Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

8

– Jestem – oznajmił Jin, wchodząc do Toyoty przyjaciela. Rzucił swoją torbę na tylne siedzenie i rozejrzał się po wnętrzu. Z tyłu piętrzyły się puste siatki i zużyte chusteczki do okularów. – Będziesz tu musiał posprzątać.

– Ta, racja, szefowa to niezła syfiara... Nadal nie mogę uwierzyć, że kupiłem to cacko po takiej taniości... Poza tym, wszystkie części są chyba oryginalne... – pogładził kierownicę samochodu. To auto było jego marzeniem od czwartej klasy podstawówki, odkąd położył ręce na kolekcji mang starszego brata swojego kolegi ze szkoły i natrafił na Initial D. Co prawda, jak każdy dzieciak wolałby mieć Trueno (to ten sam samochód co Levin, tylko z lekkimi różnicami w wyglądzie, m.in Trueno ma "mrugające" światła), ale zadowolił się tym, co dostępne. W końcu taka okazja mogła już nigdy się nie powtórzyć... – To co? Jedziemy?

– No dalej – zaśmiał się Jin i nastawił radioodbiornik na swoją ulubioną stację.

***

– Ile ten samochód pali, ja pierdolę – jęknął Hwoarang, spoglądając na zegary.

– Przypominam, że po pierwsze jedziemy okropnie długo, bo zgubiliśmy się z jakieś trzy razy przez tę głupią nawigację i twoje "skróty", a po drugie - to samochód sprzed trzydziestu lat, czego ty się, do cholery spodziewałeś? – odparł Jin, zmęczony.

– Cicho bądź, nie masz co narzekać, bo zaraz będziemy na miejscu... – mruknął Hwo.

– Jedziemy tam, gdzie ostatnio? – spytał Japończyk, opierając się o drzwi. Aż przypomniał mu się wyjazd pod koniec wakacji w zeszłym roku... nadal miał koszmary związane z dziećmi, które z pomocą Hwoaranga zakopały go po szyję w piasku. Koreańczyk nie chciał go później odkopać przez półtora godziny. – Mam nadzieję, że tym razem mnie nie zakopiesz i nie zostawisz na pastwę losu.

– Nie narzekaj, dostawałeś lody? Dostawałeś. Miałeś cień? Miałeś. Mogłeś delektować się towarzystwem najprzystojniejszego, najbardziej elokwentnego i zdolnego licealisty w prefekturze? Mogłeś. Oglądałeś ze mną nowy odcinek mojej ulubionej dramy? Oglądałeś.

– Daj spokój, nawet nie włączyłeś napisów – jęknął Jin z cieniem uśmiechu przywołanego przez nostalgię. Może i sytuacja była dla niego dość niewygodna i głupia, ale trzeba było przyznać - zrodziła świetny materiał na historię. – Poza tym, zastanowiłbym się nad twoją "zdolnością"... Przypominam, że jako jedyny z klasy prawie oblałeś geografię.

W końcu natrafili na parking i wysiedli z samochodu. To miejsce było dziwnie wręcz opustoszałe. Nie, żeby było tu zwykle pełno ludzi - ta plaża nie cieszyła się zbyt dużym zainteresowaniem ze strony odwiedzających, ale i tak było to... dziwne. Poza Toyotą Hwoaranga na parkingu były może z trzy samochody.

– Słyszysz? – powiedział Hwoarang, nadstawiając ucha. – Boże, jak ja kocham szum morza... Jest coś w nim takiego... Nie wiem, po prostu jest zajebisty.

– Ależ z ciebie poeta... – zakpił z niego Jin, na co Koreańczyk wystawił mu język.

Zeszli po wyjątkowo stromym pagórku w dół na plażę. Obaj nosili adidasy, wiedząc, że schodzenie tędy w klapkach nie było zbyt dobrym pomysłem. Sami byli świadkami skręcenia kostki przez jakąś wyjątkowo nierozważną turystkę w japonkach.

Dotarłszy na miejsce czym prędzej zrzucili z siebie ubrania. Hwoarang spiął dodatkowo włosy w coś w rodzaju małego koczka na górze głowy. Jin pomyślał, że wygląda nawet uroczo.

– To co, kto pierwszy w wodzie? – powiedział Hwo, roześmiany.

"Boże, jaki on uroczy", pomyślał Japończyk. Gdy zdał sobie sprawę z tego, o czym pomyślał, walnął się w twarz.

– Ochujałeś? – zarechotał Hwo. – Patrz, jestem pierwszy! Głupia ciota!

– Ja ci pokażę "głupią ciotę"! – krzyknął Jin i ruszył sprintem do wody. Kilka metrów przed Koreańczykiem zanurkował.

– DEBILU, GDZIE SĄ MOJE KĄPIELÓWKI, KURWA MAĆ! PUŚĆ MNIE IDIO...

Zanim skończył swoją wiązankę, Jin zaciągnął go pod wodę. Napił się słonej, morskiej wody i wręcz natychmiast wypłynął na powierzchnię, razem z Japończykiem. Wypluł wodę, co wyjątkowo rozbawiło Jina.

– MOGŁEM ZGINĄĆ, DOMAGAM SIĘ REKOMPENSATY W WYSOKOŚCI PRZYNAJMNIEJ MILIONA JENÓW! – wrzasnął.

– Daj spokój, tylko napiłeś się wody, to tyle. Miliona jenów może nie mam, ale dwa tysiące owszem. Kupić ci lody?

– Mhm... No dobra – burknął Hwoarang naburmuszony. – Ale mają być te truskawkowe z polewą!

– Tak jest, sir – zaśmiał się Japończyk.

***

Usiedli na skałkach nieopodal plaży.

– To trochę szalone, nie sądzisz? Byliśmy tu rok temu, a mi się wydaje, jakby to było wczoraj... Kurna, za rok będziemy o tej porze iść na studia... – zaczął Jin, rzucając kamieniem do wody.

– Co cię nagle naszło na takie refleksje? – mruknął Hwo, nadal jedząc swojego wyjątkowo dużego loda kupionego za pieniądze Jina. – Cieszmy się tym co teraz, nie zamartwiaj się tak.

– No tak, ale... Eh, ja nawet nie wiem, gdzie pójść po liceum. Lee mówił, że niby mi załatwi studia w Tokio, na matematykę, ale...

– Daj spokój, jeżeli masz skończyć jak on... – powiedział Hwo, nadal jedząc loda, śmiejąc się pod nosem. – Mam wrażenie, że zaczął z chłopcami, bo na jego roku nie było wystarczająco dziewczyn.

– Wiesz... mógłbym być pedałem dla kogoś takiego jak ty... – Jin po raz kolejny miał ochotę uderzyć się w twarz i momentalnie się zaczerwienił.

– Co?!

– N-nic, eh zapomnij o tym!

– Ale... – twarz Hwoarang też zapłonęła soczystym rumieńcem. – To było... dosyć słodkie... Żałosne, ale słodkie...

– S-słodkie..? Niech ci będzie – mruknął czarnowłosy.

Na chwilę nastała niezręczna cisza.

– Może... może powinniśmy się już zbierać? – powiedział Hwoarang niby od niechcenia. Próbując wstać poślizgnął się.

– Uważaj! – krzyknął Jin i z wręcz nieludzką prędkością go złapał.

Przez kilka sekund trwali w niezręcznym uścisku.

– Dz-dzięki... – postanowił w końcu się odezwać Hwo.

– Pozwól mi coś sprawdzić... – powiedział czarnowłosy. Czuł, że się poci na całej powierzchni ciała. "Raz kozie smierć", pomyślał i...

Pocałował Koreańczyka. Wręcz agresywnie się do niego przytulił i zaczął wędrować palcami po jego plecach. Rudowłosy nie opierał się, tylko mu uległ. Gdy Kazama włożył mu język do buzi, z jego ust rozległ się cichy jęk, co zmusiło go do przerwania.

– Coś... coś nie tak?

– Owszem, debilu, nie tak jest to, że tak nagle przestałeś – mruknął Hwo z łobuzerskim uśmieszkiem i kontynuował dzieło.

***

– Czyli tak wygląda całowanie się ze swoim najlepszym przyjacielem... – mruknął Hwo, odpalając samochód.

– Ta... – obaj byli niezwykle niezręczni. – Słuchaj, Hwo... Ja sądzę, że... Ja... mogę... Mogę czuć do ciebie coś więcej niż to, co nas dotychczas łączyło.

Hwoarang zacisnął ręce mocniej na kierownicy i zagryzł wargę.

– J-ja... Ja chyba też...

– Hwo... Wiem, że to dziwne z mojej strony, że teraz to mówię, ale... chciałbym, żeby jak najmniej się między nami zmieniło.

Hwoarang też miał taką nadzieję.

Do czasu.

***

– Asahina Keiichi! – Lee wywołał pierwsze nazwisko, odczytując je kolejno z dziennika.

– Obecny!

– Asashi Haruka!

– Jestem!

...

– Kazama Jin!

– Jestem – odparł Jin, zmęczony.

– Kliesen Leo!

– Obecny

...

– Park Hwoarang!

Cisza.

Kazama nieśmiało podniósł rękę.

– Nie ma go...

– Hm... Nie mam żadnego usprawiedliwienia... Jin, wiesz coś o tym?

– Nie... Nie widziałem go od wczoraj.

– Yare-yare... Będę mu musiał wpisać wagary...

Jin się zaniepokoił. Hwoarang raczej nigdy nie opuszczał lekcji, może i nie był wzorowym uczniem, ale nigdy nie pokusiłby się o zrobienie sobie wagarów.

Postanowił sprawdzić, co się stało...

***

Jin jeszcze w mundurku i z plecakiem wbiegł do bloku, w którym mieszkał Hwoarang. Zdyszany, wcisnął jedenastkę na domofonie i czekał na odpowiedź.

Czekał z jakąś minutę, zanim Koreańczyk podniósł słuchawkę.

– Czego chce? – mówił "przez nos", jakby przed chwilą płakał.

– To ja, Jin...

Zanim zdążył powiedzieć, że się martwi i że chciał "tylko porozmawiać", rudy rzucił słuchawkę.

– TY MAŁA CHOLERO, WPUŚĆ MNIE!

Spróbował ponownie. Pierwsze próby w ogóle nie przynosiły skutków.

W końcu po pięciu minutach nieustannego dzwonienia Hwoarang postanowił odpowiedzieć.

– NIE DZWOŃ DO MNIE TYLE RAZY, DEBILU!

– Hwoarang, chciałem tylko porozmawiać!

– Podaj mi jeden powód, dlaczego miałbym cię wpuścić!

– Mam mochi (takie żelkowate ciastka, całkiem dobry towar XD)

Drzwi na klatkę schodową momentalnie się otworzyły.

W drzwiach mieszkania czekał na niego Hwoarang z oczami całymi czerwonymi od łez. Nic nie mówił. Wyrwał tylko ciastka z ręki Jina i je otworzył, od razu pałaszując jedno z nadzieniem truskawkowym.

– Czy... Czy to wczoraj... Czy ty tego nie chciałeś..? – Jin miał wątpliwości, co do uczuć przyjaciela. Jeszcze wczoraj błagał o więcej...

– Nie chodzi o to... – Koreańczyk momentalnie posmutniał. – Ja... Jin, zrozum, jesteś moim jedynym przyjacielem. Nie chcę, żeby cokolwiek się zmieniało. A ten głupi całus... Może zmienić wszystko. Nie zrozum mnie źle, ale...

– Hwo... – powiedział Jin, zatroskany. – Nadal będziemy przyjaciółmi, tylko... Tylko takimi bliskimi. Bardzo bliskimi.

– Proszę, tylko nie myśl o tym, o czym ja myślę – powiedział Koreańczyk podśmiechując się pod nosem.

– Zboczeńcu – zaśmiał się Japończyk i pacnął go lekko w bok.

– Jin... nadal będziesz moim... przyjacielem?

– Oczywiście... – zapewnił go Kazama.

– Wybacz, to było odrobinę głupie z mojej strony... – powiedział Hwo, a następnie, niespodziewanie wtulił się w chłopaka. – Ja... bardzo cię lubię. Nie tylko jako... przyjaciela...

***

Sieeeeeeeeeeeeeeeemanko ziomeczki
Dzisiaj mam ogólnie bardzo dobry humorek bo wygrałam 6 meczyków z rzędu łuhu
Deez Lee skillz r mad bruh

dobra nie wiem co pisać (z n o w u)
Gitara siema

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro