3
– Jin? Co to ma znaczyć?!
Jun Kazama była wściekła. Nie dość, że jej syn wrócił grubo po pierwszej w nocy to jeszcze bez pieniędzy i cały w błocie.
– Przepraszam... – mruknął ze spuszczoną głową.
– Chwila... Jin, czy ja czuję alkohol?! Chuchnij! – zarządała kobieta. Jej syn zamiast tego spuścił głowę jeszcze niżej.
– To było tylko jedno piwo...
– Jin... Zawiodłam się... Przecież jesteś niepełnoletni i... (w Japonii pełnoletniość to 20 lat). Co by było gdyby ty i ten twój głupi kolega byście sobie coś zrobili?!
– Po pierwsze, mamo, jestem dość odpowiedzialny, żeby prowadzić motocykl i się nie zabić, a co dopiero pić alkohol, a po drugie, ten "głupi kolega" ma imię!
– Patrzże, jak go wychowałaś – mruknął Kazuya ze swojego gabinetu. – Nie dość, że pije, to jeszcze pyskuje.
– Kazuya, przypominam, że to też twój syn!
– Boże, weźcie przestańcie się kłócić!
– Słuchajcie! – oznajmiła Jun, przerywając zarówno swojemu mężowi jak i synowi. – W naszej rodzinie już od dawna jest coś nie tak, więc... W przyszłym tygodniu wyjedziemy gdzieś wszyscy razem, tylko we trójkę!
– Jun, nie sądzę, żeby to był dobry... – zaczął Kazuya, ale żona znów mu przerwała.
– Wręcz przeciwnie - to jest świetny pomysł, by ta rodzina w końcu się zintegrowała! Żadnych "ale"!
Obaj mężczyźni westchnęli i skinęli głowami na tak. Woleli nie protestować, zwykle spokojna i opanowana Jun była nie do zniesienia, gdy w końcu traciła cierpliwość.
Jin pognał wściekle do swojej sypialni i rzucił się na łóżko. Wyjął z kieszeni zdjęcia, które zrobił sobie z Hwoarangiem. Wpatrywał się w to, na którym rudowłosy Koreańczyk całuje go w policzek.
"Ten idiota... Dlaczego... Dlaczego on to właściwie zrobił?", pomyślał, chowając ową fotografię w swoim zeszycie, do którego nie miał dostępu nikt poza nim. Było to coś w rodzaju pamiętnika, zapisywał tam wszystko, o czym chciał pamiętać, czasem coś nabazgrał... Ale nie przyznałby się do niego nikomu, gdyż sam twierdził, że pamiętniki są "dla bab". Odłożył książeczkę na półkę i westchnął.
"Hwoarang, kiedyś się doigrasz"
***
Poniedziałek
Jin i Hwoarang nie odzywali się do siebie od ponad piętnastu minut odkąd siedzieli w ławce. Zwyczajnie nie wiedzieli, co sobie powiedzieć, po tym... wszystkim, co się zdarzyło.
– Ej, Jin, coś taki markotny? – spytał w końcu Koreańczyk, opierając się mocniej na ławce.
– Jeszcze się pytasz? – westchnął czarnowłosy, owijając kosmyk swoich włosów wokół palca.
– No dobra... To faktycznie... było głupie z mojej strony, okej? Przyznaję się bez bicia – westchnął Hwo, z wyrazem winy na twarzy. – Ale też chciałbym, żeby wszystko wróciło do normy. To jak? Zapomnimy o tym i wszystko po staremu, Kazama?
– Ta – mruknął Jin i uśmiechnął się do przyjaciela. – Wszystko po staremu.
Wtedy jeszcze nie wiedzieli, że ta obietnica miała zupełnie odwrotny wynik...
***
– Drodzy uczniowie! – zaczęła dyrektorka, jak zwykle lekko zachrypniętym głosem i z lekko nieobecnym spojrzeniem. – Mam zaszczyt przedstawić wam waszych nowych kolegów. Oboje przyjechali zza granicy, ugośćcie ich dobrze w naszej szkole i w klasie czwartej D.
– J-jestem Josie Rizal... – zaczęła ciemnoskóra dziewczyna z krótko obciętymi, brązowymi włosami z wielką, czerwoną kokardą. – Pochodzę z Filipin i mam nadzieję, że będzie nam razem miło.
Sprawiała wrażenie osoby bardzo miłej i nieśmiałej jednocześnie.
Usiadła w ławce przy oknie.
Następnie przedstawił się... Przedstawiła się..? Eh, zapomnijmy o tym. Przedstawiło się... coś. Coś czego płci nie można było się domyśleć. Niby miało dziewczęcą twarz, ale szerokie bary i płaska klatka piersiowa mówiła co innego...
– Nazywam się Leo Kliesen – powiedziało coś, odgarniając kosmyk swych jasnoblond włosów za ucho. – Jestem z Niemiec i także mam nadzieję, że nam się będzie układało.
– To chłopak czy... – Jin i Hwoarang zauważyli, że szepnęli to samo w tym samym czasie. Zaczęli się cicho śmiać...
– Co to ma znaczyć?! – huknęła dyrektor, oburzona. – Mamy dwa tysiące siedemnasty rok, myślałam, że jest teraz w ludziach mniej z homofobów i transfobów! Przecież...
Chłopcy poczuli się wyjątkowo niezręcznie. Zanim nauczycielka zdążyła skończyć, "coś" jej przerwało.
– Właściwie, to jestem chłopakiem.
– Oh.
***
Nadszedł czas na lekcję plastyki. Oczywiście, nikt się specjalnie nie angażował w te zajęcia - w końcu przez wszystkich są traktowane jako "dodatkowa szóstka na świadectwo".
– A więc waszym kolejnym tematem pracy będzie "Mój najlepszy przyjaciel - portret" – powiedział nauczyciel, jak zwykle znudzony życiem do granic możliwości. – Technika dowolna, możecie przynieść szkic.
Gdy rozległ się dzwonek, Hwoarang czym prędzej wstał z krzesła i przybrał dość sugestywną pozę i powiedział głosem bardzo przypominającym ich nauczyciela matematyki:
– To co, Kazama, narysujesz mnie jak jedną ze swoich francuskich dziewczyn?
– Ta, i jeszcze najebię pierdyliard róż – zaśmiał się czarnowłosy. – To by było dosyć pedalskie, nie sądzisz?
– Taaa... – Hwo wolał się nie przyznawać do tego, że podobała mu się taka "pedalska" koncepcja.
– Poza tym nie umiem rysować – mruknął Jin, na co Koreańczyk od razu zachichotał, bo przypomniał sobie jego pejzaż z drugiej klasy. Owe dzieło cierpiało na surrealistyczne tło w postaci "chmurek i słoneczka" rodem z rysunków sześciolatków, oczojebną paletę kolorów i generalny brak talentu artysty. – Coś czuję, że na tym "dziele" będziesz jeszcze brzydszy niż w rzeczywistości.
– Jesteś podłym chujem – zaśmiał się Hwo.
***
– Podstawową zasadą w tych działaniach jest pamiętanie wzorów z gimnazjum... Kto jest chętny do rozwiązania tego zadania czwartego?
Jak zwykle nie zgłosił się absolutnie nikt.
– Eh, czy zawsze tak musi być? – westchnął Lee, z wyrazem załamania na twarzy. – To może ty... Josie?
Policzki dziewczyny przybrały kolor soczystej czerwieni i zaczęła się pocić. Była tak mocno zestresowana...
– T-t-tak...
Uczniowie mieli wrażenie, że dziewczyna zaraz zemdleje. Trzęsła się i nie umiała uformować zwykłego równania.
– Wszystko w porządku, panienko Rizal? – spytał srebrnowłosy mężczyzna, przechylając lekko głowę.
– Chyba... chyba nie umiem tego zrobić... – wyszeptała i zemdlała.
– O cholera – powiedział szybko Chińczyk i natychmiastowo wręcz zbladł, a następnie burknął pod nosem: – Mam nadzieję, że nie posądzą mnie znów o napaść, czy co.
– To może ja pójdę do pielęgniarki? – spytał Jin, średnio przejęty sytuacją.
– J-ja pójdę z nim! – zadeklarował Hwoarang, na co Japończyk przewrócił oczami. Ostatnimi czasy rudowłosy zachowywał się trochę jak jakaś atencyjna kurwa.
– W porządku – powiedział Lee, próbując ocucić Josie. – Hej, budzimy się! – próbował także nie zwracać uwagi na jej... bojlery.
"Cholera, człowieku, jesteś od niej dwa razy starszy!", pomyślał, załamany.
***
– Niezłe się z tego szambo zrobiło, co? – zaśmiał się Hwo, spoglądając na przyjaciela, który przebierał się po skończonej lekcji wuefu. Dostali niezły wycisk od nauczycielki, jak zwykle przesadziła... W głowie Koreańczyka po raz drugi tego dnia zrodziła się dość perwersyjna myśl - Jin miał wyjątkowo wysportowane... seksowne ciało.
– Taa... – do Jina dotarły niedawne wydarzenia. W końcu Josie się ocknęła, ale wcześniej zwymiotowała... Prosto na koszulę Lee. – Współczuję jej, dopiero co zaczęła szkołę, a już przydarzyło jej się coś takiego.
– Mhm... Ale pomysł też o tym garniturze... Kurwa, garniaki już same w sobie dużo kosztują, a co dopiero takie, które on nosi... Kupić kolejny z nauczycielskiej pensji...
– Ja bym się tym nie przejmował – zaśmiał się Jin. – Może i jest nauczycielem, ale uwierz mi, śpi na górze złota jak ten smok z Hobbita. Oczywiście w przenośni. Kiedyś prowadził jakąś działalność, opierdalał części do komputerów po niskich cenach... Z tego, co się orientuję, to to było średnio legalne i znalazł pracę, która wpisywała się w jego kwalifikacje po studiach, a tamte zarobione pieniądze wpłacił na konto. Przynajmniej tak się zawsze chwali na spotkaniach rodzinnych.
Minęła chwila, podczas której żaden z chłopaków nie odezwał się ani słowem. Jednak tuż przed wyjściem z szatni rudowłosy postanowił coś powiedzieć:
– Kazama, może w weekend przyjdę do ciebie na nockę? – zapytał jakby od niechcenia, odgarniając przydługawe włosy z dała od oczu.
– Nie ma mowy – westchnął Jin ku rozczarowaniu Hwoaranga. – Matka wymyśliła jakiś "rodzinny wyjazd", no i mam szlaban do końca tygodnia... Za to jedno, pieprzone piwo. – zaśmiał się cicho.
– Spoko – burknął Koreańczyk, a następnie szybko zmienił temat. – A, Jin, masz już wypełnioną tę zgodę na tę wycieczkę do Kioto?
– O, jeszcze nie. Będę musiał zaprzęgnąć mamę albo ojca żeby mi to wypełnili – zaśmiał się. – O, i bierzesz "colę"? – porozumiewawczo uniósł brwi.
– O tak – zarechotał. "Cola" była tak naprawdę owym napojem zmieszanym z sake - może nie smakowało to jakoś szczególnie wybornie, ale przynajmniej "dawało fazę". – To... Do zobaczenia, Kazama!
"Eh, Hwo...", pomyślał Jin, widząc jak niezdarnie jego przyjaciel wywraca się na chodniku przed szkołą.
Ponownie coś w jego głowie... Przeskoczyło. Rozległ się alarm. Alarm, noszący nazwę "Zdecydowanie Zbyt Dużo Przeklinający, Uroczy Rudy Koreańczyk".
Miał ochotę się uderzyć w twarz. "Dlaczego... Dlaczego tak jest..? Czy ja... Czy ja mogę coś... Czy ja mogę coś do niego czuć..?"
***
DUDUDUDUDUDUUDUDUDU
witam
Jest 00:27.
I jestem dumna z siebie, że sklecam przyzwoite rozdziały w tak relatywnie szybkim tempie.
*odpala konfetti i wgl impreza*
no.
I czuję się, jakbym za mocno faworyzowała w tym fiku Lee.
A ignorowała takie istotne postacie jak Jun i Kazuya.
Ale chuj.
No.
To pa czy co xd
Żegnam was tym oto nieśmiesznym memem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro