15
Dni mijały szybciej, niż ktokolwiek mógłby się tego spodziewać. W końcu nadszedł dzień upragniony przez wszystkich uczniów, oraz tym bardziej nauczycieli - zakończenie semestru i początek wakacji. Do tego upragnionego momentu zostało tylko parę chwil - klasa czwarta F musiała przebrnąć jeszcze przez ostatnią w tym semestrze lekcję matematyki, chociaż lekką przesadą byłoby nazwanie tego zgromadzenia "lekcją". Korzystając z tego, że oceny były wystawione, a klasa nadrobiła cały materiał przewidziany na ten semestr, Lee postanowił im odpuścić i pozwolić im robić, co tylko dusza zapragnie, zatem uczniowie zbijali bąki na wszelkie możliwe sposoby - dziewczyny chichocząc rozmawiały o tym, jakie mają plany na wakacje i jakie sklepy odwiedzą podczas letnich wyprzedaży, co niektórzy urządzili sobie małe LAN party i grali w Monster Huntera na PSP, a sam nauczyciel beztrosko przeglądał swoje social media na laptopie, jedząc przy tym lunch, którego nie było dane mu najwyraźniej wcześniej zjeść i popijając kawą.
– Jak to, jak to "zostawiam cię"?! – "krzyknął" szeptem Hwoarang, zasłaniając usta ręką. Oglądał jakąś dramę i jego ulubiona postać kobieca właśnie rzuciła swojego chłopaka.
– Nie rozumiem cię, Hwo, przecież on ją traktował jak gówno, przynajmniej w tym odcinku – mruknął Jin, który niby mimowolnie wkręcił się w oglądanie, dzięki altruizmowi Koreańczyka, który włączył japońskie napisy.
– Nie rozumiesz... przecież oni się kochali od drugiego sezonu, do jasnej cholery!
– Racja, nie jestem w fandomie, co? – zaśmiał się czarnowłosy, odgarniając kosmyk włosów z czoła.
– Żebyś wiedział, ten serial ma za sobą długą historię – mruknął Hwoarang, a po chwili całkiem zmienił temat i spytał: – To co? Uczcimy jakoś początek wakacji, co, Kazama?
– Chętnie, ale dzisiaj już mam coś do zrobienia... – mruknął Jin. – Dziadkowie są skłonni mi zapłacić za uprzątnięcie strychu...
– Co?! Pierwszy dzień wakacji, a ty będziesz sprzątał jakiś strych? No, no, ambitne plany, nie powiem – roześmiał się Hwoarang, a następnie dodał, trochę ciszej: – A ile ci płacą..?
– Trzy tysiące jenów – mruknął Kazama.
– Kurwa mać, robisz interes życia, mi tyle płacą za dwa dni pracy! – zaaferował się Hwo. – Słuchaj, jakbym... poszedł z tobą i ci pomógł... odstąpiłbyś z tysiaka..?
– A po co ci więcej pieniędzy? Chcesz uzupełnić swoją kolekcję figurek z Love Live? – zarechotał Japończyk.
– Nie mam żadnej kolekcji figurek! – naburmuszył się rudy. – Nie jestem jakimś chorym otakusem, czy co!
– No dobra, dobra. Każdemu się przydaje dodatkowa kasa, rozumiem. Spytam tylko, czy możesz przyjść i no... Eh, dzięki, w sumie nie wiem, czy zniosę ich towarzystwo samemu.
– Nie masz za co dziękować – zaśmiał się Hwo, lekko się przysuwając do chłopaka. Relacje pomiędzy nimi faktycznie się zmieniły - nie powiedzieliby, że są tylko przyjaciółmi, ale obaj także w życiu by się nie przyznali do tego, że chcieliby przejść na status pary. Gdyby mieli określić to statusem na Facebooku - byłoby to "skomplikowane".
W końcu rozległ się dzwonek i wraz z nim okrzyki radości uczniów, którzy szturmem wybiegli z klasy.
– Do zobaczenia! Czy co..? – westchnął Lee, zwijając się z biurka nauczyciela. Ostatnia lekcja w semestrze, huh? Był pewien, że dwa miesiące urlopu dobrze mu zrobią - nawet jeżeli pod wpływem decyzji, którą podjął po pijanemu z Jun będzie musiał spędzić dziewięć dni w towarzystwie Kazuyi na wakacjach w Rzymie. Owszem, Rzym i ogólnie Włochy były dla niego bardzo kuszącą propozycją - uwielbiał kuchnię włoską, wina, kawę, ogólnie wszystko - nawet znał trochę włoskiego (Podstawowe zwroty takie jak "Dov'è il bagno?", "Un vetro di vino rosso per favore", "Ciao bella/bello" i "vaffanculo" miał opanowane do perfekcji), ale towarzystwo jego brata... aż się wzdrygnął. Poza tym... jeszcze ten cholerny obóz pod namiotem "dla dobrych uczniów". Szczerze mówiąc, bał się tego - w zeszłym roku, gdy jechał tam jako wychowawca po raz pierwszy, dziewczyna zatrzasnęła się w łazience i czekali trzy godziny na kogoś, kto byłby w stanie wyważyć przedpotopowe, żelazne drzwi od bunkra jakim była łazienka damska.
Westchnął ciężko i wyszedł z klasy. "Będzie się działo", pomyślał, zamykając drzwi od sali.
– Jin, zaczekaj, do cholery! – wrzasnął Hwoarang, biegnąc za chłopakiem po schodach. – Gdzie tak pędzisz, hę?!
Zanim czarnowłosy zdołał odpowiedzieć, brutalnie mu przerwano, a konkretniej wpadł na Xiaoyu.
– Ała! – zaszlochała dziewczyna, chwytając się za głowę.
– Xiaoyu-chan, nic ci nie jest?! – krzyknęła Miharu, która jak zwykle była "ogonkiem" Ling, czyli chodziła za nią niczym cień.
– Cholera, Xiao, przepraszam! – zaaferował się chłopak.
Hwoarang patrzył na to z zaciekawieniem. Dlaczego miał wrażenie, że to zderzenie było w stu procentach zaplanowane?
– Nie, nic nie szkodzi – zaśmiała się nerwowo dziewczyna, szybko się otrzepując i wstając z podłogi. – Co tam porabiacie? My idziemy do chramu modlić się za oceny Asuki, idziecie z nami? – zaśmiała się. Kuzynka Jina musiała zdawać w sierpniu poprawkę z matematyki, a z jej umiejętnościami chyba faktycznie tylko jakieś bóstwo było w stanie pomoc...
– Nic szczególnego – odpowiedział jej Koreańczyk, zanim Kazama chociażby zdołał się wypowiedzieć.
– Ta, mamy coś do zrobienia i nie możemy pójść – dokończył Jin, wymownie patrząc na rudego.
– Ooo... szkoda – westchnęła dziewczyna. "Misja się nie powiodła, odwrót!", ta myśl momentalnie zabrzmiała w jej głowie. – Dobra, w każdym razie... musimy się zbierać, hej! – rzuciła się biegiem w kierunku szafek.
– XIAOYU, WARIATKO, POCZEKAJ! – krzyknęła Miharu i pognała za nią. Gdy w końcu Xiao się zatrzymała, Japonka zaczęła: – A nie mówiłam, że lepiej będzie po prostu go zaprosić na tę randkę, czy co?!
– Chyba oszalałaś! – zaszlochała czarnowłosa. – Wstydzę się mu o tym powiedzieć... a poza tym... Ja czuję, że on może... mieć kogoś innego, czy co...
– Śmiało, pytaj się go, czy ma dziewczynę – westchnęła brunetka, bawiąc się włosami. Była już odrobinę zmęczona "podchodami" Xiao.
– Tym bardziej oszalałaś! – pisnęła, ale po chwili jakby ją olśniło i oznajmiła: – Wiem! Spytam Hwoaranga, przecież są najlepszymi przyjaciółmi i on powinien wiedzieć, czy Jin oby nie ma dziewczyny!
– Xiaoyu, wątpię, żeby to był dobry... – zanim zdołała jej odpowiedzieć, Ling była już przy rudym i zaczęła go zagadywać. – XIAOYU!
***
Xiaoyu wciągnęła Koreańczyka do schowka na miotły. Mówiąc szczerze - trochę się bał. W końcu, kto normalny zaciąga kogoś specjalnie do ciasnego, śmierdzącego stęchlizną schowka by porozmawiać?
– O czym chciałaś porozmawiać..? – spytał, skonfundowany.
– Słuchaj – zaczęła. – Bo... ja... ostatnio Jin jest jakiś... inny... i no.... ja... to n-nie tak, że on mi się p-p-podoba, ale... Czyonmadziewczynęproszęodpowiedzmi! – ostatnie zdanie wyrecytowała jak jedno słowo.
– Tak – wyrwało się Koreańczykowi. Perfidnie skłamał. Miał ochotę uderzyć się w twarz. "Co ty gadasz, idioto?! Czy ty jesteś kurwa zazdrosny?".
– COOO?! Jak ma na imię? – krzyknęła czarnowłosa. Jej serce rozpadło się na tysiąc kawałków. Jak to, jej Jin miał dziewczynę?!
– Hw... Znaczy, no... Nie wiem
– H... Haruka z jego klasy?! O nie, nie wierzę! Jest ładniejsza, i to pewnie dlatego się z nią spotyka, hę? – Xiaoyu zaczęła płakać.
– Ling... – zanim zdołał cokolwiek powiedzieć, dziewczyna z płaczem wybiegła z pomieszczenia.
Rudy westchnął i zsunął się na podłogę do pozycji siedzącej opierając się plecami o ścianę. Mógł tak siedzieć w nieskończoność, gdyby nie Jin, który po kilku minutach postanowił zawitać w owym kantorku.
– Wiesz, co się stało Xiao? – spytał, skonsternowany.
– Nie mam pojęcia – skłamał ponownie Koreańczyk.
***
Heihachi Mishima jak zwykle oddawał się popołudniowej lekturze lokalnej gazety i sączeniu zielonej herbaty w akompaniamencie swojej ulubionej audycji radiowej z kursami walut i akcjami na giełdzie. Była to jedna z niewielu czynności, która sprawiała mu prawdziwą przyjemność, więc możecie sobie tylko wyobrazić jego niezadowolenie gdy usłyszał "Heihachi, pójdziesz otworzyć drzwi?" wypowiedziane przez Kazumi. Ciężko westchnął i rzucił gazetę zwiniętą w rulon na stół.
Podszedł ciężkim krokiem do drzwi i otworzył. Przed jego oczami ukazał się jego wnuk, Jin, oraz Hwoarang. Mężczyzna wiedział, że Koreańczyk będzie "asystował" Jina - już mu się to nie podobało. Według Heihachiego, Hwoarang był "rudym farbowanym orangutanem z przygłupim ryjem". Dość poetyckie i kwieciste porównanie, nie powiem.
– Hej – mruknął i ich wpuścił. Zanim zdołał cokolwiek dodać (niespecjalnie chciał), ubiegła go Kazumi, wręcz znikąd zjawiając się w korytarzu.
– Cześć, Jin! – posłała mu sztucznie wyglądający uśmiech i pocałowała go w policzek. Szybko spojrzała na rudego trochę mniej pochlebnym spojrzeniem. Koreańczyka momentalnie zalał zimny pot. Miał wrażenie, że w oczach czarnowłosej można było zobaczyć otchłań piekła. – Zdejmijcie buty, proszę, podam wam zaraz jakieś kapcie. Ho...Waran z Komodo..? – Japonka miała poważne problemy z zapamiętaniem imienia Hwo.
– Hwoarang... – powiedział rudzielec, wymuszając lekki uśmiech. Jin walczył z chęcią wybuchnięcia śmiechem. Słyszał już wiele przekręceń imienia swojego przyjaciela, ale HoWarana z Komodo jeszcze nie było.
– Hwoarang... Jaki masz rozmiar buta? – spytała kobieta, grzebiąc w szafie pełnej kapci. Kazumi bardzo pilnowała, aby nikt nie zabrudził jej podłogi.
– Czterdzieści... – westchnął. Miał dość mały rozmiar buta, co lekko mówiąc delikatnie uprzykrzało mu życie przy kupnie obuwia. Nie raz zdarzyło mu się kupić damskie buty...
– O, możesz wziąć te! – oznajmiła kobieta, wyciągając z szafy... parę wyraźnie damskich kapci z podobizną Hello Kitty.
Tym razem chęć roześmiania się była silniejsza, niż wola Jina i ryknął donośnym śmiechem.
***
Na wstępie - przepraszam za długą przerwę.
No ale... szkoła i w ogóle 😞
Dobra, dobra no, nie będę się tłumaczyć - prawda jest też taka, że trochę straciłam motywację (ALE NIE WENĘ!).
Lecz nie bójcie nic - rozdziały były, są i będą - tylko będą trochę rzadziej, no.
Potraktujcie te 300 słów więcej, niż zwykle jako bonus za cierpliwość XD
Dziękuję i do następnego! c:
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro