawiał się piekła, które miało się rozpętać za kilka chwil...

***

No siemano kurde
Po co ja pisałam tamtą poprzednią notkę, rozdział już jeeeest! XDDD
No i ogólnie zapraszam do mojej nowej ksiunszki
Są w niej zodiaki z Tekkena
I są rakowe ale no

A oto moje ciekawe znalezisko w chińskim XDDDD (czyli możliwa kwestia Kazuyi w Tekkenie 8 XDDD)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro