Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2

Piątkowe popołudnie.
Każdy z klasy trzeciej F już marzył o wyjściu z lekcji. Jednak musieli jeszcze wytrwać przez lekcję wychowania seksualnego i przez wywody pana Lee na temat prezerwatyw.

– Wiecie zapewne, że kondomy są jedną z najskuteczniejszych metod antykoncepcyjnych, ale niestety mają jedną wadę - wiele z nich w naprawdę szybkim tempie pęka. Wtedy pękają nie tylko one - ale pękają także wasze marzenia i pragnienia o nie zajściu w ciążę, lub złapaniu jakiegoś wenera.

Cała klasa wybuchła śmiechem, co obudziło Asukę śpiącą w ostatniej ławce przy oknie. Srebrnowłosy posłał jej ganiące spojrzenie, jednak na tym się skończyło.

Nastolatka nadal przeżywała swoją porażkę w walce z Lili de Rochefort, jej odwieczną rywalką. Gdy tylko blondynka zmieniła szkołę i po raz pierwszy przedstawiła się klasie wtedy drugiej F, Japonka już wiedziała, że znalazła rywalkę. Próbowały się prześcignąć we wszystkim - w walce, w ocenach, nawet w liczbie znajomych na facebook'u. Asuka westchnęła ze zrezygnowaniem.

– Panienko Kazama – zaczął Lee, jak zwykle ze swoim nienagannym uśmiechem o śnieżnobiałych zębach. – Skoro ta lekcja jest dla ciebie aż tak nieciekawa, to może pomogłabyś w przygotowaniu ciekawszej? O, możesz na przykład przygotować prezentację. Co sądzisz o "Menstruacji przez wieki"?

– Nie, ja...

– Dobrze, zatem dostaniesz "Pośladki jako przedmiot pożądania". Nie mam więcej tematów, dziękuję.

– A-ale... – oburzyła się dziewczyna. Jej protest przerwał dzwonek, który zadziałał na nauczyciela jak jakiś odstraszacz, bo jak kilka sekund temu siedział wygodnie w swoim fotelu przy biurku, tak teraz nie było po nim śladu. – JEB SIĘ, DZIADU!

Jej gniew pogłębiła sama Lili, która wychodząc uśmiechnęła się do niej słodko i wystawiła język.

– Biedna jesteś – powiedziała, cicho chichocząc.

– JAK JA CI ZARAZ PRZYWALĘ...

***

Kazuya siedział w swoim gabinecie przeglądając papiery, donośnie przy tym wzdychając. "Te rachunki kiedyś mnie wykończą", pomyślał, wypełniając w komputerze dane do przelewu. Rachunek za prąd jak zwykle był jego zdaniem o wiele za wysoki.
"To przez Jina i te jego głupie gierki i siedzenie do późna".

O wilku mowa, można by było rzec, gdy w drzwiach pomieszczenia pojawił się właśnie jego syn.

– Gdzie się wybierasz taki odstrzelony? – spytał Kazuya mierząc swojego potomka wzrokiem. Miał na sobie szarą yukatę, której normalnie by nie założył, bo nienawidził każdego ubrania, które było bardziej skomplikowane niż t-shirt lub bluza i para dżinsów.

– Na festiwal – westchnął Jin, na co jego ojciec cicho się roześmiał.

– Widzę, że trauma z dzieciństwa ci przeszła?

– Niby tak, ale... Eh, robię to tylko ze względu na Hwoaranga.

– Mhm. Tylko wróć o w miarę rozsądnej godzinie, żeby matka się znów nie denerwowała – syn Kazuyi w reakcji na te słowa mocno przewrócił oczami.

Jin nie wiedział jednak, że ojciec w głębi duszy też się o niego martwił, słowa "żeby matka" w jego ustach zwykle miały znaczenie brzmiące: "żebym JA i matka". Po prostu nie chciał się przyznać do miłości do swego syna.

– To... pa.

Hwoarang już stał przed domem. Jin pokusiłby się o stwierdzenie, że Koreańczyk w kimonie wyglądał jeszcze gorzej niż on sam. Naprawdę nie było mu do twarzy w ciemnej zieleni. Czarnowłosy zaczął cicho się śmiać.

– Nie śmiej się, zjebie, nie wyglądasz lepiej – prychnął Hwoarang z szyderczym uśmiechem. Faktycznie, wyglądali, jakby mieli zamiar kręcić jakiś azjatycki remake "Głupiego i Głupszego". – Cholera, ale to niewygodne – dodał, drapiąc się po części ciała, w której plecy tracą swoją szlachetną nazwę

– Idziemy? – spytał Jin, próbując nie patrzeć na przyjaciela, który właśnie skończył tamtą niezbyt apetyczną czynność.

– Mhm.

***

Szybko dotarli na miejsce. Plac tętnił życiem, zarówno Hwoarang jak i Jin przypuszczali, że zeszła się połowa miasteczka.

Xiao, Alisa i Asuka już na nich czekały. Kazama musiał przyznać, że wyglądały w kimonach o niebo lepiej, niż on i Hwoarang. Jedynie Ali odstawała od towarzystwa, bo nosiła dość krótką białą, falbankową sukienkę.

– Hej, Jin! – powiedziała Xiaoyu, znów zapominając o Koreańczyku stojącym tuż przy obiekcie jej zainteresowania.

Asuka jedynie mruknęła "siema" pod nosem, wyjątkowo naburmuszona, co zupełnie nie pasowało do jej uroczego stroju, jakim była różowa hakama i kwiatki wpięte w jej krótkie włosy.

– Słyszałem już o tym twoim pro... – oznajmił Koreańczyk, jednak Asuka natychmiast mu przerwała.

– Każdy wie, no! Nie pogrążajcie mnie – chlipnęła, na co Jin cicho się roześmiał. – Nie śmiej się!

– Będzie w porządku, Asuka – różowowłosa Rosjanka obdarzyła kuzynkę Jina jednym ze swoich najładniejszych uśmiechów.

– Dobra, laski, nie użalajcie się nad sobą, tylko chodźmy gdzieś! – powiedział Hwoarang. Jego przyjaciel aż jęknął i przewrócił oczami, był załamany kiepskim wyczuciem Koreańczyka.

Dziewczyny bez szczególnych protestów spełniły ową prośbę.

Można było dostać oczopląsu od ilości kolorów na festiwalu. Wszyscy byli roześmiani, rozanieleni...

– Jin! Chodźmy tutaj! – krzyknął rudowłosy z podekscytowaniem. Wskazywał na jedno z tych stoisk typu "nieważne, ile będziesz próbował, i tak nie wygrasz tej pieprzonej maskotki". Trzeba było ustrzelić pięć kaczek z wiatrówki.

– Chyba sobie żartujesz, Hwo – jęknął Jin, gdy jego przyjaciel podał kobiecie obsługującej owo stanowisko pięćdziesiąt jenów.

– Cicho, psie, zobaczysz, jak to się robi w Korei! – zaśmiał się i zaczął celować.

– Nie wygra – szepnęła Alisa, na co wszyscy zwrócili głowę ku niej. – Te gry są ustawione tak, żeby szanse na wygraną były jak najbliższe zeru.

Zgodnie z jej tezą rudowłosy ustrzelił zaledwie jedną kaczkę.

– Cholera, ja pierdolę, pies to jebał! – zaczął się drzeć, a następnie się naburmuszył: – Chciałem tę maskotkę Doraemona.

Wszystkie dziewczyny zaczęły się histerycznie śmiać.

– I ty chcesz wstąpić do wojska? Proszę cię, z takim celem zdejmą cię jako pierwszego! To teraz zobaczymy jak mi pójdzie! – zarechotała Asuka, rzucając kasjerce pięćdziesiąt jenów. "Następna", pomyślał Jin, zażenowany sytuacją.

Także ona poległa, "zdejmując" zaledwie dwie kaczki.

– Widzisz? To przecież niemożliwe, do chuja pana! – krzyknął Hwo.

– Eh, odsuńcie się – westchnął Jin. Wygrzebał z kieszeni pięćdziesiąt jenów w niskich nominałach i chwycił za broń.

– Dalej, Jin! – dopingowała go Xiao.

Jedna. Dwie. Trzy. Czwarta. Piąta...

– Gratulacje! – powiedziała kobieta z obsługi ze szczerym uśmiechem. Chyba faktycznie była zaskoczona tym, że ktoś w końcu wygrał. – Proszę wybrać nagrodę!

Chłopak wybrał dużą, pluszową pandę i podał ją Xiao.

– Dzięki, Jin! – uściskała chłopaka, co sprawiło, że poczuł się niezwykle niezręcznie.

– Mogę spróbować jeszcze raz? – spytał Kazama, trzymając już kolejne pięćdziesiąt jenów.

– Oczywiście... – odparła kobieta, delikatnie zdziwiona. Podała chłopakowi wiatrówkę.

Znów ustrzelił wszystkie pięć. Tym razem wziął upragnioną przez Hwoaranga maskotkę Doraemona.

– Nie chciałem, żebyś poczuł się gorszy – zaśmiał się, wciskając przyjacielowi pluszaka.

– N-nie jestem jakąś laską, żebyś dla mnie maskotki wygrywał, dziwaku! – prychnął Koreańczyk.

– Zapamiętam to sobie, wiesz?

– N-nie no, bardzo z twojej strony miło, ale... No kurwa, Kazama!

– Chłopaki, nie kłóćcie się, tylko chodźmy zjeść takoyaki! Ja stawiam! – krzyknęła Xiaoyu, rozanielona.

– Takoyaki za darmo? Wchodzę! – zaśmiał się Jin. Hwoarang jedynie mruknął pod nosem "niech będzie".

***

– Tanie samowary!

– Garnki!

– Mydło domowej roboty!

– Kolekcja różnorodnych gówien po moich synach!

Wiosenny festiwal był nie tylko okazją, by się zabawić - dla niektórych była to najlepsza w roku okazja, by obkupić się w najróżniejsze mniej lub bardziej przydatne przedmioty.

Ku zdziwieniu Jina, sprzedawcą "różnorodnych gówien" był nie kto inny jak... Jego dziadek, Heihachi Mishima.

– Szybciej idźcie i głowy w dół – poinstruował cicho swoje towarzystwo.

Mężczyzna nawet nie zwrócił na nich uwagi, ale oni na niego - owszem. Hwoarang zszokowany wpatrywał się w imponującą kolekcję mang, w tym takie o mocno sugestywnej tematyce (w tym dużo yaoi), srebrne utensylia kosmetyczne, dziesiątki par tenisówek, i książkę "Światowa dominacja na 666 sposobów - czyli satanizm dla opornych".

– Hej! – zaaferowała się Xiaoyu kilkanaście metrów dalej. – Patrzcie! Budka fotograficzna!

Dziewczyny zaczęły piszczeć jak dzikie zwierzęta i niezwłocznie popędziły do owej budki, by narobić sobie zdjęć.

– Moje bębenki – jęknął Jin.

– Też chcesz sobie zrobić zdjęcia? – zapytał Koreańczyk, śmiejąc się.

– Czemu nie – odparł Kazama z uśmiechem. – To był całkiem przyjemny dzień, no, może z wyjątkiem tego spotkania z dziadkiem.

Hwoarang obdarzył Jina wybuchem gromkiego śmiechu. W głowie Japończyka zakiełkowała myśl, że jego śmiech jest wyjątkowo melodyjny.

W końcu po kilkunastu minutach dziewczęta wyszły z budki z przesłodzonymi do granic możliwości zdjęciami. Chichotały jak szalone.

– Jin, ładnie wyszłam? – spytała Xiao, pokazując jedno ze zdjęć. Chłopak pomyślał, że dziewczyna jest dzisiaj wyjątkowo nachalna.

– Mhm – odparł, na co ona westchnęła. Oczekiwała jakiejś bardziej rozbudowanej odpowiedzi...

– Kazama, chodź – zaśmiał się Hwo i wciągnął go do budki. Wrzucił pieniądze do automatu. – Zróbmy coś głupiego, no nie wiem, na przykład...

– ...na przykład zdjęcie na którym dostajesz ode mnie w twarz?

– Nie! O, sory! – Koreańczyk przypadkowo wcisnął przycisk odpowiadający za zrobienie zdjęcia. Pierwsza fotografia wyglądała jak z jakiegoś koszmaru, Jin miał zeza, a Hwo wyjątkowo zdziwioną minę. Drugie było jeszcze dziwniejsze...

Jin poczuł na swoim policzku coś miękkiego, jakby...
Poczuł usta Hwoaranga całujące jego policzek.

– IDIOTO!

***

Khy khy khy
Czemu ja to robię, eh. Przecież ten fandom nawet nie istnieje w Polsce XXDD
ale whatever. Piszę bo mogę czy co
Narazie XD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro