8
– Jestem – oznajmił Jin, wchodząc do Toyoty przyjaciela. Rzucił swoją torbę na tylne siedzenie i rozejrzał się po wnętrzu. Z tyłu piętrzyły się puste siatki i zużyte chusteczki do okularów. – Będziesz tu musiał posprzątać.
– Ta, racja, szefowa to niezła syfiara... Nadal nie mogę uwierzyć, że kupiłem to cacko po takiej taniości... Poza tym, wszystkie części są chyba oryginalne... – pogładził kierownicę samochodu. To auto było jego marzeniem od czwartej klasy podstawówki, odkąd położył ręce na kolekcji mang starszego brata swojego kolegi ze szkoły i natrafił na Initial D. Co prawda, jak każdy dzieciak wolałby mieć Trueno (to ten sam samochód co Levin, tylko z lekkimi różnicami w wyglądzie, m.in Trueno ma "mrugające" światła), ale zadowolił się tym, co dostępne. W końcu taka okazja mogła już nigdy się nie powtórzyć... – To co? Jedziemy?
– No dalej – zaśmiał się Jin i nastawił radioodbiornik na swoją ulubioną stację.
***
– Ile ten samochód pali, ja pierdolę – jęknął Hwoarang, spoglądając na zegary.
– Przypominam, że po pierwsze jedziemy okropnie długo, bo zgubiliśmy się z jakieś trzy razy przez tę głupią nawigację i twoje "skróty", a po drugie - to samochód sprzed trzydziestu lat, czego ty się, do cholery spodziewałeś? – odparł Jin, zmęczony.
– Cicho bądź, nie masz co narzekać, bo zaraz będziemy na miejscu... – mruknął Hwo.
– Jedziemy tam, gdzie ostatnio? – spytał Japończyk, opierając się o drzwi. Aż przypomniał mu się wyjazd pod koniec wakacji w zeszłym roku... nadal miał koszmary związane z dziećmi, które z pomocą Hwoaranga zakopały go po szyję w piasku. Koreańczyk nie chciał go później odkopać przez półtora godziny. – Mam nadzieję, że tym razem mnie nie zakopiesz i nie zostawisz na pastwę losu.
– Nie narzekaj, dostawałeś lody? Dostawałeś. Miałeś cień? Miałeś. Mogłeś delektować się towarzystwem najprzystojniejszego, najbardziej elokwentnego i zdolnego licealisty w prefekturze? Mogłeś. Oglądałeś ze mną nowy odcinek mojej ulubionej dramy? Oglądałeś.
– Daj spokój, nawet nie włączyłeś napisów – jęknął Jin z cieniem uśmiechu przywołanego przez nostalgię. Może i sytuacja była dla niego dość niewygodna i głupia, ale trzeba było przyznać - zrodziła świetny materiał na historię. – Poza tym, zastanowiłbym się nad twoją "zdolnością"... Przypominam, że jako jedyny z klasy prawie oblałeś geografię.
W końcu natrafili na parking i wysiedli z samochodu. To miejsce było dziwnie wręcz opustoszałe. Nie, żeby było tu zwykle pełno ludzi - ta plaża nie cieszyła się zbyt dużym zainteresowaniem ze strony odwiedzających, ale i tak było to... dziwne. Poza Toyotą Hwoaranga na parkingu były może z trzy samochody.
– Słyszysz? – powiedział Hwoarang, nadstawiając ucha. – Boże, jak ja kocham szum morza... Jest coś w nim takiego... Nie wiem, po prostu jest zajebisty.
– Ależ z ciebie poeta... – zakpił z niego Jin, na co Koreańczyk wystawił mu język.
Zeszli po wyjątkowo stromym pagórku w dół na plażę. Obaj nosili adidasy, wiedząc, że schodzenie tędy w klapkach nie było zbyt dobrym pomysłem. Sami byli świadkami skręcenia kostki przez jakąś wyjątkowo nierozważną turystkę w japonkach.
Dotarłszy na miejsce czym prędzej zrzucili z siebie ubrania. Hwoarang spiął dodatkowo włosy w coś w rodzaju małego koczka na górze głowy. Jin pomyślał, że wygląda nawet uroczo.
– To co, kto pierwszy w wodzie? – powiedział Hwo, roześmiany.
"Boże, jaki on uroczy", pomyślał Japończyk. Gdy zdał sobie sprawę z tego, o czym pomyślał, walnął się w twarz.
– Ochujałeś? – zarechotał Hwo. – Patrz, jestem pierwszy! Głupia ciota!
– Ja ci pokażę "głupią ciotę"! – krzyknął Jin i ruszył sprintem do wody. Kilka metrów przed Koreańczykiem zanurkował.
– DEBILU, GDZIE SĄ MOJE KĄPIELÓWKI, KURWA MAĆ! PUŚĆ MNIE IDIO...
Zanim skończył swoją wiązankę, Jin zaciągnął go pod wodę. Napił się słonej, morskiej wody i wręcz natychmiast wypłynął na powierzchnię, razem z Japończykiem. Wypluł wodę, co wyjątkowo rozbawiło Jina.
– MOGŁEM ZGINĄĆ, DOMAGAM SIĘ REKOMPENSATY W WYSOKOŚCI PRZYNAJMNIEJ MILIONA JENÓW! – wrzasnął.
– Daj spokój, tylko napiłeś się wody, to tyle. Miliona jenów może nie mam, ale dwa tysiące owszem. Kupić ci lody?
– Mhm... No dobra – burknął Hwoarang naburmuszony. – Ale mają być te truskawkowe z polewą!
– Tak jest, sir – zaśmiał się Japończyk.
***
Usiedli na skałkach nieopodal plaży.
– To trochę szalone, nie sądzisz? Byliśmy tu rok temu, a mi się wydaje, jakby to było wczoraj... Kurna, za rok będziemy o tej porze iść na studia... – zaczął Jin, rzucając kamieniem do wody.
– Co cię nagle naszło na takie refleksje? – mruknął Hwo, nadal jedząc swojego wyjątkowo dużego loda kupionego za pieniądze Jina. – Cieszmy się tym co teraz, nie zamartwiaj się tak.
– No tak, ale... Eh, ja nawet nie wiem, gdzie pójść po liceum. Lee mówił, że niby mi załatwi studia w Tokio, na matematykę, ale...
– Daj spokój, jeżeli masz skończyć jak on... – powiedział Hwo, nadal jedząc loda, śmiejąc się pod nosem. – Mam wrażenie, że zaczął z chłopcami, bo na jego roku nie było wystarczająco dziewczyn.
– Wiesz... mógłbym być pedałem dla kogoś takiego jak ty... – Jin po raz kolejny miał ochotę uderzyć się w twarz i momentalnie się zaczerwienił.
– Co?!
– N-nic, eh zapomnij o tym!
– Ale... – twarz Hwoarang też zapłonęła soczystym rumieńcem. – To było... dosyć słodkie... Żałosne, ale słodkie...
– S-słodkie..? Niech ci będzie – mruknął czarnowłosy.
Na chwilę nastała niezręczna cisza.
– Może... może powinniśmy się już zbierać? – powiedział Hwoarang niby od niechcenia. Próbując wstać poślizgnął się.
– Uważaj! – krzyknął Jin i z wręcz nieludzką prędkością go złapał.
Przez kilka sekund trwali w niezręcznym uścisku.
– Dz-dzięki... – postanowił w końcu się odezwać Hwo.
– Pozwól mi coś sprawdzić... – powiedział czarnowłosy. Czuł, że się poci na całej powierzchni ciała. "Raz kozie smierć", pomyślał i...
Pocałował Koreańczyka. Wręcz agresywnie się do niego przytulił i zaczął wędrować palcami po jego plecach. Rudowłosy nie opierał się, tylko mu uległ. Gdy Kazama włożył mu język do buzi, z jego ust rozległ się cichy jęk, co zmusiło go do przerwania.
– Coś... coś nie tak?
– Owszem, debilu, nie tak jest to, że tak nagle przestałeś – mruknął Hwo z łobuzerskim uśmieszkiem i kontynuował dzieło.
***
– Czyli tak wygląda całowanie się ze swoim najlepszym przyjacielem... – mruknął Hwo, odpalając samochód.
– Ta... – obaj byli niezwykle niezręczni. – Słuchaj, Hwo... Ja sądzę, że... Ja... mogę... Mogę czuć do ciebie coś więcej niż to, co nas dotychczas łączyło.
Hwoarang zacisnął ręce mocniej na kierownicy i zagryzł wargę.
– J-ja... Ja chyba też...
– Hwo... Wiem, że to dziwne z mojej strony, że teraz to mówię, ale... chciałbym, żeby jak najmniej się między nami zmieniło.
Hwoarang też miał taką nadzieję.
Do czasu.
***
– Asahina Keiichi! – Lee wywołał pierwsze nazwisko, odczytując je kolejno z dziennika.
– Obecny!
– Asashi Haruka!
– Jestem!
...
– Kazama Jin!
– Jestem – odparł Jin, zmęczony.
– Kliesen Leo!
– Obecny
...
– Park Hwoarang!
Cisza.
Kazama nieśmiało podniósł rękę.
– Nie ma go...
– Hm... Nie mam żadnego usprawiedliwienia... Jin, wiesz coś o tym?
– Nie... Nie widziałem go od wczoraj.
– Yare-yare... Będę mu musiał wpisać wagary...
Jin się zaniepokoił. Hwoarang raczej nigdy nie opuszczał lekcji, może i nie był wzorowym uczniem, ale nigdy nie pokusiłby się o zrobienie sobie wagarów.
Postanowił sprawdzić, co się stało...
***
Jin jeszcze w mundurku i z plecakiem wbiegł do bloku, w którym mieszkał Hwoarang. Zdyszany, wcisnął jedenastkę na domofonie i czekał na odpowiedź.
Czekał z jakąś minutę, zanim Koreańczyk podniósł słuchawkę.
– Czego chce? – mówił "przez nos", jakby przed chwilą płakał.
– To ja, Jin...
Zanim zdążył powiedzieć, że się martwi i że chciał "tylko porozmawiać", rudy rzucił słuchawkę.
– TY MAŁA CHOLERO, WPUŚĆ MNIE!
Spróbował ponownie. Pierwsze próby w ogóle nie przynosiły skutków.
W końcu po pięciu minutach nieustannego dzwonienia Hwoarang postanowił odpowiedzieć.
– NIE DZWOŃ DO MNIE TYLE RAZY, DEBILU!
– Hwoarang, chciałem tylko porozmawiać!
– Podaj mi jeden powód, dlaczego miałbym cię wpuścić!
– Mam mochi (takie żelkowate ciastka, całkiem dobry towar XD)
Drzwi na klatkę schodową momentalnie się otworzyły.
W drzwiach mieszkania czekał na niego Hwoarang z oczami całymi czerwonymi od łez. Nic nie mówił. Wyrwał tylko ciastka z ręki Jina i je otworzył, od razu pałaszując jedno z nadzieniem truskawkowym.
– Czy... Czy to wczoraj... Czy ty tego nie chciałeś..? – Jin miał wątpliwości, co do uczuć przyjaciela. Jeszcze wczoraj błagał o więcej...
– Nie chodzi o to... – Koreańczyk momentalnie posmutniał. – Ja... Jin, zrozum, jesteś moim jedynym przyjacielem. Nie chcę, żeby cokolwiek się zmieniało. A ten głupi całus... Może zmienić wszystko. Nie zrozum mnie źle, ale...
– Hwo... – powiedział Jin, zatroskany. – Nadal będziemy przyjaciółmi, tylko... Tylko takimi bliskimi. Bardzo bliskimi.
– Proszę, tylko nie myśl o tym, o czym ja myślę – powiedział Koreańczyk podśmiechując się pod nosem.
– Zboczeńcu – zaśmiał się Japończyk i pacnął go lekko w bok.
– Jin... nadal będziesz moim... przyjacielem?
– Oczywiście... – zapewnił go Kazama.
– Wybacz, to było odrobinę głupie z mojej strony... – powiedział Hwo, a następnie, niespodziewanie wtulił się w chłopaka. – Ja... bardzo cię lubię. Nie tylko jako... przyjaciela...
***
Sieeeeeeeeeeeeeeeemanko ziomeczki
Dzisiaj mam ogólnie bardzo dobry humorek bo wygrałam 6 meczyków z rzędu łuhu
Deez Lee skillz r mad bruh
dobra nie wiem co pisać (z n o w u)
Gitara siema
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro