6
Piątek
– Boże, chyba jesteś kurwa ślepy, czy co! – oburzył się Hwoarang, spoglądając na kartkę Jina. Właśnie mieli plastykę, a ich zadaniem było wykonanie portretu swojego najlepszego przyjaciela - zatem rysowali siebie nawzajem wzorując się na swych zdjęciach. Koreańczyk na obrazku Kazamy wyglądał... oryginalnie. Proporcje... proporcje właściwie tu nie istniały. Jego nos był brutalnie przekrzywiony w prawo, a oczy były nierównych rozmiarów. Rude włosy chłopaka wyglądały, jakby zaczął je wygładzać klejem. Już nie mówiąc o wymagającej ogromu pytań palecie kolorów...
Wiele można było powiedzieć o talentach młodego Kazamy - umiał świetnie się bić, miał smykałkę do przedmiotów ścisłych, dysponował bardzo starannym charakterem pisma - ale jeśli chodziło o talenty artystyczne, były one właściwie nieistniejące.
– Mówiłem, że nie umiem rysować... – jęknął Jin, rzucając ołówek na ławkę. – To jest bez sensu, mam już dość.
Z ciekawości spojrzał na pracę Hwoaranga. Gdy tylko zobaczył, co było na płótnie, momentalnie się zarumienił. Nigdy nie podejrzewał Koreańczyka o taką rękę do malowania, mimo, że znał go od lat i widział wiele lepszych i gorszych jego rysunków.
Był to portret realistyczny, w pełni pokolorowany akwarelami. Paleta kolorów była naprawdę ciekawa, było tu dużo różnych odcieni czerwieni, czerni i jasnego błękitu.
Jin na nim był roześmiany i nosił czarną koszulę, Japończyk zgadywał, że ów portret wzorowany był na zdjęciu z osiemnastych urodzin Hwoaranga.
– Ja... Ładne to – to jedyne co Kazama mógł z siebie wycisnąć.
– Hmmm... Jednak moim zdaniem w rzeczywistości masz trochę większy nos – mruknął Koreańczyk z uśmiechem, przyglądając się Jinowi.
– Głupi jesteś — jęknął Japończyk i dał Hwo pstryczka w nos.
– Oddać ci, mała kurwo kozdupko? – zaśmiał się Hwoarang, przyjmując postawę do walki.
– Nie skacz jak pajac, tylko bierz się za malowanie tego dzieła – powiedział Jin. Taekwondo kolegi zawsze go trochę śmieszyło.
– Eh, dobra – jęknął Hwo i wziął się za kończenie pracy.
W końcu przyszedł czas na ocenianie prac. Nauczyciel jak zwykle półprzytomny powłóczył nogami między stolikami i znudzony oceniał prace.
– Rizal... Pięć... Takahashi... Sześć... Kliesen... Pięć... Kazama... – wymawiając nazwisko czarnowłosego głośno westchnął. Już zdołał przywyknąć do niskiego standardu jego prac. – Co ja mam ci wystawić za ten bohomaz?
– Nie wiem... Czwórkę? – jęknął Jin. Miał już dość zajęć plastycznych, według niego nigdy nic dobrego z nich nie wyszło.
– Trója plus – znów westchnął nauczyciel.
Jin ugryzł się w wargę prawie do krwi i uderzył ręką w stół by w jakiś sposób dać upust swojemu gniewowi. Belfer spiorunował go wzrokiem.
– Panie Park... – mruknął nauczyciel z uśmiechem na twarzy. Był świadom tego, że jedynymi pracami godnymi uwagi w tej klasie były te Hwoaranga. – Paleta kolorów równie agresywna co model... Sześć.
Na tę uwagę o palecie kolorów Japończyk zagryzł wargę jeszcze mocniej niż poprzednio, w reakcji na co Hwo wybuchł śmiechem.
– Panie Park!
Koreańczyk cicho westchnął i szepnął Jinowi do ucha:
– Czyli ta nocka dzisiaj jest nadal aktualna?
– Ta, na dziewiętnastą, tak, jak się umawialiśmy. Ojciec jest w delegacji, więc on raczej nie będzie na nad bluzgał, a mama i tak ma nas w dupie, więc...
– Nie zgwałcisz mnie? – zachichotał cicho Hwoarang.
– Ty tylko o jednym, co?
– PANIE KAZAMA!
***
Jin wszedł do domu. Zdjął buty, odłożył kask na motor na półkę.
– Jestem! – wydarł się.
– Cześć! – powitała go rodzicielka. – Jestem w jadalni!
Chłopak bez większego pomyślunku wszedł do owego pomieszczenia. Zrobiło mu się aż miło gdy poczuł, że z kuchni wydobywa się przemiły zapach jego ulubionego katsudon. Już miał ugościć uśmiech na swojej twarzy, ale...
Jednak gdy wszedł do jadalni, od razu przeszedł mu dobry humor.
Ojca co prawda nie było w domu...
Ale był wujek Lee.
– Zalało mi mieszkanie... – westchnął białowłosy i wstał od stołu. – Hej, Jin.
"Dlaczego akurat teraz?!", pomyślał nastolatek, ukrywając swe niezadowolenie. Wolał się nie zastanawiać, jak Chaolan zdołał zalać mieszkanie na czwartym piętrze.
– Cześć – mruknął z udawanym uśmiechem Jin. Jak zawsze dość trudno było mu się przyzwyczaić do przestania nazywania swojego wujka "panie Lee", a zaczęcia mówienia mu po imieniu. Lee miał w zwyczaju mówić, że czuje się staro, gdy Jin wyjeżdża do niego z "wujkiem".
– Twoja czarująca i wspaniałomyślna mama była na tyle miła, że przyjęła mnie pod wasz dach w tak cudacznej sytuacji – zaśmiał się mężczyzna, odgarniając grzywkę z czoła. – Mam nadzieję, że to zbytnio nie wpływa na twoje plany?
– Właściwie to... – nie było dane mu dokończyć, bo przerwała mu matka, wchodząc do pomieszczenia z trzema parującymi miskami z jej popisowym katsudon.
– Jesteś artystką, jeśli chodzi o katsudon, Jun – skomplementował kobietę Lee, posyłając jej uśmiech, na co ona zachichotała.
– Dobra, Kazuya jest w delegacji, ale nie zachodź tak daleko!
Jinowi mimowolnie zebrało się na wymioty. Chaolan nieważne jakby się starał, zawsze brzmiał, jakby z kimś flirtował. Aż odebrało mu apetyt, chociaż wiedział, że poderwanie jego matki leży daleko od intencji nauczyciela matematyki.
– Powiedz proszę, jak tam u Jina z matmą? – spytała Jun niby od niechcenia, mieszając pałeczkami mięso z ryżem.
– A jak ma być, jest bardzo dobrze, jak zawsze – odparł Chińczyk, jak zwykle z olśniewającym uśmiechem. – Zastanawiam się, czy nie zabrać go na konkurs, bo sprawdzian napisał najlepiej z całej klasy i...
Japończyka zdziwiło to, jaki Lee był dobry w ukrywaniu prawdy. Owszem, Jin był najlepszy z klasy, ale tylko dlatego, że jako jedyny miał ocenę wyższą niż dwa. Na przykład taki Hwoarang ów test oblał.
Srebrnowłosy posłał Jinowi porozumiewawcze spojrzenie, jakby chciał powiedzieć "tylko ani słowa matce".
– To co, Jin, masz jakąś dziewczynę, a może... chłopaka? – powiedział Lee z sugestywnie uniesionymi brwiami.
– Przestałbyś już, co? – jęknął Jin, wstając od stołu. – Nie mam dziewczyny, a tym bardziej chłopaka.
– To tylko kulturalne pytanie...
– On się wstydzi, Chaolan, bo wiesz, jest ten chłopak i on...
– MAMO!
***
Hwoarang stał niecierpliwie pod drzwiami. Przeskakiwał z nogi na nogę, by choć odrobinę się ogrzać. Mimo, że był już czerwiec, to noce nadal były niemiłosiernie zimne.
– Niech wreszcie to zjebanie umysłowe mi otworzy... – jęknął, ciągle będąc w ruchu.
Jak na zawołanie przy drzwiach pojawił się Japończyk.
– Siema – powitał go, opierając się o framugę.
– Długo kazałeś mi czekać, zjebie – mruknął Koreańczyk, ze złośliwym uśmieszkiem.
– Przestałbyś mnie tak wyzywać, co? – westchnął Jin, zamykając za rudym drzwi.
– Nigdy, kochanie – zaśmiał się Hwo.
– Przestań, jeszcze pomyśli, że faktycznie z tobą kręcę, czy co – uciszył Koreańczyka Kazama.
– Kto? Twoja mama?
– Nie tylko... – mruknął Japończyk, podejrzliwie patrząc w kierunku salonu. – Wiem, że to brzmi niedorzecznie, ale mojemu kochanemu wujkowi zalało mieszkanie i teraz przez kilka dni mieszka u na...
– Kogo ja tu widzę? Panie Park, miło Pana widzieć!
Hwoarang aż podskoczył, gdy zobaczył sylwetkę jego nauczyciela matematyki i przyszywanego wujka Jina w jednej osobie.
– D-dobry wieczór – przywitał się, skinąwszy lekko głową.
– Widzę, że szykuje nam się nocka... – zaśmiał się mężczyzna, sugestywnie unosząc brwi w górę. – Excellent
– Boże! – jęknął Jin i wziął Koreańczyka wbrew jego woli za kołnierzyk koszulki. – NIE JESTEM GEJEM!
Hwoarang nie wiedział dlaczego, ale poczuł jakby ukłucie w sercu.
***
– Czyli jednak nie wywaliłeś tego zdjęcia? – spytał ze śmiechem Hwo, trzymając w ręce pamiętną fotografię z festiwalu.
– Tak jakoś wyszło – mruknął Jin, z buzią pełną krewetkowych chipsów, scrollując Facebooka. – Wiesz... nawet jeśli to zdjęcie jest... dziwne, to nadal jest jakaś pamiątka - dziwna, ale pamiątka.
Koreańczyk prychnął, rozbawiony i rzucił się na pufę.
– Weź zmień piosenkę – jęknął, słysząc pierwsze nuty "Shape of You" z głośnika.
– Co, mam włączyć Gangnam Style? – zaśmiał się Japończyk, nadal patrząc w ekran telefonu.
– Jebany ksenofob – burknął rudy, a następnie wyrwał mu telefon z ręki.
– Oddaj! – krzyknął Jin i wręcz rzucił się na Koreańczyka.
Hwoarang zaczął się histerycznie śmiać, próbując ukryć telefon przed przyjacielem. Byli na podłodze i bawili się w zapaśników, próbując odebrać sobie nawzajem telefon. W pewnym momencie Jin wręcz usiadł na Hwoarangu. Już miał wiwatować, bo odebrał swój telefon chłopakowi, ale...
– Jin, możesz mi przypomnieć, gdzie jest łazien... – Lee przerwał, gdy zobaczył swojego bratanka siedzącego okrakiem na Koreańczyku. Koszulka Hwo była lekko podwinięta, a luźne spodnie od piżamy czarnowłosego przez szarpaninę spadły niebezpiecznie wręcz nisko. Powoli złapał za klamkę i zaczął zamykać drzwi z cieniem uśmieszku na ustach. – To ja nie będę przeszkadzał...
– NIE JESTEŚMY HOMO!
***
POWRÓCIŁAM I DAJĘ WAM KOLEJNY ROZDZIALIK HEH
Ogólnie to nie wiem co napisać
Oprócz tego, że się cieszę, bo wróciłam z kolonii i nareszcie będę mogła znowu grać w Tekkena YASS
no dobra to cześć czy co
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro