Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3

– Jin? Co to ma znaczyć?!

Jun Kazama była wściekła. Nie dość, że jej syn wrócił grubo po pierwszej w nocy to jeszcze bez pieniędzy i cały w błocie.

– Przepraszam... – mruknął ze spuszczoną głową.

– Chwila... Jin, czy ja czuję alkohol?! Chuchnij! – zarządała kobieta. Jej syn zamiast tego spuścił głowę jeszcze niżej.

– To było tylko jedno piwo...

– Jin... Zawiodłam się... Przecież jesteś niepełnoletni i... (w Japonii pełnoletniość to 20 lat). Co by było gdyby ty i ten twój głupi kolega byście sobie coś zrobili?!

– Po pierwsze, mamo, jestem dość odpowiedzialny, żeby prowadzić motocykl i się nie zabić, a co dopiero pić alkohol, a po drugie, ten "głupi kolega" ma imię!

– Patrzże, jak go wychowałaś – mruknął Kazuya ze swojego gabinetu. – Nie dość, że pije, to jeszcze pyskuje.

– Kazuya, przypominam, że to też twój syn!

– Boże, weźcie przestańcie się kłócić!

– Słuchajcie! – oznajmiła Jun, przerywając zarówno swojemu mężowi jak i synowi. – W naszej rodzinie już od dawna jest coś nie tak, więc... W przyszłym tygodniu wyjedziemy gdzieś wszyscy razem, tylko we trójkę!

– Jun, nie sądzę, żeby to był dobry... – zaczął Kazuya, ale żona znów mu przerwała.

– Wręcz przeciwnie - to jest świetny pomysł, by ta rodzina w końcu się zintegrowała! Żadnych "ale"!

Obaj mężczyźni westchnęli i skinęli głowami na tak. Woleli nie protestować, zwykle spokojna i opanowana Jun była nie do zniesienia, gdy w końcu traciła cierpliwość.

Jin pognał wściekle do swojej sypialni i rzucił się na łóżko. Wyjął z kieszeni zdjęcia, które zrobił sobie z Hwoarangiem. Wpatrywał się w to, na którym rudowłosy Koreańczyk całuje go w policzek.

"Ten idiota... Dlaczego... Dlaczego on to właściwie zrobił?", pomyślał, chowając ową fotografię w swoim zeszycie, do którego nie miał dostępu nikt poza nim. Było to coś w rodzaju pamiętnika, zapisywał tam wszystko, o czym chciał pamiętać, czasem coś nabazgrał... Ale nie przyznałby się do niego nikomu, gdyż sam twierdził, że pamiętniki są "dla bab". Odłożył książeczkę na półkę i westchnął.

"Hwoarang, kiedyś się doigrasz"

***

Poniedziałek
Jin i Hwoarang nie odzywali się do siebie od ponad piętnastu minut odkąd siedzieli w ławce. Zwyczajnie nie wiedzieli, co sobie powiedzieć, po tym... wszystkim, co się zdarzyło.

– Ej, Jin, coś taki markotny? – spytał w końcu Koreańczyk, opierając się mocniej na ławce.

– Jeszcze się pytasz? – westchnął czarnowłosy, owijając kosmyk swoich włosów wokół palca.

– No dobra... To faktycznie... było głupie z mojej strony, okej? Przyznaję się bez bicia – westchnął Hwo, z wyrazem winy na twarzy. – Ale też chciałbym, żeby wszystko wróciło do normy. To jak? Zapomnimy o tym i wszystko po staremu, Kazama?

– Ta – mruknął Jin i uśmiechnął się do przyjaciela. – Wszystko po staremu.

Wtedy jeszcze nie wiedzieli, że ta obietnica miała zupełnie odwrotny wynik...

***

– Drodzy uczniowie! – zaczęła dyrektorka, jak zwykle lekko zachrypniętym głosem i z lekko nieobecnym spojrzeniem. – Mam zaszczyt przedstawić wam waszych nowych kolegów. Oboje przyjechali zza granicy, ugośćcie ich dobrze w naszej szkole i w klasie czwartej D.

– J-jestem Josie Rizal... – zaczęła ciemnoskóra dziewczyna z krótko obciętymi, brązowymi włosami z wielką, czerwoną kokardą. – Pochodzę z Filipin i mam nadzieję, że będzie nam razem miło.

Sprawiała wrażenie osoby bardzo miłej i nieśmiałej jednocześnie.

Usiadła w ławce przy oknie.

Następnie przedstawił się... Przedstawiła się..? Eh, zapomnijmy o tym. Przedstawiło się... coś. Coś czego płci nie można było się domyśleć. Niby miało dziewczęcą twarz, ale szerokie bary i płaska klatka piersiowa mówiła co innego...

– Nazywam się Leo Kliesen – powiedziało coś, odgarniając kosmyk swych jasnoblond włosów za ucho. – Jestem z Niemiec i także mam nadzieję, że nam się będzie układało.

– To chłopak czy... – Jin i Hwoarang zauważyli, że szepnęli to samo w tym samym czasie. Zaczęli się cicho śmiać...

– Co to ma znaczyć?! – huknęła dyrektor, oburzona. – Mamy dwa tysiące siedemnasty rok, myślałam, że jest teraz w ludziach mniej z homofobów i transfobów! Przecież...

Chłopcy poczuli się wyjątkowo niezręcznie. Zanim nauczycielka zdążyła skończyć, "coś" jej przerwało.

– Właściwie, to jestem chłopakiem.

– Oh.

***

Nadszedł czas na lekcję plastyki. Oczywiście, nikt się specjalnie nie angażował w te zajęcia - w końcu przez wszystkich są traktowane jako "dodatkowa szóstka na świadectwo".

– A więc waszym kolejnym tematem pracy będzie "Mój najlepszy przyjaciel - portret" – powiedział nauczyciel, jak zwykle znudzony życiem do granic możliwości. – Technika dowolna, możecie przynieść szkic.

Gdy rozległ się dzwonek, Hwoarang czym prędzej wstał z krzesła i przybrał dość sugestywną pozę i powiedział głosem bardzo przypominającym ich nauczyciela matematyki:

– To co, Kazama, narysujesz mnie jak jedną ze swoich francuskich dziewczyn?

– Ta, i jeszcze najebię pierdyliard róż – zaśmiał się czarnowłosy. – To by było dosyć pedalskie, nie sądzisz?

– Taaa... – Hwo wolał się nie przyznawać do tego, że podobała mu się taka "pedalska" koncepcja.

– Poza tym nie umiem rysować – mruknął Jin, na co Koreańczyk od razu zachichotał, bo przypomniał sobie jego pejzaż z drugiej klasy. Owe dzieło cierpiało na surrealistyczne tło w postaci "chmurek i słoneczka" rodem z rysunków sześciolatków, oczojebną paletę kolorów i generalny brak talentu artysty. – Coś czuję, że na tym "dziele" będziesz jeszcze brzydszy niż w rzeczywistości.

– Jesteś podłym chujem – zaśmiał się Hwo.

***

– Podstawową zasadą w tych działaniach jest pamiętanie wzorów z gimnazjum... Kto jest chętny do rozwiązania tego zadania czwartego?

Jak zwykle nie zgłosił się absolutnie nikt.

– Eh, czy zawsze tak musi być? – westchnął Lee, z wyrazem załamania na twarzy. – To może ty... Josie?

Policzki dziewczyny przybrały kolor soczystej czerwieni i zaczęła się pocić. Była tak mocno zestresowana...

– T-t-tak...

Uczniowie mieli wrażenie, że dziewczyna zaraz zemdleje. Trzęsła się i nie umiała uformować zwykłego równania.

– Wszystko w porządku, panienko Rizal? – spytał srebrnowłosy mężczyzna, przechylając lekko głowę.

– Chyba... chyba nie umiem tego zrobić... – wyszeptała i zemdlała.

– O cholera – powiedział szybko Chińczyk i natychmiastowo wręcz zbladł, a następnie burknął pod nosem: – Mam nadzieję, że nie posądzą mnie znów o napaść, czy co.

– To może ja pójdę do pielęgniarki? – spytał Jin, średnio przejęty sytuacją.

– J-ja pójdę z nim! – zadeklarował Hwoarang, na co Japończyk przewrócił oczami. Ostatnimi czasy rudowłosy zachowywał się trochę jak jakaś atencyjna kurwa.

– W porządku – powiedział Lee, próbując ocucić Josie. – Hej, budzimy się! – próbował także nie zwracać uwagi na jej... bojlery.

"Cholera, człowieku, jesteś od niej dwa razy starszy!", pomyślał, załamany.

***

– Niezłe się z tego szambo zrobiło, co? – zaśmiał się Hwo, spoglądając na przyjaciela, który przebierał się po skończonej lekcji wuefu. Dostali niezły wycisk od nauczycielki, jak zwykle przesadziła... W głowie Koreańczyka po raz drugi tego dnia zrodziła się dość perwersyjna myśl - Jin miał wyjątkowo wysportowane... seksowne ciało.

– Taa... – do Jina dotarły niedawne wydarzenia. W końcu Josie się ocknęła, ale wcześniej zwymiotowała... Prosto na koszulę Lee. – Współczuję jej, dopiero co zaczęła szkołę, a już przydarzyło jej się coś takiego.

– Mhm... Ale pomysł też o tym garniturze... Kurwa, garniaki już same w sobie dużo kosztują, a co dopiero takie, które on nosi... Kupić kolejny z nauczycielskiej pensji...

– Ja bym się tym nie przejmował – zaśmiał się Jin. – Może i jest nauczycielem, ale uwierz mi, śpi na górze złota jak ten smok z Hobbita. Oczywiście w przenośni. Kiedyś prowadził jakąś działalność, opierdalał części do komputerów po niskich cenach... Z tego, co się orientuję, to to było średnio legalne i znalazł pracę, która wpisywała się w jego kwalifikacje po studiach, a tamte zarobione pieniądze wpłacił na konto. Przynajmniej tak się zawsze chwali na spotkaniach rodzinnych.

Minęła chwila, podczas której żaden z chłopaków nie odezwał się ani słowem. Jednak tuż przed wyjściem z szatni rudowłosy postanowił coś powiedzieć:

– Kazama, może w weekend przyjdę do ciebie na nockę? – zapytał jakby od niechcenia, odgarniając przydługawe włosy z dała od oczu.

– Nie ma mowy – westchnął Jin ku rozczarowaniu Hwoaranga. – Matka wymyśliła jakiś "rodzinny wyjazd", no i mam szlaban do końca tygodnia... Za to jedno, pieprzone piwo. – zaśmiał się cicho.

– Spoko – burknął Koreańczyk, a następnie szybko zmienił temat. – A, Jin, masz już wypełnioną tę zgodę na tę wycieczkę do Kioto?

– O, jeszcze nie. Będę musiał zaprzęgnąć mamę albo ojca żeby mi to wypełnili – zaśmiał się. – O, i bierzesz "colę"? – porozumiewawczo uniósł brwi.

– O tak – zarechotał. "Cola" była tak naprawdę owym napojem zmieszanym z sake - może nie smakowało to jakoś szczególnie wybornie, ale przynajmniej "dawało fazę". – To... Do zobaczenia, Kazama!

"Eh, Hwo...", pomyślał Jin, widząc jak niezdarnie jego przyjaciel wywraca się na chodniku przed szkołą.
Ponownie coś w jego głowie... Przeskoczyło. Rozległ się alarm. Alarm, noszący nazwę "Zdecydowanie Zbyt Dużo Przeklinający, Uroczy Rudy Koreańczyk".

Miał ochotę się uderzyć w twarz. "Dlaczego... Dlaczego tak jest..? Czy ja... Czy ja mogę coś... Czy ja mogę coś do niego czuć..?"

***

DUDUDUDUDUDUUDUDUDU
witam
Jest 00:27.
I jestem dumna z siebie, że sklecam przyzwoite rozdziały w tak relatywnie szybkim tempie.
*odpala konfetti i wgl impreza*

no.
I czuję się, jakbym za mocno faworyzowała w tym fiku Lee.
A ignorowała takie istotne postacie jak Jun i Kazuya.
Ale chuj.
No.

To pa czy co xd

Żegnam was tym oto nieśmiesznym memem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro