Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

4

– Pies by to jebał – mruknął pod nosem Kazuya Mishima, pakując na siłę do bagażnika tobołki Jun. "Czy ta kobieta naprawdę musi brać tyle ubrań na dwa dni?", pomyślał, wyczerpany.

Wyglądał dość komicznie. Miał na sobie tandetną, fioletową koszulę w kwiaty, szorty rybaczki i klapki. Efekt "typowego turysty" dopełniały dawno już niemodne okulary przeciwsłoneczne (w tym momencie zaczęłam się histerycznie śmiać, bo sobie to wyobraziłam XD).

Był zupełnym przeciwieństwem swojego syna, który postanowił założyć czarną koszulkę i dżinsy w tym samym kolorze.

– Postanowiłeś zostać emo? – mruknął Kazuya, siadając za kierownicą swojej Hondy Accord (MOJA CHONDA SZYBSZA NISZ WYGLONDA HEEHEHEHE).

– Nie, jestem w żałobie, bo muszę z wami jechać w tak okropne miejsce.

Mężczyzna już chciał udzielić mu reprymendy, ale zdał sobie sprawę, że ma w sumie rację - dolina Manji była jednym z najgorszych miejsc na urlop. Zzieleniałe od glonów jezioro ze śmierdzącą wodą, hordy starych ludzi w rozpadających się domkach letniskowych, no i pełno komarów. To miejsce wyraźnie podupadło przez te dwadzieścia lat. Kazuya przypomniał sobie swój wyjazd z Jun te dwie dekady temu... Wspomnienia zaczynały uderzać jedno po drugim. Kąpiele w przerażająco zimnym jeziorze... Jun w białej, zwiewnej sukience...

– Tato, wszystko w porządku?

– Eh, wszystko się popsuło, gdy ty się urodziłeś, gówniarzu.

Jin głośno jęknął i osunął się głębiej w swoim fotelu. Nawet nie wyjechali, a już miał dość.

Nareszcie Jun postanowiła zaszczycić swojego męża i syna swą obecnością. Kazuya aż przełknął ślinę, bowiem jego małżonka nosiła suknię identyczną do tej, w jakiej jechała z nim w to samo miejsce.

– Jestem – powiedziała i obdarzyła ich promiennym uśmiechem. Jedynie ona cieszyła się z tego wyjazdu. Założyła okulary przeciwsłoneczne i ruszyli.

"To będą prawdopodobnie najgorsze dwa dni w moim życiu", pomyślał Jin, zakładając słuchawki i odpływając do świata jakże odległego od tego, co rozgrywało się właśnie tu i teraz, do świata swoich myśli...

***

Z rozmyślań wyrwało go charakterystyczne "ding" oznajmiające, że przyszła do niego wiadomość.

Hwoarang (głupi dzieciak) pisze... : Jak tam wycieczka? XDDD

Jin (pieprzone wcielenie szatana): Nawet nic nie mów

Jin (pieprzone wcielenie szatana): Jedziemy dopiero z godzinę, a oni już zdążyli się pokłócić -.-

Hwoarang (głupi dzieciak): Uh, faktycznie wakacje życia.

Jin (pieprzone wcielenie szatana): Jakie wakacje? Przecież dopiero zaczął się rok szkolny, trzeba jeszcze z miesiąc poczekać XD (w Japonii rok szkolny zaczyna się wiosną, wakacje są normalnie latem)

Hwoarang (głupi dzieciak): szczegóły, no. Poza tym, zgadnij kogo dziś widziałem na mieście XDD

Jin (pieprzone wcielenie szatana): ???

Hwoarang (głupi dzieciak): naszego kochanego nauczyciela od matmy

Jin (pieprzone wcielenie szatana): no i?

Hwoarang (głupi dzieciak): nie skończyłem ._.

Hwoarang (głupi dzieciak): nosił jakiś płaszcz z JEBANYM JEDNOROŻCEM w 24 stopnie ciepła

Hwoarang (głupi dzieciak): i kupował leki przeciwbólowe i jakieś lody XDDD (i miał torebkę z Sephory XDDDDDD)

Jin (pieprzone wcielenie szatana): czemu zaglądasz ludziom do toreb?

Hwoarang (głupi dzieciak): oj zamknij się -.-

Jin (pieprzone wcielenie szatana): oho, matka puściła Backstreet Boys XD

Hwoarang (głupi dzieciak): ICE

Hwoarang (głupi dzieciak): ICE

Hwoarang (głupi dzieciak): BABY ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Jin (pieprzone wcielenie szatana): stop

Hwoarang (głupi dzieciak): Eh, teraz się cieszę, że mogę spokojnie siedzieć na dupie w domu i grać B)

Jin (pieprzone wcielenie szatana): nie wkurwiaj mnie, dobrze?

Hwoarang (głupi dzieciak): nie ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Jin (pieprzone wcielenie szatana) zmienił pseudonim użytkownika Hwoarang Park na irytujące małe gówno

irytujące małe gówno: ej ;-;

Hwoarang już nie odpisał. Jin westchnął, najwyraźniej chłopak musiał wrócić do grania. "Szkoda", pomyślał, opierając się o szybę "Teraz znów będę skazany na tych wapniaków...".

***

– No, jesteśmy! – oznajmiła Jun w recepcji.

Ów ośrodek wypoczynkowy, w którym rodzina Mishima-Kazama postanowiła spędzić swój cenny weekend był wyjątkowo... zmęczony. W recepcji w wielu miejscach tapeta odklejała się od ściany. Śmierdziało naftaliną i środkiem na komary.

– Przepraszam, ale nie widzę rezerwacji na nazwisko Kazama... – mruknęła znudzona życiem recepcjonistka.

– J-jak to?! – Jun nie mogła uwierzyć własnym uszom.

"Błagam, żeby nic się nie wyjaśniło i żebyśmy byli zmuszeni do powrotu...", pomyślał Jin, obserwując muchę latającą przy suficie.

– Eh, jak zwykle... – westchnął Kazuya, wywracając oczami. Miał już dość noszenia walizek na dziś, a co dopiero bezczynnego stania w recepcji.

– Kazuya, błagam cię... – jęknęła kobieta, zrezygnowana, a następnie ponownie zwróciła się do pracownicy stojącej za ladą. – Przecież robiłam rezerwację na Booking'u i...

– Pójdę do kierownika – powiedziała nerwowo recepcjonistka i poszła na zaplecze.

Nasza wesoła rodzinka w milczeniu czekała w recepcji. Nerwowa atmosfera zdawała się zbierać w powietrzu.
Z rozmowy recepcjonistki można było usłyszeć "Chyba oszalałeś!", "Jak niby wytłumaczysz to szefowi?" i "Ale i tak nie mamy już klientów, Nanako..."

Pani Nanako wróciła z zaplecza z miną męczennicy i kluczem.

– Rezerwacja się nie znalazła, ale jeśli państwo zechcą, oferujemy pokój premium w cenie zwykłego w ramach przeprosin.

– Oczywiście! – ożywiła się Jun, na co Jin i Kazuya głośno westchnęli. A już mieli nadzieję...

– Zatem proszę za mną – powiedziała recepcjonistka i zaprowadziła ich do miejsca ich pobytu.

***

Faktycznie, apartament był "premium".

W standardzie późnych lat osiemdziesiątych.

Boazeria na ścianach, meblościanka w salonie, nawet paprotki krzyczały "jesteśmy nie z tej epoki".

Do jedynych nowoczesnych udogodnień można było zaliczyć kilkucalową plazmę w dużym pokoju i rażąco chiński router Wi-Fi.

Jedyną zaletą tego domku było to, że był położony zaledwie kilka kroków od plaży i miał całkiem przyzwoity taras z (co prawda także wiekowym, ale dobre i to) grillem.

– W lodówce jest szampan, taki prezent na powitanie – oznajmiła pani Nanako z Najsztuczniejszym Uśmiechem Roku 2017™, zanim zniknęła bez śladu.

– Przynajmniej tyle – mruknął Kazuya wykładając swoją niewielką kupkę ubrań do szafy.

Jin natomiast od razu popędził do pomieszczenia mającego pełnić rolę sypialni i rzucił się na metalowe, skrzypiące łóżko.

– Może byś się rozpakował, a nie od razu do telefonu, co? – spytała jego matka, lekko zirytowana.

– Mhm – mruknął jej syn, niewzruszony.

***

Ding! Wiadomość od Asuki, kuzynki chłopaka.

Gruba: JIN TŁUMACZ SIĘ

Gruba: DLACZEGO TEN PSEUDONIM

Emo ciota: bo każdy cię tak nazywa? XDD

Gruba: ostatni raz mówię

Gruba: nie

Gruba: jestem

Gruba: gruba!

Gruba: mam po prostu szerokie ramiona i duże cycki!

Emo ciota: no weź przestań

Emo ciota: tak się już przyjęło

Gruba: ehhhh

Gruba: jak tam wyjazd? XD

Emo ciota: nie wiem czy się śmiać czy płakać.

Emo ciota: pokój wygląda jak z innej epoki, trudno o ciepłą wodę

Emo ciota: na "plaży" jest pełno petów (bo nie wiem czy to gówno można nazwać plażą), jest tam jakieś rozpadające się molo

Emo ciota: trudno o ciepłą wodę pod prysznicem

Emo ciota: no i gniazdko przy moim łóżku jest tak poluzowane, że boję się podłączyć telefon

Gruba: no, faktycznie, weekend marzeń XDDD należało ci się

Emo ciota: jeb się

Zanim Jin zdążył skończyć, przerwał mu Kazuya, wołając go z tarasu:

– JIN!

Czarnowłosy głośno jęknął i zwlókł się z łóżka.

– Co? – spytał przeciągle, z wyrazem wyrzutu w głosie.

– Chcę rozpalić grilla, idź kupić mięso

– Ugh, nie chce mi się – jęknął chłopak.

– Jin, to miał być przyjemny wyjazd – wypomniała mu matka, wylegując się na leżaku w swoim białym bikini w czarne ptaki. – Reszta będzie dla ciebie.

– W takim razie w porządku – mruknął nastolatek i wziął od ojca banknot tysiącjenowy.

Wyszedł z domku trzaskając drzwiami. Kazuya westchnął z ulgą.

– Ładnie wyglądasz w tym bikini – powiedział, z uśmiechem urodzonego podrywacza na ustach.

– Doprawdy? – roześmiała się Jun, po czym przesunęła się bliżej w stronę swojego męża. – Dawno nie słyszałam czegoś takiego z twojej strony...

– A co, nie podoba ci się to? – spytał Mishima, z uniesioną brwią.

– Skąd! To właśnie bardzo dobrze... – powiedziała kobieta z cieniem rumieńca na twarzy. – Może... może otworzylibyśmy tego szampana, co?

– Dobry pomysł – mruknął Kazuya, wstając z krzesła. Wyjął z szafki dwa kieliszki do szampana i ów trunek z lodówki.

– Tylko uważaj, żeby mnie ten korek nie trafił – zaśmiała się Jun, nieznacznie cofając się w leżaku.

– Wątpisz w umiejętności swojego mężulka? – zaśmiał się Japończyk, otwierając butelkę. Jednak nawet po kilkunastu sekundach korek nie chciał wystrzelić. – Co jest?

– Lepiej nie... – powiedziała czarnowłosa, z niepokojem patrząc, jak jej mąż skierowuje butelkę centralnie na swoją twarz. Jednak było już za późno.

– KURWA MAĆ! – krzyknął, gdy korek zaliczył zderzenie z jego czołem.

***

– Jestem! – krzyknął Jin przekraczając próg domku. Niósł siatkę z mięsem i innymi rzeczami potrzebnymi na grilla w prawej ręce, a w lewej miał paczkę czipsów i małą puszkę Red Bulla kupioną za resztę.

– Mhm – mruknął jego ojciec z tarasu. Próbował rozpalić grilla i miał dość sporych rozmiarów plaster na czole.

– Co ci się stało w to czoło? – zaśmiał się, odkładając mięso na blat w kuchni, a swoje zakupy wrzucając pod łóżko.

– Obawiam się, że twój tato nie chce o tym rozmawiać – zachichotała Jun, biorąc kolejny łyk szampana. – Chłopcy, chyba sobie poradzicie moment beze mnie, idę się przebrać, zimno się zrobiło.

– Cholera! – syknął Kazuya, gwałtownie cofając rękę od grilla. Poparzył się.

– Trafisz na OIOM, zanim stąd wyjedziemy – zaśmiała się Jun, znikając w środku.

***

irytujące małe gówno: hej hej hej gej

Jin (pieprzone wcielenie szatana): fajną porę sobie wybrałeś na pisanie do mnie

irytujące małe gówno: łał, nie wiedziałem, że odpiszesz o drugiej w nocy XD

Jin (pieprzone wcielenie szatana): nie mogę spać

Jin (pieprzone wcielenie szatana): komary ;-;

irytujące małe gówno: o nie, faktycznie zjebanie ;-; i feel u
mogę ci dać wirtualnego przytulasa?

Jin (pieprzone wcielenie szatana): nie??????

irytujące małe gówno: :'c

Jin (pieprzone wcielenie szatana): w ogóle zabij mnie, bo jutro z rana idziemy nad jezioro na kajaki z ojcem ;____; (czuję, że prędzej mnie utopi)

irytujące małe gówno: uważaj, żeby komary cię nie zjadły XDD

Jin (pieprzone wcielenie szatana): bardzo śmieszne -.-

irytujące małe gówno: btw, mówiąc o żarciu

irytujące małe gówno: wziąć sos słodko-kwaśny do nuggetsów czy barbecue? XDD

Jin (pieprzone wcielenie szatana): nienawidzę cię ;-;

irytujące małe gówno: nawzajem :***

***

Przepraszam za te rakowe wstawki z messengera, no ale jakoś tak miałam ochotę coś takiego napisać XDD
W każdym razie pa czy coś
I prawdopodobnie bardzo zwolnię z dodawaniem rozdziałów, bo jadę na kolonie na 12 dni i no
Cześć czy co XDD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro